Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2007, 22:43   #8
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Przez chwilę Lindis i Bran patrzyli na siebie w milczeniu. Jedynych dźwięków jakie docierały do ich uszu dostarczały skrzypiące okiennice oraz znajdujące się na zewnątrz świerszcze. Cała sytuacja wydawała się dziewczynie tak dziwna, że zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno nie jest to kolejny sen. Szybko jednak uświadomiła sobie, że jest to rzeczywistość gdy poczuła kolejny silny podmuch wiatru, który sprawił, iż zadrżała z zimna. Nie czekając na zaproszenie weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Nadal przyglądała się Cernachowi oczekując, że wytłumaczy jej kim był nieznajomy i o co tutaj w ogóle chodzi. Bardziej prawdopodobne wydawało jej się, że będzie próbował coś zełgać albo zbyć ją jakąś wymijającą odpowiedzią.
Tymczasem Bran nie przerywając milczenia wstał i podniósł z ziemi swoją torbę, po czym zaczął chodzić po całej chacie odnajdując różne artykuły i pakując je do środka. We wnętrzu panował półmrok, a ruchy mężczyzny były bardzo szybkie, tak więc Lindis nie mogła dostrzec czym były tajemnicze przedmioty.
Przedłużająca się cisza i wyraźny niepokój Brana skłonił ją do zabrania głosu:
- Nie zamierzasz mi wytłumaczyć co tutaj zaszło?
Cernach nie reagował. Nawet na nią nie spojrzał, a nawet jeśli, to zrobił to na tyle dyskretnie, że tego nie dostrzegła. Po chwili w jego torbie znalazło się już wszystko co było mu potrzebne. Mężczyzna stanął przed frontowymi drzwiami a jego dłoń zawisła w powietrzu kilka centymetrów od klamki. Bran odwrócił głowę i ujrzał stojącą po przeciwnej stronie komnaty Lindis z założonymi rękami i malującym się na twarzy zniecierpliwieniem.
- Mam... pewną sprawę do załatwienia. - jego głos nie brzmiał tak pewnie jak dotychczas. Z łatwością można się było domyślić, że próbuje coś ukryć. Nie starał się nawet znaleźć jakichś wymyślnych wymówek. Mówił te słowa tylko i wyłącznie dlatego, iż wydawało mu się to właściwym w tej sytuacji.
- Wrócę za kilka dni. Olaf się tobą zaopiekuje więc nie ruszaj się stąd. Po powrocie wszystko ci wytłumaczę... Bywaj...
Nie czekając na jej odpowiedź opuścił chatę i szybko się oddalił. Lindis wyszła na zewnątrz zaraz po nim, jednak jej oczy nie mogły już odnaleźć w ciemnościach jego postaci. Stała tak jeszcze przez jakiś czas po czym zniechęcona wiatrem i chłodem wróciła do środka.
Usiadłszy na tym samym co wcześniej krzywym stołku, usiłowała poukładać sobie wszystko w głowie. Nie wychodziło jej to jednak zbyt dobrze. W całej tej historii było stanowczo zbyt wiele pytań pozbawionych odpowiedzi. Dziewczyna odnosiła wrażenie, ze z każdą chwilą wie coraz mniej, a jednocześnie ta niewiedza potęgowała jej ciekawość. Zaczynała się jednak coraz bardziej niepokoić tym, co się wokół niej dzieje oraz rozważać, czy nie byłoby najrozsądniej uciec stąd jak najdalej póki jest okazja. Perspektywa samotnej wędrówki przez Mroczną Puszczę nie wydawała się jednak wcale zachęcająca. A tutaj... nie wygląda na to, żeby ktoś zamierzał ją skrzywdzić. Przyszło jej do głowy, że jej tymczasowy gospodarz mógłby jej udzielić jakichś informacji. W końcu wszystko wskazywało na to, że zna Brana od dość dawna. "Tylko gdzie się teraz podziewa ten McCormac... nie McCorn... McCormic... tak, chyba tak". Lindis postanowiła sprawdzić czy nie ma go w sąsiednim pomieszczeniu, jednak zanim zdążyła zrealizować to zamierzenie, frontowe drzwi otworzyły się z hukiem i ukazała się w nich jakaś niewysoka postać. W pierwszym momencie dziewczyna drgnęła przerażona i niemal spadła z taboretu. W chwilę później przybysz zataczając się lekko zrobił dwa kroki do przodu, a gdy mizerne światło padło na jego twarz Lindis rozpoznała w nim Olafa. Zatrzymanie się w miejscu przyszło mu nie bez wysiłku, gdyż miał poważne problemy z koordynacją ruchową. Widok pijanego staruszka sprawił, że dziewczyna zapomniała na kilka sekund o swoich problemach i nawet cichutko zachichotała. Olaf spojrzał na nią próbując skupić wzrok, po czym przemówił dość niewyraźnym głosem, przez który przebijało rozbawienie.
- Na coooo się tak gapisz słoneczko? Jestem w końcu alchemikiem, nie?
McCormick czknął głośno i niemal stracił przy tym równowagę. Lindis znów chciała się zaśmiać jednak w tym samym momencie przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Na trzeźwo McCormick mógłby nie być zbyt skorym do rozmowy. W końcu cokolwiek się tutaj działo, nie było to nic z rzeczy, o których można usłyszeć od pierwszej lepszej plotkarki. Cała sprawa była bardzo tajemnicza i podejrzana a wszyscy z nią związani zdawali się zobligowani do milczenia. Jednak teraz... "Ledwie trzyma się na nogach, więc może język także mu się rozwiąże..." - pomyślała dziewczyna. Tak czy inaczej wydawało jej się, że warto zaryzykować i wykorzystać tak wyborną okazję. W końcu nie wiadomo czy kiedykolwiek nadejdzie kolejna.
- Ależ oczywiście drogi Olafie - rzekła starając się, by jej głos brzmiał tak słodko i niewinnie jak to tylko możliwe, po czym wstała i zamknęła za nim drzwi, a następnie podała mu taboret, mówiąc:
- proszę, na pewno jesteś bardzo zmęczony.
- tak... taaak... - odparł siadając Olaf - a gdzie się po- podział Bran, co ślicznotko?
- Bran poszedł załatwić jakąś sprawę. Prosił, abyś opowiedział mi wszystko o Panie czy jak on się tam nazywa. To dla mnie bardzo ważne.
Olaf natychmiast spoważniał. Lindis wstrzymała oddech obawiając się, że w jakiś niewyjaśniony sposób odzyskał przytomność umysłu. Po kilku sekundach na jego twarzy znów pojawił się jednak uśmiech. Staruszek zaśmiał się głośno, po czym rzekł.
- No dooobra... jak sobie żyyyczysz kochaniutka...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline