Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2014, 17:05   #15
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://fc02.deviantart.net/fs71/i/2010/163/8/7/Loree_Lamia_by_StandAlone_Complex.jpg[/MEDIA]

Nietoperz siedział wciśnięty za belkę okrytego cieniem sufitu. Ostatni z ludzi odzianych w skórzany fartuch opuścił halę. Zgrzyt pociągniętej dźwigni odebrał lampom energię, pogrążył maszyny w ciemności. Miejsce kaźni, bogato wyposażone w metalowe haki, ostrza, pojemniki i kadzie. Przesiąknięte zapachem krwi i śmierci. Zwierze zwolniło chwyt, zamiotło skrzydłami i szybując na skórzastych błonach zanurkowało w czerwonej cieczy. Tonęło, aż spoczęło na dnie. Posoka zalała jej usta, wypełniała żołądek. Jeden z momentów pozwalających odciąć myśli. Smak wlewający się w gardło przesłaniał cały świat. Chwila bliska wieczności.

Ze zburzonej tafli wyłoniła się głowa, blade ramiona i reszta sylwetki w makabrycznym wydaniu narodzin Wenus. Bogini ociekała krwią. Zaszczyciła puste pomieszczenie spojrzeniem płonących oczu, oblizała oblepione przedramię i rozpłynęła w dym. Ciecz tracąc zaczepienie wampirzego ciała zawisła w powietrzu i strugami opadła do zbiornika.

Dryfowała wzdłuż drogi, ulotna jak wieczorna mgła. Raz po raz omiatana światłami reflektorów, raz po raz rozcinana kołami rozpędzonych pojazdów. Przed nią rosły kontury zajazdu. Napis "Butchery House - Bar-B-Q" tlił się w powietrzu. Promieniował fioletem neonu.

"To już kolejna noc. Kolejna z nocy mej hańby. Ile jeszcze? Cała wieczność brzmi ponuro, okropnie ponuro."

Przez ostatnie lata czas dłużył się niemiłosiernie. Dziewczyna przemierzyła wszystkie okoliczne hrabstwa, sporadycznie zbliżała do centrum. Wtedy zwykle pojawiał się ktoś, kto bardzo chciał z nią walczyć. Unikała tego, wolała się wycofać. Głównie spała, jadła i patrzyła na wyprowadzoną z baru butelkę whiskey. Za życia lubiła alkohol, teraz bardzo jej go brakowało, zwłaszcza teraz.

Z wnętrza lokalu dobiegała muzyka. Zwabiła ją do środka. Chociaż nigdy wcześniej nie słyszała tej melodii, wydawała się dziwnie znajoma. Zobaczyła opustoszałe wnętrze, jedynie kilku bywalców, niewielu przejezdnych. Zajęci swoimi sprawami. Pogrążeni w rozmowach, wpatrzeni w talerze. Piosenka płynąca z szafy grającej rodziła w niej niepokój. Nie mogła wyzbyć się cierpkiego uczucia, że coś jest nie tak, bardzo nie tak.

El Diablo you are like a fountain blowing dust
Peddler of delusion, dire confusion and disgust
As you hook your mark with joyous heart you up the price
Take your pleasure elsewhere cast your gaze not on my life

Ktoś zaczął się zbliżać, wyciągnął monetę, pragnął zmienić utwór. Bezwiednie wstrzymała jego ruch silnym uściskiem, warknięciem "Zostaw". Próbując wyszarpnąć rękę, napotkał jedynie na palący ból paznokci zagłębianych w skórze.

El Diablo I can hear you calling in the night
Pass me by in silence I'll not follow you tonight
Beat your breast like thunder vent your anger with a howl
You'll not pull me under I'll not tremble at your growl


Puściła, mężczyzna odszedł parę kroków nim odważył się wycedzić "obłąkana dziwka". Zignorowała go. Z transu wyrwał ją dopiero sygnał telefonu stojącego za ladą. Odebrał barman. Treść dialogu musiała dotykać jej osoby. Teraz palcem wskazywał słuchawkę i przywoływał do siebie. Rozejrzała się niepewnie. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu jest. Zbliżyła się do aparatu. Krótką wymianę zdań zakończyła stłumionym przekleństwem. Wyszła w chłód nocy. Rytm flamenco nie chciał opuścić jej głowy. Dopiero warkot silnika i wiatr we włosach pozwolił dziewczynie się uspokoić. Czerwono-biały Plymouth Fury mknął po asfalcie. Wampirzyca niewiele uwagi poświęcała drodze. Jedną ręką operowała kierownicą, drugą grzebała w schowku. W najmniejszym stopniu nie przeszkadzało to we wciskaniu pedału gazu do samej podłogi.

- Śmieci, śmieci... o красивая девушка - wzrok wampirzycy spoczął na zdjęciu podpisanym ładnymi, dużymi literami "Twoja Christine". - Szczęściarz z ciebie panie to-mój-wóz.

Włączyła radio. Kilkukrotnie zmieniała stację. Nie znajdując nic ciekawego, zadowoliła się piosenką o czerwonym kapturku*. Drzewa, drzewa, znaki, kości zawieszone nad lusterkiem. Złe wilki. Naszła ją nieodparta ochota na samobójstwo. Nie wyrobiła na kolejnym zakręcie.

Pojazd przeciął bokiem barierę, wyrzucony w powietrze wykonał obrót i koziołkując zamieniał się w kawał pogiętej blachy. Zastygł, leżąc na dachu, spod maski wydobywał się dym, radio wciąż grało.

~*~*~*~

Sala sądu, miejsce skąd wybrani mogli ferować wyroki. Żyjesz, nie żyjesz, spędzisz wieczność w gułagu. Car wrócił do przodków, Primogen nie pozostawał dłużny. Nie zobaczyli w porę wiszącego nad głowami topora. Żadna strata, oszukiwali los wystarczająco długo. Świat z perspektywy ławy przysięgłych był taki odległy. Zastanawiała się, dlaczego teraz, dlaczego właśnie teraz Gerold się ujawnił? Proste, oczy silnych graczy zwrócone są gdzie indziej. Żołnierze czekają u progu. Bramy zostały otwarte. Słowa ghula nie poruszyły jej w najmniejszym stopniu.

Próbowała ocenić co ją tu jeszcze trzyma. Te istoty? Nie, była pierwsza, która mogła zawołać - pozarzynajcie się nawzajem. Gdyby tylko nie było jej tak głupio. Gdyby i ona nie przynależała do "gatunku V". Odroczyła analizę na późniejszy czas. Partia została rozpoczęta, biali wykonali ruch. Podjęła decyzję - zagra więc z czarnymi. Wojna dla samej wojny, czy to kolor pionów, przynależność państwowa, różnice ideologiczne. Bez znaczenia. Wmawiają sens, którego i tak nigdy nie ma. Już przerabiała tę lekcję. Wojna to wojna, zabijać ubranych w inne mundury. Brzmiało nieźle na tle wieloletniej stagnacji.

Co mogła teraz zrobić? Nie było trudno przewidzieć, że po masowym mordzie zostanie zwołane coś na kształt zebrania. Resztka niedobitków w jednym miejscu i jeśli Gerold ujął to w planie, niedługo nastąpi atak. Konwencjonalne prucie z karabinów i otwieranie flaków ostrymi przedmiotami lub mniej konwencjonalne wysadzenie budynku. Osobiście zrobiła by to drugie, później to pierwsze. Z cichą satysfakcją uśmiechnęła się do dawnej siebie. A jeśli ostrzał to... z ławy przysięgłych oczywiście, przy wcześniejszym odcięciu dróg ucieczki. Przybiła sobie piątkę, by za chwilę posmutnieć, ogarnięta nostalgią za starymi czasami, twarzami, których już nigdy nie zobaczy.

"Nie gadaj, jeśliś nie pewny, że nie siedzisz na bombie". Postanowiła zrobić rundę wokół obiektu i sprawdzić, czy nic nie wzbudzi jej podejrzeń. Najpierw miała zamiar zbadać pomieszczenie obrad ławy. Wślizgując się pod drzwiami lub jeśli to możliwe zaglądając przez okna od zewnątrz. Podobnie inne pokoje, a jeśli coś byłoby nie tak? Reakcja zależy tylko od tego jak dużo tego nie tak będzie.

* Little Red Riding Hood - Sam The Sham & The Pharaohs
 
Cai jest offline