Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2014, 23:22   #4
Skrzydlata
 
Skrzydlata's Avatar
 
Reputacja: 1 Skrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłość
Jako osoba podróżująca przez całe swoje życie, nie była przyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu. Zwykle siedziała w oberżach i karczmach, tylko przejazdem by zarobić trochę grosza zabawiając chlejący motłoch pokazami swych sztuczek. Jak się jednak okazało, 'Pod Ostrygą' miało w sobie coś, co przypominało jej czasy wczesnego dzieciństwa, swoistego rodzaju klimat, który sprawił, że dała się namówić na to, by zostać dłużej. I Stary wiele razy drażnił się z nią i dopiekał jej, że przecież taki wielki z niej podróżnik i że drzwi stoją otworem, kiedy to od czasu do czasu spierały się ich ogniste temperamenty. Mężczyzna, choć stary potrafił spłatać jej niezłe numery, za co ona często się odgrywała. Jednak na to jak załatwił ją teraz, riposty nie było...
Zapytał ją kiedyś, czy zostanie w oberży na stałe, odpowiedziała, że to nie jej natura, żeby jak mamka zostać i w jednym miejscu niańczyć te wszystkie zapijaczone 'bachory', które i tak już dawały jej się we znaki, gdy ktoś zbyt odważny, nie znający jej charakteru pozwolił sobie na zbyt wiele. Była piękna, owszem, miała czym oddychać, to fakt. To nie znaczyło jednak że pozwoli się traktować jak wszystkie te biedne kobiety w zajazdach. Ogień jej natury często dawał o sobie znać i fama kręciła się po okolicy, że płomiennowłosa panna to orzech, którego się zgryźć nie próbuje. Nie interesowały ją gierki tego typu. Większość swego czasu spędzała pomagając przy obsłudze, czy też po prostu obserwując gości. W odpowiednich momentach, raczyła klientelę swymi występami, zachęcając do zabawy, czy przechytrzając tych przemądrzałych. I tak mijał jej czas 'Pod Ostrygą'. Bawiło ją, że Stary wymyślił sobie, że ona też będzie jego 'synkiem'. To dawało jej namiastkę rodziny, której nie posiadała i wprawiało w dobry nastrój, nawet jeśli wszyscy troje dostawali po głowach. Z jej lotnym i nieco zwichrowanym charakterem, zwykle przejmowała się najmniej, pozostali dwaj synkowie byli dla niej dość interesującymi obiektami obserwacji. Jeden przypominał jej kocura, który całymi dniami wyleguje się przy kominku na swoim specjalnym miejscu, ale gdy przychodzi odpowiednia pora znika na łowy powracając z tobołami pełnymi 'myszy'. Drugi natomiast był jak wilk, który pozostaje sam, chyba że kręci się wokół jakichś 'owieczek', albo czuje potrzebę porysowania komuś facjaty. Sama siebie przy nich nie klasyfikowała, ale często miała ubaw z tego, jak bardzo podobni byli do porównań, którymi ich uraczyła. Sielanka przebywania w tym miejscu zakończyła się dokładnie w momencie, kiedy to Stary wykręcił swój popisowy numer, o szokującej i porażającej nazwie 'zawał'. Nie wiedziała jak ma to odebrać. Początkowo nie była zadowolona, nawet ją to wzburzyło i zasmuciło. Potem zaczęła traktować jego śmierć, jak ostateczne pokazanie jej kto tu rządzi. Stary przechytrzył rudzielca, bowiem stała się jednym z trzech nieoficjalnych jeszcze właścicieli oberży. I nie miała serca odmówić...

Siedziała na jednym z blatów, koło butelek z trunkami i bawiła się jednym ze swych noży do rzucania, obracając go i podrzucając, przekręcając po dłoni, w niej... Taki nawyk, gdy się zastanawiała, nie mogła pozostać w bezruchu. Jean-Claude proponował dobry układ, ale nic nie powiedziała. To był raczej znak, że się zgadza, bo gdyby miała jakąś obiekcję, to już by mu nią rzuciła. Od pewnego czasu nasłuchiwała też odgłosów z pomieszczenia dalej. Jakby na zawołanie wpadła Młoda, wyraźnie roztrzęsiona. No jakby mogło być inaczej. Nóż nie przestał poruszać się w dłoni rudej dziewczyny, nawet gdy marynarz wpadł przez okienko. Popatrzyła na jego marne, dość mocno obite cielsko i skrzywiła się.
- No i było trochę porządku. Ile to dni spokoju mieliśmy? 10?
Podrzuciła nóż do góry i wstała, łapiąc go po chwili i wsuwając na miejsce, przy pasie
- Tylko może tym razem bez zbytnich szkód w sprzętach. Już i tak spodziewam się, że będzie co naprawiać. Może tym razem wykopcie ich na zewnątrz co? Może być nawet i oknami, jak się który zmieści...
Nie pytając o ich zdanie, wybrała sobie zgoła inną drogę wyjścia, bowiem do okienka, którym wleciał marynarz było jej bliżej, niż do drzwi. Wyjrzała, a gdy było w miarę 'bezpiecznie' wyśmignęła do sali, chcąc rozeznać się w sytuacji z niejakiego dystansu. Stanęła na jednym ze stołów i stukała palcami o pas z nożami do rzucania...
 

Ostatnio edytowane przez Skrzydlata : 22-12-2014 o 23:30.
Skrzydlata jest offline