Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2014, 04:04   #22
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Z ozdobami podzwaniającym u rękawów, elfka wyrzuciła ręce w bok. Wystawiła twarzy ku grzejącym promieniom słońca i wykonała w miejscu zgrabny piruet, wprawiając swą ręcznie szytą spódnicę w migotanie kolorów. Zaśmiała się radośnie.

Miasto to zdecydowanie był jej żywioł. Czuła się tu lepiej niż na leśnych drogach w podróży. A co dopiero w tak gwarnym miejscu jak Grauburg!
Eshtelëa była zwierzątkiem miejskim, nie można było temu zaprzeczyć. Zapewne przyszła na świat w jakiej stolicy i tak już jej zostało. Lub urodziła się pośród zieleni drzew i śpiewu ptaków tylko by stwierdzić, że to nie dla niej. Lasy, łąki, góry i inne twory natury mogły poruszać delikatne serca poetów oraz zakochanych par chodzących na romantyczne schadzki, lecz nie praktyczny charakter kuglarki. Wiewiórki nie mogły zapłacić jej za występ, liście nie były monetami, jagódki nie mogły stanowić pełnego posiłku, a krzaki nie wystarczyły za.. no, miejsce rozmyślań. Potrzebowała żyć pośród ludzi, nawet jeśli obok nich niż z nimi. I wyłącznie do korzystania z ich naiwności.

Ah, te zapachy! Ta różnorodność głosów, te ploteczki i ludzkie dramaty, od których aż iskrzyło powietrze! Te wszystkie błyskotki na szyjach i na palcach eleganckich arystokratek, te monety wołające do niej z głębin mieszków kupców o zadartych nosach! Tyle możliwości do wypchania swych własnych kieszeni, tyle oczu czekających na zostanie zachwyconymi, tyle...

Mocno uderzenie w bark pozbawiło ją równowagi zarówno ciała, jak i myśli. Potem kolejne, i jeszcze jedno, odrzucające ją niczym piłeczkę od jednego przechodzącego człeka do następnego.
Jak łazisz, długouchu.
Dupa niezła, ale chodzi to to jak pokraka.
Musi być jaka głupia.
Niech no tylko ją trzepnę, to się nauczy nie stać na środku..

Bycie szybszą i zwinniejszą od pobliskiego tłuściocha uratowało Eshte przed potężną dłonią, z groźbą zmierzającą ku jej pośladkom. Zaskoczony tym unikiem mężczyzna zachwiał się, a potem runął jak długi na uliczkę, niczym kłoda którą łatwiej przeskoczyć niż obejść. Wywołało to rubaszny śmiech unoszący się ponad zgromadzonym tłumem, tym głośniejszy, gdy elfka – pogromczyni tej spasionej bestii, pokłoniła się przed nimi.
Miasta doprawdy miały swe uroki.

Załatwiwszy sobie bezpieczeństwo wozu i opiekę dla Małego Brid' a w pobliskiej stajni mogła wyruszyć w towarzystwie wijącego się po jej ciele fajkowego lisa na wyprawę w głąb miasta. Kosztowało ją to, o zgrozo, pół sztuki srebra! Widać pazerni kupcy podnieśli ceny wykorzystując ślub do zdarcia ostatniej koszuli z tłustych szlachciców, ale czemu na wszystkich bogów, przy okazji chcieli ograbić uczciwie pracujące artystki?!

W każdym razie przemierzając już pierwsze dwie przecznice miasta zauważyła sporo gnomów gadających ze przepełnionymi ekscytacją głosami. Tych akurat podsłuchać się nie dało, bowiem gnomy mówią wyrzucając słowa z olbrzymią szybkością i tylko w rozmowach innych starają się zwolnić wypowiedzi.
Kolorowe gnomy w typowo mieszczańskich strojach, były pewnie rzemieślnikami w Grauburgu. Zapewne jubilerami, rusznikarzami, zbrojmistrzami… Ich małe dłonie były idealne do precyzyjnej roboty. Niektóre z najlepszych sztyletów Eshte, powstało w warsztacie gnoma. Obecność ich, podobnie jak i krasnoludów działała kojąco. Ciężko się oburzać na nieludzi, gdy stanowią dość dużą część populacji miasta. Ba… nawet zauważyła inne elfki i paru elfów. Oczywiście większość elfek było kurtyzanami. A co robiły elfy… zazwyczaj nie wypadało wiedzieć. Eshte wiedziała że celne oko elfów, czyniło z nich idealnych myśliwych. Ale w mieście, tylko na jeden rodzaj zwierzyny dało się polować… Dlatego wzdrygała się na widok elfa.
W Grauburgu mogli być dla niej groźniejsi od ludzi. Sfrustrowani i zepchnięci w cień przez inne rasy, lubili odreagowywać swój gniew.

Oczywiście nie tylko ich spojrzenia musiała się obawiać. Zawsze znajdą się osiłki które zechcą obmacać nową elfkę w mieście… bez wydawania groszy za to. Pół biedy jeśli byli biedakami, bo tych Eshte mogła przegonić, a nawet pokiereszować. Gorzej jeśli stało za nimi bogactwo lub wpływy w półświatku. Wtedy… dyplomacja była jedynym sensownym rozwiązaniem. Lub szybka ucieczka z miasta.
Lub… potężny patron, o ile zdołałaby przełamać niechęć by pójść z kimś do łóżka z wyrachowania. Na razie jednak nie musiała się tym martwić.

Mijane przez nią elfki były ubrane bardziej wyzywająco, bardziej zadbane, bardziej ładne… pewnie bardziej też w guście Ruchacza. Poza tym jednak byli grajkowie, połykacze ognia, tancerze i śpiewacy. Byli błaźni oraz grupy teatralne. Konkurencja była różna, barwa oraz liczna. Pozwalało to się Eshte wtopić w tło, ale nie mogła się wtapiać bez przesady. Musiała się wszak czymś wyróżnić.

Ulice które mijała należały akurat do dzielnicy kupieckiej, była jeszcze dzielnica uczonych, dzielnica zakonna, dzielnica żebracza, oraz dzielnica gnomów i szlachecka. Nazwy mówiły same za siebie, więc nie musiała zgadywać co się w nich. Jak się dowiedziała od przechodniów dostęp do dzielnicy uczonych i zakonnej został ograniczony. O ile pełna świątyń dzielnica zakonna niezbyt ją interesowała, to musiała się oburzyć na fakt odcięcia jej od kury znoszącej złote jajka. Bo przecież w dzielnicy szlacheckiej byli najbogatsi wielmoża zapewne skłonni do wydania złotych monet na występ utalentowanej kuglarki. A druga dzielnica warta brania pod uwagę, była strasznie zatłoczona. Przez uliczki kupieckiej ciężko było się jej poruszać samej, a co dopiero razem z wozem.

Nagłe poruszenie w tłumie i głośny głos nawoływacza sprawił, że i Eshte się zainteresowała. Wyglądało bowiem, że natrafiła na spektakl cieszący się większym powodzeniem niż pozostali artyści, których mijała po drodze.
-Wejdźcie by zobaczyć taniec duchów. Ezoteryczny rytuał wykonywany przez mistyków i mistyczki na dalekich pustkowiach Shaen-Que! Poznajcie tajemnice znane tylko niewielu i nacieszcie się duchowym pięknem dalekiego wschodu!- krzyczał stary acz dobrze się trzymający mężczyzna w kolorowych szatach.








Jedno spojrzenie na mężczyznę i Eshte rozpoznała ten typ. Doświadczony bard, który zjeździł już półświata. Ten melodyjny, choć nadszarpnięty czasem, głos i doskonała intonacja świadczyły o wielu wyśpiewanych pieśniach. I czyż teraz nie udowadniał swego talentu przyciągając tłumy opowieściami o tajemniczym Shaen-Que? Wszak nawet nie wiadomo było, czy takie królestwo istniało.
W ciągu swych podróży nasłuchała się tyle opowieści o mitycznych krainach, że można by było z nich złożyć kolejne cesarstwo.

Kuglarka skorzystała z okazji, choć było tu drogo. Mieszek od Tancrista pozwalał jej jednak na odrobinę luksusu, choć… ceny w mieście sprawiły, że ta odrobina była mniejsza niż się spodziewała.
Weszła więc do wynajętego przez starego barda pomieszczenia i usiadła wraz z innymi klientami na krzesełkach. Było tu ciemno, aż…





… rozległa się muzyka. Pojawiły się światełka, drgające w rytmie wybijanym na bębenkach przez barda.
Świeciły coraz mocniej odsłaniając wijącą się w ich blasku “mistyczkę”. Blondynka tańczyła zmysłowo w dość kusym stroju. A więc nic niezwykłego. W końcu byle tancerka nieważne jak ładna i gibka nie przyćmi talentu Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré, prawda? Mina kuglarce szybko zaczęła rzednąć. Jasnowłosa dziewuszka szybko po padała w trans… a światełka wokół niej zmieniły się w coś przypinającego chochliki, z powały zaś spływały na roztańczoną “mistyczkę” dziwne bluszcze.




Ukłucie irytacji i zazdrości pojawiło się w serduszku elfki. Ta blondynka była czarodziejką i to całkiem niezłą… być może nawet tak dobrą jak sama Eshtelëa. To oznaczało poważną konkurencję. Bluszcze owijały się wokół coraz szybciej tańczącej kobiety otulając jej sylwetkę, podczas gdy jej szatki… opadały na podłogę. Jednakże owa nagość była coraz bardziej osłonięta roślinną szatą. Taaak… Eshte czuła, że niełatwo będzie wycisnąć solidny zarobek w tym mieście. Zbyt wiele się tu zjechało artystów, a niektórzy mogli nawet ją przyćmić.

Kiedy otaczający ją, przede wszystkim mężczyźni różnych klas, wydawali z siebie mniej lub bardziej uprzejmie odgłosy zachwytu, a niektórzy już po raz kolejny łapali się za mieszki, aby rzucić monetami pod stopy kobiety, elfka siedziała naburmuszona z rękami splecionymi na piersi.
Toż to co miała przed swoimi oczami, to nie była prawdziwa sztuka kuglarska. To był.. to był.. pokaz rozbierania, któremu towarzyszyła jakaś tam namiastka magii, co by nikt pruderyjny nie mógł się doczepić do prawdziwej rozpustnej natury tego przedstawienia. Zabrać jej te fikuśne roślinki, a zostałaby tylko smutna kobietka bez ubrania.. która zapewne dalej przyciągałaby tłumy wygłodzonych samców, lecz daleko byłoby jej do prawdziwej i dumnej artystki ulicznej.

Liście pooplatały już jędrne piersi czarodziejki, ku niewątpliwej uciesze męskiej tłuszczy nagle pragnącej być tymi roślinami, a Eshte mogła tylko myśleć o swoich własnych planach na jutrzejszy występ. Czyżby zaczynała odczuwać pewną.. tremę?

Oddana swej profesji często rozmyślała, w jaki sposób mogłaby jeszcze ulepszyć swe popisy. Tworzenie nowych magicznych sztuczek było jej najmniejszym zmartwieniem. Brakowało jej jednak.. właściwej otoczki mogącej ubarwić jej już i tak niezwykle barwne pokazy.

Chciała mieć muzykę. Piękne, lekko figlarne i kapryśne nuty grające w trakcie wykonywanych przez nią akrobatycznych wygibasów hen wysoko na rozciągniętej linie. Ale jakże mogłaby się o to samotnie zatroszczyć? Nie miała przecież w planach zabierania ze sobą w podróż kogoś dodatkowego, jakiegoś barda czy innego grajka. Nie słyszała także, by największe umysły wpadły na pomysł stworzenia samogrającego urządzenia napędzanego energią magiczną. A nawet jeśli, to jej na pewno nie byłoby stać na takie cudo. Może sama powinna nauczyć się grać na jakimś instrumencie? Uderzać w bębny zawieszone na szyi, kiedy będzie tańczyła na granicy upadku i połamania karku? Absurdalne.

Obserwując wijącą się powoli czarodziejkę, Eshte nie mogła nie pomyśleć o tym, że może tak naprawdę jedynym co się tutaj liczyło, co ściągało taką publikę była.. ta przesadna kobiecość. Mogło nie być muzyki, barda zaganiającego prostaczków do środka i nawet tej sztuczki z roślinami, ale nadal wystarczyłyby te kołyszące się biodra i piersi podskakujące w tempie zmysłowych ruchów, aby zapełniać widownie. A elfka nigdy w swej profesji nie polegała na atrybutach płci pięknej. Przylegające do ciała i czasem przesadnie odsłaniające skórę ubrania były, przynajmniej w jej zamiarze, głównie kwestią wygody. Nie mogłaby wykonywać swych akrobatycznych popisów, gdyby przeszkadzały jej jakieś falbany, koronki, wielkie spódnice czy inne habity, prawda? Zatem jeśli swą swobodą wzbudzała w oglądających jakieś niegodne myśli, to czysto nieświadomie. Może zatem powinna zacząć robić to.. świadomie? Temu puścić zalotne mrugnięcie oczkiem, do tamtego pochylić się eksponując krągłości biustu, przed innym zakręcić tyłeczkiem, dać się klepnąć...

Pozornie była to reakcja na kolejne taneczne ruchy kobiety zajmującej scenę, ale tak naprawdę to grymas, jak gdyby elfka miała za moment barwnie pozbyć się całego śniadania z żołądka, wykrzywił jej twarzyczkę na samo wyobrażenie takiego upodlenia siebie. Być może nie była najdumniejszą z istot chodzących po świecie, lecz miała na tyle honoru, aby swe kuglarstwo utrzymywać w granicach sztuki. Czasem nieco złodziejskiej, ale w dalszym ciągu sztuki.

Opuściła przedstawienie w minorowym nastroju. Okazało się bowiem, że artystów do Grauburga przybyło wielu i część z nich może nie tylko konkurować, ale nawet przyćmić wschodzącą gwiazdę elfki.

Oh, jakże żałowała, że nie pokusiła się o użyczenie gryfa od Ruchacza. Już sam w sobie rozdziawiłby gęby ludziom zebranym na ulicach miasta, ale z jej pomocą zapłonęłyby mu skrzydła, aż u jej stóp powstałaby istna górka z mieszkami pełnymi monet. Gdyby tylko..
Gdyby tylko czarownik nie próbował tego potem przeciwko niej wykorzystać. Zapewne jako synalek bogatej rodziny wzgardziłby częścią z fortuny jaką ona by zarobiła na takim pokazie. Zamiast tego wolałby zawrzeć z nią umowę, w której nagrodą dla niego byłaby noc spędzona w jej wozie lub, co wydawało się być bardziej w jego stylu, porwanie kuglarki do swojego zamczyska. O nie, nie, nie, nie. Mogła być pazerna na pieniądze, ale nie żeby się posuwać do aż tak drastycznych środków!

Ale to nie było jedyne czego teraz żałowała. Musiała bowiem przyznać przed samą sobą, iż oglądając czarodziejkę.. świerzbiły ją paluszki. Ne w ten sposób co tych wszystkich wygłodniałych mężczyzn, nie miała ochoty podbiec i chwycić kobiety za cycki. Zamiast tego kusiło ją postawić w ogniu te jej wijącej się roślinki, posłuchać tych pisków przerażenia i z satysfakcją przyjrzeć się jak podskakuje, porzucając nagle całą swoją grację i ponętność. Szybko jednak elfka uświadomiła sobie, że to wcale nie uczyniłoby publiki mniej skorej do rzucania swych pieniędzy na scenę. Wręcz jeszcze bardziej ją podsyciło, z ledwością utrzymując spodnie mężczyzn w całości.

Te ponure rozważania sprawiły, iż nie zauważyła śledzących ją czyichś oczu. Jakiś młody obdartus wyraźnie za nią szedł, próbując ukryć się przed jej wzrokiem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem