Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2014, 05:15   #23
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację


Długie uszy miały swe zalety.

- Ależ ten nowy pomocnik Brama Piekarza ma zadeczek, aż chciałoby się go ścisnąć.
-Moja droga, jak ty się wyrażasz, jestem oburzona. Zresztą wolałbym żeby to on ścisnął moje bułe…


Do długich szpiczastych uszu łatwo wpadały głosy mijanych osób. Ich fragmenty rozmów.

- Hagdar Tyrwaldson herbu Trzy Rogi zmiecie ich wszystkich. To najlepszy jeździec i prawdziwy mistrz kopii.
- Ale Grenoirowe ponoć przywieźli nowe kopie, o pół łokcia dłuższe i świetnie wyważone.
-Głupiś. Żadna kopia nie zapewni zwycięstwa, jeśli nią władający jest wołową du…


Czasem zabawne, czasem przydatne, czasem ciekawe.

- Poleje się krew, mówię ci. Traskowie i Renartierowie nie wstrzymają dłużej nienawiści. Na turnieju niech tylko poleje się krew, a obie rodzinny rzucą się nawzajem do gardeł, a z nimi ich stronnicy i powinowaci. Źle się stało, że tu sproszeni zostali.
-Dyć nie można inaczej. Trask stary to wuj Haralda Gersteina, a Renartierowie to powinnowaci panny młodej. Nie godziło się ich nie spraszać.
- Toć się najchętniej wymordują. Zwłaszcza jeśli jedna z rodzin odniesie zwycięstwo w turnieju pokonując drugą.
- Eeee tam… Hadgar wszystkich pogodzi.
-No chyba, że...Taelgrimowie zejdą z gór.
- ściszony głos wypowiedział to nazwisko, jakoś znajome Eshte. Ale elfka się nie zatrzymywała i była już kilka kramów dalej i do jej uszy atakowane były wrzaskami kłótni o cenę cebuli. Czasami wrażliwe na dźwięk uszy bywają kłopotem.

Niemniej wspominki o cebuli i dochodzące do jej nosa zapachy… pobudziły jej brzuch do burczenia. Śniadanie minęło dawno temu i Eshtelëa udała się do najbliższego przybytku mogącego uciszyć jej głód.

“Czerwony Dzik” do którego akurat trafiła, był jednak przybytkiem serwującym posiłki dla zamożniejszych i lepiej sytuowanych klientów. Głównie bogatych kupców i drobnej szlachty. Elfka nie do końca pasowała do tego miejsca, niemniej jej pstrokaty strój pozwalał się wtopić w tło. A choć jedzenie kosztowało tu aż trzy cesarskie i dwa za wino, to zapachy dochodzące z kuchni świadczyły, że Eshte nie pożałuje ani jednej wydanej monety w tej restauracji.

Gdy otrzymała listę dań do wyboru i zaczęła się zastanawiać między żeberkami z pastą migdałową pieczonymi w miodzie, a pieczarkami faszerowanymi szafranem i truflami, do karczmy weszło dwóch młodzieńców niewątpliwie wysoko urodzonych i dość bogatych.
Rej wodził niewątpliwie niższy, białowłosy młodzian o delikatnej budowie ciała.




Jego czarne ubranie skrojone wedle najnowszej mody, było wyszywane złotem, a przy pasku miał złoty chronometr niewątpliwie zasilany kryształem magicznym.
Towarzyszący mu młodzian, był wyższy i mocniej zbudowany. Niewątpliwie był wojownikiem wyszkolonym w szermierce. Bo z jakiego inne powodu nosiłby ze sobą kunsztowny miecz wschodnich mistrzów, który mimo swych zdobień wydawał się orężem stworzonym do zabijania, a nie ozdoby.






- Powiadam ci przyjacielu to twoja największa szansa.- mówił szeptem ów niższy młodzian, do ubranego na czerwono przyjaciela - Stary von Taelgrim nie przyjedzie sam. Tylko ze swą najstarszą córką. Jeśli wkradniesz się w jego łaski, a potem do jej łoża, twoja przyszłość, a moje plany nie będą mogły się lepiej ułożyć.
-Dyć ta Taelgrimowa córa to ponoć wiedźma!
- syknął cicho uzbrojony mężczyzna.
-Oj tam… wiedźma. Ale przecie nie z lica. Przekroczyła już drugą dziesiątkę, ale nieźle się trzyma jak na swój wiek. Tak słyszałem…- odparł na te zarzuty białowłosy kompan, po czym zwrócił się głośno do karczmarza.- Czy mój stolik jest już gotów i posiłek.
- Zgodnie z życzeniem.
- rzekł karczmarz zapominając o elfce i płaszcząc się przed dwójką szlachetnie urodzonych.- Tędy, tędy…mości panowie, zgodnie z kaprysem, posiłek jest gotów w ogrodzie.
-A i jak zjawi się dama, która miała nam towarzyszyć… jedna z tych z Pąsowej Róży…. to też ją przyślij.
- przypomniał sobie białowłosy szlachetka.
-Oczywiście, że będę pamiętał wielmożny Alisterze Grenoir. -odparł usłużnie karczmarz otwierając im drzwi do ogrodów.

Początkowo kuglarce nie przeszkadzało to jawne bycie ignorowaną przez gospodarza. Nie zauważyła tego, będąc zbyt zajętą wyobrażaniem sobie zapachu i smaku każdego jednego dania z listy dostępnych w tutejszej kuchni, a także próbą zapanowania nad swoją śliną zbyt podekscytowaną tymi wizjami.
Dopiero grzmot, niby nadciągającej burzy, wywołał nie tylko ją z tego słodkiego letargu, ale także Skel'kela, który siedząc na jej udach drgnął niespokojnie i spojrzał zalękniony na brzuch elfki. Głód uświadomił jej, że czekała zbyt długo.

Spoglądała wyczekująco na mężczyznę w fartuchu, za każdym razem gdy ten wracał z ogrodów i raz jeszcze kierował tam swe kroki. Miał wiele okazji do przypomnienia sobie o istnieniu jej, jej pustego żołądka i mieszka pełnego monet. Ale ani razu z tego nie skorzystał, bo i kiedy miałby znaleźć na to czas? Pomiędzy ćwiczeniem kolejnych pokłonów, czy może przeliczaniem w myślach pieniędzy tamtych młodzików?
Chrząkała, najpierw ciszej, a potem głośniej. Aż kątem oka dostrzegła odsunięcie się od niej pobliskiej klienteli, zapewne niezbyt chcącej zarazić się jaką chorobą długouchych doskwierającą Eshte.
Pokusiła się także o kilkukrotne pstryknięcie palcami, przywołując przy tym drobne iskierki tańczące w powietrzu.

Ale nic, ani zawieszanie na nim błagalnego wzroku, ani wydobywanie z siebie podejrzanych odgłosów, ani niekulturalne zachowanie, po prostu nic nie było w stanie przebić się przez jego służalczość. Zaczynała powoli tracić cierpliwości, której i tak nigdy nie miała zbyt wiele w swych zapasach.

Widząc, że karczmarz prawie w podskokach raz jeszcze mknie ku drzwiom prowadzącym na ogrody i ani myśli i tym razem zwrócić na nią swej uwagi, kuglarka była już przygotowana do walczenia o swoje prawa. Podniosła się ze swego krzesła i pewnym, szybkim krokiem ruszyła za nim, aż go wyprzedziła i stanęła pomiędzy nim i wyjściem. Drobna, była zmuszona do patrzenia na mężczyznę z dołu, co jednak ani trochę nie ugasiło jej wewnętrznego ognia.

-Słyszałeś najnowsze wieści? -zapytała go z wyraźnym zaciekawieniem malującym się na twarzyczce, nim przed kolejnymi słowami ta zasnuła się chmurami ponurości i niezadowolenia -Podobno nie tylko szlachetki muszą jeść.
-Cichaj głupia…
- sarknął gniewnie gospodarz zamykając za sobą drzwi.- Nie wiesz, kto to byli? Toż to szlachetny Alister Grenoir z jakże szlachetnym… przyjacielem. Nie taki mieszaniec z plebsu jak ty. Ich opinia się liczy, płacą złotem i co najważniejsze… nie lubią czekać.
Po czym ostentacyjnie minął Eshte dodając pogardliwie.- Siadaj długoucha przy stoliku i czekaj na swoją kolej. Ciesz się, że w ogóle zamierzam cię obsłużyć. W końcu to porządny lokal, a nie tania gospoda dla mieszańców obszarpańców.

Furia błysnęła w oczach kuglarki. Na krótko, bowiem zgasła jak płomień świeczki na wietrze, nim ten zdążył się przeobrazić w wielki ogień mogący uszkodzić mężczyźnie jego cenną karczmę. Zapanowała nad sobą, chociaż wybuch był blisko.
Chciała to załatwić polubownie, przypomnieć mu spokojnie o sobie i wrócić w ciszy oraz zadowoleniu na swoje miejsce. Ani razu nie rzuciła w niego żadnym wyzwiskiem, by sprawiedliwie mógł zareagować w sposób.. w jaki właśnie zareagował. Bo czyż musiał mówić do niej jak do.. do.. do psa wręcz? Jak do kogoś gorszej kategorii? Spoglądając na niego, na ten opasły brzuch i świńską twarz, ciężko było uwierzyć, by zwinna elfka rzeczywiście stała niżej w hierarchii.

Cudem jakimś, trzymana ciągle w dłoni lista z daniami jedynie odrobinę się przypaliła na rogach, zamiast całkiem zniknąć w płomieniach.
-Porządny lokal? Ha! - parsknęła Eshte głośno w sposób, który niewiele miał wspólnego z prawdziwym rozbawieniem, a więcej z mało subtelną kpiną -Nie rozśmieszaj mnie. Widziałam wychodki lepsze od Twojego zapyziałego przybytku, w których nawet i robactwa było mniej niż tutaj. Widziałam także wieśniaków i ich bydło lepiej wychowane od Ciebie, knurze.
Kusiło ją niezwykle, by zamaszystym ruchem nogi kopnąć prostaka w zadek, ale i tę chęć jakoś zdołała zatrzymać dla siebie. Póki co. Zamiast tego syknęła -Moje uszy nie czynią mych cesarskich gorszymi.
-Ale cesarskie ci się kiedyś skończą, a uszy pozostaną.
- burknął karczmarz, acz szybko dodał łagodnym tonem.- Racz zachować cierpliwość elfko. To był Grenoir, nie zauważyłaś? Wiedz że Grenoirowie nie lubią czekać, a żadna ilość twoich monet, nie wynagrodzi mi ich gniewu. A teraz siądź sobie tam, na zadku i czekaj… - po wskazaniu Eshte miejsca przy stoliku pod oknem ruszył na zaplecze rzucając błagalnie przez ramię. - Wino dorzucę do posiłku dla ciebie darmo. Tylko przestań jazgotać.

Zaskoczył ją swą nagłą zmianą nastawienia, aż przez krótki moment zamarła z lekko rozchylonymi usteczkami. Już bowiem planowała mu coś odburknąć w podobnym tonie na swoją obronę, gdy.. nie okazało się to być konieczne.
-Dooooobrze... - odparła przeciągając to słówko powoli, a oczami ciągle wędrując podejrzliwie za mężczyzną. Zwykle po takiej litanii jaką mu zaprezentowała, inni gospodarze wystawiali ją za próg przybytku, lub wołali strażników. Miała więc prawo czuć się nieco wytrąconą z równowagi.
Nie wiedziała czym, albo.. kim, byli ci Grenuarowie. Czy to tamte dwa młodziki, czy może jakieś zwierzątka jakie ze sobą przyprowadzili? Nie wiedziała, i niezbyt ją to interesowało.
Ruszyła w stronę stołu i, jak mężczyzna nakazał, usiadła swym zgrabnym zadkiem na krześle.

Musiała trochę poczekać i bardziej zgłodnieć patrząc jak gospodarz dwoi się i troi zanosząc posiłek i wina gościom w ogrodzie zupełnie ignorując kuglarkę. Potem przyszedł do niej, burknął pod nosem.- To co jesz?
I zebrawszy zamówienie znów znikł w kuchni by powrócić z pysznie pachnącym posiłkiem i butelką wina.
Najtańszego wina i niewątpliwie najmniejszą z butelek. Ale darowanemu winku nie patrzy się korek, toteż Esthe wraz ze swym małym futrzastym chowańcem zabrała się do posiłku.
A wino choć darmowe, nie było pospolitym sikaczem, tylko całkiem porządnym trunkiem.

Więc łatwo było odzyskać dobry humor, zwłaszcza że nikt jej w posiłku nie przeszkadzał. Jadła go bowiem już dość późno, więc stali bywalcy zjedli przed jej przybyciem, a dwójka szlachciców pałaszowała z dala od niej w ogrodzie. Wydawało się więc, że posiłek upłynie kuglarce bez zakłóceń, aż tu nagle drzwiczki gospody się otworzyły i mgiełka egzotycznych kwiatowych zapachów uderzyła w nozdrza Eshtelëi. A przez drzwi gospody wkroczyła ona. Rudowłosa, szczupła zielonooka piękność.





Elfka o szczupłych biodrach, pełnych piersiach i sukni podkreślającej atrybuty jej urody. Z gracją podeszła do gospodarza i z ciepłym uśmiechem rzekła.- Oczekują mnie tutaj.
-Eeemm… taak… tak… tam.- wydukał zaskoczony gospodarz, a owa tajemnicza kobieta uśmiechnęła się do pałaszującej Eshte, tak jakoś ciepło i zmysłowo i… kuglarka poczuła się dziwnie. Tak jakby tej uśmiech ukrywał za sobą pokusę zakazanego owocu.

Ale równie dobrze mogła to zrzucić na marność tutejszego wina lub tanich składników w posiłku, które już teraz odbijały się na samopoczuciu Eshte. Wprawdzie w smaku nie czuła niczego dziwacznego, ale kto tam wiedział tego prostaka. Może ją właśnie próbuje otruć w jakiś subtelny sposób?

Kuglarka do innych długouchów miała nastawienie równie czułe, co i do ludzi, krasnoludów czy nawet chochlików. Obojętne, póki żaden z przedstawicieli tych ras jej nie podpadł, aczkolwiek z pewnymi przejawami niechęci. Bo i do czegóż tu było właściwie wzdychać z tęsknoty? Do bycia porzuconą przez swoich krewniaków za młodu, czy do tych długich uszu, przez które wszyscy myślą, że mogą jej ubliżać? Oh, wybór był doprawdy trudny. Za tyle mogła być wdzięczna.

Postanowiła nie zwracać dłuższej uwagi na kobietę. Zbyt długie akceptowanie jej istnienia w tym samym przybytku sprawiłoby, że Eshte popadłaby w jakieś niemądre kompleksy. Dlatego skupiła swe zainteresowanie na innym rodzaju mięsa. Odkroiła zeń kawałek i podsunęła ku siedzącemu tuż koło talerza liskowi, który od początku spoglądał z pożądaniem na jej posiłek. W tym momencie pisnął radośnie i nie czekając na kolejne zaproszenie, z błogością zatopił ostre igiełki ząbków w mięsiwie.

A i owa elfka nie zamierzała dłużej naprzykrzać się kuglarce i podążyła za karczmarzem do ogrodu.
Eshte pozostała sama w sali jadalnej, czemu nie miała nic przeciwko. Wcale jej nie interesował świat Ważnych Ludzi, dopóki nie mogła sobie z niego wygarnąć trochę złota. Srebrem też by nie pogardziła. Ale z tego co podsłuchała przy ich przyjściu, to problemy zatruwające arystokratyczne, wydelikacone tyłeczki były doprawdy straszliwe!

-Oh, oh, moja przyszłość jest taka zagrożona, tak mało mam klejnotów ukrytych w skarbcu.
-Oh, musisz sobie znaleźć kobietę i w końcu pochędożyć, to rozwiąże wszystkie Twoje problemy.
-Oh, oh, mój drogi Bogaty Przyjacielu, masz Ty rację. Żem już zapomniał jak to jest, pewno mój miecz jest jedynym co mam sztywne.
-Oh, po to właśnie mamy cycate elfy w mieście.
-Oh, cudownie być tak bogatym.
-Oh, wybornie, doprawdy.
-Oh, herbatki?
-Oh, dziękuję.
-Oh, ależ proszę.


Samo wyobrażenie sobie rozmów tej parki szlachciców sprawiło, że kuglarka ziewnęła szeroko. Żadna z ich ładniutkich, pucołowatych buziek nie zmusiłaby jej do przyłączenia się do takich dysput. Może jedynie duża ilość monet, ale i wtedy musiałaby odkryć jakiś sposób na powstrzymanie powiek przed opadnięciem i myśli przed odpłynięciem w sen. Pewno tamta ruda miała na to jakąś sztuczkę. Być może pomagały jej w tym prawie w pełni odsłonięte piersi. Wysoko urodzone chłopczyki zapatrywały się w nie hipnotycznie nie zauważając nawet, gdy ich właścicielka drzemała sobie smacznie. Łatwe i wygodne.

Ale póki co nie była to dla niej ważna wiedza. Nie teraz, gdy o wiele bardziej interesującym był widok pucharka jeszcze przyjemnie wypełnionego winem. Oraz Skel'kela podkradającego sobie co mniejsze kawałeczki mięsa z jej jedzenia.
Opłacało się odrobinę pokrzyczeć na tutejszego gospodarza.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem