Kilka kul dostało się Scully'emu. Nosferatu nie mógł wyjść z podziwu jak ta prymitywna, napędzana siłą spalanego prochu broń, dewastuje jego d o s k o n a ł e ciało. Pamiętał podobne sceny jeszcze z czasów Wojny; z resztą nie po raz pierwszy został postrzelony. Padł ciężko na ziemię i zagryzł szczęki. Krew wolno wyciekała z kilku dymiących jeszcze otworów. Siłą woli zatrzymał jej upływ i pozwolił by po prostu zrobiła swoje. Kilka zdeformowanych kawałków metalu upadło z brzdękiem na podłogę.
- Pierdolone trupy - syknął, wciąż przytępiony pulsującym bólem.
Schował swój nóż szturmowy i nerwowo zerknął w stronę szalejących płomieni. Jakiś ćwierć inteligent rozbryzgał płonące paliwo za pomocą gaśnicy. Niewidzialne, lodowate szpony zacisnęły się na jego gardle. Zmagał się z rosnącą paniką, jednak jak na razie udawało mu się zachowywać względny spokój.
- Spadajmy stąd póki jeszcze możemy chodzić! Ogień zadba o Maskaradę.
Po czym zaczął rozglądać się za Dougiem. Pieprzony pchlarz, zawsze utrudnia sytuację. |