Bayard opuścił śmiercionośny oręż i odetchnął z ulgą. Nie był tchórzliwy z natury ale do bitki nigdy nie było mu śpieszno. Oparłszy kostur o ramię ruszył niepewnym krokiem w stronę ogniska.
Gdy podszedł bliżej, a płomienie paleniska oświetliły zarówno jego postać jak i spotkanego na trakcie przybysza, skłonił się z przesadną kurtuazją człeka nie obytego w takowych ceremoniałach.
- Zwę się Bayard herbu "Dębowa Głowa". Wyruszyłem z mej rodowej posiadłości w tajną i niebezpieczną misję... Wybacz mą początkową oschłość panie lecz napadnięto mnie kilka dni temu i doszczętnie okradziono... Przeklęte zbóje! Zostawiono mi ino te łachy i ten kij coby mnie wilcy żywcem nie pożarli.
Nie tracąc czasu na zbędne konwenanse, świniopas rozsiadł się na posłaniu obok ogniska i śmiało chwycił pajdę chleba. Urywał kawałek i pożarł go łapczywie w mgnieniu oka. W świetle ogniska można było wyraźnie dostrzec jego śniadą, opaloną cerę charakterystyczną dla ludzi pracujących w polu. Nie przerywając jedzenia, w trakcie przeżuwania darowanego chleba, rzekł co następuje:
- Widzę iż jesteś biegły w sztuce grania na flecie. Me uszy potrafią docenić prawdziwy kunszt... co prawda sam talentu zbyt wiele nie posiadam ale, jak mawiała moja matula, nie można mieć wszystkiego! Do czego innego zostałem stworzony. - krótka pauza na przełknięcie - Wojaże, ratowanie księżniczek i poskramianie zbójców, oto mój fach! Co prawda z tamtymi mi sie nie udało ale... było ich dziesięciu na mnie jednego! Dziewięciu powaliłem, ostatni zaszedł mnie od tyłu i obuchem przez łeb dał. Obudziłem się tak jak teraz siedzę...
Młodzieniec zlustrował kompana wzrokiem i przybierając nieco zawadiacki wyraz facjaty wyszeptał konspiracyjnym tonem:
- Wiedz ,że zmierzam teraz do maga wielkiej wiedzy i potęgi! Jego mądrość pomoże mi odczynić zły urok, który padł na księżniczkę tych ziem. Wszak na takiego rycerza jak ja czeka tyle czasu... Niewielu to mówię, także nie rozpowiadaj tej nowiny szlachetny panie, albowiem mam wielu wrogów którzy czyhają na me życie. Zazdrośni są i mściwi gdyż z polecenia samego króla podróżuję...
Bayard ugryzł sie w język, opamiętując się i poskramiając wodze fantazji którym już za bardzo pofolgował. Wystarczyło jedno źle dobrane słowo i misternie budowana konspiracja młodzieńca weźmie w łeb... O ile już jej szlag nie trafił.
Ostatnio edytowane przez Cep : 26-03-2007 o 01:50.
|