Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2015, 15:42   #5
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kobieta milczała spoglądając to na jednego to na drugiego przybysza. Zachowywała nieustanny spokój. Choć na jej twarzy nie dało się ukryć nadziei na cieplej spędzane dni. Być może natrafili na wyzyskiwaczkę, a może na prawdziwie potrzebującą niewiastę. Kimkolwiek nie była uznali, iż należy jej się pomoc. Nie mała, jakby nie patrzeć. Trzy złote monety, były wielką sumą dla kogoś kto żebrał jeno o płaszcz, wszak przeciętny rzemieślnik musi pracować półtora dnia by tyle zarobić a to i tak mając fach swój opanowany do niemalże perfekcji. Ona zaś, przybłęda i zielarka miała więcej szczęścia niż rozumu.
-Dobrzy z was ludzie, lecz uważajcie na swej drodze. Nie raz jeszcze ktoś was poprosi o zapomogę, a złoto w końcu i wam szlachetnie urodzeni się skończy.- rzekła ze spokojem i przestrogą -Spamiętajcie moje rady i uważajcie na siebie.- dodała odbierając z niskim pokłonem trzy błyszczące się monety, które z pewnością pomogą jej przeżyć kilka dodatkowych dni.

Nie miała zamiaru dłużej stać im na przeszkodzie w drodze do Sibourne. Pożegnała ich gestem ręki, oraz szerokim uśmiechem, po czym skierowała swe kroki w kierunku, skąd przybyła. Diego odprowadził ją wzrokiem aż nie znikła między wilgotnymi drzewami.
-Ruszajmy. Szkoda czasu.- ponaglił. Bretonia nie była tak biednym królestwem jak Imperium, lecz mimo wszystko mężczyźni wiedzieli, że nie raz jeszcze na swej drodze napotkają osoby takie jak ów zielarka. Diego nie komentował hojności swego młodego towarzysza. Być może faktycznie była to jakaś próba a może nie. Tego już Manuel miał się nie dowiedzieć. Maszerowali dziarskim krokiem, jak każdego, poprzedniego dnia. Czas im się dłużył strasznie. Ciężkie toboły, które ze sobą nieśli nie ułatwiały życia, przez co żaden z nich nie miał ochoty na rozmowy czy nawet pogwizdywanie w celu umilenia trasy. Od momentu gdy spotkali zielarkę minęły dwa dni. Sibourne powitało ich tuż po świcie, lecz koniec końców los okazał się niezbyt łaskawy, albowiem straż miejska małej mieściny miała odgórny zakaz wpuszczania przybyszów po zmroku. Czekała ich kolejna mroźna noc pod gołym niebem. Na szczęście widok niewielkiej palisady, oraz światła w chatach po jej drugiej stronie dodawały otuchy i niewyjaśnionego poczucia bezpieczeństwa.

Podróżnicy wiedzieli, że dzika zwierzyna nie zapuści się tak blisko ludzkich oczu, to też spodziewali się spokojnej nocy. Szczęście w nieszczęściu, albowiem ulewny deszcz skutecznie uniemożliwił rozpalenie ognia, zatem odstraszenie zwierząt na własną rękę nie wchodziło tego wieczora w grę. Mimo to nie tracili dobrego ducha. Udało im się znaleźć spory dąb, pod którym rozłożyli śpiwory i częściowo chronił ich przed zimnymi strugami deszczu.
-Bretonia miała swój udział w wielkiej wojnie z siłami chaosu. Wielu zacnych rycerzy i wojowników udało się na wschód by wspomóc sąsiadów w walce z wrogiem. Wiedzieli, że Imperium może upaść a to była jedyna bariera na drodze sił Archaona do królestwa Bretonii. Mimo iż sami zmagają się ze swoimi wewnętrznymi wrogami, wsparli swych sąsiadów. Wielu z tych wielkich wojowników zajęło miejsce w bezimiennych grobach na wzgórzach, lasach i pobojowiskach Imperium. Bretonia ucierpiała, lecz nawet nie w jednej dziesiątej jak dziedzictwo Sigmara.- rzucił ze smutkiem w głosie. -Śpij. Jutro będziemy grzać się w ciepłej izbie po sutej kolacji, towarzyszu.- rzucił pełen nadziei. Diego odwrócił się na drugi bok.

~***~

-Zbudź się! Prędko!- głos Diega wyrwał bezlitośnie młodego szlachcica ze snu. Świt jeszcze nie nastał, zatem coś musiało być na rzeczy. Dopiero po kilku sekundach, gdy Manuel odzyskał czysty umysł dotarło do niego, że z niedalekiej odległości dobiegały krzyki i bicie dzwonów. Mieszkańcy Sibourne zostali napadnięci. Młodzieniec wartko wejrzał w stronę mieściny. W kilku miejscach płonął wysoki na trzy metry ogień a drobne sylwetki ludzi biegały jak mrówki po rozdeptanym mrowisku.
-Bierz klingę i za mną.- mężczyzna biegł ile sił w nogach -Trzymaj się blisko mnie, nie zniknij mi z oczu!- nakazał krzykiem. Wiedział, że nie można biernie stać i patrzeć na to co działo się w miasteczku, lecz w duchu pewnie modlił się do wszystkich bogów Starego Świata o bezpieczeństwo swego podopiecznego. Po kilku minutach dwójka podróżników znalazła się u podnóża palisady.
-To od wschodniej strony. Za mną.- Kilka chwil później dotarli do miejsca skąd mieli nakreślony cały obraz dramatycznej sytuacji.

-Goblińcy- syknął przykucając by pozostać niezauważonym. Zielonoskóre pokurcze ostrzeliwały płonącymi strzałami drugą stronę palisady, zaś kilkunastu z nich krążyło bez ładu na grzbietach wilków popiskując i krzycząc w swej plugawej mowie. Mężczyznami nagle wstrząsnął potężny huk a niebo pojaśniało na chwilę. Rozerwane na strzępy deski pospadały na glebę w promieniu pół mili, zaś sekundę później nastała cisza. Cisza, która przeraziła ich bardziej od krzyków i eksplozji. Kolejną sekundę później przerwał ją dźwięk goblińskiej trąby rozkazujący atak. Pokurcze porzuciły łuki dobyły mieczy, pałek i sztyletów ruszając w stronę wyrwy w palisadzie. Zaraz za nimi do ataku ruszyli wilczy jeźdźcy.
-Teraz.- syknął po czym ruszył pochylony wzdłuż palisady w stronę wyrwy. Bojowe okrzyki obrońców Sibourne, oraz panikujących kobiet mieszały się z okrzykami zielonoskórych. Mężczyźni stanęli na skraju wielkiej dziury zaglądając do środka. Trudno było zliczyć zielonoskórych ale nie mogło ich być więcej niż trzy tuziny...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline