Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2015, 12:19   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak to się dziwnie składa...
Jeszcze nie tak dawno wędrował się kompanami, z towarzyszami zabaw z lat dziecinnych, a potem raz, dwa - i został sam.
Początkowo nie zamierzał wracać do rodzinnej wioski, mając w pamięci zarówno pozycję, jaką aktualnie zajmowała w wiosce Angela Apfel, jak i ostrzeżenie, jakiego udzielił im wójt, gdy wyruszali z wioski jako eskorta jaśnie panienki Adalindy Frobel.
Czasu zbyt wiele nie minęło, a na dodatek panna Angela pamięć miała dobrą, a nawet można by rzec pamiętliwą była, i Jost nie zamierzał się jej narażać.
Z drugiej jednak strony w wiosce ostał się Kary, a koń wierzchowy, w niektórych profesjach, był niezbędny.
To jednak mogło poczekać do wiosny, a jak na razie zbliżała się zima.
Zima miała to do siebie, że każdy mądrzejszy człek szukał dachu nad głową, żeby sobie zadka nie odmrozić, albo i czego innego. Jedną to miało wadę - za ów dach nad głową płacić trzeba było żywą gotówką, w cieplejszych porach roku zarobioną. Za konia dodatkowo płacić trzeba było, jeśli biedaczyna nie miała zdechnąć z głodu.
Tak więc koń mógł poczekać do wiosny, zaś Jost... Ten niestety nie miał tak dobrze. I trzeba było wybrać - przezimować na wsi, czy też może w większym mieście. Na wsi utrzymanie było tańsze, w mieście łatwiej było znaleźć jakąś pracę.

***

Los zadecydował za niego. Częściowo przynajmniej. Bo skoro na barkę trafił, gdzie kupiec potrzebował ochrony, a ta barka do Nuln płynęła. Widać los tak chciał, że do wielkiego miasta trafił.
A praca?
Gdy ktoś chce pracować, to i pracę mógł znaleźć. Nie najlepszą, nie najlepiej płatną, ale na czym jak na czym - na zwierzętach to się Jost znał, więc praca w stajniach nie stanowiła dla niego problemu. Było gdzie spać, było co jeść, a jeszcze i parę groszy do ręki wpadło.
No i, jako że Nuln jest miastem, można by rzec, pełnym wojaków różnej profesji, to i paru drobiazgów Jost zdołał się nauczyć. Chociaż, nie da się ukryć, za darmo to nie było.
Nuln miało jeszcze jedną zaletę - specjalistów było tu wielu różnorakich maści i profesji. Z nosem, co go ogr przestawił, nic się zrobić nie dało, ale ząb udało się wstawić i od razu człek lepiej wyglądał, gdy mógł się uśmiechnąć pełną gębą.
Srebrny co prawda tylko i koron to nieco kosztowało, przez dwa dni Jost nie bardzo mógł jeść, ale opłaciło się w sumie.
No i w mieście ekwipunek zdołał uzupełnić, co go wonczas poszukiwacze maski (zapewne) ukradli, tudzież zbroję lepszą kupił. Tak jakoś bywa, że jak zbroja lepsza, to z większym zaufaniem na człeka patrzą.

***

Z wiosną Jost pożegnał się z miastem i na szlak wyruszył z karawaną, co w rodzinne jego strony podążała.
Do samej wioski wchodzić nie zamierzał, ale w końcu wystarczyło cierpliwie poczekać, by natknąć się na Annę, pełniącą w tym dniu obowiązki pasterza.
- O, zęba sobie wstawiłeś. - Zrobiła pocieszną minę. - Szykownie wyglądasz. Tylko czemu dałeś sobie nosek przestawić, biedaku?

Wymiana nowin i plotek dłużej trwała, niż później odzyskanie Karego, któremu zima w wiosce nie wyrządziła zbyt wielkiej szkody.
- Twoja dawna miłość, Angela Apfel, robi szybką karierę w szeregach sigmaryckiego duchowieństwa - powiedziała Anna i roześmiała się, widząc krzywą minę Josta.
- Jagna Tannenbaum znowu urodziła bliźniaki - mówiła dalej Anna - a ojciec Marianki ożenił się z matką Eryka. Po tym, jak wypadek miał w lesie, to karczmę naszą prowadzi, do której dobudował drugie piętro z pokojami sypialnymi dla gości. Ale co o Mariance kto wspomni, to do kielicha zagląda, bo wieści od dziewczyny nie było żadnych. Ale ty z pewnością wiesz coś o niej?
- Mariankę ostatnim razem w Kemperbadzie widziałem, gdzie o sokolnictwie mówiła - odparł Jost.
Tu Jost rzucił słów kilka na temat odbicia zakładnika, w szczegóły zbytnie się nie wdając, tudzież o wizycie na ulicy Pięknej nie wspominając.
- Tam też i Gotte się udał, gdyśmy się rozstawali - dodał - bo Mariankę chciał odnaleźć.
O Rudim, który niby trupem był, Jost wolał nie wspominać, bo plotki to do siebie miały, że lubiły się wydostawać z najbardziej nawet zaciśniętych zębów.
- To się pewnie Karl ucieszy - powiedziała Anna - gdy o Mariance się dowie. A co z resztą chłopaków?
- Ano przed zimą jakoś nasze drogi się rozeszły. Bert się dobrze trzymał, a język ma sprawniejszy niż wonczas, Eryk do Sigmarytów chciał wstąpić - tu Anna wielkie oczy zrobiła - a Arno bodajże coś o wojowaniu wspomniał.
- A u nas… - Anna ściszyła głos, mimo że sami byli i nikt ich podsłuchać nie mógł - Delasqua urodziła dziecko... mutanta... chłopczyka z głową wilczka... ale o tym nie wie nikt prawie. Przy porodzie pomagałam, tom widziała - zapewniła Anna. - Łeb wilka jakbym zwierza widziała. Mutanta stary Delasqua wyniósł do lasu i wrócił bez niego.
Na moment zamilkła.
- Wprowadziły się dwie nowe rodziny. Jedna zajmuje się domokrąstwem, a druga to sami mężczyźni, ojciec z trzema dorosłymi synami, drwale.

Przekazawszy siostrze garść złota i uściskawszy ją na pożegnanie Jost ruszył w drogę.


***


Góra z górą się nie zejdzie, jak powiadało stare przysłowie, a człowiek... No i proszę - sprawdziło się. Eryk co prawda stracił włosy, Bert jakby nieco się rozrósł wszerz, a Arno mówił nieco bardziej zawile, niż wcześniej, ale poza tym byli to stale ci sami towarzysze, z którymi przebył ładny kawałek świata.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-01-2015 o 12:21.
Kerm jest offline