Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2015, 12:47   #4
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
Edmund już jako szesnastoletni chłopak został wysłany do swojego wuja Pesolda w Oberwil, za namową rodziców miał on załatwić jakąś ciepłą posadkę na tamtejszej śluzie dla swojego bratanka. I rzeczywiście, od zwykłego pomywacza szybko wspinał się po szczeblach kariery, aż ostatecznie stał się dozorcą śluzy w wieku dwudziestu jeden lat. Sołtys Detlef Gorsedown twierdził nawet, że jest najmłodszym dozorcą na rzece Stir. Wszystko to jednak spływało po Edmundzie jak po kaczce, nie obchodziły go tytuły, karierę też miał głęboko, pragnął przygody, a nawet tego Oberwil nie potrafiło mu zorganizować. Szukając przeżyć szybko złapał bliższy kontakt z jednym z „ciemniejszych” przewoźników licząc na ciekawy rozwój sytuacji, a jednak los nadal nie chciał odmienić jego historii, przypadło mu bycie zwykłym paserem, jedynie przekazywanie paczek z rąk do rąk. Kolejna nuda. Edmund musiał wziąć los za pysk i pokazać mu kierunek. Sam zadbał o to, aby ktoś znalazł szemraną paczkę i szybko dostarczył ją do sołtysa. Był już odpowiednio spakowany i tylko czekał na reakcję wioski, dokładnie taką jaką się spodziewał, został skazany na wygnanie, udając strapionego wyrzutka oddalił się od wioski w poszukiwaniu przygód.

Zaledwie dwa dni jako parias spotkał równych sobie, banicka banda napadła na Edmunda licząc na łatwy zarobek. Edmund chętnie oddał im zawartość sakiewki i z błyskiem w oku zażądał, aby mógł kontynuować swoją podróż z nimi. Czuł, że to właśnie w ich szeregach znajdzie przygodę. Herszt grupy, przedstawiający się jako Olaf, zaśmiał się rubasznie:

- Przyda mi się przydupas!

Spędził w ich towarzystwie dwa lata. Dwa lata pełne przygód różnej maści. Z jednej strony Edmund znalazł to czego chciał, nie mógł narzekać na brak doświadczeń. Natomiast nie przemawiała do niego bezsensowna przemoc niektórych względem ich „klienteli”. Od czasu kiedy musiał uderzyć bezbronną kobietę myślał o ucieczce, jednak tym razem musiał mieć cel, coś do czego może dążyć. Tym razem los bardziej mu sprzyjał, ulotka o Franzenstein rozwieszona praktycznie w każdej wiosce i przydrożnym zajeździe praktycznie sama mu wpadła do kieszeni, a z pomocą noża szybko dowiedział się co tam jest napisane. Tym razem nie połasił się na uprzejmości, pod osłoną nocy opuścił bandyckie obozowisko i ruszył na poszukiwania „Głupiej Gęsi”.


Edmund zmierzając w kierunku Franzenstein podążał dobrze znanym traktem, jednakże mało uczęszczanym, także zdziwił go widok kobiety idącej środkiem drogi i wygwizdującej radosne szlagiery. Jego doświadczenie przemawiało raczej za poruszaniem się w cieniach drzew, niźli ostentacyjną przebieżkę połączoną z konkursem piosenki. Wolałby pozostawić ją samą sobie, jednak jej gwizdanie zostało przerwane przez mężczyznę, którzy w dość niespodziewany sposób spadł z drzewa. Nie można tego nazwać skokiem, ponieważ po skoku nikt raczej nie narzeka na ból w kolanie. Mężczyzna zwrócił się do dziewczyny swoim szczerbatym uśmiechem:

- Witam panią serdecznie. Czy nie chciała by Pani wspomóc biednych i uciśnionych? - powiedział trzymając nóż w dłoni.

Na co ta uśmiechnęła się prezentując garnitur białych, zdrowych zębów sugerujących znacznie lepszy stan majętności, niż ten, w którego była posiadaniu i odpowiedziała:

- Oj chciałabym, chciała, ale fundusze nie pozwalają. W zasadzie sama liczę się do ubogich i uciśnionych, mogę podzielić się co najwyżej doświadczeniem w tym zakresie jeśli łaskawcę ratuje taka propozycja. - Albo była naiwna albo wręcz przeciwnie. Tak czy inaczej zbicie jej z pantałyku próbą wymuszenia średnio wchodziło w grę, za dużo sama o tym wiedziała. Widok noża to już zupełnie inna kwestia - budząca atawistyczną chęć ucieczki, do której daleko wcale nie było. Jej nogi okute w znoszone buksy prezentowały się nadzwyczaj chyżo.

- Droga pani chyba nie rozumie sytuacji. Doświadczenie życiowe nie jest walutą w tutejszych lasach, Uprzedzę też pytania o przedmioty, te także mnie nie interesują. Interesują mnie jedynie złote korony, srebrne szylingi i w ostateczności miedziaki. Radziłbym panience dobrze przeszukać swoje kieszenie i sakwy, ponieważ ten nóż słynie ze swojej legendarnej szyb… - i w tym momencie twarz mężczyzny przywitała ziemie. Gowdie zauważyła drugiego mężczyznę, który trzymał w rękach kawał drzewa. Upewnił się tylko, że ten drugi już nie wstanie i uśmiechnął się do dziewczyny. - Nie uczyli cię, żeby samej nie chodzić po lasach?

Bohaterski wyczyn został powitany wybuchem radości prezentowanym całym, bogatym zestawem mimiki nakrapianej, drobnej twarzy dziewczyny. Słowa zaś dalszym jej ciągiem w postaci lekkiego przegięcia głowy małolaty w bok i błysku w oku, za którymi poszedł potok słów:

- A jak inaczej zostałbyś moim wybawcą jakbym słuchała się wszystkiego czego mnie uczyli? Poza tym, z tego co widzę wcale taka samotna nie byłam, bo publiki mojego nieudolnego śpiewu było tyle ile w niejednej karczmie na występie bardziej utalentowanego gawędziarza. Stawki pewnie nie te, ale liczy się poklask, a tu proszę - zabijają się o moje towarzystwo zacni panowie. Krótsze, dłuższe - nieistotne, ważne... - może jednak trzeba było dać ją zabić…

Tylu słów naraz Edmund nie słyszał już o paru dni, ale miło było posłuchać innego głosu niż swojego. - Idę do Frankfurter czy jakoś tak. Ma tam być też jakaś karczma, może cię tam odprowadzę? Mam tu gdzieś to nawet napisane o ile czytasz. Zdajesz się iść w tym samym kierunku. - Edmund wyciągnął ulotkę z kieszenie płaszcza.

- Franzenstein - odpowiedziała Gowdie wpadając prawie w słowo rozmówcy, widocznie nie mogąc doczekać się na swoją kolej. Chwyciła kartkę w drobne łapki i trzymając ją do góry nogami zaczęła z wielką uwagą przyglądać się czarnym znaczkom, których sens oczywiście znała. Ba! Wiedziała nawet, że nazywają się literami, po chwili spojrzała również na Edmunda i z uśmiechem stwierdziła:

- Nie, nigdy nie widziałam - zabrzmiało to przezabawnie, jakby powtarzane tysiące razy, setkom, a może jedynie dziesiątkom tych samych strażników, którzy dawali za wygraną, po którymś już razie. - Ale wiesz? Franzenstein może być, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, a może nie było? No chyba, że mówili tylko o mnie… - na krótki moment udała zamyślenie - No o Tobie nie mówili, ale ze mną masz szansę, że będą układać ballady na twoją bohaterską cześć. Ja nas wpakuję w kłopoty, ty nas wyciągniesz, ale będziemy potrzebować jeszcze jakiejś pięknej niewiasty do ratowania z opresji żeby było o czym śpiewać, bo oboje nie wyglądamy zbyt reprezentacyjnie, żeby się nadawać do pieśni o cnym rycerzu i jego księżniczce. - raz jeszcze zmierzyła nowego kompana wzrokiem. - No dobra, może aż tak źle nie jest.

Edmund podniósł nóż o słynnej legendarnej szyb... i podał go Gowdie.

- Nie ma problemu, może znajdziemy jakaś piękną po drodze? - uśmiechnął się zawadiacko i ruszył w kierunku Franzenstein.

Dziewczyna zadowolona z obrotu sytuacji puściła oko do oddalających się pleców towarzysza i szybko obszukała ubogiego, sprawdzając jakie datki mogły się mu trafić. Na karcący wzrok z jakim mogła się zmierzyć miała zawsze gotowy wyraz niezrozumienia i niewinności na twarzy oraz puste kieszenie zbira wywrócone na drugą stronę jako wyraz jej dobrych chęci zrewanżowania się za podarunek… a o tych kilku miedziakach to cicho, sza.
 

Ostatnio edytowane przez Evil_Maniak : 12-01-2015 o 10:56.
Evil_Maniak jest offline