Czemuż to los nie jest dla nas bardziej łaskaw? - Zastanowił się Iwan ściskając w rękach dwa ostrza - rapier, który był pamiątką jeszcze z czasów służby w Górskiej Straży i pałasz, własność pewnego skróconego o głowę hobgoblina. Te kilka dni spokoju, które spędzili w tej jaskini, były marną rekompensatą trudów i cierpień z jakimi musieli się zmagać w tym przeklętym lesie, do którego miał nadzieje już nie zbliżyć się nigdy więcej. Och, ile by dał teraz by poczuć smak piwa w ustach, zobaczyć zdumione miny biesiadników, którzy ze zgrozą ale i niemałym podziwem wysłuchiwaliby jego opowieści, bądź dotyku kobiety, którego nie czuł od tak dawna.
A teraz znów czekała go walka. Bądź co bądź bardzo lubił uczucie adrenaliny, krążącej mu w żyłach przy każdym świście przeszywanego ostrzem powietrza. Widoku zdeterminowanych oczu przeciwnika, który gasnął w momencie śmiertelnie wymierzonego ciosu rapierem. Pochłaniający go wir bitwy, który sprawiał, że podczas walki czuł się jak widz oglądający przedstawienie, nie z pierwszego rzędu ale ze środka sceny. Wszystko to uwielbiał, jednak wiedział, że pewnego dnia radość i podniecenie płynące z walki przerodzą się w ból i niezachwiane pragnienie życia. Tylko, któż go wtedy ocali?
Gorączkowy śmiech zabrzmiał w jego myślach słysząc wypowiedzi Felixa. Uwe Schmitz z pewnością nie odstąpiłby swego celu, nawet gdyby armia demonów przechadzała się tuż obok. Niegdyś, kiedykolwiek usłyszał plotki, że ów mężczyzna pojawił się w okolicy, brał nogi za pas, modląc się w duchu, by to nie on był jego celem. A czemuż by miał być? W tak niebezpiecznej chwili nie miał czasu na rozwodzenie się na ten temat.
Nie minęło kilka chwil, a uzbrojony w ciężką, mogącą wywołać ciarki na plecach niejednego maga zbroję, Iwan rzucił się naprzód. Przywarł bokiem do ściany obok wejścia do przedsionka jaskini, z którego powinni wyłonić się przeciwnik. Przygotowane na przeciwnika ostrza, utrzymywał w odpowiedniej odległości, by nie były widoczne z głębi tunelu. Czekał, aż pierwszy wróg wyłoni się z głębi, by chwilę później mógł paść Iwanowi do stup, skąpany we krwi. Mimo przyjemnego uczucie jakie towarzyszyło mu podczas otwartej walki, nie miał żadnych oporów by ranić kogoś w plecy. Zwłaszcza kogoś, kto chwile wcześniej chciał odstrzelić go z ukrycia.