Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2015, 18:50   #1
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[The One Ring] Bractwo Dzikich Krajów









Woda w Starym Brodzie była zimna. Mikkel drugi dzień po bitwie wciąż nurkował między głazy, gdzie nurt pokrywał dorosłego człeka po pas, aby kilka długości konia dalej, zakrywać po dwakroć. Prąd narowisty kręcił sie między gładko obmytymi skałami niegdyś potężnych filarów Wielkiego Mostu. Niewiele było budowli wzniesionych krasnoludzką sztuką, aby po ledwie tysięcy lat nie został po nich kamień na kamieniu. Długa Rzeka była jedna żywiołem i nie było przeszkody wzniesionej rękoma i czarami ludów Północy, która mogłaby się jej oprzeć z czasem.

W porośniętym wodoroślą dnie Anduiny, letnie promienie słońca ledwo przebijały się przez fale ukazując Dalijczykowi złożonych do snu w zbrojach milczących wojowników. Ich zastygłe ciała trwały jak zaklęte i tylko włosy razem z warkoczami roślin niczym pajęczyny ścieliły się poruszane podwodnego oddechu Anduiny.Zobaczył go, gdy promień świdrujący z ukosa wodę, zasrebrzył się iskrą na chwilę, niczym świetlik przed zgaśnięciem. Oręż sterczał wbity do połowy głowni w muliste dno. Rękojeść dwuręcznego miecza zniesionego nurtem kilkanaście jardów od upadku Krwawego, trwała pochylona pod kątem nad głową potomka Giriona rozłożystym krzyżem jelca. Otwarte oczy poległego woja, zaszłe mokrą mgłą, były świadkiem zwycięstwa syna Thorlada.
Mikkel znalazł miecz Valinda.






Małe kwiatki o białych płatkach kwitły gęsto niczym śnieżny kobierzec pośród soczyście zielonej trawy na kurhanie Odericka. Jakże zdziwił się Mikkel i Fanny, gdy po przybyciu do osady klanu Iwgara pod Lesnym Grodem, okazało się, że stamtąd wyruszyć muszą wzdłuż Ciemnej Rzeki ku Czarnemu Stawu. Jarl nie mówił wiele. Ot tyle tylko, by nawiedzić miejsce spoczynku przyjaciela, muszą wyruszyć do Mrocznej Puszczy. Przewodnikiem był kuzyn Pszczelarza.

Pierwsze liście opadały z drzew na wschodnich krańcach puszczy, jakby mniej mrocznej po tej stronie leśnej rzeki. Jakby las czerpał nadzieję z ludzi wiernie mu oddanych, a może był to tylko owoc ojcowskiej ręka Radagasta Burego, który powstrzymał Cień. A mimo wszystko wróciły wspomnienia z Elfiej Ścieżki i jak bardzo niezwykłe było światełko Leśnej Bramy w ciemnym tunelu skręconych drzew. Po kilku dniach spływu krętym wąskim korytem Ciemnej Rzeki, wypłynęli spod osłony pochylonych gałęzi na wielkie, okrągłe w swym kształcie niczym zaćmiony księżyc w pełni, pogrążona w ciemności tafla jeziora. Czarny Staw. To tutaj, odpłynęła zanurzając się we mgle, łódź ze spoczywającym na jej dnie Iwgarem, tulącym skrzyżowane na piersi Kres i Długodrzewcowy Topór. Kilkakrotnie podczas rejsu, zdawało się Dalijczykom ujrzeć w przelocie, ukradkowe spojrzenia wesołych twarzy pięknych kobiet przepływających tuż pod ciemną taflą.

- Zobaczcie ile wodnych kwiatów. – wyszeptał przewoźnik ręką zataczając półkole.

Jezioro porastały liczne lilje kwitnące wieloma kolorami płatków na zielonych, okrągłych talerzach pływających liści. W oddali, na drugim brzegu, górował na jeziorem zielony stok z płaskim szczytem, niemal tonący we wszechobecnej w koronach drzew mgle. Dalej na południe, zaczynała się omijana przez Leśnych Ludzi dawna domena Nekromanty ze Wzgórza Ciemnych Mocy a Cień Mrocznej Puszczy wcale nie opuścił jej w ślad za Czarnym Panem, jak i liczne bestie lasu garnące się niegdyś wokół niego. Czarny Staw był jednak pod opieką Radagasta i Córek Rzeki, całkiem niedaleko Brunatnej Siedziby i Leśni Ludzie czuli się na rubieżach swej domeny względnie bezpiecznie, jeśli to kiedykolwiek było w Mrocznej Puszczy możliwe .






Dolina Anduiny jesienią, prócz opadów ciepłego deszczu i kolorowych liści, niosła również gającym się w trawach wiatrem, babie lato z Mrocznej Puszczy. Opuszczając tereny kontrolowane przez Beorningów, małżeństwo z Dalji minęło Leśną Bramę i szlakiem karawan podążyło na północ w zasięgu wzroku mając zachodnią ścianę lasu.

Brzeg doliny, równie żyzny i porośnięty trawą tka jak ziemie Beorna, wił się jednak licznymi wąwozami o stromych ścianach, krętymi jak węże garbami pagórków i wzgórz o skalnych, ostrych, wystrzępionych pogodą i czasem grzbietach. Gdzieniegdzie wyrastały szczyty z usypanych w stosy wielkich kamieni, które mieszkańcy tych ziem przypisywali starożytnym Gigantom. Nie spotkali na swej drodze nikogo, prócz rolnika, który z daleka pozdrowił ich wzniesioną motyką,lecz nie ubolewali nad tym. Ludzie Beorna ostrzegli ich przed plemieniem Ludzi Północy, którym przewodził Jarl Viglund. Mocny to był lud lecz podobno parający się niewolnictwem. Choć nie widzieli i nie doświadczyli złowrogiej aktywności, to nie mogli strząsnąć z siebie przeczucia, że byli w wielu odcinkach podróży odprowadzani spojrzeniami obcych oczu z ukrycia.

Im bliżej północy, tym tereny stawały się coraz bardziej ponure i jeżeli nie były dosłownie jałowe, to zdecydowanie mało żyzne. Otwartą przestrzeń coraz rzadziej porastały pojedyncze, karłowate drzewa, a zamiast tego krajobraz na tle posępnych gór, dominowały wyrastające z twardej ziemi liczne głazy i ostre skałki.
Fanny opowiedziała Mikkelowi historię tych ziem. Jak niegdyś była to wschodnia rubież Éothéodów, krainy zwanej Wschodnią Marchią. Tysiące lat temu był to kraj gęsto zalesiony, lecz głód władców koni o drewno do budowy ich długich domów, złożył topory pod pnie Mrocznej Puszczy. Tak jak ich przodkowie wykarczowali Wschodnią Zatokę wgryzając się w knieję po drugiej stronie lasu, tak oni zmienili ten kraj w pustą równinę.
Ku północy las został w tyle, a dolina otworzyła się na korytarz w cieniu Gór Szarych. Były to pustkowia, niezamieszkane przez Ludzi Północy, gdyż trwoga przed grozą Mrocznej Puszczy, potworami północnej, skręconej, gęstej, ciemnej kniei, była wystarczającym ku temu powodem. Jedynymi wędrowcami przemierzającymi ten szlak były karawany ludzi i milczących kransoludów, miedzy Doliną Anduiny a Ereborem, Dalja i Miastem na Jeziorze.

Z pierwszym śniegiem, z radością ujrzeli w oddali Samotną Górę. Tam, u jej stóp, był ich stary, nowy dom.








Po bitwie pogrzebów w przy Starym Brodzie było kilka. W mogiłach spoczęli wojownicy, którzy stanęli w obronie doliny, choć sami byli z daleka i nikogo, kto wskazałby miejsce, gdzie ich klan, gdzie rodziny. Bezimiennych było kilku. Resztę poległych w potyczce Beornngów i Leśnych Ludzi, ocaleni bliscy zabrali ze sobą w drogę powrotną do domu. Najeźdźcom sporządzono wspólną mogiłę na zachodnim brzegu. Złożono w niej broń i zbroje poległych, bo odzierania z nich Beorn nie pozwolił, jeśli wojownik nosił na sobie lub w ręku pośmiertnie wciąż trzymał broń. Usypał się spory kopiec obłożony w postawy kamieniami, widoczny z daleka i naszpikowany włóczniami poległych. Ktoś powiedział, że na przestrogę. Trupów, których porwał nurt, zatonęli w odmętach Długiej Rzeki, nikt nie szukał. Koryto Anduiny było im wspólnym, głębokim grobem.






Ennalda prowadziła wodze Valterowego konia. Rathar stał w wodzie po kolana, szukał rannych na polu bitwy. Z wierzchowca zsunął się podróżny juk i z cichym pluskiem wpadł do rzeki, czego nikt zdawał się nie zauważyć. Nikt prócz Wszędobylkiego. Góral w kilku susach, skacząc po kamieniach brodu pobiegł za leniwie odpływającym z nurtem, skórzanym pakunkiem. Wyłowił plecak i ociekający wyniósł na brzeg. Nie był złodziejem, ciekawskim może raczej, lecz do środka juka zajrzał odpinając klamrę pasa. Mogły być tam istotne przedmiotem jak choćby mapy lub pergaminy, niekoniecznie dobrze znoszące kontakt z wodą. Ze środka wypadła jednak głowa człowieka odtaczając się w piachu plaży na bok. Ktokolwiek ją nosił był dorosłym mężczyzną trudnego do opisania wieku. Zginął raczej dawno, lecz ani znaków postępującego rozkładu, ani towarzyszącemu na ogół gniciu smrodu i trupiego jadu nie było być. Brak krwi na szyi ofiary i w torbie. Nie. Głowa zdawała się być... zasuszona? Może to nie była najlepsza diagnoza, lecz zdecydowanie wyglądało na to, że dołożono starań, aby przetrwała w tym stanie, podczas letnich upałów, długo... Wszędobylski nie pierwszy raz patrzył na trupa, lecz wzdrygnął się. Wydawało mu się, że pokryte bielmem trupie ślepia obróciły się ku niemu.






Społeczność Stargo Bordu skupiała się nieco ponad tuzina farm na wschodnim brzegu rzeki w promieniu kilkunastu mil od ruin mostu, choć w większości na północ od Starej Krasnoludzkiej Drogi. Ludzie tam mieszkający przyzwyczajeni byli do dużego ruchu jaki generowało najważniejsze skrzyżowanie Dzikich Krajów i wyjątkowo otwarci byli na obce kultury i podróżników, jeśli za porównanie wziąć inne osiedla Beorningów. Stary Bród, bo tak generalnie nazywała się gromada domostw tego regionu, łączyła się na czas spotkań, ustaleń klanowych i zabaw, w wielkim domu Gelwiry zwanym Domem Przejścia. Najbliżej był Starego Brodu oraz funkcję spełniał przydrożnego zajazdu dla wędrowców, w którego sali wspólnej pomieści się mogło pół kopy podróżnych a czasem nawet dwa mendle. Mąż Pani Gelwiry zwananej Mieszającą w Kociołku, ważył dobre piwo i miód dla gości, córki świetnie piekły, a gospodyni przydomek swój wzięła od wielkiego garnca, pod którym ogien nigdy nie wygasał. Kocioł ów wciąż wypełniał się mięsem, warzywami i ziółkami, gdy wyglądało dno. To w domu Pani Gelviry Rathar zeszłego roku lizał rany i po bitwie wielu rannych znalazło tu opiekę również.
Pani Gelvira zawsze wiedziała co się dzieje, wieści z daleka i bliska nie umykały jej uwadze i niewielu dziwiło się, że gdy Beorn odwiedzał Stary Bród, to zatrzymywał się w jej domu. Znający ją jednak bliżej wiedzieli, że oprócz okna na szerszy świat, którym niewątpliwie była Mieszkająca w Kociołku, wódz cenił sobie jej radę, bo z kobiety naturalna mądrość płynęła, której żadne uczone księgi nie zastąpią w swej dobrej intuicji.
Wszędobylski zimę planował spędzić, podobnie jak ostatnim razem, w Starym Brodzie. Nie była to łatwa służba, bo głodne wilki czasem schodziły z gór i Wilczego Lasu aż pod rzekę czyhając na zdeterminowanych forsować zaspany śniegiem Stary Krasnoludzki Trakt. W przeszłości nie pierwszyzną były rajdy goblinów z Gór Mglistych i szukać nie trzeba było daleko, niż rok do tyłu.

Ennalda jesienią była przy Ratharze. Znali górala wszyscy w tej okolicy bardzo dobrze pamiętając jego rozbity czerep i miesiące spędzone w łóżku, walki o życie. Nie tylko znali ale i szanowali i nie tylko, że świrował jarząbki z przybraną córą Beorna, Thainem w armii Beorningów, ale że ostrzegł wraz ze swym zapuszczańskim kompanem dolinę przed atakiem i życie uratował chłopcu z Kamiennego Brodu. Góral samotnikiem raczej, więc radzić sobie z takim nagłym przypływem popularności jakoś musiał. W głębi duszy jednak radował się i dumnym był, że w końcu jego imię znane było nawet tym, o których on nie słyszał. Czy tym była sława? Na pewno drogą ku temu. Mieszkańcy doliny okazywali szacunek z wdzięczności, wojowie z braterstwa walki a Ennalda, jak mówiła mu męska intuicja, z uczuć wyższych niż Góry Mgliste i głębszych od tuneli Morii. Widział to nie w jej słowach, lecz spojrzeniach, śmiechu, gestach i tym, jak inne dziewczyny w jej obecności unikały wzroku Wszędobylskiego.

Pewnego dnia Wszędobylski, oporządzając konia Ennaldy, znalazł niechcący przy siodle ukochanej krasnoludzką zabawkę dla dzieci. Taką niezwykłą, bo chyba magiczną, jakie widział na Rynku Zabawek w Dalji. Nigdy nie słyszał o żadnych dzieciach w jej otoczeniu. Owszem, zdarzało się jej wspomnieć coś o przyszłości, kiedy leżeli przytuleni patrząc w drewniane bele sufitu przytulnej izby, że kiedyś w przyszłości to jej dzieci to, czy tamto... Wierzyła, że miejsce kobiety jest w domu przy mężczyźnie a mężczyzny przy kobiecie, jeśli potrafi ten dom obronić. Póki co jednak, wszyscy wiedzieli, że Ennalda sama potrafiłaby obronić niemal każdego mężczyznę, o sobie samej, czy jej przyszłym domu nie wspominając. Póki co, opiekowała się Domem Beorna mając bardzo dobrze wyrobione zdanie na temat wagabundów.

W pierwszej ich kłótni tej jesieni, młoda Ennalda wybuchła ostro zasypując Rathara słowami niczym górska śnieżna lawina zaspany szlak. Że już miała ojca powsinogę najemnika, skarbów szukającego i dziury w życiu wypełnienia za następnym wzgórzem! Całkiem jak ten jego cholerny przyjaciel z przeklętej Dalji, do której zresztą jej ojca wciągnęło, gdy miasto było jeszcze w gruzach smoczą ruiną! Że jej dzieci nie będą bez ojca chowały się samopas pod matczyną spódnicą! Że nie będzie czekać i wyglądać przez okno lub drzeć na widok Eddy, że wieści niesie najgorsze! Że prawdziwy mężczyzna ma być jak skała z korzeniami albo pszczoła z pasieki, a nie motylek co siada z płatka na płatek czy toczona przez żuka kulka!
Wtedy odjechała w noc, skracając planowany pobyt w Starym Brodzie o kilka dni i zostawiając Rathara przedwczesnymi myślami na zimę.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 05-02-2015 o 18:55.
Campo Viejo jest offline