Obserwacja wioski nie przyniosła odpowiedzi na pytania, za to powodowała senność. Gunther coraz bardziej odczuwał zmęczenie, najgorszej właśnie w momentach spokoju, leżenia na brzuchu i odpoczynku. Oczy zamykały się same. Tak być nie mogło, więc postanowił działać. Jeden z krasnoludów postanowił podobnie i reszta nie miała już wyjścia. Pociągnęli prowizoryczne nosze i prawie weszli na idącego po nich Sorena.
Włóczykij uważnie wysłuchał wieści i propozycji, a następnie skinął głową.
- Nie ma mowy, abyśmy poszli wszyscy - spojrzał na trzech ciężko rannych towarzyszy. - Może tylko my dwaj? Rozejrzymy się i w razie znalezienia dowodów spróbujemy wrócić po pomoc. Reszta w tym czasie odpocznie, zbierze siły.
Nie wspomniał o tym, że jeden z khazadów już nigdy nie będzie w pełni sprawny i na niebezpieczne wyprawy nie będzie się nadawał, bardziej zawadzając niż pomagając. Gunther nie wyobrażał sobie tego typu życia bez stopy.
- Jak tu zostaną, to w razie jakbyśmy nie wrócili, będzie komu roznieść wiesci o tym całym hrabim. |