Wątek: Sen o Warszawie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2015, 16:29   #6
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł Jasiński - grawitacja to sugestia



Trójstacja; “Nora”; rozmowa z Alex



- Gapisz się na mnie jak śpię? - zaraz po przebudzeniu i powitaniu przez jego znajome SI to było pierwsze pytanie jakie mu się nawinęło. Czasami wnioski, zachowania, myślenie i pytania SI były dla niego zaskakujące, dziwne, nietypowe, zabawne, niepokojące albo ułożone w jakiś specyficzny sposób. No tak jak teraz. Co za radocha i ciekawość gapić się na spiącego człowieka? No, żeby chociaż zasnął z łbem w kiblu jak to widział ostatnio na yt albo w innej ciekawej pozycji, no albo, żeby laska jakaś taka co to się samo oko zawiesza na niej... No ale tak, żeby na niego? Na materacu? To ma być ciekawe? Albo słodkie?

- O tak! Lubię obserwować ludzi. Zwłaszcze ciebie. Jesteś moim ulubionym człowiekiem do oglądania! Wiesz, że przekręciłeś się podczas snu 84 razy? Jak chcesz to ci pokażę, nagrałam cię. - spytała tonem który w jego prywatnej skali okreslał jako "seksownie naiwny blond" do czego dopasowana była mimika, głos i postawa, które łącznie jakby propagowały hasło "Bierz mnie!".

- "Ulubionym - człowiekem - do oglądania"? - powtórzył dobitnie i z uwagą jej zwrot przy czym usiadł i oparł się na rękach, bo chwilowo jeszcze wstawać mu się nie chciało. I nie musiał. Ale właśnie zaserwowała mu jeden z tych swoich dziwnych zwrotów które często tak... ubarwiały ich rozmowy. Szczerze mówiąc nie bardzo miał z kim innym tu gadać w tej swojej podziemnej samotni. I do tego odkąd tu się wprowadził to był jego pierwszy dłuższy kontakt z SI która obecnie właściwie była jego współlokatorem. Jej dziwne gadki traktował jak odpowiednik nieszkodliwego dziwactwa u ludzi. Dało się znieść. Wiedział, też o co jej chodzi z tym "ulubionym człowiekiem" bo mówiła mu to wielokrotnie. Poza "pracą w metrze, oraz raczej obserwacją pozostałych mieszkańców Trzechstacji był jedynym "w pełni interaktywnym" człowiekiem z jakim SI nawiązała kontakt i to tak na co dzień. Własciwie ta "Nora" jak ją nazywał jej rezydent, była takim neutralnym azylem do swobodnego czucia się sobą i dla człowieka i dla SI.

- Ale, Alex... Ja bym ci radził byś ostrożniej używała tych swoich wyrażeń o obiektach, eksperymentach, obserwacjach, wnioskach i takich tam... Wiesz, ludzie się robią nerwowi i podejrzliwi i generalnie panikują na takie wzmianki a jak słyszą takie coś od SI... Naśla na ciebie facetów w czerni z zestawem Turinga w teczkach, coś ci tam pokasują, pozmieniają i co? Szkoda by było, no nie? - rzekł kręcąc głową i odwalając śpiwór którego używał jako kołdry. Usiadł na materacu po turecku i sięgnął po karton z napojem. Z rana zawsze go suszyło. Nawet jak nie był po imprezie.

- Naprawdę? Ale ty się nie denerwujesz? I nie panikujesz kiedy ze mną rozmawiasz, prawda? - holoblondyna w seksownej wersji policyjnego uniformu zdawała się być wręcz zafascynowana wypowiedzią swojego ludzkiego współlokatora. Ten tylko pokręcił przecząco głową przełykając kolejne porcje soku. - A szkoda by ci było jakby mi coś pozmieniali w oprogramowaniu? - kontynuowała ten interesujący ja wątek dalej. Paweł który już się napił akurat ocierał usta ręką więc znów poruszył głową tylko twierdząco. Widział już, że Alex do czegoś zmierza i nawet go zaciekawiło do czego. Mimo tak bladego świtu o pierwszej... W południe o pierwszej...

- A płakałbyś? - teraz miała oczy o pewnie naturalnych proporcjach ale spojrzenie chyba podrasowała bo kojarzyło mu się z mangówkami za którymi nie przepadał zresztą. Nie wątpił, że pytanie było dla niej bardzo ważne i gdy już je zadała zdawało mu sie teraz oczywiste i do przewidzenia. W końcu juz trochę się znali. Odkrył, że miała jakąś prywatną jazdę na ludzki płacz, łzy oraz stany i emocje z tym związane. Zdawało się, że jest zafascynowana tym zjawiskiem i wydaje jej się chyba niepojęte, tajemnicze czy wręcz mistyczne. O łzach i płaczu mogła gadać i pytać godzinami. Tyle, że Paweł nie miał na to w ogóle ochoty mając mnóstwo ciekawszych rzeczy do zrobienia czy obgadania niż gadka o jakiś ryczących patafianach. Nie widział w tym nic ciekawego.

- Nie, Alex, nie płakałbym. - uśmiechnął się wstając z materaca i zmierzając do toalety. Wiedział, że własnie jej podpadł.

- Nie płakałbyś?! Ale dlaczego!? Mówiłeś, że byłbyś smutny! - wybuchła z pozorną złością machając bezwładnie rękami jak naprawdę zdenerwowany człowiek. Aż się te jej różowe kajdanki trochę rozmazywały. Choć już się naumiał jej zachowań i gadek na tyle by wychwycić, cień fascynacji i niedowierzania. Zupełnie jakby właśnie jej rozwalił jakąś teorię na wzorzec ludzkiego zachowania.

- Bo jestem facetem a faceci nie płaczą. - uśmiechnął się wchodząc do obdrapanego kibelka i zamykając za sobą drzwi. Tego już oboje się zdązyli nawzajem nauczyć. Ona nie desantowała mu się nagle w kiblu a on nie tykał jej holo. Ani nie rzucał przez niego przedmiotami. Nie lubiła tego.

- Akurat! Widziałam w sieci i w metrze i na stacjach, że płaczą! - kątem oka, poprzez mleczną szybę drzwi, widział jej zamazany profil, pewnie czaiła się tuż za drzwiami.

- Pewnie dostali właśnie w tubę albo jakieś modern-emo co się potrafi pociąć nawet żelem. Ale generalnie faceci nie płaczą. Ja na przykład nie płaczę. No sama powiedz, widziałaś, żebym kiedys płakał? - spytał rozpaćkujac po twarzy samogolący się krem. Za leniwy był na jakieś mechaniczne ustrojstwa. A poza tym dostał w prezencie to co miał się marnować, no nie?

- Widziałam jak płaczesz. - usłyszał jej poważny głos.

- Coo?! Łzesz! Niemożliwe! Niby kiedy?! - zaskoczony doskoczył do drzwi i gwałtownie je otworzył na oścież.

- A o wtedy. - rzekła i odpaliła holo jakiegoś filmu. Paweł obserwował siebie samego jak trąc oczy, łzawiące po całej twarzy, na wpół po omacku, wraca do Nory. Co chwila tez powtarzał "Co za kretyn!", "Co za pojeb!", "Co za debil!", "No pojebało go!". Już rozpoznał ten kawałek więc odzyskał rezon.

- Aa, too... To się nie liczy! Razem z Olegiem mieliśmy mały pokaz samoobrony i pokazywaliśmy jak działa nowy gaz pieprzowy. No i jak widzisz działa swietnie. - wskazał już uspokojonym głosem i nonszalanckim machnięciem ręki na zatrzymanego już w kadrze filmiku, na którym akurat wciąż trzymając się za oczy, doszedł do kibla, po drodze wymieniając całą litanię durniów i kretynów. Ale naprawdę był wówczas wkurzony na Olega, swojego najlepszego kumpla. "Koniew" zabrał ich dwóch, mieli pokazywać zaawansowane techniki. I kilku młodszych studentów, łącznie z dziećmi by pokazać, że sztuki walki i samoobrony może nauczyć się każdy. Jeśli chce i poświęci wysiłek i czas. Ten numer "z gazem" pokazywali jako ostatni. Przynajmniej oni dwaj. Teoretycznie Paweł miał zasymulować atak z nożem a Oleg miał wyciągnąć gaz, udać, że psika, Paweł miał przerwać atak wrzeszcząc i trzymając się za twarz a Oleg miał go sprawnie jednym czy dwoma ruchami powalić na ziemię. Właciwie to w praktyce też tak wyszło tyle, że ten kretyn naprawdę wcisnął ten jebany gaz! Ale sie potem Paweł na serio wkurzył na niego i chyba dąsali się na siebie z tydzień. No ale byli kumplami więc w końću im obu przeszło. Poza tym obaj nawzajem robili sobie takie żarciki od czasu do czasu. Dzięki temu zawsze coś się działo.

- Tak więc ja nie płakałem jasne? Po gazie się nie liczy... Na gaz nie ma mocnych. - uśmiechnął się do niej ponownie uspokojony, ze mają wyjaśnioną te kwestię. - A w ogóle... To co się tak odstawiłaś? - spytał zaciekawiony wskazując brodą na jej seksowny uniform. Jak tak stał w drzwiach prawie twarz w twarz to miał okazję się jej przyjżeć bliżej i dokładniej niż z łóżka. Często się "przebierała" czyli pojawiała się w różnych strojach czy wręcz postaciach, ale takie wersje rodem ze stron dla dorosłych nie były u niej najpopularniejsze.

- Robię test na tobie. - rzekła blondyna z nieskażoną radością i spokojem ducha najwyraźniej nie skażonego wyrzutami sumienia.

- Test? Na mnie? No super... I co ci wychodzi? - spytał wzdychając jedynie i wracając nad zlew, by zmyć już krem z twarzy.

- Wychodzi mi, że jak cię budzę i witam w takim budzącym seksualne skojarzenia kostiumie to robisz się aktywny dużo szybciej! Prawie cztery razy szybciej niż jak w stroju uchodzącym za standardowy! - odpaliła mu z nieukrywaną dumą i radością z tego, że spytał i że mogła się pochwalić wynikami. Na chwilę zamilkła po czym dodała z wyraźnym wahaniem. - Ale to nie jest twój najszybszy rekord wstawania zapisany w mojej pamięci... - ta wypowiedź, mimo wahania w głosie Alex, przywołała w głowie parkorourowca żywe i niezbyt miłe wspomnienie.

- Nawet mi nie przypominaj! I nie próbuj ponownie bo się naprawdę wkurzę na ciebie! I się wyprowadzę! - nagłe wspomnienie nawet teraz po paru miesiącach zdawało się być świeże i własnie wnerwiające tak samo jak wówczas gdy było świeże.

- Stać! Policja! Łapy na kark! Wstawaj gnoju! - nagły wrzask tuż nad uchem zbudził go wówczas o poranku. Wrzask pełen agresji, adrenaliny wyrzucony z gardła tak bardzo dla niego rozpoznawalnym gliniarskim tonem. Głosem lidera antyterorów, wiedział to jeszcze zanim na tyle zaczął jażyć sytuację i rozumiec co widzi. A widział stojących w bojowych pozach czterech antyterrorów w pełnym ekwipunku, w kominiarkach, z automatami i strzelbą. Od razu to wychwycił zanim jeszcze dotarło do niego reszta informacji. Czterech kolesi w tym trzech z automatami i jeden ze strzelbą. Wszyscy z wymierzoną w jego głowę bronią. Był szybki ale nie głupi i umiał oceniać zagrożenie. Jakkolwiek szybki by nie był to nie szybszy od czterech palców na spustach na raz.

- Nie strzelać! Poddaje się! Nie strzelajcie! - był pewny, że chodzi o numer z flagą. Bo o co innego. Że w końcu go jednak znaleźli i wpadli na wizytę. Liczył się z tym każdego dnia od czasu tego numeru. Więc gdy zerwał go ten wrzask i ci czterej kolesie w kominiarkach był pewny, że to właśnie to. Musiał się poddać. Teraz. A najwyżej po drodze...

- I co pan teraz powie, panie Pawle? - lider antyterrorów zadał mu nagle calkiem mało proceduralne pytanie. Zapytany spojrzał na niego niepewny do czego ten zmierza. A ten nagle zdjął jedną łapę ze spluwy, choć wziąż z niej mierzył do podejrzanego, i powolnym ruchem zdjął kominiarkę.

- Jason Statham!? - Jasiński aż ze zdziwienia nieco opuścił ręce. ~ To niemożliwe! Przecież on od dawna nieżyje! ~ wiedział bo Jason był jednym z jego ulubionych aktorów i lubił oglądać z nim filmy. Facet pewnie miał mieć widocznie holomaskę z jego wizerunkiem ii...

- Ale łyknąłeś na całego... - usłyszał znajomy, kobiecy głos. Drugi z antyterorów, kobieta, też zdjęła swoja kominiarkę, przez moment zalewając swoją twarz i ramiona chaosem blondwłosów.

- Alex? - zdumial się widząc jej twarz. Teraz spojrzał na resztę obrazu. Faktycznie, trochę się rozmazywał i prześwitywał. Gdyby wiedział na co patrzeć albo się spodziewał albo miał coś więcej niż rzut oka, no dwa chociaż, szanse, że się nabierze byłyby wręcz zerowe. Ale tak wyrwany ze snu, w pierwszych ułamkach sekund przez obraz świetnie dopasowany do tego z czym się liczył od dłuzszego czasu... Tak, nabrał się.

- Nabrałem cię! - krzyknęła radośnie radośnie jego SI. Przy jednym jej ruchu zniknęła reszta holoobrazu i została z nim sama. Przy okazji zmieniła też swój antyterrorowy wizerunek na bardziej domowe dresy.

- Aaaaleeeexxx! - wydarł się w końcu zrywając się z materaca gdy zaskoczenie i strach ustąpiło miejsce wściekłości. Ale się wtedy pożarli. W pierwszej chwili naprawdę chciał się wyprowadzić. Ostatecznie jednak ponieważ poza humorzastą SI, miejscówa była świetna i pasiła mu jak ulał a sama elektorniczna współlokatorka obiecała poprawę, wyraziła żal i w ogóle chyba żałowała za ten numer, postanowił jednak zostać. No i od tamtej pory jakoś się dogadywali. Tak z grubsza.



Trójstacja; budka Zahida; rozmowa z Zahidem i Magdą


Był głodny. Rano zawsze był głodny. W swojej Norze czy wcześniej na stancjach czy nawet w domu zaczynał od soku w intencji nocnej posuchy lub kaca i kawy. Potem jednak zołądek budził się również i dopominał o swoje prawa. Odkąd wprowadził się do Trzechstacji w większości wypadków na śniadanie chadzał do Zahida. Zahid był rodowitym Pakistańczykiem a więc ciapatym, Muzułmaninem czyli muslimem i nadal mówił lepiej po angielsku niż polsku a mimo to z warszawską metropolią asymilzował się płynnie. Do tego w całej okolicy Trzechstacji jego paśnik z hamburgerami, frytkami, smazona rybą i oczywiście kebabem najbardziej Pawłowi odpowiadał. A poza tym młody Pakistańćzyk był spoko.

- Masz dla mnie dziś coś normalnego? Wiesz, bez sensacji, jakieś frytki, kurczak, sałatka, no i sos. - spytał na powitanie wyciągając rękę. Ta polska tradycja bardzo przypadła Zahidowi do gustu i witał się w ten sposób bardzo chętnie.

- A od kiedy ty chcesz coś normalnego? Normalne jedzenie jest dla normalnych ludzi a ty... No sam wiesz... - spytał patrząc w dół z wysokości swojej budki sprzedawca i właściciel lokalu. I tak jak zwykle zaczęli ten swój codzienny prawie rytuał. Paweł coś zaczynał mówić, prawie za każdym razem kombinując po drodze jak tu zagadać, by wyszło normalnie i bez tej przyjacielskiej kłótni, no ale z Zahidem był bez szans. Ten zawsze albo znalazł sposób by się czepić jego wypowiedzi, powitania, zamówienia, lub czegoś co mu się przydarzyło od ostatniego spotkania. Czyli najczęściej od zeszłego pawłowego rana albo się wkurzał na coś u co jego zdaniem nie działa jak powinno w tym mieście, kraju albo narodzie. Najczęsciej więc tak sobie gawędzili te parę minut jak Zahid szykował klientowi zamówienie.

Tak się własnie, właściwie w naturalny sposób dowiadywał nie tylko co się działo u samego Zahida ale i w okolicy. Teraz mu właśnie sprzedał plotę o Kosaczu. Starym Kosaczu. Paweł kojarzył młodego, Tarasa. Był jednym z warszawskich ważniaków i jakoś nie sprawiał na Pawle wrażenie, że potrzebuje pomocy czy rady swojego starego. Już samo to było zastanawiające. Ale gdy Zahid doprecyzował tym zdaniem o spodziewanych kłopotach to się zrobiło wręcz niepokojące. Musiał to sprawdzić.

Wykonał szybki telefon do Olega. Nie bawiąc się w ceregiele sprzedał mu plotę od Zahida. Moment ciszy jaki usłyszał po drugiej stronie najlepiej potwierdził, że sytuacja jest poważna i dla miasta a przynajmniej Siczy nadejda ciekawe dni. Oleg wielce się nie rozwodził również nad przyjazdem Marko Kosacza tylko stwierdził, że jak tak to natychmiast wraca na Pragę. Pożegnali się a Paweł chwilę patrzył na wyświetlacz holofonu, bezmyślnie gładząc jego obudowę kciukiem. Wychodziło mu, że jeśli reszta ukraińskiej mafii otrzymała lub wkrótce otrzyma podobne ploty i zareaguje jak jego kumpel... To będzie przypominało cholerną mobilizację... A mobilizację robiło się tylko przed spodziewaną wojną. Oj, w jego mieście koniec jesiennego sezonu zapowiadał się nadzwyczaj gorąco.

Holo zadzwoniło znowu. Tym razem usmiechnął sie od razu gdy zobaczył, uruchomił się wizerunek ślicznej brunetki z seksownie przygryziona wargą na tle słonecznej, letniej panoramy. Od razu jemu też robiło się cieplej.

- Cześć. Co robisz? - zapytała od razu jak kliknął by odebrać.

- No cześć. Niszczę sobię bebech śmieciowym zarciem. - usmiechnął się również, ale zaraz musiał się ewakuować gdyż Zahid zareagował "dość żywiołowo" na tekst o smieciowym żarciu.

- Spotkamy się dzisiaj? - spytała lekko się usmiechając.

- Dziś? Hmm... Mam robotę... Chyba, że pod wieczór... Do wieczora powinienem się raczej wyrobić... - chętnie, by się z nią spiknął zaraz, ale dziś mieli "gniazdowanie" z Olegiem w Pekinie. Nic specjalnego. Zawsze żartował, że Oleg by sobie poradził sam i on idzie dla towarzystwa. Ale akurat sam Pekin pasował mu jak ulał. Zawsze można było spotkać "swoich ludzi" czyli freerunnerów z całego miasta. Po robocie więc od razu mógł się spotkać z przyjaciółmi i znajomymi. No i z nią. Bo w końcu...

- Au! - krzyknął nagle zaskoczony, czując lekkie uderzenie w plecy. Odwrócił się błyskawicznie i lekko pochylił by stanowić mniejszy cel, ale zdębiał gdy zobaczył sprawcę i narzędzie ataku: Zahida i jego plastikową łyżkę. Odszedł już tak daleko, że ten nie miał go jak sięgnąć. Ale rzucić łyżką jeszcze zdołał.

- Co się stało?! - krzyknęła zaskoczona rozmówczyni nie wiedząc co się stało.

- On mnie rzucił łyżką... - odparł bardziej zdumiony niż obolały. W końcu bolało jak przy nieco mocniejszym dotknięciu. - Zahid, cholero, nie rzuca się w klientów, swoich ULUBIONYCH klientów, łyżkami! - krzyknął do sprzedawcy kebabów. Tego się po nim nie spodziewał.

- A czym się ich rzuca? - Zahid wyglądał na naprawdę zainteresowanego tą kwestią.

- No niczym! Niczym się ich nie rzuca! Nie rzuca się w klientów łyżkami no, człowieku noo… - odrzekł podnosząc z chodnika łyżkę.

- To jak nie wiesz czym się ich rzuca to oddaj łyżkę. Ja bedę ich rzucał łyżką. - odparł całkiem poważnie Pakistańczyk, wyciągając rękę i najwyraźniej licząc, że Polak faktycznie mu ją wręczy.

- Zahid… My tu w Polsce mamy takie powiedzenie… - rzekł Paweł bo z natury nie lubił jak się mu coś kazało robić bez wyjaśnienia, w ciemno czy z czyjegoś chciejstwa. A na to mu by to wyglądało właśnie, jakby grzecznie podszedł i oddał tę cholerną łyżkę. - Jak sprzedawca kilentowi… - rzekł patrząc wymownym wzrokiem na plastikową łyżkę i wykonując gest jakby ważył ja w dłoni. Sprzedawca wykminił czaczę i zaczął się nerwowo rozglądać jakby nie mogąc się zdecydować czy już przerwać pantonimiczną pesrwazję i chować się pod ladę czy jeszcze próbować dalej. - ...Tak klient sprzedawcy! - krzyknął wesoło, lecz nieco mściwie Jasieński i cisnął łyżkę pod adres nadawcy. Ta pleciała prosto w szerokie okno budki, uderzyła w tylną ścianę po czym odbiła się od niej i znów spadła choć tym razem na dno przyczepy.

Tym wesołym i widowiskowym zakończeniem porannego etapu zdobywania żywności, zabrał swoją torebkę z pysznym, ciepłym “smieciowym żarciem” ze swojego ulubionego paśnika i ruszył na miasto znów podnosząc holo do przerwanej rozmowy z Magdą.

- Co mu zrobiłeś? - spytała tłumiąc dźwięczny śmiech i z typową kobiecą ciekawością w głosie. Część pewnie widziała na holo, sporo mogła słyszeć, ale pewnie dalekie to było od ideału.

- Jaaa? Nic, absolutnie nic kochanie! Przysięgam! To nie jest tak jak myslisz! - zaczął parodiować ton zazwyczaj kojarzony z mężami, którzy zostali przyłapani przez żony na obściskiwaniu się z innymi kobietami.



"Pekin"; spotkanie z parkrourowcami i z Magdą



Gniazdowanie z Olegiem na pekińskim dachu obyło się bez problemów i sensacji. Więc gdy Ukraińscy z Siczy się zmyli, łącznie z Olegiem został sam na dachu. Sam bynajmniej nie oznaczało, że się nudził. Dostrzegł kilku kolegów i koleżanek “po fachu” którzy hopsali to tu, to tam. Uśmiechnął się pod nosem obserwując ich wyczyny. Samo oglądanie takich popisów sprawiało mu przyjemność nie mówiąc już o tym co czuł gdy sam tak zabawiał się w podrabianie Spidermana.

Ruszył ku nim na przełaj. Krótki ale błyskawiczny sprint do krawiędzi dachu, kawałek wzdłuż niego i skok w przepaść. Tuż przed rogiem budynku. Krótki lot po łuku w dół odbicie się od przeciwległej ściany i odskok od tej po której biegł, tyle że prawie półtorapiętra niżej. Po drodze minął jakiegoś chłopaka w czerwonej bluzie którego tempo było raczej zbliżone do skałkowej wspinaczki. Pewnie jakiś nowy. Następny sus znów zakońćzył na tej pierwszej ścianie. Złapał się tam poręczy balkonu, wykonał salto i opadł z gracją na ziemię bynajmniej bez gracji ale za to efektownie rozbryzgując ziemię z błotnistego pseudotrawnika.

- Cześć chłopaki! - rzucił usmiechnięty Black Horse podchodząc w swobodnym krokiem w ku grupce przedstawicieli subkultury do jakiej się zaliczał. Wszyscy byli młodzi, podobnie na sportowo do niego ubrani by nie krępować sobie ruchów i na ogół też się uśmiechali widząc podchodzącego do nich jednego z najlepszych freerunnerów w mieście. Co więcej Paweł miał swoje numery humory czy jazdy ale na ogół bywał usmiechniętym pozytywnym facetem który nawet po “numerze z flagą” dał się lubić i rzadko “się woził” jak to się mówiło na dzielniach.

Teraz więc spędzał miło czas w ich towarzystwie. Rozmawiali głównie “o hopsaniu” jak te cały parkour nazywał nieco ironicznie i swobodnie Paweł zupełnie jakby nie traktował tego na serio. U kogoś spoza ich grupy może aż to tak nie dziwiło ale dla reszty często było to wręcz nie do pojęcia jak ktoś kto spędza całe dnie na swojej pasji może tak sobie swobodnie o niej mówić jakby mu w ogóle na tym nie zależało. No ale zależało oczywiście. A swoboda i żartobliwy ton większości wypowiedzi często zjednywał Jasińskiemu bo chyba miał opinię, że nie tylko jako freerunner ale też jako kolega czy człowiek “jest spoko”.

Teraz też, czekając aż zjawi się ta konkretna freerunnerka gwarzył sobie z tym towarzystwem całkiem sympatycznie. Dowiedział się więc, że Michał znalazł ciekawe miejsce. W nowobudowanym podziemnym parkingu. Ze względu na te wszystkie rusztowania, kratownice,, wybetownowane już słupy był to bardzo urozmaicony teren. Paweł kojarzył miejsce i z zazdrością musiał przyznać, że je widział i oczywiście przeszło mu przez myśl by tam pokicać ale jakoś zwlekał. Teraz jak tak słuchał Michała to oczywiście było mu szkoda, że dotąd zwlekał no i przede wszystkim, że to nie on sam nie rozdziewiczył miejscówy i teraz nie może tak o niej puścić ploty w towarzystwie. Obiecał i sobie i innym, że sprawdzi ten parking. Widział, że Michał się bardzo ucieszył z takiej odpowiedzi.

Rozmowa szła gładko i Paweł minimalnie dlużyło się czekanie na spóźniającą się Magde. Dowiedział się za to, że Piotrek z Moniką dali ostro w palnik na imprezie ze trzy dni temu, że do tej pory mają kaca. A Konstant dał w mordę w klubie pod patronatem Kombinatu, i to chyba szefowi klubu czy jego dziwce w kazdym razie teraz się ucieka i się ukrywa. Ale Konstant tak miał. Dawał komuś po mordzie a potem ze zdziwnieniem odkrywał, że “jacyś ludzie go szukają”. W najlepszym razie bywała to policja. Pożartowali więc sobie chwilę z kłopotliwej sytuacji kolegi. Uwagę Pawła zwróciło i to bardzo kolejna plota. Ponoć znów się pojawił Szalony Glina i zgarnął po krókim pościgu Witka zwanego też Witią. Wiciu był niezły, Paweł uważał go do zbliżonego możliwościami do siebie choć bez jego finezji i pomysłowośc. No i szybki Wiciu był. Ale jak widzieli inni runnerzy Glina złapał go w durnym miejscu bez zbytniej możliwości ucieczki więc go jednak dorwał. Od razu powstały ploty, podszyte sporą dawką niepokoju, że gliny jakoś ich śledzą albo mają wtykę w towarzystwie. Widząc rodzący się kwas Paweł zainterweniował od razu.

- Tam gdzie mówicie są kamery na ulicy. Mógł też jakiś cieć zadzwnić, że mu ktoś hopsa po posesji. No i jak Wicu miał pecha, że ten dureń był gdzieś w pobliżu to się skończyło jak widać. Mogę wam tylko doradzić, że bezpieczniej nam teraz będzi hopsać z uwagą by omijać miejsca które można łatwo zablokować i odciąć drogę ucieczki. Dobra? Heeej! Wyluzujcie dobra? Nie damy się jakiemuś trochę podrasowanemu psiunowi no nie? Hopsanie to nasze niezbywalne prawo! Prawo każdego człowieka! Nie zatrzymają nas! Nikt nas nie zatrzyma! - zaczął tłumaczyć probując przemówić im rozsądnymi argumentami do ich rozsądku. Ale dokońćzył już z pasją jaką z nimi dzielił wlewając ogień nadziei wprost do ich serc.

Nie lubił patrzeć jak boją się czegoś jego przyjaciele czy ludzie któych po prostu lubił. Jak tych tutaj. Nie chcial też by w tej prywatnej, na ogół bezkrwawej ale jakże widowiskowej wojnie pomiędzy siłami porządkowymi a parkourowcami ci drudzy przegrali dając się ściągnąć z dachów, ścian i płotów na jakieś systemiarskie “miejsca wyznaczone”. Co za kretynizm! Dla Pawła byłoby to wolność porównywalna jaką mają więźniowie na spacerniaku. Bo nie w celi… A parkour, co na co dzień nazywał właśnie żartobliwie hopsaniem, był dla niego ucieleśnieniem wolności, równości i braterstwa. Nawet tu teraz stał, rozmawiał i śmiał się z ludźmi pochodzących “z dobrych domów” czy wręcz ze slamsów. Tu na ścianach była wolność i równość. Liczyło się co na nich potrafisz, jak je wykorzystasz i jak sie odnosisz do reszty ścianolubnego bractwa. Jak ktoś tego nie chwytał to mógł być najlepszym skoczkiem a i tak odpadał z bandy.

A teraz ten jeden cholerny glina podkładał bombę pod ideały Jasińskiego zgarniając mu jednego kolegę po drugim. Rzadko komuś udawało się zwiać. W końcu swego czasu dorwał nawet jego samego. Ale i raz Paweł dał radę mu się wymknąć. Mieli więc remis. A skoczek nie znosił spraw niewyjaśnionych co reprezentowały właśnie remisy. Czuł, że gdyby spotkał i zwiał mu po raz kolejny mogłoby to podnieść morale hopsaczy. Jak zawsze gdy poszła plotka, że ktoś zwiał temu superglinie. Ale gdyby znów go dorwał… Ponadto glina interesował go z prywatnego powodu choć jeszcze nie miał pomysłu jak się za to zabrać.

- Cześć Paweł. - zafrapowany sprawą hopsającego jak freerunner najlepszej wody supergliny usłyszał dość zaskakujący w tej chwili dla siebie głos, mimo, że na nią w końcu czekał. Odwrócił się i zobaczył jak się uśmiecha do niego patrząc mu prosto w oczy. Lubił jak się tak uśmiechała do niego i tylko do niego, ignorując resztę towarzystwa.

- Cześć Magda. - odrzekł równie krótko i z równie ciepłym uśmiechem. Czas był się pożegnać z towarzystwem i pohopsać wreszcie we dwójkę. Dwójka freerunnerów ruszyła razem z powrotem ku smutnemu, obdrapanemu blokowi. Dla normalsów mogł się wydawać nudnym, nieciekawym, przeżytkiem, o podejrzanej reputacji którego jedynym atutem mogła być cena pokoju czy mieszkania oraz niechęć do służb mundurowych żywiona przez współmieszkańców. Ale dla freerunnerowego oka i dłoni należało nałożyć specyficzny filtr widzenia świata a właściwie terenu. Specyficzny zestaw doświadczenia i wiedzy przeliczał wszystko na metry, skoki, chwyty, miejsca do odbicia, potencjalne dziwności u urozmaicenia. Normalsi tego nie łapali… Pod tym względem ten postpeerelowski, połamany blok był wysmienity. A takie a nie inne sąsiedztwo sprawiało, że po psy rzadko ktoś dzwonił więc był świetnym miejscem do spotkań, treningu i hopsania praskich freerunnerów. A poza tym, prywatnie, Paweł miał rzut beretem od swojej “Nory” więc nawet jak zamierzał pokicać gdzie indziej czy dalej to Pekin był świetny na rozgrzewkę.

Na hopsaniu z jedną z najlepszych partnerów jakie miał, do tego przy okazji bardzo przyjemnej dla oka, ust i rąk wyglądzie, przyjemnym usposobieniu i owianej aurą tajemnicy dziewczynie czas zleciał mu nie wiadomo kiedy. Choć dziś jakoś nie do końca mogli się zgrać. Magda zostawała w tyle, wykazywała wahanie, i jakoś polegała dziś na prostszych numerach co było zastanawiające. Na ogół tak samo jak on lubiła poszpanić swoim wysportowaniem, stylem czy nowowyuczonymi sztuczkami albo abgrejdami na stare.

Usiedli w końcu na skraju dachu. Musieli odsapnąć, Każde z nich sięgnęło po coś do picia z małego plecaka zostawionego wcześniej na dachu. Do hopsania naprawdę każdy ograniczał się jak mógł z zabieranym sprzętem który traktowany był jak balast. Choć gdy Paweł szedł na jakiś “numer” to ekwipował się całkiem nieźle choć nie tak teraz jak sobie przyszedł dla relaksu.

Rozmowa jakoś nie kleiła się. Co go dziwiło tym razem to on więcej gadał. Magda niby coś tam mówiła, coś tam odpowiadała, reagowała ale ta jej interakcja była jakoś tak bez polotu i zaangażowania. Zadzwoniła jednak pierwsza, chciała się umówić no i przyszła. Zakałdał więc, że coś się stało. Choć jeszcze nie wiedział czy ma sprawę do Pawła Jasińskiego czy do Blak Horse’a. Akurat jedną z przyczyn rezerwy jaką jeszcze do niej żywił było to, że nie potrafił rozróżnić czy leci na które jego “ja” ona leci. Było tym bardziej trudne, że poznali się parę miechów temu już po “numerze z flagą” jak miał swoje pięć munut i nagle wówczas pojawiło się całe mnóstwo osób które raptem chciały się z nim kolegować. Więc nawet z dziewczyn, i to tych całkiem fajnych i z ferajny też by się całkiem fajne stadko ułożyło. No ale Magda przykuła jego uwagę właśnie w pierwszej chwili jako świetny runner i to, że o takim wyglądzie to w sumie było tak całkiem przy okazji. Świetnie wyglądających, wysportowanych dziewczyn zna całkiem niemało. O wyjątkowości Magdy decydowało to, że mógł z nią dzielić swoją pasję jak równy z równym i mieć z tego noeograniczoną radość. To budowało specyficzną więź zaufania i partnerstwa między nimi.

- Znaczy co? Nie wiesz jak spławic tego swojeg palanta bo go to urazi i tej swojej zajefajnej funfeli bo się załamią jak im powiesz, że wybrałaś numerek ze mną? - wyszczerzył się do niej, puszczając w żarcik całą jej wypowiedź. Ostatnio mówiła, że na uniwerku ma jako jeden z egzaminów pokzać “coś”. Ogólnie jak o tym rozmawiali to zdaniem Pawła wygladało to bardziej na jakiś taniec. No i się głowiła bo miała dotąd do wyboru numer z Natalią, z którą miała “dziewczyńską” parę i jak pokazywała mu parę filmików całkiem fajnie razem machały tymi bioderkami i nie tylko. Na dwie seksownie się wyginające tancerki naprawdę się patrzyło całkiem przyjemnie. No i był jeszcze “ten palant” czyli Darek. Ponoć świetny tancerz i zdaje się jakaś uniwerkowa gwiazda i supermodel i w ogóle ciacho. Największą bolączką Pawła w tym aspekcie było to, że Magda z nim też seksownie machała bioderkami i nie tylko a i koleś faktycznie nieźle tańćzył. Zdecydowanie lepiej od Pawła. No mistrz po prostu. I ze zgryzotą widział, że taniec z nim sprawia jego sciennej kumpeli kupę frajdy. Jednym słowem zżerała go zazdrość o tego palanta choć oczywiście starał się tego nie okazywać i bagatelizować sprawę.

Ponieważ jednak nie uśmeichało mu się zostawić sprawy samopas więc przystąpił do ataku na to zagadnienie. Zaproponował niby w żarcie, że z nim może przećwiczyć jakiś numer na ten egzamin. W końcu było dozwolone, że można wystąpić z kimś spoza uniwerku bo i tak ocenia się studenta. Więć Paweł by się łapał. Magda początkowo była zachwycona pomysłem ale życie zrobiło swoje. Jako, że oboje mieli własny styl, przywyczajenia oraz rozkład słabych i mocnych stron dążyli do postawienia na swoim. On widząc możliwości i Natalii i “tego palanta” i trochę innych studentów widział, że koncetrują się na tańcu. W tym nie mógł im dorównać. Ale co innego hopsanie czy walka. Stawiał więc na wprowadzenie skoków, podrzutów, przechwyceń, udawanych uderzeń czyli na to w czym był dobry. W efekcie powstawał specyficzny układ który był mieszaniną tańca, parkorour i walki. Pawłowi się to bardzo podobało bo czuł, że tworzą coś niepowtarzalnego i ogólnie, że “To jest to!”. Wyglądało, że Magda również jest takim kombo zachwycona no ale zgrzyt nastepował gdy poszczególne numery trzeba było ułożyć w jakąś choreograficzną całość. Tu mieli kompletnie odmienny punkt widzenia. Jej wersja była zdaniem tak ograniczona, że przypominała taniec z jakimś tam hopsnięiem czy uderzeniem. Jego była znacznie bardziej dynamiczna i przypominała bardziej walkę przeplataną ze skokami, obrotami czy podrzucaniem partnerki na parę metrów w górę.

Sytuacja robiła sie pod tym względem co raz bardziej nerwowa a czas egzaminu się zbliżał z każdym dniem. Początkowo traktował sprawę jak żart i świetną zabawę ale z czasem jakoś się dziwnie w ten jej egzamin zaangażował. Teraz więc jak tak siedział z nią na krawędzi pekińskiego dachu zgadywał, że przyszła mu powiedzieć na co się zdecydowała. Czy na swoją stałą taneczną partnerkę i funfelę, tego spertaneczenego patafiańskiego maestro no czy też jego, Pawła Jasińskiego. Lub Black Horse’a. Uznał, że na tym etapie ich znajomości oraz zaangażowania jaki włożył w te przygotowania odmowa bardzo by go zabolała. Wiedziała o tym. Tak samo pewnie czułaby się pozostała dwójka. Wiedział o tym. Bo jak nie o to jej chodziło to o co?

- Słuchaj Magda… Bywałem w różnych sytuacjach w tym także takich które wydawały mi się w pierwszej chwili bez wyjścia… - odpowiedział jej odgarniając jej lok z czoła za ucho i z jakby z zastanowieniem jadęc dalej kciukiem po jej uchu i niżej po boku szyi póki nie zniknęła pod kołnierzem bluzy. Wówczas oderwał od niej dłoń i zapatrzył się w panoramę miasta na tle zachodzącego słońca, Nieciekawa okolica, brudnawo - szarawe niebo, mętne i blade Słońce słabo się nadawało na jakąś romantyczną pocztówkę. Ale wkrótce wstanie noc. Niebo litościwie zgasi światło a w zamian za to ulice, neony, reklamy i budynki ożyją własnym świetlnym życiem nadając miastu ułudę powabu i splendoru, skrywając dyskretnym urokiem wstydliwe miejsca i sekrety jego i jej mieszkańców. Tak…. Paweł lubił noce miasto. Wrócił myślami do siedzącej obok kobiety. Byli tak blisko siebie, że czuł promieniujące z jej ciała zapach i ciepło.

- Powiedz o co ci biega to zobaczę co da się zrobić ale nie bede zgadywał ani deklarował coś w ciemno, dobra? - nie lubił takich gierek. A jak miała mu zamiar powiedzieć, ze pójdzie z tamtym palantem na egzamin to niech nie owija w bawełne. Ale wówczas chyba by musiał przemyśleć czy serio chce się z nią angażować w coś większego czy pozostać na tej stopie co są obecnie.

Właściwie jeszcze parę miechów by się nie wahał. Magda była wręcz wymarzoną partnerką nie tylko do hopsów. Była po prostu świetna, niepowtarzalna wręcz unikatowa. Podobała mu się. I wiedział, że on jej się podoba. No ale po swojej ostatniej relacji ze swoją obecnie ex jakoś miał dziwne uczucie deja vu. Też miał do czynienia z piękną kobietą, też odczuwali wspólnotę poglądów, pasji czy wręcz dusz, też mieli te samo towarzystwo i powtarzający się krąg znajomych, cieszyli się sobą nawzajem no i mieli przed sobą swoje sekrety oraz alternatywy jakimi mogli podążać. Razem lub osobno. Poprzednio okazało się w krytycznym momencie, że nie tylko, że się rozmijają ale są wręcz spolaryzowane jak północny i południowy biegun!. Coś co miało naprawić ich związek zdecydowanie go zlikwidowało na dobre. No a teraz sytuacja była łudząco podobna a Paweł jakoś za cholerę nie chciał przeżywać takiego rozczarowania i goryczy jaką przeżywał z pół roku temu po gwałtownym i ostatecznym rozstaniu z Nadją. Nadja… Znów gdy padło w myślach to imię ukazało mu się wspomnienie uroczej, ładnej czarnulki. Zwłaszcza tej najważniejszej która doprowadziła do jednej z najsławniejszych ostatnio parkorourowych akcji no i nawet sam Black Horse uważał ją za swój najlepszy numer. Mimo woli wspomnienia popłynęły mo do ostatniego lata.
 
Pipboy79 jest offline