Wątek: Narrenturm
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2015, 22:18   #6
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
25. Wollentag czas Nachhexen
Nocna cisza przerywana jedynie delikatnym łkaniem dziecka oraz sennymi jękami rannych. Polana rozjarzała się jedynie kilkoma ogniskami, przy których skupiły się dzieci. Ich rodzice kładli się na zewnątrz, tworząc prowizoryczną linię. Nie zostało to w żaden sposób zaplanowane. Klara uznała, że to instynkt. Tak jak u zwierząt, które zawsze kryją swoje młode pomiędzy sobą, by je bronić nawet jeżeli nie ma to w tym wypadku sensu. Bezdroża okazały się gorsze od przedmieścia Praag. Tam można było zginąć w przypływie pecha, nagle i najczęściej brutalnie. Las, wykluczał powoli. Rany, zmęczenie, choroba, fluidy. Klara przyłączyła się do uchodźców chcąc uniknąć ciągłego zagrożenia oraz ryzyka, że nie przypadnie do gustu, któremuś z nowych proroków Sigmara czy innego boga. Ucieczka nie była jednak łatwa. Po napaści Archeona wałęsało się wiele band niedobitków. Również ogarnięte wojną domowa tereny Kislevu nie stanowiły odpoczynku. Dziewczyna naprawdę nie wierzyła, że udało się im dotrzeć do Ostlandu. Z trudem też przychodziła jej myśl ilu z uchodźców musieli opłakiwać. Praktycznie nie było dnia gdy ktoś nie znikał z okropnym krzykiem w leśnej głuszy. Dodatkowo tropiła ich pewna wataha. Kąsała, gnębiła ale nigdy nie zaatakowała otwarcie. Klara podejrzewała, że wiedzą jak słabo bronioną grupę tropią. Skurwiele po prostu się z nimi bawili. Powoli czuła się na skraju wytrzymałości. Wiedziała, że inni, zwłaszcza dzieci, czuli się podobnie.
Bez problemu przyjęli ją do grupy, nawet nie zadawali zbyt wielu pytań. Ktoś o jej zdolnościach był wręcz niezbędny przy tak takiej wyprawie. Była bowiem dyplomowanym medykiem oraz zielarzem. Tak więc jeszcze przed wyruszeniem do uchodźców dołączył Klaus von Stercza, absolwent Altdorfskiej uczelni, medyk i zielarz. Tak przynajmniej głosiły jej oficjalne papiery. Szybko też ludzie zaczęli darzyć ją szacunkiem, gdyż była troskliwą osobą i znała się na rzemiośle. Dzięki temu przez cały ten czas udało się uniknąć zarazy czy szkorbutu. To, czy ktoś domyślał się jej prawdziwej płci nie obchodziło jej. A że nikt nie robił z tego kłopotu, najwyraźniej uchodźcom również było wszystko jedno. Nie było jednak wcale tak różowo. Za uśmiechem Klary kryły się niezwykle ponure myśli. Nim opuścili Kislev zapasy medykamentów, dość liche trzeba przyznać, skurczyły się praktycznie do połowy. Wkrótce zaczęła znacznie bardziej racjonować rozdzielanie bandaży. Przy każdej możliwej okazji próbowała wspierać się także zielarstwem. Nauczyła dzieci rozpoznawania najbardziej przydatnych ale to wciąż było za mało. Shallya objęła ich jednak najwyraźniej łaską, gdyż na razie nic nie wskazywało, żeby miała ich dopaść zaraza. Las najprawdopodobniej uczyni to wcześniej.

Tej nocy księżyc skrywał się za gęstymi chmurami, przez co widok był dość ograniczony. Klara spokojnie podeszła do Marianny, która wieczorem zaczęła gorączkować. Niestety zaparzone ziółka nie zbiły gorączki, a wypieki wskazywały na ostre stadium zapalenia. Jeżeli szybko nie dotrą do jakiejś osady ona oraz inne jej podobne nie dożyją. Dziewczyna przegryzła wargę i pogłaskała po głowie Stefanie, jej córkę. Słodkie blondwłose dziewczę o bystrych oczach. Ona również kasłała przez sen, ale jej stan wydawał się stabilny. Medyczka wróciła na swoje posłanie i przymknęła oczy. Sen był jej potrzebny, tak samo jak innym. Pomodliła się jednak wcześniej do Shallyi i Randala o błogosławieństwo zdrowia i szczęścia. Powtarzała ją przed zaśnięciem od kilkunastu już dni. Nie pozostawało jej nic innego.

31. Angestag czas Nachhexen

Najwidoczniej jej prośby zostały wysłuchane. Szczęśliwy Randal spojrzał na ich podróż przychylnym okiem, zsyłając na ich drogę pomoc. Chociaż grupa ośmiu weteranów nie była ucieleśnieniem ich marzeń, to sama ich obecność wywoływała łzy radości i spokój zmęczonych podróżą kobiet. Klara z czystego serca dziękowała im za udzieloną pomoc, najbardziej ciesząc się z dodatkowych zapasów medycznych. W zamian mogła jedynie dokładniej opatrzeć część z ich ran ale weterani nie byli drobiazgowi. Przed snem obiecała sobie w duchu, że po dotarciu do bardziej cywilizowanych terenów wynagrodzi ich za przyjęcie grupy kobiet, która z pewnością stanowić będzie wyłącznie utrapienie. Choćby jej ojciec miał ją zatłuc. Odwdzięczy się dzielnym żołnierzom bo w jej zmęczonych i zatroskanych oczach urośli oni do miana legendarnych rycerzy z poematów. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna zasnęła spokojnym snem bez koszmarów.

***

Nie wiedziała czemu zawdzięczała swoją ucieczkę. Może lekkiemu snu, który zawsze ostrzegał ją przed zbliżaniem się profesora, gdy przysnęła na auli. Może refleks nabyty w trakcie karczemnych awantury, gdy włóczyła się z żakerią po przybytkach stolicy, dzięki któremu wbiła sztylet wyszarpnięty zza pasa prosto w zielony, przygniły nadgarstek, który ucapił ją za ramię. Może wreszcie zwykłemu szczęściu, które usadowiło jej legowisko z dala od miejsca ataku i dało więcej czasu na reakcje. Nigdy się tego nie dowie. Jedyne co się teraz liczyło to był bieg, ciemność oraz las. Byle z dala od krzyków, rżenia i zawodzenia. Byle dalej od pożogi i zapachu krwi. Byle uciec od koszmaru, który przywędrował za nią z sennego królestwa wspomnień. W kierunku ocalenia. Życia. Istnienia.

Gdy zgrupowali się na odległej polance, gdzie nie słychać było dożynania rannych, Klara momentalnie przystąpiła do opatrywania rannych. Nie myślała o tym co robi, zadziałał instynkt. Nie było czasu liczyć ocalałych albo szukać znajomych. Kobiety w przerażeniu spoglądały w pustkę z której wybiegli. Niektóre łkały albo powtarzały modlitwy. Zapewne wiele z tych co uciekali pobłądziło w lesie, w najgorszym razie zostali wyłapani przez watahę. Nie było teraz czasu się nad tym zastanawiać. Trzeba było zadbać o tych co pozostali. Na szczęście najpotrzebniejsze rzeczy nosiła zawsze w swojej torbie, ale i tak przeklinała się, ze nie dopakowała do niej większych zapasów. Była mniej więcej w połowie opatrywania rannych, gdy podszedł do niej jeden z bardziej umorusanych krwią żołnierzy. Ich opatrzyła jako pierwszych. Powód tego był oczywisty. Tylko oni mogli ich obronić.
- Klaus. Każ im wstać. Musimy ruszać – zagrzmiał grubym, zachrypniętym głosem. Klara uniosła się wycierając ręce w postrzępiony strój. Postarała się jak najbardziej obniżyć swój własny ton.
- Oni są ranni. Wyczerpani. Nie możemy im dać odpocząć? Chociaż do czasu aż…
- Nie! – przerwał jej brutalnie, a w jego oczach zabłysło coś… niedobrego. – To nie jest bezpieczne miejsce. Jeżeli chcemy przeżyć musimy iść dalej. Zbierz je do kupy. Nie traćmy czasu.
Klara kiwnęła głową, że rozumie po czym zaczęła organizować ocalałych. Wiele z kobiet posłuchało jej od razu, inne trzeba było prosić, przekonywać żeby wstały. Medyczka zauważyła Stefanie. Siedziała sama podkuliwszy swoje drobne kolana o które oparła brodę. Łkała z cicha, a łzy rozsmarowywały brud po jej wychudzonej twarzyczce. Nigdzie nie można było dostrzec jej mamy. Klara przykucnęła przy niej i pogłaskała po głowie. Próbowała z nią porozmawiać ale nie przynosiło to żadnego skutku. Dziewczynka wciąż była w szoku. Bez oporu dała się podnieść i podążyła za nimi, ciągnięta za rękę. Dobry humor opuścił kobietę równie szybko jak się pojawił. Jej głowa pełna była teraz myśli ciemniejszych od leśnej głuszy.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline