25. Wollentag
Wszystko szło tak jak iść powinno. Powoli gonił zwierzoludzi i uszczuplał systematycznie ich liczbę. Nie było to proste zajęcie, ale dawało dużą satysfakcję. Czuł że już niedługo przetrzebi tę zgraję na tyle, by długo nikomu nie zagrozili...
-A z każdą zabitą bestią, jestem coraz bliżej celu... - mruknął czując drżenie, które napełniało go zawsze gdy zbliżał się do beastmenów. Chciał znów utoczyć krwi pomiotom Chaosu, wyjął strzałę i naciągnął łuk... 1 Wellentag
Nareszcie! Gąszcz się skończył i koń wyskoczył na otwartą przestrzeń. Bystre oczy elfa, choć wzrok ćmiło mu już ze zmęczenia zauważył że większość ludzi zgromadzonych przy ruinie zaczęła chować się wewnątrz.
-Chyba nie przede mną się schowali? Na krwawy miecz Khaine'a ja to mam szczęście... tych krótkouchów pewnie też coś ściga... - zaklął pod nosem i dalej gnał, zwierzoludzie raczej nie zamierzali czekać aż nabierze dystansu.
Pozycje ludzi i czyżby krasnoludów? "Parszywe szczęście" wskazywały że są gotowi w każdej chwili posłać zbliżającego się jeźdźa do piachu małą salwą pocisków. Gdy zbliżył się niemal na zasięg strzału zwolnił.
-Nie strzelać! - krzyknął resztką sił w płucach i podjechał mając nadzieję że nie oberwie bełtem, po czym zgramolił się z konia i podszedł trzymając ręce w górze, na znak braku złych zamiarów, gdyby wywiązała się walka i tak nie miałby szans jeden przeciwko ośmiu.
-Parszywy los nas ze sobą zetknął ludzie... Moim tropem podąża sfora zwierzoludzi, od paru dni próbuję ich zgubić i jestem tym niesamowicie zmęczony. Przemokłem, zmarzłem i od kilku dni nic w ustach nie miałem... - powiedział zmęczonym głosem - A ci zielonoskórzy których zdołałem wypatrzyć, jak zgaduję ścigają was. Szczęście nie sprzyja najwidoczniej żadnemu z nas.
Robiąc pauzę przyjrzał się zbieraninie, która najwidoczniej broniła uchodźców. Dwa krasnoludy, chyba Kislevita i czterech żołnierzy, do tego jakiś młodzik, choć wyglądający podejrzanie, więc poświęcił dłuższy moment by się mu przyjrzeć.
-Dajcie mi chwilę odpocząć i spróbuję was wspomóc, lepsze to niż czekać na śmierć. - powiedział po chwili. Zaprowadził konia w stronę w miarę bezpiecznego miejsca, wyciągnął kilka kęsów prowiantu i zapasowe strzały. Miał przeczucie że bardzo mu się przydadzą, po chwili namysłu zarzucił też na siebie płaszcz, z ubrania zapasowego, to powinno go rozgrzać choć trochę. Postanowił poszukać sobie jakiegoś wyższego punktu w pozostałościach karczmy, dzięki temu będzie miał lepszą pozycję do strzału. |