Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2015, 19:23   #2
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację

Czas mijał spokojnie, trakt poszerzał się, a las zamieniał w łąki i wzgórza, na których znać już było wyraźne ślady wiosennego rozkwitu wszelkiej zieleni. Dzień powoli chylił się ku końcowi, a słońce zmierzało za horyzont, gdy wreszcie dostrzegli pierwszą z baszt strażniczych. Niewiele później oczom ukazało się miasto, nad którym górował obecnie ustawiony na lekkim wzgórzu zamek.
- Kiedyś był zaledwie fortem. To też pokazuje jak można się tu dorobić.
Im bliżej byli, tym więcej szczegółów Arina zauważała. Na basztach stali żołnierze, spacerowali po murach okalające miasto i wartowali przy bramach. Wszyscy mieli szaro-bure barwy, a nad samym miastem powiewała flaga Kaedwen. Takich miejsc jak Ban Glean nie spotykało się ostatnio zbyt wielu na całym świecie. Silna obsada wojskowa trzymała porządek. Lub ułudę porządku. W każdym razie ludzie pracowali na polach, a podgrodzie, rozrosłe do sporych rozmiarów, było duże i gwarne. Nie obejmowały go mury miasta, które wyrosły tylko wokół najstarszej jego części oraz fortu, tworząc trudny do sforsowania przyczółek, mogący całkiem sprawnie bronić się przed przekraczającym rzekę moście. Ten też był ruchliwy, a na drugiej jego stronie Arina ujrzała kolejne zabudowania. Według umownej granicy tam znajdowało się już inne królestwo.

Ich wjazd na podgrodzie przyciągnął sporo uwagi, chociaż raczej nie ze względu na wygląd wiedźminki a sam fakt pojawienia się dwójki uzbrojonych jeźdźców. Zaraz po samym wjeździe napotkali zresztą partol czterech strażników.
- Kto wy i co do Ban Glean was ciągnie? - obwołał ich sierżant. Wszyscy czterej byli czujni, gotowi do sięgnięcia po broń. Czasy nie były łatwe, to było dodatkowe tego świadectwo.

Arina, siedząc swobodnie w siodle, popatrzyła z góry na mężczyzn swoimi dziwnymi, pozbawionymi białek oczami w dwóch różnych odcieniach:
- Jestem wiedźminem. Szukam roboty. - Odpowiedziała spokojnym głosem i przeniosła spojrzenie na Aleza, by sam powiedziała o sobie tylko tyle ile ma ochotę.
- Mark Alez - przedstawił się mężczyzna. - Towarzyszę jej, ale jestem tu też w interesach. Mamy też sprawę do waszego setnika.
- W mieście obowiązuje zakaz noszenia broni. Setnika znajdziecie w koszarach - sierżant mocno przyjrzał się obcym, Arinie szczególnie, zwracając uwagę na nietypowe oczy. - Wiedźmin kobieta, pokaż amulet. Pierwszy raz takie cudo widzę.
Dziewczyna sięgnęła za koszulę Marka, którą ciągle miała na sobie zamiast własnych podartych ubrań i bez słowa wyciągnęła na wierzch amulet z wizerunkiem wilka. Żołdak zbliżył się odrobinę i przyjrzał, kiwając głową.
- Tyle mi wystarczy. Nie pakować się w kłopoty. Nie wiem czy jaka robota tu dla wiedźmina, ale nie moja sprawa. Za i przed bramą macie karczmy, radzę zostawić tam żelazo. Ludzie nerwowi ostatnio.
Machnął im, aby przejeżdżali dalej, a patrol zszedł im z drogi.
- Daleko te koszary? - Arina zapytała towarzysza. - Myślisz, że lepiej najpierw wynająć pokój w gospodzie? Chciałabym tez poszukać maga. Może uda mi się sprzedać nieco składników i zarobić na karczmę. Pewnie nie jest tu tanio.
- Koszary mają blisko fortu, częściowo w nim. Początkowo miasto było zaledwie dodatkiem do nich - odpowiedział Alez, nie oglądając się za żołdakami. - Wynajmiemy. Jak ostatnio tędy przejeżdżałem, mieli tańsze karczmy tu na podgrodziu i droższe w środku, za to nie było tam złodziei i szczurów. O pieniądze na pobyt się nie bój. Wraz z mapą mam tu złożone trochę środków. Za mało na wyprawę, ale…
Podgrodzie było duże, wydawało się równie duże jak miasto wewnątrz murów, zbudowanych chyba dość dawno temu, zanim Ban Glean się rozrosło. Ludzie krzątali się w swoich sprawach, z rzadka spoglądając na obcych jeźdźców. Zbrojni nie byli im nowością. Po drodze minęli warsztaty rzemieślnicze i mały targ, powoli zbierający się już. Ciągle jednak na wielu kramach zalegały przeróżne towary, głównie jedzenie i tkaniny oraz przedmioty codziennego użytku.
- Paszteciki! Ciepłe paszteciki! - wykrzyczał jeden ze sprzedawców, obok którego właśnie przejeżdżali.
- Potrafię robić doskonałe szczury w sosie własnym. - Wiedźminka mrugnęła do Marka. Wyraźnie humor jej się poprawiał w miarę jak poruszali w głąb gwarnego miasta. Nigdy jeszcze w życiu nie widziała tylu ludzi jednocześnie i teraz chłonęła wszystko rozszerzonymi oczami. Czasami w jej towarzystwie zapominało się, ze jest dopiero osiemnastoletnią dziewczyną. Zachowywała się tak poważnie, teraz jednak ta powaga zniknęła z jej oblicza.
- Wybacz, moja piękna wojowniczko, ale proponuję dzisiaj zjeść gulasz z dziczyzny. Klasyczna kuchnia zawsze bardziej mnie pociągała - Alez podłapał dobry humor wiedźminki, prowadząc dość pewnie pomiędzy budynkami. - Dziś jeszcze powinienem zdążyć odwiedzić bank, co oznacza konieczność wjechania do miasta. Wybór gospody jednak należy do ciebie, pani - skłonił się lekko w siodle.
- Na pewno znasz te miejsca lepiej niż ja. - Dziewczyna machnęła ręką. - Po prostu wybierz co uznasz za najbardziej odpowiednie. Wszystko będzie lepsze od spania pod gołym niebem.
- W takim razie jedziemy za mury, ostatnio tam nocowałem. Nie jest tanio, ale i bezpieczniej.
Podjechali do bramy, przechodząc dość podobne wypytywanie przez stojących tam strażników, zanim zostali wpuszczeni, wraz z obietnicą zwinięcia broni i nie noszenia jej publicznie.
 
Eleanor jest offline