Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2015, 23:47   #7
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Along came Ryo

Kod:
Postanowienia nowopiętrowe:
1. Nie wpierdalam się w sprawy, które się nie dotyczą bezpośrednio mnie,
2. Nie spuszczam wpierdolu, dopóki ktoś o niego nie poprosi,
3. Najpierw myślę, potem strzelam, chyba że nie będzie mi się chciało, to wtedy najpierw palę, a potem pytam, czy jeszcze boli. 
4. Nie latam z siekierami, mieczami i resztą arsenału i jednocześnie nie pytam się o godzinę, bo pytany może pomylić mnie ze śmiercią i zemrzeć na miejscu ze śmiechu. Chyba że patrz nr 2.
5. Nie chce mi się pisać tych głupich postanowień, shahahah!
- Kredyt do kredytu, zbierze się miarka… Takie pierdolenie - mruknęła Ryo, patrząc na kartkę z postanowieniami. - Bo jak mówi stare chińskie przysłowie: nie o to chodzi, żeby podać regularnemu rękę, ale o to chodzi, żeby dać mu wpierdol. Dlatego gdy zaprzeczasz regule Schroedingera, Bóg zabija regularnego i nie - retoryzowała przed drzwiami lodówki. - Więc sezamie, weź się otwórz i podaj no wódkę, piwo i cornflakes’y.

Bo wiedziała, że jej plany i tak pójdą się je… kochać. W burdelu. I pewnie nawet dziką orgię tam zrobią. Dobrze, że wszystkie licho i nie-licho spało o tej porze i nie słyszało to pier… ględzenie o Szopenie.
Bo stacja trzecia to nie jest pora dla normalnych istot.
Jej wredna upierdliwość wzrostu pięciu stóp rozkazała lodówce się otworzyć, a ta ukazała jej wielki arsenał w postaci wódki, piwa, cornflakes’ów, kefiru i owoców. Była też woda mineralna. Wredota przeczesała lewą ręką czarne, zwichrzone włosy sięgające do szyi, byle jak spięte srebrną klamrą, która mogła służyć równie łatwo za broń kującą. Oczy koloru jasnego piwa skalpowały “sezam”, jakby chciała rozciachać samym spojrzeniem to wielkie białe pudło na kawałki. Czarne znaki pod oczami nadawały gładkiej, prawie dziecięcej twarzy dzikszego wyglądu, zaś blask w oczach gryzł się z aparycją dziecka z ostatnich lat podstawówki. Czaiło się w nich coś dziwnego, złowrogiego. No i jeszcze rana po prawej stronie twarzy, wyglądająca na świeże cięcie kataną. Ona akurat nie dodawała niestety uroku, tylko szpeciła, zwłaszcza, że ciągnęła się od żuchwy do okolic nosa i wpisywała się w sporą listę znaków szczególnych panny R.
Acz lodówka, jak i każdy element skromnej kawalerki, miała te rzeczy głęboko w du… znaczy, w głębokim poważaniu. Tylko parę mieszkańców tego magicznego, białego pudła czekała nieuchronna zagłada z rąk (?) jej pana i władcy.
Ryo poprawiła jeszcze gorset z bandażu, który okrywał jej tors i pierś, zastępując jej top, co sprawiło, że jej dość obfity biust nie wydawał się taki spory. Podziurawione spodnie pamiętały jeszcze poprzednie piętro. W jednej z nogawek tkwiła dziura po pocisku z karabinu, który przestrzelił jej łydkę na wylot. Ech, sporo tych blizn miała na ciele. Ryo przyzwyczaiła się do ich widoku, jedyna różnica tkwiła w zwiększonej ich ilości.
Jednak różnice nie polegały jedynie na większej ilości obrażeń.
Dużo rzeczy się zmieniło.
I jeszcze więcej rzeczy miało się zmienić. Nie tylko to, że pewien regularny z trzeciego piętra, nieznany z imienia pannie Nightblade postradał życie na “nowym” piętrze, w ciemnych zaułkach, w strugach deszczu. Pozornie nic nieznaczący, rosły blondyn, który nosił na szyi jakiś ciężki, metalowy krzyż. Biegł, ile miał siły w nogach, jakby uciekał przed legionami samego Pana Ciemności.
W ułamku sekundy scena ta przeleciała przed jej oczami, gdy sięgała po butelki wódki. Jej dłoń przeszyła jakby fala ciekłego azotu i stopionego dwutlenku krzemu jednocześnie. Ryo musiała się przyzwyczaić do nowego stanu rzeczy, na przykład do tego, że nie będzie mogła szturchać Bezimiennego i że musiała się zmienić w niańkę, i to jeszcze po tym jak stała się mordercą. I że w jakimś stopniu odzyskała dotyk... choć to nie był w rzeczy samej dotyk.
Bezimienny przepadł jak kamień w wodę, tak samo jak Razija i Denetsu. Nie wiedziała, czemu było to dla niej takie dziwne obojętne. Tak samo jak pierwszego dnia na czwartym piętrze przeszła zupełnie obojętnie obok tych istot, co się patrzyły na nią jak na przybysza z innej planety, czy raczej z innej Wieży. Musiało to wyglądać, jakby sama jejmość stała za tym dziwnym teleportem. Deja vu. Teraz nagle ta sprawa przestała być obojętna, kiedy do szklanki nalewała wódki. Wzięła wodę gazowaną i wlała ją do tejże samej szklanicy...
Ryo obudziło ją jakieś kopnięcie prądu w gołe stopy. Dostrzegła, że wylała ponad połowę wody na kredens i podłogę, razem z alkoholem, a płyn ten dotarł do jej stóp i je zwilżył. W szklanicy pojawiły się skądś kosteczki lodu, a jedną większą bryłę wpakowała sobie nieświadomie do kieszeni spodni. Zamrażarka była otwarta.
Dziewczyna na to tylko wzruszyła ramionami.
- Cóż, shit happens, blondasku, a God hates us - skomentowała, ruszając po ścierkę po podłogi. Puściła w niepamięć incydent z blondynem i to, co się mogło z nim potem stać.

~***~

One Winged Angel vs Royal Pain (in the ass)

"Hej ho, hej ho, do roboty by się szło..."

Ryo postanowiła bez wahania załatwić ten problem raz-dwa. W końcu ona tu pracowała. Nie spojrzała na białego kuchcika, którego ochrzciła imieniem Jo, aby nie zastanawiać się wiele nad jego danymi osobowymi.
Niska dziewczyna o brązowych włosach związanych w kucyk podeszła do niepełnosprawnego blondyna i jego towarzysza.
Wzięła ze sobą menu, powitała klientów i podała im menu, sama zaś wróciła za bar. Z problemami trzeba było się uporać, nawet strzelbą czy innymi, bardziej radykalnymi sposobami. Wróciła po paru minutach.
- Czego panowie sobie życzą? - głos nie był demonicznie ochrypły, nie należał do tych dziewczęcych pisków, i brzmiał całkiem… przyjemne. Nic nie wskazywało na to, żeby kelnerka w jakikolwiek sposób znała tę dwójkę osobników.
- Dla mnie kawa. -stwierdził Książe, odpalając kolejnego papierosa, gdy ten poprzedni ledwo dogasł w popielniczce. S-Drow zaś jeszcze chwilę patrzył w milczeniu w kartę dań, by w końcu bez słowa wskazać dwie śniadaniowe pozycję.
Ryo zapamiętała te pozycje, po czym ruszyła w kierunku kuchni, rzucić Jo odnośnie tego, co sobie zażyczył S-Drow, natomiast sama zaparzała Księciowi kawy. Wszystko to zostało szybko zrobione i zaniesione do stolika mężczyzn.
- Bardzo proszę - rzekła do gości, po czym ruszyła w kierunku barka.
Kiedy rozkładała przy mężczyznach talerze mogła posłuchać kawałka ich rozmowy (a dokładniej niemalże monologu księcia).
- Zjemy to pójdziesz nas zarejestrować na test. Pieniądze ci przelałem na konto… dwieście tysięcy za osobę to sporo, ale stać nas na to, zaś drużynowy charakter to akurat dla nas plus. -stwierdził zaciągając się dymem. - Nokolem gdy wróci z urlopu zajmie się księgowością….dziękuję. -ostatnie słowa rzucił w stronę kelnerki, kiedy ta oddalała się za bar.
Ryo zaś robiła swoje. Niby nie podsłuchiwała rozmowy Księcia… wszak ona tu pracowała jako kelnerka, barmanka i kelnerka, robiła swoje, a nie zajmowała się profesjonalnym podsłuchem. Nawet nie musiała tego czynić, przechwałki bogacza dotarły do jej uszu. Mimo wszystko dowiedziała się tego, czego chciała się dowiedzieć, ale nie zamierzała rozmawiać z mężczyznami. Ciekawe było to, że Książę zamierzał się dalej wspinać… a potem przestało ją to totalnie obchodzić. Niech sobie robi co chce, byleby nie śmiał więcej dowalać się do jej drużyny.

Ryo po pracy zajęła się innymi rzeczami. Zakupiła bowiem mapę miasta - na tyle ogólną, aby można było zaznaczać lokalizacje poszczególnych obiektów, a jednocześnie na tyle szczegółową, by były zaznaczone dzielnice i ważniejsze budowle i punkty transportu typu portale lub lotniska. Zakupiła również gazetę… odnośnie finansów oraz pracy. Myślała bowiem poważnie nad zmianą swojej profesji. W oczy rzuciło się jej ogłoszenie z oczami - była to prosta zagadka i Ryo przejeżdżając po nim magicznym długopisem bez trudu odczytała wiadomość. Sama kodowała swoje teksty w dużo bardziej skomplikowany sposób. Mimo to nie chciała się zatrudniać w agencji detektywistycznej - choć może przez nią miałaby większe szanse odszukać Bezimiennego, Raziję i Denetsu. Niby miała zamiar trzymać się z daleka od problemów i tego postanowienia zamierzała dotrzymać... Zaciekawiła ją również oferta znajomego kraboczłeka, z którego ogłoszenia cicho chichrała w myślach. Rozważy propozycję. Praca w detalu? Z pocałowaniem ręki. Ochroniarz w markecie? Hmm, czemu by nie, ale wolałaby w nocy. Zresztą - wielu nie potraktuje małego dzieciaka poważnie...
Potem się zastanowi na spokojnie.
Ryo kupiła w sklepiku piekielnie mocną wódkę, papierosy oraz cukierki dla swojego małego przyjaciela.

~***~

Meet Eggo


Ciemnowłosa medytowała w małym pokoiku przerobionym na sypialnię, pokój pracy oraz mini salonik. Ot, klimaty studenckie. Nie miała wielu rzeczy, na wiele ją również nie było stać. Dzięki temu w kawalerce, którą wynajmowała, panował względny porządek.
Nie mieszkała jednak w tym mieszkaniu sama… ale musiała przy tym uważać, ponieważ był to lokator pomieszkujący na czarno.
- Wchodź - Ryo otworzyła drzwi Eggo, który wrócił z pracy. Zamknęła drzwi mieszkania. - Wyglądasz na zmęczonego, Eggo, zrobić ci coś do jedzenia?
- Eggo chce cukierka. -stwierdził miniaturowy latarnik, ściągając z ramion malutki plecaczek który zabierał do swojej pracy. - I Eggo chce by Bezimienny w końcu przyszedł… -dodało jak zawsze po pracy, nie uznając możliwości, że jego przyjaciel może być setki kilometrów stąd.
- Proszę bardzo, Eggo - Ryo podsunęła maleństwu woreczek z różnymi cukierkami.
Ją również martwiło, co stało się z tą lustrzaną cholerą. Wiedziała, że Bezimienny był widziany po raz ostatni na apokaliptycznym piętrze, z tym cholernym Księciem i jego przydupasem S-Drowem. Nie miała jednak pojęcia, gdzie jej kumpla wywiało. I to sprawiło, że Ryo prawie nigdy się nie uśmiechała.
- Spróbuję go poszukać, Eggo, ale niczego nie mogę ci obiecać. To miasto jest ogromne - mruknęła, sięgając po gazetę z ofertami pracy. - Wiesz co, Eggo, ponoć otworzyli dziś rejestrację do testu na piąte piętro. Niestety, życzą sobie 200 tysięcy kredytów za osobę za wstęp do testu. Spotkałam tego całego Księcia i S-a w tym cholernym barze. Drań się przechwalał temu swemu ochroniarzowi, że ma kasę i mu przeleje - skrzywiła się na wspomnienie.
- Ale Eggo zarabia...Eggo ma tyle? -zapytał malutki cukiernik, który o tak dużych liczbach raczej nawet nie słyszał. Jednak jego zapasy gotówki nie sięgały postawionych przez obsługę testów kwot - tak samo jak i zasoby na koncie Ryo. - Bezimienny też jest duży. -zauważył latarnik, dla którego zapewne każdy był definicją wielkości.
- Niestety, Eggo, nie mamy tyle pieniędzy. Musielibyśmy obrobić tego Księcia z kasy, żeby nas było stać od razu - wyjaśniła Ryo. - Z drugiej strony ja zmieniam pracę, a przynajmniej mam taki plan.
- Eggo lubi swoja pracę...Eggo ma tam słodycze… -stwierdziło jajeczko siadając na komodzie i machając nóżkami. - Eggo zarobi i wtedy pójdzie na test. -dodało.
- Chyba nie mamy innego wyboru, Eggo. Legalnie nie uda się nam szybko zdobyć tych pieniądzy. Można byłoby się zapożyczyć, jakiś kredyt wziąć w banku, ale trzeba byłoby go potem spłacać - ostatnie zdanie miało w sobie jakąś tam gorycz świadczącą, że to ryzykowny pomysł. - Teraz idzie test drużynowy, więc potrzebna byłaby nam drużyna - dodała. - A Bezimienny, jeśli jest na tym piętrze, nie powinien zostać sam. Mam nadzieję, że nie dorwało go to stronnictwo V - ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie, przeglądając prasę finansową.
- ummm Bezimieny silny...da sobie radę. -stwiedziło jajeczko, ziewając cicho. - Eggo zmęczony, Eggo chyba umm...zdrzemnie się. -stwierdziło, z chwilą zawahania jak gdyby szukało odpowiedniego słowa.
- Dobrze Eggo. Ja wychodzę, cukierki będziesz miał w pobliżu. Przygotuję ci resztę potrzebnych rzeczy. Nie otwieraj nikomu drzwi, udawaj, że cię nie ma w mieszkaniu. Przygotowałam ci zapasowe klucze do mieszkania, schowaj je sobie w ATSie - Ryo podała jajeczku zapasowe klucze do mieszkania. - Rozejrzę się za Bezimiennym i za nową pracą.

Co postanowiła, tak uczyniła. Przygotowała wszystkie niezbędne rzeczy dla Eggo. Sama zabrała rewolwer i uzbrojenie, które pochowała w ciemnym płaszczu. Zdecydowała się zabrać ze sobą katany i szable. Tak na wszelki wypadek - spakowała to wszystko do nowo zakupionej kieszeni broni. Zamierzała również zmienić tymczasowo wygląd ATSa na zielony i sprawić, by obie magiczne kieszenie zniknęły z pola widzenia. Gdy zrobiła to, co zamierzała, przybrała dużo mniej groźną postać i ruszyła na miasto w poszukiwaniu pracy, nowinek oraz swoich zaginionych kumpli.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 21-02-2015 o 23:58.
Ryo jest offline