Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2015, 15:15   #9
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
NFZ

Mało kto widząc Zafarę przemierzającego ulice zgadłby jakim zajęciem się para, bo czyż niska licząca ledwie sto pięćdziesiąt centymetrów postać okutana w czarny wystrzępiony płaszcz z kapturem, tak że można było się tylko domyślać tego co kryje się pod nim kojarzyła się w jakikolwiek sposób z pracownikiem szpitala? Nieszczególnie. Przywodził na myśl bardziej szpiega, kryjącego się w cieniu zabójcę, albo trędowatego ukrywającego wyniszczone chorobą ciało, nikogo kogo chciałoby się spytać o godzinę, czy zacząć niezobowiązującą pogawędkę o pogodzie. Mimo to zawsze punktualnie zgodnie z grafikiem pojawiał się w szpitalu. Tak właśnie, pojawiał się, nie wchodził drzwiami, nie wymieniał pozdrowień z recepcjonistką, zjawiał się od razu w szatni przechodząc przez zamknięte drzwiczki swojej szafki. Gdyby dać mu kosę można by pomyśleć, że to sama śmierć rozpoczyna swoją zmianę. Ale nic z tych rzeczy. Chwilę po przybyciu Zafara otwierał szafkę wieszając wierzchnie okrycie. Zdecydowanie nie był człowiekiem, całe jego ciało pokrywała krótka sierść w większości intensywnie czerwona, jedynie na podbródku, szyi i wewnętrznej stronie dłoni dało się zaobserwować zmianę koloru na piaskowy. Duże uszy uwolnione od kaptura wreszcie mogły się swobodnie podnieść celując w sufit i dodając właścicielowi wzrostu. Niezwykle długie i bujne czerwone włosy spływały miękko na plecy, żółte oczy patrzyły poważnie i dumnie. Całości dopełniał zwierzęcy przywodzący na myśl królika, a może lwa nos, wbrew pozorom wcale nie pocieszny, a nadający obliczu szlachetniejszego wyglądu. Kolejnym ciekawym szczegółem anatomii był zwisający swobodnie, zwężający się ku końcowi ogon podobny do gadziego, ale zamiast łusek pokryty tym samym co reszta ciała czerwonym futrem. Zafara ubrany był w obszerne szaty jakie zwykli nosić mieszkańcy pustyń, a jakże by inaczej w kolorze piasku, z żółtymi wstawkami i przepasane czerwoną szarfą, którą zdobił sztylet w ozdobnej pochwie.

Jakkolwiek prezentował się teraz zupełnie inaczej niż jeszcze przed chwilą, wciąż nijak nie pasował do wizerunku pracownika opieki zdrowotnej. I gdyby ktoś pytał go o zdanie pewnie by się to nie zmieniło, przepisy były jednak nieubłagane. Z kamienną twarzą zakładał więc lekarski kitel, starannie choć nie zawsze skutecznie upychał włosy pod czepkiem, używał maski i korzystał z rękawic. Tylko do noszenia folii na buty nikt nie był w stanie go zmusić, zresztą podobnie do noszenia samych butów. Na szczęście szerokie spodnie całkowicie zakrywały stopy toteż nikt niczego nie podejrzewał i się nie czepiał.

Tym czego najbardziej nie lubił w swojej pracy były lustra nad umywalkami, wypolerowane tace na narzędzia i wszelakie inne powierzchnie w których mógł zobaczyć swoje odbicie. Niezmiennie wytrącało go to z równowagi, jakby gapił się na niego ktoś obcy. W takich właśnie chwilach poprawiał maseczkę i nerwowo podciągał rękawiczki, jakby zasłaniając ciało mógł rozwiązać problem i pozbyć się dyskomfortu.
-Nie więcej niż zwykle.- odparł rechoczącemu nie wiadomo z czego Horgarowi.
Lateks pękł, nie pierwszy raz zresztą, niewielkie pazurki stanowiły poważne zagrożenie, szkoda że tylko dla jednorazowych rękawiczek. Nie szkodzi i tak musiał je wymienić, z tym pacjentem już skończył. „Ehh... co za głupota.”- myślał wrzucając je do kosza, niektórych pacjentów nawet nie dotykał, zresztą i tak nie mógł się niczym zarazić, a zmiana formy powinna być równie skuteczna co odkażanie. Powiedział o tym dyrektor, ale ta odparła że „bakterie są żywe, a przepisy jasne”. Chyba nie do końca rozumiała jego zdolności.

-Pręt.- zadecydował jak zwykle krótko i konkretnie, nakładając nową parę rękawiczek. Nigdy nie był zbyt wylewny, ale kiedy pogoda się psuła i za oknami deszcz siekł ulice z zawziętością godną lepszej sprawy, stawał się jeszcze bardziej milczący. Decyzja była prosta, jego umiejętności były niezastąpione w usuwaniu nieorganicznych ciał obcych, a metalowy pręt z pewnością zaliczał się do tej właśnie kategorii. Kto wie z jakiego powodu cierpiał drugi pacjent? Jeśli na przykład postanowił zjeść żywą ośmiorniczkę Zafara nie potrafiłby mu pomóc. Nie był lekarzem, nie został przyjęty ze względu na zakres wiedzy medycznej, czy doświadczenie w leczeniu groźnych chorób, jego atutem była specyficzna i zdaje się dość rzadka umiejętność. Jak tylko robociki zatrzymały nosze wziął się za przeglądanie danych pacjenta, żywe istoty zwykły miewać w środku zadziwiająco wiele skomplikowanych krwawiących rzeczy. Leżący na noszach nieszczęśnik pewnie by się z nim nie zgodził, ale Zafara wiedział że to nie pręt jest tu największym problemem, a to przez co przeszedł. Musiał ocenić czy po usunięciu metalu on i pomocnicy poradzą sobie z tym całym bałaganem, czy będzie potrzebny specjalista.
Właśnie to była kolejna cecha Zafary dzięki której mógł znaleźć prace w szpitalu. Nie działał pochopnie. Spokojnie kartkował cienki plik z danymi, grupa krwi oraz wszystkie najważniejsze informacje zostały wprowadzone do małego robocika który latał mu nad ramieniem. Bot zajmie się sprowadzeniem odpowiednich środków przeciwbólowych. Co ważne pacjent nie miał w sobie żądnych nieorganicznych części (po za prętem rzecz jasna) których przypadkowe usunięcie mogłoby być problematyczne i szkodliwe. Według karty chorego rana mimo że wyglądając paskudnie, nie była wielce poważna - ominęła najbardziej wrażliwe organy. Zafara z pomocą zajmujących się przyspieszaniem regeneracji tkanek botów, powinien bez problemu postawić chłopaka na nogi w ciągu kwadransa. Horgar już ruszył w stronę swego miejsca pracy, rechocząc jak zwykle. Z niewiadomych przyczyn grzebanie w ludziach sprawiało mu wiele radości.

-Proszę się nie martwić. To nic poważnego. Zaraz będzie po wszystkim.- czerwonowłosy powoli i wyraźnie przemówił do pacjenta, ponoć to pomagało. Przypadek okazał się łatwy, żadnych sztucznych organów, implantów w kręgosłupie, nanitów we krwi, niczego na co musiałby uważać. Dotknął palcami pręta, w tym czasie bot skończył podawanie medykamentów, skoncentrował się wytwarzając wokół ciała obcego nieco większą od niego walcowatą strefę shinsoo o szczególnym działaniu. Pręt a wraz z nim wszystkie zanieczyszczenia jakie dostały się na nim do organizmu stał się półprzeźroczysty jakby był jedynie hologramem, otaczające tkanki nie ucierpiały przy tej operacji w najmniejszym stopniu. Pomocnik uczynnie podstawił naczynie na odpady, Zafara przesunął niematerialny pręt siłą woli, a potem uwolnił koncentrację i metal zagrzechotał w pojemniku. Nic nie wskazywało na to że jeszcze przed chwilą sterczał z czyjegoś brzucha, nie było bowiem na nim nawet kropli krwi. Krwawa część zaczynała się dopiero teraz, boty skoncentrowały swoje promienie regenerujące na uszkodzonych naczyniach, a chirurg bez wykształcenia kontrolował parametry i delikatnie usuwał ssakiem nadmiar płynów ustrojowych. Po kilku minutach krwawienie całkowicie ustało, pomocnicy kontynuowali przyspieszoną regenerację, a Zafara zabrał się za uzupełnianie danych w kartotece pacjenta wklepując na wirtualnej klawiaturze datę, swój identyfikator i resztę wymaganych informacji. Opisanie prostego zabiegu potrafiło trwać nieraz tyle co sam zabieg, zwłaszcza jeśli jego wykonawca nie do końca orientował się w fachowej terminologii. Poradziwszy sobie i z tym problemem dał znak by robociki zabrały nosze robiąc miejsce dla kolejnego nieszczęśnika. Sądząc po względnej ciszy Hortgar również uporał się ze swoim przypadkiem, a przynajmniej sprawił że jego podopieczny przestał wrzeszczeć. Niewysoki medyk po raz nie wiadomo który dzisiejszego dnia wyrzucił lateksowe rękawiczki, nie sięgnął jednak po nowe, jego zmiana się skończyła. Skinął głową lekarce która przyszła go zmienić i statecznym krokiem udał się do szatni, po drodze zatrzymując się przy automacie prasowym żeby nabyć dzisiejsze wydanie lokalnej gazety. Na miejscu pozbył się lekarskich atrybutów, chwycił swój ulubiony znoszony czarny płaszcz i zmienił się w ducha. Oczywiście nie takiego jakie straszą w nawiedzonych zamczyskach. Z jego własnej perspektywy niewiele się zmieniło, znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, z tym że teraz był niematerialny. Jako duch przeniknął przez drzwi szafki i dalej przez jej tylną ściankę prosto do ukrytego za nią portalu. Gdyby świeciło słońce nie omieszkałby się przejść, ale w takie dni jak dziś wolał sobie oszczędzić wątpliwej przyjemności spaceru w deszczu, nawet jeśli ten nie był w stanie go zmoczyć jeśli sam na to nie pozwolił i znaleźć się na miejscu od razu. Drugi portal ukrył za szafą w mieszkaniu. Przeniknąwszy przez mebel wrócił do normalnej postaci. Jak zwykle po pracy zapalił światło, odłożył gazetę, siadł po turecku na łóżku, a z szuflady nocnego stolika nie wiedzieć czemu wypełnionej drobnym piaskiem wygrzebał rubin mniej więcej wielkości czereśni. Uniósł kamień trzymając go kciukami i palcami wskazującymi obu dłoni tak żeby przechodzące przezeń światło padało na jego twarz. Jego współlokatorka wiedziała, że nie powinna mu przeszkadzać co najmniej przez godzinę.

Współokatorka Zafary nie dość że była raczej dobrze wychowana, to ponadto nieobecna kiedy ten wrócił z pracy. Dzięki temu mógł odbywać swój obrządek w spokoju przez następne półtorej godziny. Dopiero wtedy dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a potem ciche pukanie, po którym dziewczyna otworzyła drzwi do jego pokoju.


Soni była młodą dziewczyną, o dość mocno zmodernizowanej budowie ciała. Prościej mówiąc- była cyborgiem. Czyli część tkanek dalej pozostawała ludzka, jednak większą ich część zastąpiły zmechanizowane substytuty. Na oko wyglądała jak zwykła nastolatka, lubiąca bawić się w cosplay.
-Chodź do kuchni Zaf, po drodze z pracy kupiłam pizze. -stwierdziła wesoło, odstawiając pod ścianę w korytarzu mokry parasol.
Uzupełniwszy zapas nadwyrężonych w szpitalu sił długouchy na powrót ukrył rubin w piasku i z dziennikiem w dłoni wyszedł na spotkanie Soni.
-A ja gazetę.- oznajmił patrząc na ociekający wodą parasol jakby był co najmniej zdechłym szczurem znalezionym w spiżarni. Naprawdę nie lubił deszczu, nie miał za to nic przeciwko dotrzymaniu latarniczce towarzystwa przy posiłku. Sam nie jadał. Dzięki dostępowi do różnorakiej aparatury medycznej, dowiedział się całkiem sporo o sobie, na przykład, że jego wnętrze jest o wiele mniej zróżnicowane i ciekawe od tego co miał w sobie przeciętny pacjent, nie posiadał między innymi tego wszystkiego co nazywano układem trawiennym. Jedynym namacalnym posiłkiem jaki w jego wypadku wchodził w grę było płynne shinsoo. Być może dla tego z taką fascynacją obserwował dziewczynę-cyborga przy jedzeniu, wyraz jej twarzy kiedy odgryzała kolejny kawałek czegoś co uważała za pyszne był dla Zafary prawdziwym spektaklem.
Dziewczyna już do tego przywykła, dlatego zakupiła potrawę w wymiarach odpowiednich dla siebie. Między jednym kęsem ciągnącej się serem pizzy a drugim, zerknęła na długouchego i zagadnęła. - Jak było w pracy? - kobieta wiedziała, że z Zafary jest raczej milczek, ale zawzięcie próbowała go chociaż trochę uspołeczniać.
-Jak zwykle.- odparł w swoim stylu czyli jak najkrócej się dało, wiedział jednak że Soni się tym nie zadowoli. Śledząc wzrokiem szczególnie długą serową nitkę zebrał się w sobie dodając nieco więcej.
- Mała dziewczynka połknęła gumowe zwierzątka pachnące owocami, powinny bez problemów przejść całą drogę, ale rodzice strasznie się przejęli, więc pomogłem im i je wyjąłem. Wyjąłem też pręt zbrojeniowy z brzucha chłopaka i parę innych rzeczy. Nic nadzwyczajnego.- wzruszył ramionami. -A co u ciebie?- z kolei on zadał pytanie, zdecydowanie bardziej wolał słuchać niż mówić.
Soni chwile przeżuwała w milczeniu dając mu się wygadać. Na szczęście trudno było ja obrzydzić takimi faktami, jak usuwanie dodatkowych elementów z czyjegoś wnętrza. - Hymmm całkiem miło. Dzisiaj padało więc dzieciaki, musiały cały dzień siedzieć w przedszkolu, więc było trochę więcej pracy. Ale wymęczyła je zabawa w wojnę i w czasie drzemki sama mogłam trochę odpocząć. - odparła uśmiechając się. - Słyszałeś, że otworzyli rejestrację do testu? Nie miałam czasu dziś tam podskoczyć dowiedzieć się szczegółów… w sumie szpital jest blisko odpowiedniego portalu. Może przejdziesz się jutro po pracy dowiedzieć co i jak? - poprosiła ze słodkim uśmiechem.
Nic nie wskazywało na to by Zafara przejął się sprawami przedszkola, tak jak i nic nie wskazywało na to, że były mu obojętne. Reakcja pojawiła się dopiero na wiadomość o teście, czerwonowłosy pokręcił przecząco głową dając do zrozumienia, że nic mu o tym nie wiadomo.
-Dobrze, jutro dowiem się wszystkiego.- zgodził się od razu, wspomniane szczegóły interesowały go w nie mniejszym stopniu niż przedszkolankę.
- Jesteś najlepszy! -ucieszyła się dziewczyna, okładając na talerz brzeg ciasta niepokryty żadnymi dodatkami. - W sumie słyszałam, że za parę dni...chyba trzy czy cztery mają być jakieś duże promocje w głównej fili Valv. Mają tam dużo fajnych rzeczy na przecenie, można by coś ciekawego złapać. Poszukalibyśmy ci jakichś bardziej stylowych ubrań. -stwierdziła, krytycznym wzrokiem zerkając na szatę Zafara.

-Lubię swoje ubrania.- oświadczył z przekonaniem. Naprawdę lubił pustynny strój i uważał że jest bardzo stylowy, a konkretnie bardzo w jego stylu. Z czarnym płaszczem sprawa miała się trochę inaczej, żółtooki nosił go nie ze względu na wygląd, a anonimowość i ochronę przed przypadkowym spojrzeniem na własne odbicie jaką dawał. Właściwie to chyba nie miałby nic przeciwko, gdyby materiał był nieco mniej wystrzępiony, ale niechęć do wizyty w markecie odzieżowym była silna i miała swoje powody, przynajmniej według Zafary. -Poza tym tam będą lustra.- dodał jakby to wszystko wyjaśniało, jakby duże lśniące odbitym światłem lamp powierzchnie stanowiły ostateczny niepodważalny argument przeciwko wszystkim tego typu wyprawom. Oczywiście lustra znajdowały sobie miejsce nie tylko w sklepach odzieżowych, były wszędzie, a prawie każda gładka powierzchnia począwszy od szyby w oknie, skończywszy na kałuży próbowała je naśladować, niemniej te w przymierzalniach ze względu na oczywistość swojego zadania wywoływały u Zafary największy dyskomfort. Uznając temat za zakończony otworzył gazetę na stronie z prognozą pogody, chciał wiedzieć czy jutro przyjdzie mu zmagać się ze strugami wody czy może jednak zobaczy tak cenione przez siebie słońce.
- A co jak na jakimś teście będzie wielkie lustro? -dziewczyna spojrzała na pustynnego przybysza groźnie. - Musisz walczyć ze swoimi słabościami, a nie kulić ogon...w sensie ten metaforyczny. To że są tam lustra to tylko kolejny powód by iść na zakupy. A coś w tych klimatach jakie nosisz na pewno znajdziemy...to duży sklep. -upierała się dalej.
Zafara wpatrywał się w niewielki obrazek przedstawiający ciemną burzową chmurę, zdawało się że czyta znajdujące się poniżej informacje, jednak w tej chwili to nie temperatura, ciśnienie i kierunek wiatru zaprzątały jego umysł. Wiedział że Soni ma rację, sam uznawał sytuację za niedorzeczną i wyjątkowo niewygodną. Kto to widział bać się własnego odbicia? Racjonalna część jego umysłu była już porządnie zmęczona pozostawaniem w ciągłej gotowości i nieustannym unikaniem potencjalnych „zagrożeń”. Zwłaszcza że obiektywnie rzecz biorąc żadnego zagrożenia nie było. Niestety emocjonalna składowa jego istoty za każdym razem gdy spoglądał na własne oblicze wzdragała się cała i marzyła tylko o tym by uciec od obcego spojrzenia. A on zamiast z tym walczyć przez cały czas stosował jedynie doraźne środki zapobiegawcze. Owszem sprawdzały się, ale nie rozwiązywały problemu, a im dłużej to wszystko trwało tym bardziej stawało się uciążliwe. Duch pustyni westchnął, nie oddychał, dla niego był to jedynie środek ekspresji służący wyrażaniu emocji.
-Oby mieli coś, co będzie się dematerializowało wraz ze mną.- skapitulował, przerzucając kolejne strony dziennika. Zdecydowanie nie uznawał marketu odzieżowego za najlepsze miejsce by rozpocząć walkę z własnymi słabościami, ale gdyby miał wybrać jakieś inne pewnie nigdy by się nie zdecydował.
- Zuch chłopak zasłużyłeś na cukierka! - pochwaliła i odruchowo pogrzebała w kieszeni za łakociem, po czym zarumieniła się lekko. To była jej cybernetyczna przywara, czasem zapomniała odprogramować pewnych partii swego ciała po pracy. Kiedy musisz często powtarzać pewną fazę, lepiej po prostu przystosować do niej pewne podzespoły - na przykład jak dawanie podopiecznym cukierków za jakaś dobrze wykonaną czynność. Dziewczyna chciała już podjąć kolejny temat do rozmowy, kiedy niespodziewanie po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka telefonu. Ten wskazywał na służbowy aparat Zafara który dostał od ordynatora w celu kontaktu w sytuacjach losowych.

Czerwonowłosy zignorował automatyczne zachowanie swojej współlokatorki, zdążył się już przyzwyczaić do takich i podobnych sytuacji. Swój telefon przechowywał w ATSie, jako że było to jedyne miejsce które gwarantowało, że zawsze będzie miał go przy sobie i nie zgubi przy pierwszej zmianie formy na niematerialną. Melodii dzwonka dobywającej się jakby z innego wymiaru nie dało się z niczym pomylić. Kilka sekund później aparat znalazł się przy jego uchu.
-Słucham?- zapytał by za dość stało się formalnościom, jednocześnie pomachał Soni na pożegnanie i poszedł do swojego pokoju. Chyba żaden pracownik szpitala nie potrafił się zjawić na miejscu tak szybko jak on, oczywiście jeśli był akurat w domu.
- Witam doktorze Zafara, tutaj Rayan Conent, ordynator. -przedstawił się gdyby duch pustyni nie poznał jego charakterystycznego piskliwego głosu. - Zapomniałem o Pana nietypowych środkach powrotu do domu, a chciałem złapać Pana na chwilę przed wyjściem. Czy była by możliwość by zjawił się Pan dziś w moim biurze? - Rayan był osobą, która z trudem chowała i tłumiła emocje. Widać było iż jakaś sytuacja wyraźnie poddała go zbyt dużej ilości stresu.
Oczywiście zakapturzony rozpoznał głos przełożonego od razu, rzadko kiedy ktoś inny dzwonił na jego służbowy numer, niemniej słowa Rayana zdziwiły go nieco, spodziewał się informacji o jakimś poważnym wypadku, strzelaninie... był gotów natychmiast ruszyć wiedząc że liczy się każda chwila, tymczasem został zaproszony na dywanik. Czyżby jakieś uwagi do jego raportów?
-Dobrze panie ordynatorze, będę za chwilę.- odpowiedział i się rozłączył.
-Zdaje się że tym razem nikt nie umiera.- zawołał jeszcze chowając telefon i zmienił stan skupienia postępując w stronę szafy. Dotarcie do właściwego gabinetu nie zajęło mu więcej niż pięć minut. Energicznie zapukał do drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 08-05-2015 o 20:44.
Agape jest offline