Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2015, 01:48   #9
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Muzyka

Odwiedziny w mieście nad Długim Jeziorem ani nie rozwiały obaw rycerza, ani co gorsza nawet odrobinę nie ukierunkowały go w tym gdzie powinien wyruszyć. Cały czas miał więc tylko jedno. Źródło, w którego początek swój brały prowadzone zimą przez Fanny badania. I nadzieję, że żona jeśli nie wróciła do Dali to zawitała właśnie tam.
Do Esgaroth wyciągnął ze sobą Steinarra. Ostatecznie wszak nie chciał przed bratem niczego ukrywać i w czasie krótkiej drogi opowiedział mu co się wydarzyło i jakie powziął w związku z tym plany. Poprosił o doglądanie domu. I o listy. Gdyby się czegoś dowiedział. Żeby słał. Do Wschodniej i do Rhosgobel. Steinarr oczywiście jak już go obsobaczył za biesiadny wieczór, którego końcówki nie pamiętał, obiecał to uczynić. Potem poszli do gospody “U Bilba”, by znaleźć podróżnych, którzy mieliby zamiar wyruszyć za Puszczę, a dowiedziawszy się, że nikt taki w ciągu najbliższego tygodnia opuścić Esgaroth nie zamierza, skierowali się na Wodny Rynek. Steinarr chciał coś kupić dla Aniki, a Mikkel przed którym stanęła perspektywa samodzielnej podróży, uznał, że i jemu przyda się jakoś przygotować na nieprzewidziane, a bolesne okoliczności. Po godzinie, obaj z sukcesem opuszczali krzykliwe miejsce pełne robiących za stragany łodzi. Steinarr nabył wąski bal dalekowschodniego weluru, a Mikkel puzderko wypełnione dławiąco wonną, ziołową miszkulancją sporządzoną z bobrzego sadła i leczniczych roślin jakie znaleźć można było tylko na bagnach na zachód od miasta. Jakkolwiek egzotycznie to rycerzowi brzmiało i wyglądało, spędził on dość czasu z Iwgarem Pszczelarzem zaufać skuteczności tego specyfiku.
Rankiem dnia następnego bracia rozstali się życząc sobie szczęścia i bezpiecznej drogi. Ale to Steinarr wówczas wydawał się bardziej zaniepokojony.
- Słuchaj… A może jednak zmienisz zdanie? Albo się wstrzymasz trochę... Wiesz jak to z kobietami jest. Dzień nie minie, a ona wróci.
Mikkel uśmiechnął się, po czym złapał brata za kark i przyciągnął jego głowę do swojej tak, że aż się czołami zderzyli.
- Jeśli wróci - powiedział - natychmiast napisz. Raz, drugi i trzeci. Pognam do Dali od razu jak tylko otrzymam wiadomość.


Ostry zimny wiatr dął tego wieczora od strony Gór Szarych. Śnieg, który ze sobą niósł przykrywał powoli surowy krajobraz północnej otuliny Mrocznej Puszczy zatrzymując się dopiero na linii pradawnych sękatych drzew, które tylko kołysały się leniwie jakby zaledwie głaskane mroźnym powietrzem. Do nich właśnie Mikkel, jakkolwiek czynił to niechętnie, musiał się zbliżyć, by dać sobie i zwierzętom wytchnąć od niespodziewanej zimowej zawiei, która strzeliła tym sposobem prztyczka w nos nadchodzącej wiośnie.
Znalazłszy gęstsze zarośla tarniny uwiązał za nimi Rocha i rozbił małe obozowisko. Parujący od, topniejącego na rozgrzanej sierści, śniegu, Bursztyn buszował przez chwilę w chaszczach, ale przywołany przez Mikkela nie zapuszczał się wgłąb lasu. Choć wyraźnie sprawiał wrażenie nim zainteresowanego. Ostatecznie ułożył się obok mężczyzny i z łbem opartym o jego udo wpatrywał w szalejącą zawieruchę. Rycerz zaś okrywszy wcześniej rozkulbaczonego Rocha derką, nie marnował darowanego czasu i przymknął oczy by zaczerpnąć nieco snu. W taką pogodę nie spodziewał się napaści nawet ze strony i tak niespotykanych tu monstrów z Mrocznej Puszczy.
Sen jednak przyjść nijak nie chciał, toteż po kilku chwilach nasłuchiwania Mikkel sięgnął po swój plecak. Zapas racji miał się dobrze. Nie brakowało mu ani prowiantu ani napitku. Tym bardziej po ostatniej nocy, którą gościnnie spędził u lokalnych pasterzy, a której zawdzięczał teraz nieco natrętny zapach wędzarni jakim przesiąkła jego kurtka. Miał tu też nici z igłą, osełkę, przybory do mycia i golenia… ale to czego szukał spoczywało ze względów praktycznych na dnie. Jako przedmiot, którego wyjęcie w najmniejszym stopniu nie będzie musiało być pośpieszne. Była to ołowiana figurka przedstawiająca psa łudząco podobnego do Bursztyna. Znać w niej było dbałość o szczegóły takie jak źrenice oczu, pazury, czy pysk. I nawet bardzo charakterystyczny dla rhovaniońskich psów stepowych kolor sierści dzięki zastosowaniu odpowiednio wymieszanego cynobru z żółtym ugrem, tylko odrobinę odbiegał od oryginału. Ponadto do grzbietu psiej figurki przymocowana była rurka ze zwężeniem przywodzącym na myśl gwizdek. Rycerz przytknął do niego usta i dmuchnął lekko. Figurka wydała z siebie cichy odgłos podobny do psiego wycia. Bursztyn odwrócił się gwałtownie i przekrzywił łeb tak mocno, że cud, że go sobie nie skręcił. Za każdym razem tak reagował. Rycerz uśmiechnął się i podrapał zwierzę za uchem.
- Wszystko dobrze łobuzie - powiedział nie szczędząc nadal jeszcze zaskoczonemu zwierzęciu pieszczot - Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Jak już wrócimy.
Bo wrócą. Wszyscy. Do domu. Gdzie na strychu Mikkel ukrył mosiężnego konia na biegunach i inne stworzone przez siebie figurki. Przypadkiem jakoś tak zimą się złożyło, że się tym zajął. W pamięci nadal miał kupca Baldora i sprzedawane przez niego zabawki. I żal, że żadnej wtedy nie nabył. Cóż więc stało na przeszkodzie by samemu takich nie zrobić? Więc zrobił. Był wśród nich mądry orzeł Galthorn służacy zarówno pomocą jak i radą. Dumny i nieulękły ogier Pens, co się wargom nie kłania. Uparty Gałgan o rozczochranej sierści. Perła najpiękniejsza z koni. Ciekawski, pstrokaty kos Lagorhadron, który najwięcej trudności mu przysporzył. Wielki, groźny niedźwiedź ze wzniesioną łapą. A nawet czarny pająk z Mrocznej Puszczy. Mikkel próbował też odtworzyć Iwgara Pszczelarza, ale że ostatecznie ciężko było go odróżnić od Rathara, a nawet innych Beorneńczyków, ten jeden został w pracowni kowalskiej. Ale z nich wszystkich tylko Bursztyn umiał grać. I tylko jego nie wiedzieć po co, rycerz zabrał tu ze sobą.
Pozwolił przyjacielowi jak zawsze obwąchać zabawkę po czym raz jeszcze w szumiącym od wiatru powietrzu dało się słyszeć psie granie. Tym razem w tarninie pojawił się nawet Lagorhadron, który w czasie wędrówki na dłużej zwykł oddalać się od rycerza.
- Zima to nie Twój czas, co? - sypnął pstrokatemu ptaszkowi kilka ziaren słonecznika z dna kieszeni - Jeszcze dzień, czy dwa i odbijemy na południe. Potem raz jeszcze zobaczymy ziemie lorda Beorna. I kto wie czego się tam dowiemy.
I szczerze mówiąc nie mógł się doczekać tej wizyty. Uporządkowawszy sobie w głowie swoje cele w czasie tej podróży, doznał wrażenia takiego spokoju. Oczywistej słuszności tego co postanowił. I trzymał się tego przeświadczenia jak tonący brzytwy.


Widok Wschodniej Karczmy był niczym aloes na ranę. Miał coś w sobie tak bardzo unikatowego, że aż człowiek wspiąwszy się konno na pobliskie wzgórze, musiał choć na chwilę się zatrzymać. Ciężko było powiedzieć, czy to przez kontrast z surową okolicą, czy może przez jego samą tylko naturę. Tak jednak, czy inaczej jeśli Dinodas Brandybuck zdołał przywieźć tu zza wysokich Gór Mglistych, cząstkę Shire’u, o którym nawet Fanny niewiele wiedziała, to w rzeczy samej można było zachodzić w głowę jak też życie może płynąć w miejscu gdzie takie domy pełne halflingów są jak okiem sięgnąć.
Najserdeczniej przywitał się z Frierem, dla którego na drogę zabrał ze sobą mały bukłaczek ereborskiej przepalanki i wieści spod Samotnej Góry, które krasnolud chłonął z takim samym zapałem i taką samą miną jak przysłuchujące się opowieściom bliźniaki Rodry i Dando, które na oko Mikkela nijak się nie zmieniły od ostatniego spotkania. Rycerz nawet nie musiał pytać później o możliwość przekucia Rocha.
Niemniej radośnie na widok Bardyjczyka zareagował sam właściciel Dinodas Brandybuck, który nawet daleki był od obrażenia się gdy Mikkel mylnie zinterpretował kwitnący wygląd Agaty. Nawet pies Szadrach zdawał się pamiętać Bursztyna i bez wahania odstąpił mu jedną z wystruganych przez Friera zabawek. Chudego kota o chytrym wyrazie wąsów.
Z najbardziej nurtującego go pytania, Mikkel zwierzył się tylko krasnoludowi. A wypytawszy go i dowiedziawszy się o mającym się niedługo odbyć wiosennym Księżycowym Festynie, postanowił po krótkim odpoczynku wyruszyć dalej na południe.


Pierwszą osobą którą odwiedził w Kamiennym Brodzie nie był Ragnacar. Choć ciekawość zżerała rycerza, czy chłopak jest tutaj. I czy w domu? Czy może jako gość wróciwszy do domu po samodzielnych podróżach? Czy pomaga matce? Jak teraz wygląda...
Otrzymał przydomek. Palczasty. Rycerz uśmiechnął się mimowolnie gdy witająca gościa i zapytana o chłopaka, Awa wymówiła to przezwisko. Przewrotne i na swój sposób równie zabawne co odważne. W beorneńskim duchu. Przemienianie ułomności w siłę i przewagę…
Ale nie do niego Mikkel skierował pierwsze kroki. Ruszył do chaty Grimfasta. Lokalnego łuczarza. I dowiedział się tego czego dowiedzieć się spodziewał. Fanny tu nie zawitała. Słabość. Zawód i rozczarowanie. Czego się spodziewał? Ze jeśli przemierzy dostatecznie wiele mil to otrzyma nagrodę?

Słowa Grimfasta docierały do niego jakby z oddali. Wiedział, że je słyszy, ale ich nie słyszał. Były niczym jakiś odległy szum...

- Panie Mikkelu! Człowieku! - łuczarz nie krył już zniecierpliwienia - Słyszysz??
- Tak - odpowiedział Bardyjczyk - Proszę mi wybaczyć. To była ważna dla mnie sprawa. Nie będę już Pana niepokoił Grimfaście. Do zobaczenia na festynie.


Rathar widząc Mikkela ucieszył się tak samo bardzo jak i zdziwił, szybko witając się z człekiem, którego już zwykł traktować jak przyjaciela. Poklepał serdecznie po plecach i na napitek zaciągnął.
- Znów u nas? - zaśmiał się. - Nie wiedziałem, że aż tak bardzo nasze ziemie ci się spodobały. Byłbym zasugerował, że kobiety, ale przecież żonaty! - zaśmiał się Wszędobylski jeszcze głośniej, nijak nie mogąc sobie zdawać sprawy z obecnych małżeńskich stosunków dalijczyka.

- Rathar zwany Wszędobylskim - Zaśmiał się Mikkel na widok druha i ochoczo dał się wieść olbrzymowi. Zaraz też w ślad za rycerzem skoczył Bursztyn. Rudzielec dopadał do Rathara i oszczekawszy go na powitanie bezpardonowo trącił zimnym nosem jego wielką rękę domagając się równie serdecznego powitania - Ciekawe dlaczego mnie Twój widok tutaj nie dziwi. Taki dałeś wtedy popis walki, że zdziwię się tylko jeśliś sam jeszcze nie zaciągnięty na kobierce.
Westchnął nostalgicznie.
- Niby cała zima minęła, a jakby to wczoraj było jak się na brzegu Anduiny sposobiliśmy do obrony, co? - machnął ręką by przegonić wspominkę, bardziej do starca pasującą - A co do mnie to dwie sprawy mnie tu przywiodły. Pierwsza to poselstwo króla Barda. Latem odbędzie się w Rhosgobel duże zgromadzenie i król rad by nie przeszło pominięte w oczach Dali. Druga zaś… - tu choć uśmiech z ust Mikkela nie zszedł gdy rycerz patrzył na nadal dokazującego Bursztyna to ton jego wyraźnie wybarwiła gorzka nuta - Druga przyczyna to Fanny. Zniknęła gdzieś. Potajemnie opuściła Dal. Nie wiem gdzie.

- Do lata czasu dużo, Fanny zaś... - tu olbrzym urwał i Bursztyna za uszami czochrając zastanawiał się. - Widzieć jej tu nie widzieli. Za nią szukasz, czy nie szukasz i tylko przygód wyglądasz, mając nadzieję, że samo się wyjaśni?
Pociągnął Wszędobylski rycerza do namiotu, gdzie wcisnął mu w dłoń duży kufel piwa.
- Ennalda wymogła na mnie, bym jej przyobiecał, że po świecie biegał nie będę i znikać też nie zamierzam. Rolnikiem chciałaby mnie zrobić! - prychnął. - Kobiety to same problemy, ale bez nich nie idzie żyć. Będzie dobrze, stary druhu. Kochała, więc wróci.

Mikkel łyk wziął nader tęgi, bo i chwila minęła nim w końcu usta od kufla oderwał.
- Dobre - stwierdził zadowolony i spojrzał z uśmiechem na Beorneńczyka - A my w tym czasie uratujemy Dzikie Kraje przed jakimś nowym sługusem złego, co? Chciałbym, żeby tak łatwo to wyszło. Ale boję się, że nie przez niewieścią naturę, a przez zasiany w sercu Cień odeszła. I dlatego nie usiedzę w miejscu czekając. Nie dam rady. Wolę szukać. Nawet jeśli nie wiem gdzie.
Na chwilę jakby zmarkotniał, ale zaraz poklepał przyjaciela po ramieniu i zaśmiawszy się szczerze i życzliwie raz jeszcze wzniósł kufel.
- Dość jednak o tych naszych zmartwieniach. Powiedz lepiej, że się zgłosiłeś do konkurencji festynowych. Co prawda chętniej bym z Tobą włócznie skrzyżował i sprawdził, czy nie obrosłeś aby od tych pieśni jakie o Tobie słyszałem i od obiadów sposobiącej Cię do orki Ennaldy. Ale i pościgać się też możemy na przełaj.

- Zgłosiłem się, bez dwóch zdań. Jak nie wygram czegoś, to mnie jedna taka ze skóry obedrze! - znowu się roześmiał, nie wracając już do tematu Fanny. - Na włócznie to możemy zmierzyć się poza konkurencją. Chętnie sprawdzę, czy twoje myśli nadal potrafią być skupione na tym co trzeba.

- Włócznie i tarcze. Do trzech celnych trafień. Na zagonie Ludo. I baczmy lepiej, aby nas Twój teść nie przyłapał.


Dobór reprezentowanej rodziny był tylko na początku trudny. Czyż nie chciałby by zwycięzcą został Rathar, który jak dziesiątką stajań sięgnąć, był mu najbliższym człowiekiem w Dzikich Krajach? Czyż nie życzył dobrze rodzinom Ragnacara i Helmguta? Ten ostatni miał wszak zostać niedługo dziadkiem, co Mikkel w jakiś dziwny sposób znalazł wielce radosnym i gdy się dowiedział, bezzwłocznie poszedł powinszować dziewczynie.
Ostatecznie jednak uznał, że tak jak umie postara się pomóc tym, którzy najbardziej tego będą potrzebować. Padło więc na leciwego staruszka z młodziutką wnuczką. Brynjarra i Dagny z Kamiennego Brodu, który ojca dziewczynki poświęcił w bitwie o Stary Bród. I nie zawahał się zapisać dla nich nawet na konkurs Szlachetnych Desek. Postarał się tylko tak wybrać konkurencje, aby nie rywalizować o zwycięstwo z Ragnacarem.


Koniec końców, jakby pozdrowiony tym znakiem przez los, wygrał tego dnia właśnie konkurs Szlachetnych Desek. I to nie byle z kim, bo między innymi z Panią Gelvirą, opiekunką tej ziemi na tych samych prawach co Beorn był jej strażnikiem, oraz z… Eddą. Płowowłosą księżniczką w rękawiczkach. I choć dziewczyna ta poznana przez niego już lata temu, cechowała się powierzchownością całkowicie i momentami wręcz zastraszająco odmienną od króla Barda, a jej wyznanie dotyczące błękitu krwi miało w tonie coś co nie pozwalało jednoznacznie stwierdzić, czy to przedni żart, czy raczej śmiertelna powaga, nie mógł odmówić temu samemu czemuś co tkwiło w jej spojrzeniu, czy ruchach… najprawdziwszego majestatu.
Ale nie oszukiwał się, że w zwycięstwie nad tymi przeciwnikami zabrakło odrobiny sprawiedliwości, która początek swój brała w dalijskim wychowaniu. Nie było tej przewagi jednak więcej niż ta odrobina. Bo z doświadczenia Mikkela wynikało, że najbardziej ujmującą ludzkie serca cechą jest zwyczajna grzeczna szczerość. Bo tak jak można kwiaty pielęgnować w swoim ogrodzie dla wielkich jak sikorki pszczół, tak i można część ich natury przenieść na wypowiadane słowa. Bez najmniejszej ujmy na męstwie, czy odwadze. A w każdym razie tak na pewno powiedziałby teraz Thorald, Najprawdziwszy z Dalijczyków, który jednak kwiatów na podwórcu nie trzymał.

Bieg pochodni, Mikkel przegrał jako jeden z pierwszych, potykając się o kępę chwastów i wypuszczając z rąk pochodnię, która z sykiem zniknęła w ciemnej gęstwinie. Nie pomogło, że Bursztyn od razu podbiegł, chwycił zgaszone łuczywo w zęby i ruszył w pościg za resztą uczestników. Aczkolwiek mimo dyskwalifikacji, kilka przyjaznych i wesołych głosów rudzielca do końca dopingowało. Zwycięstwo słusznie jednak należało się Ratharowi. Ratharowi Rączemu. Który zakończył bieg tuż przed kobietą, którą Mikkel dałby sobie rękę uciąć, że widział już kiedyś w Esgaroth nad Długim Jeziorem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 27-02-2015 o 01:54.
Marrrt jest offline