Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2015, 18:46   #4
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zanim zostawili rzeczy, omówili plan i zjedli coś, co faktycznie mogło być dziczyzną w miarę skąpo podaną w zawiesistym mimo to gulaszu, na zewnątrz zaczęło robić się już ciemno. Zmuszeni do chodzenia bez oręża nie mogli zabrać go nawet od razu na sprzedaż, zresztą to było zajęcie na następny dzień. Zamiast tego Mark prowadził ich w stronę widocznego z daleka zameczku, otoczonego dodatkowym, wewnętrznym pierścieniem murów.
- Główne koszary znajdują się w środku, ale musieli wynieść miejsca dla straży miejskiej i interesantów na zewnątrz. Inaczej mieli ciągle mały tłumek przed wewnętrzną bramą.
Istotnie, w niewielkim oddaleniu od wewnętrznej bramy, stał długi, piętrowy budynek, nad którym powiewały flagi Kaedwen i Burej Chorągwi.
- Chcesz wejść ze mną?
- Czy to jakiś problem bym tam wchodziła? - Arina popatrzyła na mężczyznę lekko zaskoczona pytaniem.
- Raczej z tym, że żołdacy bywają różni - Mark skrzywił się. - Zdarzało mi się spotykać takich, co za zgłoszenie czegoś takiego oskarżą ciebie, jak mają zły dzień.
- W takim razie zdecydowanie powinniśmy iść tam razem. Będzie musiał rzucić oskarżenia na nas dwoje. - Stwierdziła zdecydowanie.
Mark uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie, całując w usta.
- Brawura zgubiła już wielu, ale może to ja tym razem przesadzam.

Weszli do środka, drzwi nie stawiły oporu, więc i interesantów jeszcze przyjmowano. Bez zaskoczenia ujrzeli bardzo proste wnętrze, a także dwóch strażników, którzy spytawszy o cel wizyty wysłali ich na wprost, do małego pomieszczenia. Siedział tam jeden mężczyzna, a całe pomieszczenie zawalone było księgami i papierami. Zrobiono tylko miejsce na krzesła i biurko. Sądząc z oznaczeń na mundurze, który na sobie nosił, Arina poprzez szept Aleza dowiedziała się, że mają do czynienia z setnikiem Burej Kompanii. Nie był już młody, podchodził pod czterdziestkę, a na jego głowie widać było łysinę. Okrągła twarz zaopatrzona była w długi wąs, za który się szarpał zanim ich usłyszał i uniósł głowę. Wzrok miał bystry, bo spojrzenie dłużej zatrzymało się na oczach wiedźminki i zaraz potem oszacowało oboje raz jeszcze.
- Setnik Semko Barchacz. Z jaką sprawą do mnie?
- Arina zwana Orlą, wiedźminka oraz Mark Alez. - Odpowiedziała dziewczyna przedstawiając także towarzysza. - Chcieliśmy donieść o przestępstwie. Kilka godzin od miasta natrafiliśmy na powóz z martwym pasażerem w środku i woźnicą na koźle.
- Bogaty powóz, ale zabitego nie znam - dopowiedział Mark. - Bez ochrony jechali. Zostawiliśmy wszystko na miejscu, sakiewkę i dobytek, a także wiadomość, która została zostawiona przez zabójców. Chcieliśmy uniknąć wtrącania się w śledztwo.
- I oskarżeń, co? - prychnął Semko, ale jeśli prychnięcia można kategoryzować, to to nie było wrogie ani niechętne. - Widział żem kilku wiedźminów za życia, choć nie wiedział, że kobiety też mogą próby przejść. Unikata wtrącania się, chyba, że co który łba na głowie nie ma i nie moja to sprawa. Powiedzcie gdzieżta to widzieli?
- Kilka godzin stąd traktem do Kaedwen, choć nie stamtąd jedziemy. Szósta albo siódma mila, jeśli dobrze zapamiętałem kamienie. Po drodze nikogo nie widzieliśmy - Alez tym razem zabrał głos pierwszy.
- Wyślę ludzi - Setnik podrapał się po łysinie. - Może już jakiś patrol na to natrafił. Coście jeszcze ode mnie chcieli?
Człowiek za stołem wydawał się niezbyt przejęty ich zeznaniem i nastawiony raczej pozytywnie, więc Arina postanowiła kuć żelazo puki gorące:
- Szukam zleceń dla wiedźmina. Może coś macie?
- Z potworzyskami co podejdą za blisko sami se radzimy - sięgnął do jednej ze stert papierów i grzebał w niej chwilę. - Taa, to będzie to. Jedno ze zgłoszeń od jakiegoś kupca, twierdzi że coś w rzece podziurawiło mu barkę, która zatonęła i on ledwo się uratował. Może bredzić, może nie. Żeglugi tu nie prowadzi się dużo, póki co zweryfikować trudno. Gildia może chcieć ci za sprawdzenie problemu zapłacić.
- Świetnie! - Dziewczyna skinęła głową. - Dziękuję za informację.
W krótkich słowach setnik wytłumaczył im jak tam dotrzeć, dopytał gdzie się zatrzymali w razie gdyby mieli jakieś do nich pytania i nie zatrzymywał. Mark nie miał już nic do dodania, więc szybko opuścili koszary.

- Chcesz się do nich przejść od razu? - zapytał jak znowu byli na świeżym powietrzu. Zrobiło się już ciemno, ale Ban Glean miało latarnie. - O tej porze może być już ciężko coś załatwić. Chyba, że uważają to za duży problem.
- Myślę, że możemy zostawić wszystkie sprawy do załatwienia w mieście na jutro. - Arina uśmiechnęła się do niego. - Myśl o łóżku z czysta pościelą jest taka kusząca…
Objął ją i niespiesznym krokiem ruszył w stronę karczmy.
- Jak znosiłabyś myśl, że mieszkasz i pracujesz w jednym mieście, wychowujesz dzieci i chodzisz pod rękę z ustatkowanym mężem? - spytał na wpół żartem.
- Zapomniałeś że nie mogę mieć dzieci? - Odpowiedziała niby żartem, ale w jej głosie słychać było także cień smutku.
- Nie zapomniałem, chodzi mi o samo wyobrażenie sobie tego życia - idąc spoglądał w oczy Ariny. Przyzwyczaił się już do nich i nie przeszkadzały mu. - Ja chyba nie potrafię. Już nie.
- Większość życia spędziłam w Kaer Morhen. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. W tym roku po raz pierwszy wyruszyłam w drogę. Trudno jeszcze stwierdzić czy tułacze życie weszło mi w krew. - Popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem. - Dobrze jednak mieć miejsce, do którego zimą wraca się na odpoczynek.
Skinął głową i przez moment szedł w milczeniu.
- Tak, coś na kształt domu. Nie takiego, w którym trzeba spędzać cały czas. Ciekaw jestem co znajdziemy za górami, o ile uda nam się tam dotrzeć.
- Może dokładnie taki sam świat jak ten po naszej stronie? Nie wiem dlaczego zawsze zakłada się, że gdzieś dalej świat wygląda inaczej. - Arina szybko podchwyciła zmianę tematu podtrzymując żartobliwy ton rozmowy.
- Bo liczą na to, że będą mogli coś zmienić. W swoim życiu lub życiu innych. Jestem absolutnie pewny, że podróżowano już przez te góry. Za nimi nie znaleziono nic ciekawego, lub coś niezwykle interesującego. W innych przypadkach wieść o tym by się rozniosła - dotarli już do swojej gospody, zastając w środku mniej więcej do połowy wypełnioną salę wspólną. Niewiele osób zwróciło uwagę na ich powrót.
- Gdyby to było coś niezwykłego wieść też by się rozniosła, chyba że nie byłoby nikogo, kto mógłby roznosić te wieści. - Arina skierowała się od razu do ich pokoju. - A to właśnie wydaje się zarówno niepokojące jak i pociągające. Zwłaszcza dla ludzi, którzy potrzebę podejmowania ryzyka mają we krwi.
- Ja to widzę w ten sposób, że jakby było tam coś niezwykłego, to ludzie wiedzący o tym postarali się trzymać gęby zamknięte - Alez zaśmiał się, na chwilę tylko przystając przy szynkwansie, aby wziąć od karczmarza butelkę wina i dwa kubki. - Aby móc korzystać z tego wyłącznie dla siebie. Coś tam komuś się wymsknęło, stąd mamy plotki czy moją mapę.
- Cóż… - Arina wzięła od niego kubki i poszła dalej. - Będziemy się mieli okazję przekonać jak jest naprawdę.
 
Eleanor jest offline