| Na podróż nie narzekał Viktor, o nie. Leżał sobie na siedzeniu, nogi podpierając na miejscu naprzeciwko, bo akurat zostało tam troszkę, ale troszeczkę wolnej przestrzeni bo siedział tam Gordon zwany również Śnieżynką. Przynajmniej przez Viktora. Przynajmniej w myślach. Głowę miał nisko choć nie kładł jej na siedzeniu, bo cholera wie kto co tam robił jak siedział, ale i tak nie interesowało go co za oknem. Podrzucał sobie piłkę do bejsbola raz wyżej, raz niżej, marząc sobie o rzuceniu nią z pełną siłą, w którąś z wystających, rozgadanych, roześmianych, zidiociałych głów. Gdy się zatrzymali usiadł już i podwiązał mocniej glany, włożył w środek nogawki i czekał cierpliwie co też wymyślą Bardzo Dorośli i Bardzo Rozsądni Opiekunowie.
Zarzucił sobie wojskową, zieloną torbę, której nie zapełnił rzeczami choćby do połowy na plecy i ruszył przodując, zauważając sporą tendencję do zostawania w tyle wśród swoich rówieśników. Gordona rozumiał, bo ten nie wyrabiał, ale reszta idiotów i tępych cip... tak, dajcie się prowadzić i sprawdzić ciemny obszar przed wami dla życiowych nieudaczników, którzy mają jedną z najbardziej poniżających prac.
Pochód ciemnych lasem przerażał go w takim samym stopniu w jakim powrót ze szkoły do domu po swoim osiedlu w środku dnia, czyli za dzieciaka przyprawiał prawie o zawał, a teraz było mu to absolutnie obojętne. Bardziej niż ciemnych, starych drzew, wolał wystrzegać się kosy pod żebra od jebanego czarnucha.
Splunął w bok, przypadkiem pod nogi jakiejś dupery, która wetknęła sobie słuchawki w otwory i i tak chyba tego nawet nie zauważyła. Nawet jeśli to niewiele go to obchodziło.
W ogóle było dość nudno, dopóki Ekstra Dupera nie przestraszyła się na widok stracha na wróbla. Co niby innego miało stać na środku pola o takiej porze?
Viktor uśmiechnął się pod nosem, ruszając do przodu nieco przyspieszając tempo. Tylko kłopoty miały wyniknąć z tej wycieczki.
Opieszałość i powolne tempo reszty grupy wywoływały u niego frustracje, ale póki co powstrzymywał się od uwag. Starczyło, że reszta grupy z Erikiem na czele, puszczała na drodze kolejne idiotyczne uwagi w taki sam sposób, w jaki zaśmiecały ją krowy swoimi odchodami.
Taaa... z krowami przynajmniej wiesz na czym stoisz, a ta banda... Viktor odwrócił się do nich na chwilę, popatrzył i w końcu pokręcił głową wzdychając ciężko, wypuszczając z siebie pełne zawodu powietrze.
Przejechał kciukami pod cienkimi, czerwonymi szelkami i strzelił nimi uderzając w twarde ciało skryte pod obcisłą, czarną bluzką z krótkimi rękawami, zdjął z siebie czarną, masywną kurtkę z wysokim kołnierz i nie przestając iść wcisnął ją do torby. Szedł zamyślony, starając się nie skupiać na reszcie grupy, by nie denerwować się niepotrzebnie.
W końcu doszli (a niektórzy dotoczyli się) do miejsca, które Aspectro uznał za wspaniały azyl. Stara chata pośrodku niczego, z pewnością to, że pali się tam światło oznaczało, bezpieczne, przyjazne schronienie. Ostatnie czego chciał to zwalać się wraz z banda imbecyli na głowę jakiegoś starego, prostego farmera i rujnować mu noc.
Jako, że brakowało dwóch z jego licznego grona najbardziej znienawidzonych ludzi, powstała inicjatywa założenia grupy poszukiwawczej. Viktor wzruszając ramionami stanął przed Jimem Collinsem i czarnoskórym nauczycielem, wyrażając jako taką "chęć" wyruszenia z nimi na poszukiwania. Jeśli coś stało się dla Danny'ego i tej panienki, to chciał być pierwszym, który się o tym dowie.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies
^(`(oo)`)^ |