Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2015, 11:54   #29
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Monety mieniły się w promieniach słońca jak najpiękniejsze i najbardziej pożądane klejnoty świata. I tak samo cieszyły oczy o fiołkowej barwie, odbijały się w nich i sprawiały wrażenie, jak gdyby naprawdę były niezwykłym skarbem, a nie zaledwie pospolitymi miedziakami z okazyjnymi przejawami srebra tu i ówdzie. A chociaż każdy szlachetka wzgardziłby ich widokiem i pochorowałby się na myśl o dotknięciu czegoś nie będącego złotem, to dla przerzucającej je sobie pomiędzy palcami elfki, miały one wartość wielką. Mogły kupić jedzenie dla niej i towarzyszącej jej zwierzaków, nowe materiały na ubrania, zadbać o dobrą kondycję wozu, a może nawet pozwolić jej się trochę porozpieszczać jakimiś obrzydliwie zbędnymi luksusami.

Jednak ani blask tych monet wypełniających jej kapelusz, ani wyobrażenia tych wszystkich rzeczy jakie będzie mogła za nie kupić, nie zaślepiły Eshte na tyle, by umknęła jej uwadze zbliżająca się postać o ognistych włosach. Siedząc na schodkach swego malowanego domu i odpoczywając po artystycznym występie, aż jęknęła sobie w duchu widząc jak bogata była ubrana ta kobieta. Oh, nie z zazdrości. Po prostu domyślała się jaką mogła nią kierować niezwykle ważna sprawa.

Oh, czy to prawdziwe uszy? A czemu takie długie? A mogę dotknąć?
A może wystąpiłabyś na przyjęciu w moim obrzydliwie eleganckim pałacu ze złota? Żaden z moich bogatych znajomych nie miał u siebie elfa, byłabym pierwsza! Czyż to nie cudowne?
Za ile mogę kupić tego lisa? Byłby wspaniały jako futro, lub pieszczoszek na kanapę!


To musiał być któryś z tych, lub inny równie ciekawy interes. Nowy dzień, a arystokracja zapewne nadal miała te swoje mrożące krew w żyłach problemy.

Pomimo swej skrywanej niechęci, kuglarka posłała szelmowski uśmiech zbliżającej się kobiecie. A potem, nie wstając, wyciągnęła ku niej trzymany dłonią kapelusz, który był wyraźnie bardziej pękaty niż zwykle i na dodatek podzwaniał przy każdym ruchu.
-Panienka chce coś dorzucić od siebie? - zapytała beztrosko na powitanie, jak gdyby wcale nie podejrzewała tamtej o chęć obciążenia elfich barków jakimiś szlachciankowymi niedorzecznościami.
-Och tak… występ wart tynfa.- rzekła z entuzjazmem młoda kobieta sięgając po niezbyt pękatą sakiewkę.- Nie sądziłam, że możliwe jest być tak giętką. Długo ćwiczyłaś, pani... panno?
-Eshtelëa
-przedstawiła się elfka, nienawykła do bycia nazywaną takimi.. tytułami, jakimi zwróciła się do niej kobieta. Zawsze bardziej się czuła tymi wszystkimi przemiłymi przezwiskami jakie dla niej wymyślali wzburzeni ludzie, niż jakimiś pannami i dziewczątkami.
-I tak, długo. Od maleńkości -przytaknęła z kiwnięciem głową -Nie jest to coś do nabycia dzień po dniu. Na dodatek wymagania ciągłych ćwiczeń, aby utrzymać ciało w formie.
-Och… a wyglądało jakby magia to była, jakbyś zmieniła się w węża
- kobieta podała elfce srebrną monetę wybijaną w tym mieście zwaną tynfem. Uśmiechnęła się wesoło dodając.- Chciałabym cię mieć na wieczór, za ile można cię wynająć, panno Eshtelëo?

Kuglarka pooglądała sobie monetę dokładnie z każdej strony, po czym wrzuciła ją do kapelusza, gdzie z wdzięcznym brzdękiem dołączyła do reszty jej dotychczasowego zarobku.
-Wynająć? -powtórzyła, upewniając się że dobrze usłyszała. Ale cóż, przecież między innymi właśnie czegoś takiego się spodziewała po rudowłosej -Obawiam się, że nie jestem do wynajęcia. Ostatnim razem taka propozycja zakończyła się moim spotkaniem z dość przebrzydłym magiem oraz ucieczką przed ożywionymi truposzami.

Coś w lekkim grymasie na jej twarzy i sposobie w jaki wypowiadała te słowa kazało sądzić, że to wcale nie osobnik w krypcie był tym, który pozostawił po sobie taki niesmak na ustach Eshte. I to dosłownie, ku jej obrzydzeniu.

-Ależ ja nie planuję żadnych wypraw…. organizuję przyjęcie, wytworne przyjęcie dla elity kupieckiej i szlachciców. Takie na poziomie i szukam odpowiednich do niego artystów, którzy mogliby je zaszczycić swą obecnością za rozsądną opłatę, tak trzydzieści srebrnych tynfów.- zaczęła wyjaśniać rudowłosa rozmówczyni.- Ale większość z tych, których spotkałam na swej drodze pokazywało ograne sztuczki, albo ich występ był zbyt wulgarny, albo zbyt nudny. Twój zaś, panno Eshtelëo, należał do tych nielicznych chlubnych wyjątków.

Zatem kuglarka miała rację przynajmniej co do jednego ze swych wewnętrznych przypuszczeń. Przyjęcie ku uciesze wydelikaconych bogaczy. Ale komplement spływający niczym miód na serce Eshte, oraz zaoferowana przez kobietę zapłata niewątpliwie kusiły na tyle, by przełknąć swoje uprzedzenie do zadzierającej nos arystokracji. Na jeden wieczór przynajmniej. Bo i czyż nie pragnęła sławy, swych przesadnie długich imion będących na ustach tych o najbardziej wypełnionych kieszeniach i skarbcach? A druga taka możliwość mogła nie pojawić się zbyt szybko.

-Muszę najpierw dowiedzieć się więcej – zadecydowała w końcu po chwili milczenia w zadumie -Kim właściwie jesteś? Gdzie odbędzie się przyjęcie? I czy przypadkiem Ty lub Twoi goście nie jesteście jednymi z tych miłośników noszenia naszyjników z eflich uszu? Bądź składania ich w ofierze na swych towarzyskich spotkaniach przy herbatce?
Wzruszyła ramionami przy swych ostatnich pytaniach, jak gdyby chciała dodać „bez urazy, wina Twojej krwiożerczej rasy”.

- Eeee… co proszę? Naszyjniki z uszu?- odparła zaskoczona kobieta. Po czym dodała oburzonym tonem.- Nie jesteśmy dzikusami z północy, to… cywilizowane miasto.
Odetchnęła głęboko i rzekła.- Nazywam się Erythea Holm, z tych Holmów.
Przez chwilę czekała w milczeniu, aż kuglarka zorientuje się… lub przynajmniej uda, że wie o których Holmów chodzi. Widząc jednak że nic takiego nie następuje dodała.- To znany ród koronkarzy mieszkający w dzielnicy kupieckiej, taki duży dom przy dużym okrągłym placu z nieczynną fontanną w kształcie delfina. Przyjęcie oczywiście będzie dla ludzi światowych...kulturalnych, będzie kwartet smyczkowy i prawdziwa wróżbitka i… ty. I jedzenie oczywiście… stół z półmiskami i przysmakami oraz winem. Posiłek ten będzie również przeznaczony dla artystów w przerwach między ich występami. To znaczy między twoimi a kwartetem, bo wróżbitka będzie pracowała cały czas czytając przeszłość i przyszłość z talii ponurego żniwiarza. Czyż to nie będzie mistyczne przyjęcie?

Talia ponurego żniwiarza, była o wiele bardziej rozpowszechniona niż sam kult boga śmierci. Podobno w dłoni prawdziwego czciciela pozwalała odsłonić przyszłość i przeszłość, ale większość używających jej osób było szarlatanami. Sądząc jednak po dość kapryśnym charakterze Erythei na tym przyjęciu mogła się pojawić prawdziwa kapłanka. Albo przynajmniej wyjątkowo wiarygodna oszustka.

-Oh, z pewnością Twoi goście będą zachwyceni – przyznała elfka, bardziej będąc zainteresowaną brakiem prawdziwej konkurencji dla siebie niż jakimiś wróżbami. Domyślała się jednak, że dla wielu szlachciców tak bliskie, pozazmysłowe doświadczenie z wróżbitką musiało być ekscytujące. Nawet jeśli będące zręcznym oszustwem.

Skel'kel wychynął z wnętrza wozu i zwinnie wślizgnął się na ramię kuglarki, ostrymi ząbkami trzymając ciągnięty za sobą pusty mieszek na monety. Odebrała mu go, po czym w podziękowaniu podrapała za uchem. Eshte wyszczerzyła się trochę niepokojąco do rudowłosej, w towarzystwie przyjemnego mruczenia liska -Brzmi dobrze, Ery. W takim razie będziesz musiała również zadbać, aby nie było tam zbyt wielu łatwopalnych przedmiotów. Twoim znajomym szlachcicom i kupcom nikt jeszcze nigdy nie odebrał tak tchu w piersiach, jak ja mam zamiar dzisiaj wieczorem.
-To znaczy będziesz się tańczyła z pochodniami?
- zachwyciła się tą wizją Erythea, mimowolnie przypominając Eshte o gnębiącym ją problemie, jakim była demoniczna klątwa. Skel’kel zaś owinął się wokół ramienia kuglarki wilgotnym noskiem trącając jej policzek w czułym geście pocieszenia.

-Będzie ogień i będzie też taniec, lecz niekoniecznie z pochodniami. Zapewniam jednak, że będzie równie warte swej ceny co i z nimi, ale..-urwała elfka, poruszając palcami, jak gdyby próbowała strzepnąć z nich to nieprzyjemne uczucie -Nawet gospodyni przyjęcia będzie musiała poczekać na zobaczenie tej niespodzianki.
-To może zrobisz wielki finał o północy?
- zapytała z zachwytem Erythea już widząc oczami wyobraźni… z pewnością nie samo widowisko, a zazdrosne miny koleżanek i psiapsiółek. Czyli w praktyce konkurentek do przystojnych i zamożnych kawalerów.

-Może być finał o północy – także i w głosie kuglarki słychać było zadowolenie, choć ze zgoła innego powodu. O takiej późnej porze większość obecnych na przyjęciu arystokratów i kupców będzie już sympatycznie podpitych, a co za tym idzie, głębiej będą sięgać do swoich mieszków. A nawet jeśli nie, to łatwiej będzie ich niepostrzeżenie pozbawić zbędnej biżuterii i jakże ciążących im monet.

-Ale w takim razie na powrót będę mogła potrzebować strażnika lub innego zbrojnego – stwierdziła wspominając swe wczorajsze powroty, które niekoniecznie miała ochotę powtarzać dzisiaj. Któż wiedział ile jeszcze nieletnich zboczeńców i przebrzydłych demonów kryło się w Grauburgu -Samotna kuglarka wracająca po nocy ze szlacheckiej posiadłości jest.. wyjątkowo kuszącym celem dla łotrzyków i innych straszydeł czających się w uliczkach waszego ślicznego miasta.
-Poproszę mego przyjaciela by cię odprowadził. Nie musisz się bać…
- Erythea nachyliła się ku Eshte, by zdradzić.- To dobrze urodzony szlachcic z wpływowej rodziny, bardzo kulturalny i niezwykle potężny. Twoje bezpieczeństwo jest zagwarantowane.

-Nie mam wielu wymagań, Ery
elfka świadomie skracała w swych ustach imię kobiety, bez wcześniejszego zapytania się jej o zdanie. Zapewne gdyby próbowała wypowiedzieć pełne imię szlachcianki, lub co gorsza razem z rodowym nazwiskiem, to zaprezentowałaby kolejną ze swych umiejętności. A była nią przecież bogata wyobraźnia w kwestii nazywania innych po swojemu -Jeśli tylko będzie trzymał ręce przy sobie i nie będzie jakimś ukrytym demonem, to mogę nawet wracać z kimś z służby. Ale doceniam troskę.

Podniosła się zwinnie na równe nogi, a Skel'kel wygodnie owinął się wokół jej szyi, oczami jak błyszczące paciorki spoglądając na rudowłosą -Masz zatem swoją atrakcję na przyjęcie. Nie pożałujesz wyboru.
-Cudownie!- zaklaskała w dłonie Erythea i uśmiechając się dodała.- To do wieczora.

Chwilę później, pozostawiona sama sobie kuglarka, spoglądała w ślad za oddalającą się kobiecą postacią. Mogłaby dać swą kolorową głowę, że gdyby nie jakieś wymyślne i sztywne zasady etykiety, to arystokratka ez szczęścia by aż podskakiwała niczym mała dziewczyna z nową zabawką. Ale, co tu kryć, gdy tylko ta zniknęła pośród zabudowań miasta, to Eshte dotąd profesjonalnie ułożona, wyrzuciła ręce ku niebu i wydała z siebie okrzyk radości. Lisek zawtórował jej swym przeciągłym piskiem.

No, no, no. Dopiero drugi dzień w Grauburgu, dotąd witającym ją tylko prymitywami, zboczeńcami i demonami, a ona już zbierała zaproszenia od szlachty. Oczywiście, oczekiwała zaistnieć w tutejszym światku bogatych, lecz.. nie aż tak szybko!
Ah, być może nawet sama nie dostrzegała wspaniałości swych występów? Taka skromna, doprawdy.







***





Zamknięta w potrzasku uliczki kuglarka, czuła się niezwykle rozchwytywaną ofiarą bandyckich zamiarów. Nie mogła jednak powiedzieć, aby jej bardzo schlebiało bycie postawioną pomiędzy grupką miastowych łotrzyków, a.. no właśnie, kim? Spoglądając po twarzach zgromadzonych mężczyzn, zaskoczonych pojawieniem się zakapturzonego osobnika równie bardzo co ona, nie mogła się zdecydować czy był on dla niej lepszym czy gorszym złem. Nie groził jej wprawdzie, nie ślinił się na widok jej.. jej sakiewki z monetami, ale takie gwizdanie także nie mogło oznaczać niczego dobrego. Zdawało się jednak być mniej zabójczym niż ostrza trzymane przez tych uliczników.

Wtulony mocno w jej szyję Skel'kel sam chyba nie wiedział na którego z oprawców powinien powarkiwać. Eshte zaś zaplotła ręce na piersi, po czym korzystając z zawsze pełnych zapasów swej krnąbrności, odparła zuchwale na zaczepkę przywódcy -Ktoś tu się na pewno zgubił. Ale czy na pewno ja, panowie?
- Ty się zgubiłaś kociczko i zapłacisz nam za pomo…
- mruknął bandyta w “subtelnej groźbie”,a potem przerwał swą wypowiedź porażony widokiem mężczyzny, którego gwizd słyszeli.
Ale czyż Eshte mogła się im dziwić? Wszak jej samej serce wyrywał się piersi grając tęskną melodię zachwytu swymi uderzeniami.
Ten elf był bowiem zachwycający.






Jego spojrzenie przeszywało mądrością, jego ruchy były pełne gracji, jego każdy krok po tym niegodnym bruku wydawał się być dla elfki błogosławieństwem niebios. Czuła się niegodna dzielenia tego miasta z tak majestatyczną i piękną istotą. I nie tylko ona, także bandyci ugięli się przed majestatem jego spojrzenia. Jedynie niemądry Skel’kel zjeżył futerko i zawarczał… ale przecież zwierzę nie mogło wszak zrozumieć, że Eshte dostąpiła zaszczytu zwrócenia na siebie uwagi tego niezwykłego elfa.
-Kim jesteś córko elfów?- zapytał ją wprost. - I co się tu dzieje?

O dupa blada, jęknęła w duchu kuglarka słysząc głos tego niezwykłego cudu łaskawie kroczącego po uliczkach Grauburga. Czyż nie bardziej właściwe mu były pięknie zdobione pałace, w dzień wypełnione słońcem, a nocą blaskiem księżyca jeszcze bardziej podkreślającym urodę tego elfa? Jeśli było to jeszcze w ogóle możliwe.

Milczała wpatrując się w niego jak cielę w malowane wrota, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie do niej się odezwała ta niebiańska istota. Do niej! Do byle ulicznej artystki chodzącej we własnoręcznie uszytych ubraniach i z nierówno poprzycinanymi włosami. Czuła się przy nim jak najgorszy łachudra.
Co gorsze, mógł jeszcze pomyśleć, że jest ona także jakąś niemową, lub po prostu.. głupia! A nie było to wrażenie, jakie chciałaby po sobie zostawić. Musiała coś zrobić. Zareagować jakoś.

Pochyliła się w teatralnym ukłonie na powitanie, lecz.. chociaż jej ciało było giętkie i potrafiło się wyginać akrobatycznie we wspaniałe figury, to przy nim te ruchy zdawały się jej być tak niezdarne. Jak gdyby była jakąś pokraką pokazywaną publicznie ku uciesze widowni, a nie artystką!
-Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré – przedstawiła się długo i skomplikowanie, a jej głos, chociaż nigdy nie przyrównywała się do słowiczych bardów, także zabrzmiał w jej długich uszach przesadnie chrapliwie. Jakże w ogóle mogła oddychać tym samym powietrzem z elfem, którego jedno słowo wystarczyło do oczarowania tłumów.
A wizja zostania uratowaną przez tak zjawiskową istotę.. oh, to było więcej niż mogła sobie wymarzyć. Zdjęła z głowy kapelusz i międląc go w dłoniach, zaczęła snuć swą krótką opowieść. Odpowiednio podkolorowaną -Oni.. oni mi grozili. Mówili, że się zgubiłam i będę musiała im zapłacić, bo inaczej... -urwała dla podkreślenia dramatyzmu sytuacji. Nie sądziła także, aby nieznajomy chciał słuchać o dokładnych zamiarach łotrów, więc pozostawiła to do jego własnej interpretacji -A ja przecież nie mam wiele. I nie jestem z tego miasta, więc skąd miałam wiedzieć, że ta uliczka do nich należy!

-Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré- jej imię w jego ustach brzmiało niczym najsłodsza słodycz, niczym trel ptaków. Czuła się wręcz niegodna, tego że je wypowiada i tym bardziej jej serce napełniało się radością, gdy mówił.- Cóż za śliczne imię i godne tak uroczej istotki. A wy… ośmieliliście się ją napaść.
- Wybacz nam o najwspanialszy, ze wspaniałych… wybacz swym marnym sługom, niewolnikom.
- bandyci zaczęli się przed nim płaszczyć błagając o wybaczenie. Co było zrozumiałym dla kuglarki postępowaniem. Lepiej było się zabić niż wzbudzić gniew tej istoty bogom równej.
- Zejdźcie mi z oczu, ale wpierw zostawcie tu wszystko co do was należy.- warknął gniewnie elf, powodując że bandyci czyniąc mu zadość zaczęli odrzucać od siebie cały posiadany majątek, wpierw sakiewki, potem broń, a na końcu ubrania.
-Podejdź do mnie moja śliczna Eshtelëo.- rzekł ciepłym tonem głosu elf wyciągając dłoń w jej kierunku. - I powiedz mi co sprowadza cię do Grauburga. Wyczuwam w tobie coś… wyjątkowego i wartego mej uwagi.

Serce wręcz zatrzepotało w klatce piersiowej kuglarki. Była wyjątkowa w jego oczach! Czy mogło ją spotkać większe szczęście?
Spoglądała na wyciągniętą ku sobie dłoń elfa, jak na skarb tak drogocenny, że aż strach go dotknąć z obawy przed zbezczeszczeniem. Przecież na pewno jej rękawiczka, chociaż wcale nie jakaś bardzo brudna, zostawiłaby jakiś ślad na jego nieskazitelnie gładkiej skórze i kuglarka nigdy by sobie tego nie darowała! Ale z drugiej strony niewstydliwie przyznawała przed sobą samą, że z chęcią by go trochę splugawiła w zaciszu swego wozu. Byłoby to istne bluźnierstwo, owszem, i być może ściągnęłaby tym na siebie gniew boski, lecz.. czyż nie byłoby warto? Chociaż raz, nawet jeśli oznaczałoby to śmierć?

Powoli zaczęła się zbliżać ku niemu, a przy każdym stawianym kroku miała obawy, że nagle się potknie i upadnie mężczyźnie prosto pod nogi. Nie byłoby to najgorsze co się mogło stać, ale wolała utrzymać się na równych nogach. A może on pochwyciłby ją w swe ramiona ratując przed spotkaniem z nierówną ziemią uliczki? To była kusząca myśl.

-Jestem artystką -powiedziała dumnie, bowiem określenie się „kuglarką” nie było według niej dostatecznie godne zainteresowania elfka -Przybyłam do Grauburga na ślub, aby móc pozachwycać jego mieszkańców moimi występami. Może widziałeś mnie tańcząca na placu? Mogę też zatańczyć tylko dla Ciebie.
Nadzieja rozbrzmiewała w ostatnich słowach Eshte oraz lśniła w jej fiołkowych oczach wpatrzonych nieprzerwanie w nieznajomego.

-Artystką ? To bardzo interesujące i bardzo… użyteczne dla mnie.- rzekł zamyślony elf ujmując dłoń Eshte pieszczotliwie i sprawiając, że miłe drżenie wypełniło jej ciało. Jego dotyk był tak pobudzający… co prawda miejsce było nieodpowiednie, a i widok oddalających pokłonach golasów jakoś starał się zepsuć tę chwilę, to jednak kuglarka czuła się jak bohaterka romantycznej ballady.
-Tak… chciałbym żebyś pokazała mi swój talent… zatańcz dla mnie, Eshtelëo.- zdecydował się elf, gestem drugiej dłoni wprawiając powietrze w drżenie i wywołując dźwięki melodii. I dworsko ucałował jej dłoń sprawiając że jej policzki zaczerwieniły się lekko. To było jak piękny sen. Jego zainteresowanie nią samo w sobie rekompensowało brzydotę i zapachy zaułka, rozrzuconą dookoła męską garderobę i grupkę golasów oddalając się z tego miejsca z rozpaczą na obliczach. A jeszcze ten pocałunek pieszczący jej skórę, jak żaden dotąd.

Twarz kuglarki rozpromieniła się w uśmiechu pełnym rozradowania. On.. on chciał ją oglądać? To było więcej niż mogła sobie kiedykolwiek wymarzyć planując swój pobyt w Grauburgu. Może tak się nią zachwyci, że zabierze ją do swego niebiańskiego pałacu, gdzie będą żyć szczęśliwie pośród tańców i jego niezwykłej muzyki?

Ah, gdyby tylko wiedziała co na nią czekało w tej uliczce, to lepiej by się przygotowała na spotkanie z elfem. Uczesałaby swe niesforne kosmyki w jakiś mniejszy artystyczny chaos, ubrałaby się może w którąś ze zdobycznych sukni, aby wyglądać bardziej elegancko i kobieco. Tylko dla niego.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem