Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2015, 16:48   #30
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Z boleścią w sercu pozwoliła swoim palcom wysunąć się z delikatnego uścisku jego dłoni. Bowiem wcale tego nie chciała. Wręcz przeciwnie, pragnęła go cały czas dotykać, szczególnie w tych wszystkich miejscach ukrytych teraz przed jej oczami.

-Oczywiście, zwykle nie występuję w zaułkach.. - wytłumaczyła się cicho, po tym jak rozejrzała się niechętnie po swojej obecnej „scenie”. Za mało miejsca, za brudno, za śmierdząco. Szczęśliwie ta muzyka.. ta słodycz spływająca jak miód na serce i duszę kuglarki zdołała uczynić to miejsce znośniejszym.

Wprawiała biodra w kołysanie, a ręce w płynne poruszanie się w powietrzu niczym dwa zwinne węże. A chociaż niewątpliwie nadal było Eshte daleko do tych wszystkich egzotycznych tancerek i jej ruchy bardziej zadziwiały swą giętkością niż sprowadzały myśli na pokuszenie, to w tym momencie przypominała sobie co widziała wczoraj w namiocie. I nieśmiało niektóre z gestów jasnowłosej czarodziejki próbowała powtarzać.
Ale przede wszystkim popisywała się nienaturalną wręcz umiejętnością wyginania swego ciała, po którym wił się lisek. Opieszale nieco, jak gdyby nie dostrzegał uroku Pierworodnego i wcale nie zamierzał pokazać się jemu z najlepszej strony! Mógł tym zaprzepaścić jej szansę na zabłyśnięcie w oczach elfa! Potrzebowała czegoś widowiskowego.

Poprawiła Skel'kela, aby owinął się ciasno i bezpiecznie wokół jej ręki, po czym zgrabnie zaczęła wirować w piruetach. Rozłożysta spódnica niewątpliwie polepszyłaby efekt mieniąc się tysiącem kolorów, lecz kuglarka miała na sobie tylko krótkie spodenki i miękki gorsecik pozwalające jej przyjmować najbardziej kuriozalne figury. Zatrzymała się, by podrzucić swój kapelusz wysoko ku niemu, a sama zaś pochyliła się mocno do przodu. Wbrew wcześniejszemu obrzydzeniu, aż dotknęła dłońmi podłoża uliczki, przenosząc na nie siłę swego ciała i unosząc nogi w powietrze. Machnęła nimi wdzięcznie zanim przerzuciła je przed siebie, gdzie przez zaledwie krótką chwilę dotykały ziemi w tym samym momencie co dłonie elfki. I potem wyprostowała się, tak po prostu.

Odetchnęła głęboko. Widok tego pełnego piękna i gracji mężczyzny sprawiał, że miała ochotę latać. Nie, że mogła latać. Mogła teraz zrobić wszystko.
W finalnej pozie podniosła jedną nogę wysoko, aż wydawało, że zaraz wyprostuje ją całkiem w kolanie! Nie stało się to jednak, lecz już samo utrzymywanie tak równowagi wymagało nie lada ćwiczeń. Dodatkowo mocno wygięła plecy do tyłu i ręce także odrzuciła, upodabniając się do jakiej dziwacznej figury mogącej zdobić fontannę.






Obserwował ją w skupieniu, chłonął wzrokiem każdy jej ruch, każdy gest. Jakby oceniał jej grację, jej piękno, jej ciało… i w jego oczach wypadała pozytywnie. Bowiem uśmiechał się… trochę władczo, co mogłoby przypominać o pewnym irytującym czarowniku i o wielu napuszonych arystokratach, ale na jego obliczu ten uśmiech wydawał się być urokliwy. Tylko ten Skel’kel zaczął się jeżyć futerko i spinać mięśnie tworząc z ciała sprężynkę. Jakby wręcz czekał na okazję do ataku na Pierworodnego.
A ten wydawał się zadowolony. Jego zadowolenie radowało serce elfki i sprawiało że wizje niebiańskich pałaców i wielkiego łoża, w którym oddawaliby się razem najpiękniejszemu z tańców wydawały się deczko.. bliższe do zrealizowania.

- Jesteś zaiste niezwykła… twoje ruchy są pełne gracji, a twoje ciało i twoja moc dałyby naszym potomkom potęgę godną mych generałów.- rzekł ciepłym tonem głosu, gestem dłoni przywołując ją do siebie.
Sam też zresztą ruszył w jej kierunku, sprawiając że Eshte po raz pierwszy zobaczyła w swoim fajkowym lisku niebezpieczne dzikie zwierzątko. Nawet w wieży, w której go znalazła, nie okazywał takiej agresji. Odsłaniał kiełki i warczał groźnie… jakby próbował ją chronić. Głupiutki Skel’kel, przed czym niby chciał ją chronić?

Dlaczego musiał próbować teraz wszystko zepsuć?! Czy nie mógł otulać grzecznie jej szyi, jak elegancki futrzany szal? Czy nie rozumiał, że oto właśnie ona – Eshtelëa, nie jakaś cycata kurtyzana czy zadbana szlachcianka, a właśnie ona kuglarka dostąpiła zaszczytu zdobycia sobie uwagi tego elfa? Czy naprawdę musiał ją teraz zawstydzać w tych jasnych i pięknych oczach?
Spanikowana, aby przypadkiem mężczyzna nie wziął ją teraz za jaką dzikuskę zadającą się z szalonymi zwierzętami, Eshte pochwyciła Skel'kela za kark i wpakowała do swego kapelusza, aby go ukryć przed elfem, aby może się uspokoił pod jej dłonią.

-Proszę, wybacz to zachowanie mojemu lisowi. Nie wiem co w niego wstąpiło – wymruczała do nadchodzącego elfa, który im bliżej będąc, tym przyprawiał ją o większe zawroty głowy i rozkoszne ciepło rozchodzące się leniwie po jej ciele.
- Nie przejmuj się tym zwierzakiem. To ty jesteś istotna.- Pierworodny podszedł do Eshte, biorąc ją za dłoń i poufale obejmując w pasie. Gestem głowy wyrwał mocą magiczną kapelusz wraz ze zwierzakiem i cisnął w szmaty porzuconych ubrań bandytów. I zaczął tańczyć z nią powolny taniec, tuląc ciało elfki do siebie i uśmiechając się czule. Jego usta były blisko je warg. Spojrzenie złotych niczym denary oczu przeszywało jej ciało i duszę.- Ty jesteś ważna Eshtelëo.
Jego szept wprawiał w drżenie całe jej ciało, jakby jego głos ją pieścił… niczym dłonie kochanka.
-Opowiedz mi więc o sobie, z kim przyjechałaś do miasta, gdzie się zatrzymałaś, gdzie planujesz występować… opowiedz mi wszystko.- mruczał ogrzewając oddechem jej wargi i wirując z nią w szalonym tańcu do nieistniejącej muzyki.

Skel’kel… przestał się liczyć. Zapomniała o jego istnieniu. Jedynie ów boski kochanek, w którego ramionach się roztapiała niemal. Tylko on był w tej chwili całym światem kuglarki.
Teraz to on odbierał jej dech w piersi i sprawiał, że usta odmawiały posłuszeństwa, nie chciały się ułożyć w żadne słowa o konkretnym sensie. Jedynie drżały niespokojnie, gdy te jego idealnie skrojone wargi kusiły swoją niewyobrażalnie bliską obecnością. Wyobraźnia podsuwała jej błogie wizje zasmakowania w nich, wpicia się prosto w to źródło zapewne nieskończonej słodyczy. Tak bez myślenia o tym co będzie później, bo przecież nic więcej się nie liczyło.

-Ja... ja... - nie mogła się skupić na złożeniu w słowa logicznej odpowiedzi. Nie teraz, kiedy nie potrafiła nawet zawiesić spojrzenia na tylko jednym punkcie. Wodziła nim to ku oczom elfka, to znowu zsuwała je na jego usta. Nie mogła się zdecydować co bardziej ją wołało ku sobie. I jeszcze to jego ciało, tak ciepłe, w które wtulała się swym własnym, a mimo to nadal było jej mało i mało.

I znów złapała się na tym, że milczała zbyt długi czas. Jak gdyby jej odebrało mowę, co wszak było jak najbardziej prawdą, lecz nie mogło dobrze o niej świadczyć przed tym mężczyzną. Z trudem przełknęła ślinę i zwilżyła językiem swe spierzchnięte wargi, by w końcu wydusić z siebie cokolwiek -Przyjechałam do miasta z zakonnikami napotkanymi po drodze w pewnej wsi. Białowłosym rycerzykiem, krnąbrnym czarownikiem i krasnoludem chcącym dołączyć w ich szeregi. Pomogłam im, więc obiecali mi swą ochronę aż do Grauburga -mówiła mu wszystko, bo i jakże mogłaby inaczej? Skłamać takiej cudownej istocie, ukrywać coś przed nią? To było niemożliwe i takie oszustwo wręcz złamałoby jej serce – Podróżuję i mieszkam w mym malowanym wozie, z którym teraz rozłożyłam się na tym placu na dzielnicy kupieckiej, gdzie i inni artyści występują. Gdybyś tylko widział jakie tłumy przychodzą mnie oglądać!

- Podróżujesz sama? To wygodne…- usta przybliżyły się. Wargi przylgnęły do jej ust całując zachłannie i drapieżnie. Serce waliło elfce jak młot. Świat zawirował mimo, że stali w miejscu. Pocałunek sprawił, że nogi się pod Eshte ugięły.
-Słyszałem o elfce, która przybyła wraz z wyprawą Zakonu. Samotnie. To ty? Nie masz przyjaciół, znajomych… nikogo kto by mógł zwrócić uwagę na twe zniknięcie?- wypytywał dalej dłonią masując pośladki, a ustami muskając policzek Eshte.- Nikogo, kto by podniósł alarm?

Za takie macanie jej pupy wielu oberwałoby po pysku, ale tym razem Eshte delektowała się każdym muśnięciem jego palców. I przyciśnięta do jego ciała, odczuwała z wielką radością fakt, że niewątpliwie wzbudza w nim pożądanie. Bo czyż to nie cudowne… że ją pragnął? Że ją ze sobą zabierze?
Musiała być teraz najszczęśliwszą elfk.. nie, najszczęśliwszą kobietą na świecie. Całowana, przytulana i pieszczona przez tak zjawiskową istotę, przez najwspanialszego mężczyznę jakiego nosiła na sobie ziemia. Po tych wszystkich nieprzyjemnościach jakich doświadczyła – łotrzykach, zboczeńcach i demonach – to spotkanie było więcej niż ich wynagrodzeniem.

I czyżby.. czyżby on teraz upewniał się, że Eshte nie jest z nikim związana jakimiś niemądrymi przysięgami lub uczuciami? Jakież to było niemądre. Wszak nawet gdyby podróżowała z kimś, to od razu by o nim zapomniała i pozwoliła się porwać elfowi. Już od samego początku była gotowa porzucić swoje dotychczasowe życie na rzecz zniknięcia razem z nim. To było najcudowniejsze co tylko mogła sobie wyśnić.
-Nie sądzę. Już od dawna podróżuję samotnie, bo i dotąd jeszcze nie było nikogo z kim mogłabym dzielić takie życie – odparła szeptem, kiedy dłonie nieśmiało ułożyła na jego torsie otulonym miękkim odzieniem. Zacisnęła nań lekko palce, jak w potrzebnie upewnienia się, że on naprawdę tu jest. Zachichotała pytając z nadzieją w głosie -Czyżbyś chciał mnie porwać?

-Jesteś wspaniałym okazem kobiety, Eshtelëo… wielce użytecznym. I z pewnością słodką kochanką. Tak, myślę, że jak już załatwię swe sprawy w Grauburgu, to zabiorę cię ze sobą. Umilisz mi powrót do domu i będziesz stanowiła rozkoszną pamiątkę z tego nudnego miasta.
- jego usta wielbiły jej szyję pocałunkami pieszcząc jej skórę, tulił pieścił i masował jej ciało niewątpliwie odczuwając narastające pragnienie. Ach… szkoda, że miejsce nie było odpowiednie do miłosnych uniesień. Choć w tej chwili kuglarka w ogóle nie zwracała uwagi na ten fakt…

Za to nagle poczuła jego ukąszenie zębów na skórze swej szyi. Delikatne, acz gdy coś szeptał pod nosem, zapiekło bardziej… Choć nie to ani ból, ani żar, ani przyjemność. Dziwne przeszywające uczucie, które znikło tym szybciej że po chwili jego język lizał jej skórę w tym miejscu łagodząc owo doznanie i rozpalając inne, znacznie przyjemniejsze odczucia.

Kuglarka jęknęła cichutko, z zaskoczenia. Rzeczywiście, było to mało przyjemne uczucie, ale przecież ani myślała winić za nie elfa. Być może właśnie w taki sposób lubił się zabawiać ze swymi kochankami, poprzez sprawianie im tego dziwnego bólu, który wcale nie wprawiał w jakieś wielkie cierpienie. Szczególnie, gdy zaraz potem on wprawiał ciało w drżenie swoimi niezwykłymi pieszczotami. Czy było coś, w czym on nie był po prostu.. idealny? Coś czego nie potrafił? Na pewno nie.
Ah, pozwoliłaby mu się kąsać nie tylko po szyi. Mógłby wgryzać się w jej ciało w miejsca jakie tylko by sobie zapragnął. I nie usłyszałby od Eshte ani jednego słowa sprzeciwu.

-Zapewnię Ci wiele rozrywek. Sztuczek kuglarskich, i tańców, i pokazów z ogniem, i.. - opuściła ciężko powieki i głowę jeszcze odchyliła, aby mężczyzna nie znużył się pieszczeniem tylko jednego skrawka jej skóry. Dodała cicho w westchnieniu -Pójdę za Tobą wszędzie, gdzie tylko zechcesz.
-Jesteś… bardzo przekonująca moja droga artystko.
- mruczał coraz odważniej pieszcząc jej ciało. Jego usta wielbiły jej szyję, jego dloń zacisnęła się na piersi masując ją namiętnie. Nie sprawiał już jej bólu, zamiast tego jedyne co Eshte czuła to przyjemność płynącą z jego dotyku. I satysfakcję odczuwaną za każdym razem, gdy ocierała się podbrzuszem od obszar poniżej pasa. Czuła się wręcz zaszczycona faktem, że mu się tak bardzo… podoba.

-Niestety…- mruczał muskając językiem dekolt stroju kuglarki i dłońmi delektując się miękkością jej piersi oraz sprężystością pośladków. Tak jak ona delektowała się faktem, że jej własny obcisły strój pozwalał tak dobrze czuć jego dotyk na jej ciele. - Niestety Eshtelëo… są sprawy, które muszę załatwić sam. Twoja obecność mogłaby je skomplikować, ale potem wrócę po ciebie. Wszak powiedziałaś mi gdzie się zatrzymałaś i… będziesz na mnie czekać, prawda?

-Oh, oczywiście... -wymamrotała posępnie Eshte, bo przecież nagle przepełnił ją przede wszystkim smutek na myśl, że miała zostać sama. Bez niego, bez tego zachwycającego mężczyzny, który tak niespodziewanie pojawił się w jej życiu i całkiem nim wstrząsnął. Świat będzie taki pusty po jego zniknięciu.
-Oczywiście, że będę czekać! Tak długo jak będzie trzeba, aż przyjdziesz -powiedziała już głośniej, aby go zapewnić co do swych uczuć i pragnień. Ani myślała gdziekolwiek się ruszać z tamtego placu, mimo że pragnęła.. pragnęła już teraz zostań wziętą przez elfa. Gdzieś daleko, w miejsce przeznaczone tylko dla nich dwojga, gdzie mógłby ją już naprawdę wziąć. Jak tylko by chciał.
Spojrzała w te jego oczy jak dwa słońce, rozpalające ją równie mocno co dotyk ust i dłoni na ciele -Bo przyjdziesz, prawda? Obiecujesz?

-Nie opuszczę miasta bez ciebie, poza tym… będę miał ochotę uczcić zakończenie moich planów. Z Tobą będzie przyjemniej.- jego usta pieściły przez chwilę dekolt, jego dłoń masowała piersi, ale już nie obejmował jej tak mocno, powoli odsuwając się od kuglarki. Pokusa zostania tutaj również go trapiła, wlewając nadzieję w serce kuglarki, że o niej nie zapomni, że nie porzuci ją na pustkę samotności bez niego.- Za kilka dni cię odnajdę i posmakuję wszelkich rozkoszy jakie możesz mi ofiarować.

Pocałunkiem w dłoń pożegnał kuglarkę i zaczął się oddalać opuszczając zaułek wraz jej serduszkiem wiernie bijącym swemu ukochanemu, którego imienia wszak… nie znała… głupiutka nie zapytała się wszak o to, gdy miała okazję. I… właściwie… dlaczego… tak go kochała?

Elf już zniknął z pola widzenia i dziwne uczucia miłości i żalu zaczęły ustępować z umysłu Eshte wraz z rozkoszną mgiełką jaką wywoływała u niej sama obecność tego przystojnego elfa. Powoli dochodziło do niej to co się stało i to co robiła. I to co mogło się stać.

Emocje w bardzo plastyczny sposób odbijały się na jej twarzy, że nie sposób było żadnej z nich pomylić z inną.
Najpierw zachwyt, ten nagły i niezrozumiały, lecz jakże rozkosznie błogi, rozwiał się z wolna niczym mgła o poranku. Na jego miejsce wstąpiło zadowolenie przymrużające fiołkowe oczy w jakże kocim odruchu, wyginając usta w niemądrym uśmiechu człowieka będącego pod wpływem słodkich oparów opium. Bądź miłości, jak z dziwnego powodu było w tym przypadku.
To zauroczenie zaś z wolna ustąpiło pod trochę krnąbrnym, trochę chytrym wyrazem, który każdego dnia ozdabiał twarzyczkę Eshte. Tyle, że zamiast jednego ze swych krzywych uśmieszków odsłaniających zęby, zamiast wystawienia języka do pleców oddalającego się mężczyzny, to wstąpił na nią grymas z wolna narastającego zaskoczenia. Oczy rozszerzały się stopniowo ku wielkości dwóch złotników, wargi rozchylały w duże „O” godnej jakiej ryby.
Końcem tej podróży po tym niewielkim fragmencie elfiej mimiki, której zasoby skrywała w sobie jeszcze ogromne, było.. cóż, prawie udekorowanie i tak już brudnej uliczki, swym dzisiejszym śniadaniem. Może i jej grymas nie miał tak spektakularnego efektu, lecz na pewno przywoływał na myśl zepsute jedzenie i wieczór spędzony na wlewaniu w siebie wątpliwej jakości trunków. Teraz, na trzeźwo, samo wspomnienie spotkania jej ust z jego.. jego otworem gębowym sprawiało, że miała ochotę wyrwać sobie język, wymyć go na najostrzejszej tarce, a potem zakopać w najgłębszej dziurze.

Co się właściwie wydarzyło?!
Co on.. co on jej zrobił?! Jaką parszywą magią ją omamił, że pozwoliła mu się tak macać, jak byle uliczna murwa?! I co on takiego mówił? Nie, ważniejsze – na co ona się zgodziła?!
Już po stokroć wolałaby użerać się z łotrzykami, niż dawać się tak okręcać na palcu przez jakiegoś wydelikaconego elfika! Jakąż miał czelność, przecież ona nie dawała się nikomu tak czarować słodkimi słówkami, trzepotaniem rzęs i jakimiś pocałunkami w dłonie. A on.. a on bawił się nią jak jedną z tych lalek, co to uwięzione są na sznurkach, kontrolowane przez swego Pana Marionetek! Cóż to było za straszliwe uczucie, być tak bezwolną i tańczącą według byle ruchu dłoni tego mężczyzny! Powinna była go zwyzywać i kopnąć w pierworodnego klejnoty, a zamiast tego ona.. ona..

Dreszcz przeszył jej ciało, a gorzka żółć niebezpiecznie podniosła się w gardle. Co za obrzydliwość. To spotkanie było chyba nawet gorsze od tego wczorajszego z demonem. Z jednej strony miasto dawało jej tak wiele możliwości i na dniach mogła się już stać najbardziej rozchwytywaną artystką w Grauburgu, lecz.. teraz to tylko chciała się stąd oddalić jak najszybciej, po uprzednim dokładnym wymyciu każdego kawałka swego ciała, który został dotknięty przez elfa. Niech on sobie załatwia te swoje „sprawy”, na zdrowie. Oby jak najdłużej, żeby dać Eshte czas na wyruszenie w dalszą podróż.
Łotrzyków rozumiała. Kurtyzany też. Wszelkie siedliska hazardu, najbardziej wynaturzonej rozpusty i nielegalnego handlu – jak najbardziej. Ale jak ktoś mógł pozwolić, aby COŚ takiego chodziło sobie swobodnie po tych ulicach?! Toż to powinno się zamknąć w jakiejś najciemniejszej jaskini i zablokować wyjście ciężką skałą, aby nigdy nie zdołało wydostać się na zewnątrz! To wprost nie mieściło się jej w głowie!
Gdzie była władza, gdzie było prawo!

Sięgnęła dłonią ku swej szyi, wspominając ten dziwaczny moment, gdy na ciele poczuła coś więcej niż i tak parszywe wargi mężczyzny. Spodziewała się wyczuć pod opuszkami jakąś rankę, jakikolwiek ślad po ukąszeniu. Ale nie, skóra tam pozostawała gładka, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Może to też była jakaś jego sztuczka? Może naprawdę już nie potrafiła rozpoznać co naprawdę miało miejsce, a co tylko działo się w jej głowie?

Być może, ale mimo to jedna myśl zdołała się wyraźnie przebić przez mrowie zmartwień Eshte.
-Skel'kel -mruknęła nieco osowiała, dopiero teraz sobie przypominając o nieszczęsnej roli jaką odegrał jej dzielny obrońca.
-Skel'kel! -powtórzyła w krzyku i rzuciła się ku porozrzucanym szmatom, niedoszłym ubraniom równie niedoszłych łotrzyków chcących ją obrabować -Moje biedactwo, ja przepraszam! Ja nie chciałam, ja.. ja nie byłam sobą!
Tłumaczyła się żarliwie, kiedy przerzucała ponad swoją głową kolejne fragmenty odzienia nie będące już pierwszej świeżości. Ani drugiej, co tu kryć. Nie przejmowała się ani tym, ani ewentualnym zdarciem sobie skóry na kolanach od klęczenia na nierównym podłożu uliczki. Tak jak wcześniej nie widziała świata poza przystojnym.. nie, poza pięknym elfem, tak samo teraz była głucha i ślepa na wszystko naokoło siebie, lecz ze zgoła odmiennego powodu.
Mogła wybaczyć (chociaż nie zamierzała) temu parszywcowi namieszanie w swej głowie, lecz rzucanie jej pieszczoszkiem? Niedopuszczalne! Przecież gdyby liskowi się coś stało z jej winy, z powodu tego, że nie potrafiła się oprzeć nienaturalnemu urokowi elfa, to Eshte nigdy by sobie nie wybaczyła. Dlatego teraz ani myślała o sobie, czy o bezpieczeństwie swego stroju wszak dopiero dzisiejszego poranka poskładanego w całość igłą i nicią.

Pojawienie się kapelusza ukrytego dotąd pod stertą ubrań, elfka przyjęła z okrzykiem radości podobnym zobaczeniu istnego skarbu, skrzyni wypełnionej drogocennościami. Pochwyciła go w dłonie i zerknęła do środka, a to co tam zobaczyła obudziło w niej jeszcze dotkliwsze wyrzuty sumienia. I jeszcze gorętsze pragnienie poderżnięcia Pierworodnemu gardła.
Biedactwo, miedziana kuleczka drżąca jak na największym mrozie. Przerażony popiskiwał cichutko, ale nie sprawiał wrażenia rannego. Może tylko troszkę poturbowanego.

-Przepraszam, Skel'kel.. - wyszeptała kuglarka ze smutkiem wypełniającym jej głos i duszę. Bardzo ostrożnie sięgnęła w głąb kapelusza, aby wyjąć roztrzęsione maleństwo. Tyłkiem opadła na ziemię, plecami wsparła się o ścianę budynku, po czym przytuliła go mocno do siebie. Siedziała tak długo, mrucząc czule do spiczastych uszek w próbach uspokojenia liska, choć i ona sama cały czas drżała niespokojnie. Ze złości na siebie i na elfa. Ze strachu przed tym co ją czeka, jeśli nie zdąży uciec z miasta.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem