Bob Smith
Bob Smith zaraz po obudzeniu się, zrozumiał, że coś jest nie tak. Miejsce, w jakim się znajdował w niczym nie przypominało jego pokoju, w którym zasnął. – A więc śpię – Pomyślał. Ale wszystko wydawało się być takie realne. Jego wszystkie zmysły działały niezawodnie. Zapach gnijącego dywanu, na którym leżał i wilgoć w powietrzu sprawiały, że chciało mu się rzygać, ale niemiał czym. Podniósł się na nogi i o mały włos znowu nie upadł gdyż smród przyprawiał go o zawrót głowy. – Gdzie ja jestem? – Rozejrzał się i stwierdził, że znajduje się w korytarzu jakiegoś starego i bardzo obskurnego hotelu. Z lewej strony okna a z prawej, drzwi. Wszystko pokryte pleśnią, ze ścian zwisają odklejone do połowy tapety w bardzo kiepskim guście. Za najbliższym oknem świeci na różowo jakiś neon z niezrozumiałym napisem. Pozatym reszta widoku z stamtąd spowita jest nienaturalnie gęstą mgłą, a może te szyby są takie brudne. Spojrzawszy w jedną i drugą stronę korytarza odkrył, że giną one w ciemnościach, gdyż z wszystkich lampek paliły się tylko te najbliżej niego. – To może drzwi? – Pomyślał. – Tylko które? Jest ich tak wiele, i jedne koło drugich. Może po prostu powinienem spróbować się obudzić? – W powietrzu unosiło się coś jeszcze – stęchły dym papierosowy…
__________________ Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje. |