Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2015, 15:25   #9
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wieczorny poker był dla Alistaira formą aktywności przed snem. Szansą na pośmianie się w zacnym gronie równolatków, czasami okazją do ponarzekania lub wspominek. Dobrze się czuł z tymi ludźmi i cieszył, że w tych rozszalałych czasach, gdy królowała przeklęta technologia komunikacyjna, ludzie mieli jeszcze ochotę siedzieć ze sobą i rozmawiać.

Piwo, nawet pite w umiarkowanych ilościach, miało jednak negatywny wpływ na jego podstarzały pęcherz i kiedy do stolika dosiedli się nowi, młodzi gracze, Dowson skorzystał z okazji by udać się do miejsca, które przez całe życie zawodowe naprawiał i remontował. Prosta kiedyś czynność oddania moczu przeciągała się w lekko irytującą ceremonię pojękiwań, pluśnięć i zmuszania pęcherza do tego, by słuchał reszty ciała. Kiedyś Alistaira wkurzało to szczanie kropla po kropelce. Teraz już przywykł.

Niemniej jednak do stołu gry nie wrócił. Przebrał się w pidżamę, pooglądał jakiś durny program o zdradzonych żonach w TV i zdegustowany poszedł spać nie zapominając o wieczornej dawce radosnych pigułek.

Wesołe jest życie emeryta. Nie ma co.

* * *

Rano wstał w dobrym humorze. Może to kwestia wieczornego pokerka, a może ciśnienia lub pogody. Alistair nie wiedział. Przywitał się ze zdjęciem żony ustawionym przy łóżku w sypialni. Wstał i poczłapał do łazienki.
W nieco gorszym nastroju, po kilkunastu minutach, wyszedł i zajął się przygotowaniem do wyjścia z domu.

Śniadanie, prawie jak co dzień, zjadł w barze dwie przecznice dalej. Serwowali tam wyśmienite placki i kawę. Poczytał gazetę czekając aż kelnerka wypełni zamówienie, ale nie znalazł w niej nic wartego uwagi. Zjadł i spacerkiem wrócił do domu. Dzisiaj miał w planach przejść się do parku i pokarmić kaczki, potem chciał podjechać do dawnej pracy, zobaczyć jak sobie bez niego radzą Jim i Edgar, dwaj najlepsi kumple, którym do emerytury zostały jeszcze dwa lata. Szczęściarze. Przynajmniej ich życie ma jakiś cel.

* * *

- Dziecko. Ja - Alistair zmieszał się, kiedy sąsiadka wyłuszczyła mu swoją prośbę. - To ... no nie wiem. Nie mam wprawy w opiece nad dziećmi. Szczególnie małymi dziewczynkami. Czy nikt inny nie może? Naprawdę? Lubię pani córeczkę, naprawdę. Ale nie wiem czy sobie poradzę. No wie pani.

- Wade gdzieś wyszedł. Nie mam pomysłu z kim innym mogłabym zostawić.- w jej głosie słychać było desperację.

- Tylko ja zupełnie nie znam się na małych dzieciach - bronił się Dowson rozpaczliwie. - Ile bym musiał jej pilnować?

- Tylko dwie godziny… Przecież nie zostawię mojego skarbu na dłużej.- rzekła zrezygnowanym tonem głosu Mindy.- Postaram się wrócić jak najszybciej.

- No dobra. Dwie godziny, nie ma sprawy. Ale powiedz mi, co takie małe damy robią w wolnym czasie. Dać jej coś do czytania. Nie wiem. No wiesz - zmieszał się wyraźnie.

-Masz jeszcze wideo? Mam kasety VHS z teletubisiami, to powinno ją zająć.- zamyśliła się Mindy przytrzymując lekko pociechę, która najwyraźniej garnęła się do eksploracji nowego terytorium.

- Mam. Niech więc będą te całe teletubole. Tylko czy pomożesz mi włączyć to ustrojstwo. Jakoś rury czy inne śruby nie stanowią dla wyzwania ale ta cała elektronika. Brrr. Nigdy nie miałem jakoś do niej przekonania.

-Dobrze… to jaki masz model?- zapytała nieco niepewnym tonem głosu Mindy. Najwyraźniej i ona nie czuła się pewnie jeśli chodzi elektronikę.

- Czarny. - odpowiedział emeryt z uśmiechem wzruszając ramionami.

- To źle… lepiej sobie radzę z szarymi.- zażartowała Mindy podchodząc do wideo Alistaira.- Uruchamiałeś to kiedyś? Jest to podłączone w ogóle?

- Kiedyś działał. Ostatnio nawet oglądałem na nim film z narodzin syna i wesele kuzynki. wszystko chyba jest jak należy. Wystarczy wrzucić kasetę i tyle.

Wzruszył ramionami ponownie.

- Przynieś te telemisie i zobaczymy.

Mindy pospiesznie pognała do domu pozostawiając Alistaira sam na sam z ciekawską istotą wpatrującą się w niego i ssącą kciuk. Po czym po przyniesieniu kasety zaczęła majstrować przy wideo, by puścić owe telecośtam na telewizorze Alistaira. Po jakimś czasie się udało, choć emeryt niewątpliwie nie był przygotowany na te dziwne różnokolorowe koszmarki tak dalekie od znanych mu tworów Jim Hensona. Dzieci naprawdę lubią takie rzeczy?

- A jakieś jedzenie dla niej czy coś? Co jedzą takie małe dziewczynki?

- Zaraz wszystko przyniosę. I przeciery i resztę.- rzekła Mindy patrząc z zadowoleniem na to jak jej pociechę pochłonęły obrazki z telewizora, po czym szybko znikła pozostawiając Alistera sam na sam z dzieckiem.

Czekał aż wróci z rezerwą obserwując dziecko. na razie musiał oswoić się z myślą, że bawi się w baby-sitter. uśmiechnął się do swoich myśli. On, prosty hydraulik na emeryturze. Wkrótce Mindy wróciła z przygotowanym naręczem różnego rodzaju przedmiotów, w tym pieluch, zabawek, smoczków… Alistair tylko przez chwilę zastanawiał się czemu nie przyszła z tym wszystkim, skoro najwyraźniej miała ot już przygotowane. Doszedł jednak do wniosku, że najpierw chciała go przekonać, a dopiero potem pokazać mu bagno w jakie wdepnął. Podczas gdy jej pociecha śmiała się do kolorowych koszmarków gaworzących na ekranie Mindy szybko i nerwowo wykładała mu sto i dziesięć zasad opieki na dzieckiem w nadziei, że choć z dziesięć z nich spamięta, na czele z najważniejszą. Nigdy nie spuszczać dziecka z oka.

Potem wyszła. Alistair i mała zostali sami.

- Cześć – powiedział, kiedy dziewczynka spuściła wzrok obrazków na ekranie. – Dziadek Alistair będzie musiał się tobą zająć.

Dziewczynka nie odpowiedziała. Patrzyła na niego swoimi wielkimi, ufnymi, sarnimi oczami.


* * *

Nie było tak źle, jak Alistair się spodziewał. Dziewczynka była co prawda strasznie żywym dzieckiem i wszędzie jej byłe pełno, ale też odczuwała chyba pewną obawę co do starszego mężczyzny i zachowywała się nad wyraz grzecznie, jak na takiego berbecia oczywiście.

Najpierw Dowson miał trochę czasu na zaklimatyzowanie się do nowej sytuacji, bo małą pochłonęły bajki. Obserwowała dziwaczne, kolorowe stworki skaczące po zielonej łące i co chwili wskazywała paluszkiem któregoś z powagą mówiąc do Alistaira coś, co brzmiało jak: „mimi”, „bubu” czy podobne zlepki sylab. Na każde szczebiotliwe stwierdzenie małej Alistair odpowiadał poważnym uśmiechem i stwierdzeniem „tak, skarbie”.

Problemy zaczęły się, kiedy bajka znudziła się małej. Z typowym dla dziecka w jej wieku zainteresowaniem zaczęła obchodzić mieszkanie Alistaira interesując się wszystkim na wysokości jej noska. Starszy mężczyzna z trudem nadążał za dziewczynką, która – miał wrażenie – dwoiła się i troiła będąc w kilku miejscach na raz.

W końcu znalazł jednak sposób. Piłeczki. Stare pamiątki po synu, których nie wyrzucił. Piłki do bejsbola. Alistair turlał pił kępo podłodze, a mała ganiała za nią ze śmiechem. Potem, kiedy się zmęczyła, nakarmił ją przecierem zostawionym przez Mindy. Istny Armagedon. Jedzenie było wszędzie, łącznie z włosami małej i Alistaira.

Po jedzeniu znów turlali piłeczkę… Ta zabawa, miał wrażenie, nie była w stanie znudzić się małej. To zadziwiające jak dziecko potrafi zafiksować się na jednej, zdawało się nudnej i powtarzalnej, czynności.

Mindy wróciła, tak jak obiecała. Alistair oddał małą i rzeczy nie zapominając o kasecie z dziwnymi stworkami. Podarował też dziewczynce piłkę, którą bawili się tak dobrze pod nieobecność mamy.

- Masz świetną córkę. Bardzo grzeczną – pochwalił Alistair dziewczynkę odprowadzając obie panie do schodów.

Wrócił do mieszkania, które teraz znów wydawało mu się takie puste i ciche. Włączył telewizor, na jakimś programie z rozmawiającymi ludźmi i zajął się porządkowaniem po wizycie małej. Zaczął od swoich włosów.

Popołudniem wybrał się na obiad i karmienie kaczek w parku. Wizytę w starym zakładzie pracy postanowił przełożyć na inny dzień. Wracając zahaczył o sklep z zabawkami i kupił wielką, przytulaną lalę zamiarem podarowania jej małej córeczce Mindy przy pierwszej sprzyjającej okazji.

W domu zasiadł fotelu i zajął się czytaniem książki. Z tym samym co zawsze, dość miernym, skutkiem. Chyba jednak był za głupi na dzieła filozofów klasycznych. Może powinien przerzucić się na literaturę, która sprawiała mu frajdę za dzieciaka. Albo na Playboye.

Postanowił dać jeszcze jedną szansę tym cholernym filozofom.
 
Armiel jest offline