Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2015, 18:57   #10
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Jeśli Tara dostawałaby pięć dolców za każdym razem, gdy jej kuzynka wpadała w ramiona jakiegoś faceta, byłaby już bogata. Potrafiła zrozumieć wiele: młodość co musi się wyszumieć, chęć czerpania z życia pełnymi garściami i tą specyficzną, szaleńczą pogoń za związkiem idealnym. Docierało do niej, że prócz pracy, ludzie miewają jakieś inne zajęcia, rozrywki, ba! Sama miała ich kilka zaplanowanych na ten wieczór. Przygotowanie wstępnego kosztorysu dla Mansonów, zebranie w kupę ofert i przerobienie ich w zgrabną prezentację. Poza tym chciała porządnie wypocząć przed szalonym tournee, czekającym ją następnego dnia. Kiepski wygląd dało się zamaskować odpowiednim make-upem, ale złego humoru już nie.
-Kolację u ciebie- powtórzyła za Lilly niczym zacięta płyta, wpatrując się w nią uważnie. Zakochała się...po raz kolejny, a zauroczony człowiek dostrzegał tylko to, co dostrzec chciał. Jeśli młodej stałaby się krzywda, zarówno ciotka jak i rodzona matka obdarłyby Tarę żywcem ze skóry. Przed wyrażeniem zgody na cokolwiek, musiała chociaż zobaczyć gościa. Spojrzeć mu w oczy, chwilę porozmawiać. Upewnić się, że nie jest jakimś psychopatą, ćpunem, albo złodziejem - Na którą go zaprosiłaś?

-Na ósmą wieczorem… kolacja przy świecach… wino.. ooo… wino też muszę kupić, czy może został tobie jeszcze jakiś dobry rocznik ?- świergotała niczym wróbelek Lilly zupełnie ignorując ukryte przytyki Tary. Wpadła jak śliwka w kompot… znowu. Przynajmniej wychodziła równie szybko i gładko z kolejnych związków, jak w nie wpadała.

- Z winem bym uważała. Człowiek po alkoholu traci hamulce i może zachowywać się mniej czarująco niż normalnie. - Lantana sięgnęła po kubek z kawą, posyłając blondynce jeden ze swoich czarujących uśmieszków. Ciekawiło ją, czy mała potrafi jeszcze na tyle przytomnie myśleć, by wyłapać aluzję odnośnie jednego z byłych partnerów. Terry, Larry, Gary...kto by ich zliczył i przede wszystkim spamiętał jak się po kolei nazywali?
Zwinięty na jej kolanach pyton otworzył leniwie jedno oko, wystawił rozwidlony jęzor, po czym ponownie zapadł w drzemkę, gwiżdżąc na trudną sytuację rodzinną i cały otaczający go świat. Ubrany był w gustowny, różowy sweter, pokrywający połowę jego długiego ciała. Nazwa “sweter” co prawda średnio pasowała, ale brzmiała o wiele lepiej niż “ocieplacz na węża”. Kobieta pogłaskała trójkątny łeb, uśmiechając się pod nosem. Gadzina robiła się coraz większa. Jeszcze trochę i będzie potrzebowała większego terrarium.

- No… trochę na to liczę… już zbyt długo patrzyłam na to ciasteczko. Czas się poczęstować.- zachichotała Lilly, po czym westchnęła.-Gregory jest prawdziwym dżentelmenem, ale trochę robi się to nudne. Wino mogłoby nieco go rozruszać.

Wbrew sobie Tara parsknęła, kręcąc z politowaniem głową. Miała się zachowywać jak relikt przeszłości, skamielina wykopana z głębi ziemi przez grupę archeologów. Głos rozsądku, niedoceniany w dzisiejszych czasach i powoli odchodzący do lamusa. Hopkins wiedziała jednak, jak przebić się przez jej maskę opanowania.

- Czyli nie chcesz się mnie pozbyć na sam wieczór, tylko całą noc. Lilly...mówiłam ci przecież, że jestem w trakcie bardzo ważnego zlecenia. Jutro mam drugie spotkanie z klientami i masę pracy przed nim. Przygotowanie wszystkiego poza domem...odpada. Nie mogę tego zawalić - tłumaczyła spokojnie, nie spuszczając oka z rozmówcy - Czy ta kolacja koniecznie musi się odbyć dzisiaj?

-Taaaraaa… to może być ten jedyny.- odpowiedziała smutno Lilly wyginając usta w podkówkę.- Może...wiesz… spróbujemy jakoś załatwić ci inne lokum? J.C. wieczorami pracuje w rozgłośni. Może byś dogadała się z nią, albo coś innego byśmy wymyśliły? Taki facet trafia się raz w życiu.
Co prawda Lilly trafiał się zwykle raz na kwartał w różnej odmianie, ale kuzynka ten detal jakoś wypierała ze swej pamięci.

-Umówmy się w ten sposób - Tara upiła łyk kawy, zmieniając ton głosu na taki, którego używała zazwyczaj do rozmów z podwykonawcami i resztą petentów, próbujących wcisnąć jej zamiast obiecanego towaru jakiś kit lub tandetę - Powiedz Gregoremu, że kuchenka się zepsuła, albo mamy awarię kanalizacji w bloku. To nie jest penthouse, podobne wypadki zdarzają się często. Ewentualnie zwal winę na mnie - mogłam zjeść nie to co potrzeba i się rozchorować. Z tego co mówisz jest mądrym facetem, będzie kojarzył czym jest nietolerancja glukozy. Jeśli nie...wytłumacz mu, że uwieszony na muszli klozetowej członek rodziny nie sprzyja aurze romantyzmu i intymności. W ramach rekompensaty zaproś go do restauracji, a ja ogarnę co mam do ogarnięcia i po niedzieli zniknę na dzień-dwa, zostawiając ci klucze do mieszkania, pełną lodówkę... nawet załatwię klimatyczną dekorację na stół: świece, kwiaty i zastawę. Zrobisz obiecaną kolację, albo ugadamy catering. - ponownie sięgnęła po kawę, obserwując uważnie młodą znad krawędzi kubka.

- Ale ale….- ta argumentacja załamała Lilly. Wizja romantycznej randki doprawionej szczyptą pikanterii rozwiewała się przed jej oczami, co sprawiało że zbierało się jej na płacz. Nie tak sobie wyobrażała ten wieczór.

- Ale i tak kolacja z noclegiem ci nie ucieknie - Tara kontynuowała łagodnie, przywołując na twarz uśmiech. - Do tego zamiast kilku godzin będziecie mieć dla siebie całą dobę. Brzmi rozsądniej, mam rację? Idź dziś z nim do restauracji, a w przyszły weekend zaproś do nas. Jeden tydzień...to nie tak długo wobec prawdziwej miłości, prawda? - zakończyła, skutecznie ukrywając całe morze sarkazmu, które się w niej przelewało. Może utrzymałaby faceta u swego boku dłużej, jeśli poznałaby jego charakter przed wyskoczeniem z majtek..a nie potem.

- Pogadam z nim…- rzekła tak jakoś bez entuzjazmu w głosie.-Ale wtedy pewnie wrócę wcześnie. Robimy babski wieczór?

-Jakoś wygospodaruję czas, żeby obejrzeć z tobą te dwa filmy - odpowiedziała patrząc na młodą z bólem w sercu. Nie znosiła podcinać jej skrzydeł, ale termin wybrała sobie fatalny i nie do przeskoczenia. Naraz kobieta drgnęła - A nie możesz zaprosić Gregorego mimo mojej obecności? Jeśli obiecasz, że hałas nie przekroczy dozwolonej ilości decybeli, to zamknę się w pokoju i nie będę wam przeszkadzać. Mieszkanie jest dość duże, ja i tak pracuję ze słuchawkami na uszach...a jeśli Gregory okaże się maniakalnym mordercą, to poszczuję go Kwadratem - mrugnęła, spoglądając w dół na śpiącego węża.

-Jeśli ci to nie przeszkadza… wiesz że ściany są…- wskazała ręką na sufit i przypomniała jej tym, że Tara wielokrotnie słyszała kłótnie sąsiadów nad sobą. I ich godzenie… mimo skrzypiącego ich łóżka dobrze słyszała ich jęki. Byli głośni i w kłóceniu się ze sobą i w godzeniu.

- Nie przeszkadza - zapewniła - I tak pewnie położę się spać dopiero koło drugiej.

- Dzięki, będę miała u ciebie dług.- kuzynka rzuciła się na Tarę i tuląc cmoknęła w policzek dodając entuzjastycznie.-A teraz idziemy do mojej szafy, musisz mi pomóc wybrać coś od czego opadły by mu spodnie na sam widok. I podniosło coś innego.

Pozytywny nastrój młodej udzielił się również Tarze. Przynajmniej zobaczy tego całego don Juana na własne oczy, chwilę z nim porozmawia. Może naprawdę był miłym gościem? Ludziom trzeba dać szansę.
-Niech będzie, tylko daj mi dopić kawę...

Co prawda Lilly pokiwała swoją blond główką na zgodę, lecz po minucie już ciągnęła Tarę do swojego pokoju, trajkocząc przy tym pełnym ekscytacji i podniecenia głosem. Kolejne trzy godziny zleciały im na wyciągnięciu i przymierzeniu wszystkich kiecek, jakie znajdowały się w ich domu. Na warsztat poszły nawet ubrania Lantanty, z powieszonych w karnym rządku kreacji zmieniając się w wielką górę różnokolorowego materiału, rzuconą na środek pokoju. Kobieta patrzyła na to ze zgrozą, nie komentowała jednak, godząc się z losem zarówno swoim, jak i uporządkowanej do tej pory garderoby. Cierpliwie podawała i doradzała, aż finalnie znalazły “tą jedną” - ciemnoczerwoną, koktajlową sukienkę z półokrągłą, odcinaną pod biustem górą i diagonalnie wszytymi dla ozdoby suwakami u dołu.
Zadowolona z efektu Lilly wyściskała starszą kuzynkę i szczebiocząc wesoło wyleciała z domu, krzycząc w progu coś o fryzjerze i makijażu.

Tara wreszcie została sama, a cisza która nagle zapanowała na polu bitwy uradowała ją niezmiernie. Czuła się zmęczona, choć dopiero zbliżał się wieczór. Posprzątała pospiesznie bałagan i założywszy mało wyjściowy dres, stoczyła się po schodach do jaskini hazardu , jak nazywała przerobione na blokową świetlicę mieszkanie. Pograła chwilę z dozorcą w karty, ściągnęła J.C. na kawę do siebie.
Potrzebowała oczyścić myśli przed pechową kolacją. Trochę zazdrościła młodej umiejętności, czasu i zacięcia w wyszukiwaniu korowodu facetów.

Po tym zleceniu naprawdę przystopuję z robotą - mruknęła ponuro, zakładając na grzbiet przygotowaną dla siebie małą czarną. Pierwsze wrażenie było najważniejsze, nie chciała narobić Lilly wstydu, paradując przed jej potencjalnym przyszłym chłopakiem w mało wyjściowym opakowaniu. - Wrócę do hobby, weekendy poświęcę na relaks i odpoczynek…

Dałaby obciąć sobie rękę, że zwinięty na łóżku wąż uśmiechnął się ironicznie.

- I ty, Brutusie…


***


Opis jaki zaprezentowała Lilly pasował do mężczyzny, któremu Tara otworzyła drzwi. Ot, typowy menedżer i… playboy.


Wysoki, przystojny i specjalnie nieogolony, by podkreślić iż nie jest milutkim chłoptasiem, tylko miejskim drapieżnikiem. Szarmancko ucałował Tarę w dłoń, co mogłoby doprowadzić każdą feministkę do gorączki… choć nie z powodu przekonań.
-Ty musisz być ta wspaniała kuzynka Tara. Lilly mi tyle o tobie opowiadała.- zaczął mówić. I na pewno nie kadził jej. Hopkins pewnie powiedziała jemu wszystko o swej współlokatorce.

Tara nie miała pojęcia skąd młoda wytrzasnęła podobną zdobycz, ale wiedziała już dlaczego tak mocno wierciła dziurę w brzuchu i panikowała przy szafie. Rzadko się zdarzało, by ich mieszkanie odwiedził wolny samiec...do tego 10/10 i chyba dobrze sytuowany, sądząc po jakości garnituru. Kobieta musiała przygryźć wnętrze policzka, żeby przypomnieć sobie czyim gościem jest ów przystojniak.
- Miło cię poznać, Gregory- odpowiedziała, spoglądając mu prosto w oczy - Mam nadzieję, że nie wypaplała niczego kompromitującego.

-Ależ skąd. Nie wiedziałem czy przynieść kwiaty czy wino. Przyniosłem oba.- wyjaśnił jedną ręką podając bukiet kwiatów, a drugą sięgając w bok. Tuż przy drzwiach postawił bowiem ciemne czerwone wino. Był grzeczniutki. Nic dziwnego, że Lilly chciała go nieco rozruszać.

-Rozbieraj się i wchodź śmiało - uśmiechnęła się, wskazując brodą wnętrze mieszkania - Napijesz się czegoś, nim Lilly skończy przygotowania? Kawa, herbata...coś mocniejszego?

-Zdam się na twoją propozycję. Szczerze powiedziawszy… nie spodziewałem się, że tak ładną kuzynkę ma Lilly. W ogóle nie spodziewałem się spotkać jej kuzynki.Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotu?- zapytał ostrożnie, możliwe że domyślał się iż ten wieczór mógł obfitować w atrakcje.

- Specjalnie zgoliłam brodę i schowałam do szafy miotłę wraz z innymi wiedźmowatymi akcesoriami, żeby młodej wstydu młodej nie narobić. Nie przejmuj się, jeśli znajdziesz gdzieś oko traszki, albo skrzydło nietoperza. Zazwyczaj nie gryzą - ze śmiechem ujęła faceta pod ramię i poprowadziła do salonu - Nie jesteś problemem, spokojnie.

- Żeby wszystkie wiedźmy były tak ładne jak ty to by nie miały tak paskudnej opinii. A co do napitku, to co zaproponujesz?- zapytał Gregory całkowicie oddając się w ręce Tary.

-Uważaj, bo naprawdę wylądujesz w kotle i co wtedy? Szkoda by trochę było- odcięła się z rozbrajającym uśmiechem, sadzając gościa na kanapie. - Wolisz szkocką, bourbona...a może tequilę?

-Bourbona z lodem jeśli można… przy takim uśmiechu, nawet kocioł brzmi zachęcająco.- komplementował Gregory. Trzeba było przyznać, że umiał zarzucić haczyk z przynętą.

-Poczekaj więc chwilę- Tara w trybie pilnym przeszła do kuchni. Będąc za bezpieczną zasłoną ściany, oparła się o nią plecami i zamknęła oczy, próbując uspokoić rozbiegane myśli. Zbyt dawno nie miała nikogo w swoim życiu i najzwyczajniej w świecie dostała kociokwiku, na widok samca, a ten skurczybyk jeszcze to wykorzystywał. Swoją drogą dobry był z niego numerant.
-Wdech, wydech, pełna kontrola - - upomniała się, otwierając oczy. Byłaby ostatnią mendą i świnią, gdyby próbowała wyrwać kuzynce faceta...do tego na ich randce. Wszystkie lustra musiałaby rozbić, jako ze na gębą swą po podobnym numerze nie mogłaby spojrzeć. Wyciągnęła z zamrażarki woreczek z lodem, z szafki szklankę wraz z butelką i spreparowawszy drinka wróciła do gościa.
Młoda mogłaby się pospieszyć...co ona robiła w tej łazience, na miłość boską?

To zdecydowanie trwało zbyt długo, czyżby coś się stało w łazience? Bo przecież nie mogła tam utknąć tam. Tara sama była kobietą i wiedziała że Lilly przeciąga strunę z przygotowaniami. Na szczęście Gregory cierpliwie czekał na drinka dając Tarze azyl od swej obecności. Sytuacja mogłaby się kiepsko potoczyć, gdyby Gregory podążył za nią.
-Dziękuję… sama się nie napijesz?- zapytał z ciepłym uśmiechem Gregory kosztując napitku.-Dobry rocznik.

- Wiedźmy nie piją tego, co same przygotują. Testują to na nieświadomych niczego śmiertelnikach. Cieszę się, ze smakuje. Pij spokojnie, ja sprawdzę co z Lilly. Może sukienka się nie dopina...albo coś - popatrzyła przepraszająco na Gregorego - Zajmiesz się sobą jeszcze przez minutę-dwie?

-Będę pamiętał, żeby sam przygotować… jeśli przyjdzie mi ugościć wiedźmę tak uroczą jak ty.- odparł żartobliwie Gregory po czym skinął głową dodając.-Jasne… jestem dużym chłopcem. Nic mi się chyba nie stanie tutaj przez te kilka minut.

-Czy dużym nie wiem. Nie sprawdzałam - palnęła, nim zdążyła pomyśleć i momentalnie zrobiła się czerwona. Obróciła się więc na pięcie i podreptała pod łazienkę. Policzki piekły jak jasna cholera.
-Młoda, wszystko w porządku? - zapukała w drzwi trochę zbyt natarczywie. Po tym całym cyrku znajdzie sobie własne życie prywatne. Tym razem bez wymówek.

- Ja chyba stąd nie wyjdę… moja piękna fryzura.. ona się rozsypała. Wyglądam jak szczotka.- zaczęła się żalić przez drzwi Lilly. A więc taki był problem. Misterna konstrukcja z którą przyszła od fryzjera oklapła. A przecież nie było sensu ryzykować z nową fryzurą przed taką randką.

Tara zacisnęła szczęki, odliczyła powoli do dziesięciu i wypuściła powietrze przez zęby. Oto nadszedł moment, w którym przyszło jej pożałować zgody na urządzenie w domu całej tej szopki. Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie jej kuzynką została największa pierdoła po tej stronie oceanu?
-A mogłam teraz spokojnie i bez stresu robić kosztorys dla Mansonów - mruknęła pod nosem i dodała głośniej - Podtapiruj górę i utrwal lakierem. Tym czarnym, jest najmocniejszy. Parę godzin wytrzyma, a potem to jak wyglądają twoje włosy nie będzie miało większego znaczenia. I nie panikuj. Poradzisz sobie?

-Eeee.. tak.. zagadasz go jeszcze z pięć minutek?- zapytała ostrożnie Lilly wiedząc, że już i tak zaciągnęła spory dług u kuzynki.

A mam wybór?- jęknęła w duchu, waląc głową w ścianę. Ruski cyrk...po prostu ruski cyrk. Na głos odpowiedziała -Jasne młoda. Nie spiesz się.

-Dzięki. Odwdzięczę ci się jakoś.- odparła cicho Lilly.

-Wystawię fakturę - słowom towarzyszyło zrezygnowane prychnięcie.
Do salonu wróciła z profesjonalnym uśmiechem i cichą nadzieją, że wszystko się zaraz skończy. Nadzieja jest matką głupich, ale każda matka kocha swoje dzieci. Znając młodą fryzura stanowiła preludium apokalipsy, mającej rozegrać się w najbliższych godzinach.

-Wszystko w porządku?- zapytał Gregory zaskoczony pojawieniem się Tary samej. Uprzyjemnił sobie czekanie wypiciem połowy drinka.

-Tak, nie przejmuj się. Lilly za parę minut przyjdzie - usiadła na tej samej kanapie, tyle że po drugiej stronie - O ile niczego nie podpali, nie wysadzi w powietrze...nie połamie, ani nie potnie. Siebie na przykład.

Mężczyzna był trochę zdziwiony zachowaniem Tary,-Chyba cię nie uraziłem moim zachowaniem. Lilly wspominała, że jesteś bardzo opiekuńczą osobą. Zapewniam cię, że ja nie zamierzam jej zrobić krzywdy. To taki aniołek.
Widać że jeszcze dobrze jej nie znał.

Lantana drgnęła, unosząc pytająco lewą brew. Po chwili dołączyła do niej druga, a twarz rozjaśniło zrozumienie. Facet rzeczywiście połknął kij. Ostrożnością dorównywał saperowi, a ona zapomniała o manierach - karygodne. Z przepraszającą miną przetransportowała tyłek bliżej niego.
-To nie tak. Wybacz Gregory - powiedziała szybko - Przez swoje poczucie humoru wyląduję kiedyś na stosie...ale cieszę z zapewnień. Musiałbyś się bardzo postarać, żeby mnie urazić. Wyluzuj. Nie wiem co ci naopowiadała młoda, ale nie gryzę. Serio...chyba że to środa, w środy pluję kwasem.

- Wspomniała że ma starszą acz ładną kuzynkę, która się nią opiekuje. Że mieszkacie razem i że jest bardzo z niej dumna.- stwierdził z uśmiechem mężczyzna nieco się odprężając.-Skłamała jeśli chodzi o wiek. Wyglądasz jak jej równolatka. Gdy usłyszałem… słowo “starsza kuzynka”, oczami wyobraźni widziałem czterdziestoletnią bizneswoman. Teraz opowieści o tym, jak wiele robicie razem… budzą nieco inne skojarzenia. Wybacz... bourbon zaczął przeze mnie przemawiać.- zaśmiał się nieco niezręcznie próbując zamaskować tą wpadkę.

-Taaak...a jakie to skojarzenia zamiast dziergania na drutach połączonego z wspólnym sączeniem herbaty masz teraz? - parsknęła, szczerząc bezczelnie zęby. Alkohol zaczynał działać i dobrze. Miała w głowie kilka doraźnych pomysłów jak rozruszać tego drewniaka...ale żaden z nich nie spodobałby się Lilly. Musiała ograniczyć się do gadki i donoszenia drinków.

-Wiesz… eeemm… takie tam męskie fantazje. - zaśmiał się wesoło Gregory na którego alkohol i obecność Tary działały rozluźniająco. I nie przeszkadzało mu już schodzenie na swobodne tony. Choć trzeba mu było przyznać… ręce trzymał przy sobie i skończywszy drinka dodał.- To teraz moja kolej na drinki?

-Męskie fantazje powiadasz - Kobieta kiwnęła głową - Z chęcią o nich posłucham...w kuchni, patrząc jak rozlewasz nową kolejkę.

-Nie wiem… czy to dobry pomysł. Zresztą bądźmy szczerzy, pewnie słyszałaś o takim pomysłach nie raz. Nie jestem chyba jedynym facetem który fantazjuje na temat ładnej kobiety, ani też za bardzo oryginalnym w twych fantazjach.- najwyraźniej Gregory starał się wymigać od opowiadania takich historyjek.-To w końcu są tylko fantazje, które zostają tylko w naszych głowach.
Ruszył do kuchni, by spełnić prośbę Tary jeśli chodzi o drinki.-Zresztą zapewne ty też masz jakieś, prawda?

- Słyszałam...ale co z tego? - Kobieta zaśmiała się szczerze - One nie należały do ciebie. Każda osoba ma swój prywatny, unikalny tok rozumowania. Wiesz Gregory, człowiek uczy się przez całe życie. Nie ma dnia, by nie dowiadywał się czegoś nowego, a pogłębianie wiedzy kształtuje charakter oraz światopogląd. Postęp jest dobry, o wiele lepszy niż marazm i zastój, cofające nas do epoki ciemnoty, gdzie każdy sądził że to ziemia jest epicentrum kosmosu. Trzeba więc korzystać z każdej okazji na poszerzenie horyzontów. - nawijała beztrosko, pokazując gościowi gdzie ma szukać poszczególnych składników. - I jasne, że różne rzeczy chodzą mi po głowie. Cogito ergo sum

- Z sumy dwóch ładnych kuzynek wychodzą w męskiej wyobraźni, nagie sytuacje pod prysznicem.- mruknął trochę cicho Gregory mieszając sobie trunek.- Jeśli wiesz co mam na myśli. A na co ty masz ochotę?

- Wiesz, nie raz się z młodą razem kąpałyśmy gdy wymieniali rury w bloku i woda leciała z kranu tylko przez godzinę dziennie. Mogłyśmy albo się pozabijać, albo współpracować. Rzeczywistość jest daleka od wyobrażeń, uwierz mi.- skrzywiła się, przypominając sobie spartańskie warunki w jakich musiały egzystować przez bity miesiąc - A jeśli chodzi o twoje pytanie - ciekawi mnie czy równie zręcznie jak robić drinki, potrafisz inne rzeczy. - zakończyła wzruszając ramionami, a w jej głowie zalęgła się pewność, że na sto procent wyląduje w piekle.

-Oczywiście… zdaję sobie sprawę, że to co jest męską fantazją nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Niby każdy marzy o blondynkach bliźniaczkach w łóżku… ale fantazja sobie, a realia takiej sytuacji nie przypominałaby tego co puszczają na kanale Playboy’a.- zaśmiał się Gregory smakując swojego drinka.-Nie powiedziałaś co chcesz do picia, ani o jakie rzeczy ci chodzi?

- Robić masaż na przykład - Lantana przeszła przez pokój i podskakując lekko usiadła na kuchennym blacie. Chciała mieć pełen widok na poczynania gościa. Śledziła każdy jego ruch, upewniając się że prócz standardowego składu napój nie będzie zawierał żadnych dosypanych ukradkiem substancji. Może i rozmowa przebiegała w dość przyjemnej atmosferze, ale o tym co przystojniakowi siedziało pod kopułą wiedział tylko on. Od dmuchania na zimne nikt jeszcze się nie sparzył. - W wyborze drinka zdaję się na ciebie. Tylko nie przesadzaj z cyjankiem i arszenikiem, jestem na diecie.

- Masaż? Nie wiem… Nigdy nie byłem masażystą, medycyna natura...aaaa… mówisz o masażu ramion, czy… bardziej… ogólnym.- zamyślił się Gregory robiąc dość prostego drinka Tarze.-Myślę, że radzę sobie z masowaniem. Jakoś nie miałem z tego powodu kłopotów.

Ruda miała już absolutną pewność, że Lilly ją zamorduje, ale w takiej chwili nie mogła położyć po sobie uszu i uciec z podkulonym ogonem. Po prostu nie mogła -godziłoby to w jej dobre samopoczucie.
- Chodziło mi o barki - mruknęła, wyciągając rękę po szklankę - Ostatnio łupie mnie w karku. Ach, ta starość.

-Acha barki… No to odwróć się?- zasugerował w końcu Gregory przyglądając się Tarze i jej szyi.
Nasłuchując, czy drzwi od łazienki nie wydadzą z siebie charakterystycznego chrobotu otwieranego zamka, kobieta stanęła na podłodze, plecami do Gregorego - Zaczynaj waść. Zobaczymy, czy to czcze przechwałki, czy rzeczywiście nie masz na co narzekać.

Miał silne dłonie i zaczął nieporadnie… delikatnie dotykał nie bardzo wiedząc jak zacząć. Chyba nie był tak dobry… Kolejne ruchy palców jednak przynosiły ukojenie. Gregory poczynał sobie coraz pewniej, może nawet zbyt pewnie pieszczotliwie wodząc i po barkach i po podstawie szyi i po samej szyi Tary.
-Ładnie pachniesz, to perfumy czy szampon?- zapytał wesoło… ale szeptem do jej ucha. Sytuacja więc robiła się trochę… intymna. Stał za blisko, jego silne dłonie masowały jej barki coraz bardziej stanowczymi ruchami rozmasowując zmęczenie i podsuwając nieodpowiednie skojarzenia z grą wstępną.

- Nie jest najgorzej - przyznała, przymykając oczy. Wydawało się jej, czy nagle temperatura w kuchni wzrosła o kilkanaście stopni? Gość miał talent w dłoniach...albo najzwyczajniej problem leżał w niej samej. Nie pamiętała kiedy ostatni raz była w podobnej sytuacji, a złośliwa podświadomość podsuwała usłużnie coraz to pikantniejsze obrazy. Przesycony bourbonem oddech łaskotał odsłoniętą szyję i policzek, przyprawiając serce o stan przedzawałowy. Skupiała resztę woli, by nie rozpłynąć się na podłodze, lecz rejestrować co dzieje się w najbliższej okolicy.
-Pakiet mieszany - westchnęła, gdy zręczne palce natrafiły na napięty mięsień i stanowczo go ucisnęły.

-Czy przeszedłem już test?- zapytał zaciekawiony, po czym zatrzymał na chwilę moment.-Nie wiem czy rozmasowałem już wszystko, ale zwykle… potem posuwam się niżej z masażem. Nie jestem zawodowcem jeśli chodzi przynoszenie ulgi mięśniom.

-A co, zmęczyłeś się? - rzuciła zaczepnie - Jeszcze nie zdecydowałam. Możesz kontynuować, pozwalam.

Dłonie Gregory’ego bezczelnie zsunęły się z barków na piersi Tary, na moment jednak tylko. Chwilę zaczepnie krążyły po jej biuście po czym wróciły na barki. A adrenalina w żyłach Tary podskoczyła gwałtownie…. sytuacja robiła się dwuznaczna.Trudno było stwierdzić, czy już podrywała chłopaka Lilly, czy jeszcze była niewinność w tych żartach. Skrzypienia nie dosłyszała jednak, zamiast tego ciche przeklinanie. Młoda pewnie nie radziła sobie z tapirowaniem sama tak dobrze jakby chciała. A niewątpliwie chciała olśnić Gregory’ego, który posłusznie wrócił do roli niewolnika rudej.

-A drink smakuje madame?- zapytał żartobliwie.

- Mhmmmm - wymruczała. Jeszcze tylko chwila...krótka chwila i wróci do szarej codzienności tabelek, papierzysk, oraz marudzących klientów. Wciąż tego samego rytuału i pustki, wypełnionej natłokiem pracy. Przecież obiecała młodej, że zajmie się gościem, rozrusza go...tylko nie zauważyła momentu w którym to on przejął kontrolę, a może nie chciała zauważyć?
-Wrócimy do salonu? - westchnęła ciężko, otwierając oczy z prawie fizycznym bólem.

-Nie powiedziałaś, jak mi poszło z masażem.- nadal szeptał jej do ucha, nadal masował jej ramiona.

- Całkiem nieźle- jęknęła -Jeśli nie przestaniesz, to zaraz wyciągnę cię z tego opakowania...a to by było niewłaściwe.

- Ehmmm… to… ciekawy pomysł. Ale zostawmy moje fantazje na boku.- zaśmiał się wesoło Gregory biorąc jej słowa za żart.-Chyba że to jakiś kolejny test?
Na szczęście odsunął dłonie od Tary.-Przyznaję, że niewątpliwie jesteś… pokusą kuzynko Taro i naprawdę ciężko trzymać ręce przy sobie w twej obecności. To był pomysł Lilly z tym testem na wierność? Udany… naprawdę z trudem ci się opieram.

- Test? Nieee, to żaden test tylko zwykły OZN - przeleciało kobiecie przez myśl, gdy poprawiała bluzkę. Dopiero po chwili zorientowała się, że powiedziała to na głos. Odchrząknęła, maskując zmieszanie solidnym łykiem alkoholu.

-OZN?.. nie rozumiem.-zapytał zaskoczony Gregory przyglądając się działaniom Tary.- Wybacz ten chłopięcy wybryk… jakoś nie mogłem się powstrzymać.

- Nie ma czego wybaczać, było miło. Dzięki...może to kiedyś powtórzymy - machnęła ręką, jakby chcąc dać wyraźny znak, że nic niezwykłego, czy gorszącego się nie stało. Przez chwilę biła się z myślami, po czym obróciła się na pięcie i stając oko w oko z mężczyzną wyjaśniła znaczenie skrótu -Ostry Zespół Niedorżnięcia.

-Acha… acz trudno mi w to uwierzyć.- stwierdził z uśmiechem Gregory.-Nie wyglądasz na taką, która miałaby problem z zaciągnięciem faceta do łóżka. No cóż… wiem, że kobiety są bardziej skomplikowane. Uczucia się liczą i te sprawy. Znam wielu facetów, dla których wystarcza ładny wygląd. Ja oczywiście taki nie jestem.
Zaprzeczał, ale niezbyt żarliwie. Może nie był z Lilly tylko dla łóżka, ale na pewno miewał samcze momenty… w swej głowie przynajmniej.

-Są cuda na tym świecie, które się filozofomm nie śniły - odpowiedziała wymijająco, pochylając ciało delikatnie do przodu - Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.

- To już torturowanie z premedytacją.- oczy mężczyzny przykuł wyraźniejszy obecnie dekolt Tary i nawet nie próbował tego ukrywać. Skrzypnięcie drzwi świadczyło o tym, że Lilly wyszła już z łazienki.

-Co poradzisz? - przygryzła wargę, robiąc krok do tyłu -Wiedźmy już tak mają…
- Znaczy... ładny biust?-odparł żartem Gregory i ruszył do pokoju gościnnego od czasu do czasu zerkając na Tarę, czy podąży za nim. W końcu dość dużo czasu spędzili w kuchni. Tara znała mieszkanie na tyle dobrze, by zorientować się po odgłosach kroków, że młoda udała się do swego pokoju, by doszlifować urodę.

- Może...kto wie? Nie potrafię ocenić go obiektywnie. - Tara dopiła drinka, pustą szklankę odstawiając na szafkę. Obiecała sobie, że gdy to wszystko się skończy, dokona na młodej aktu przemocy fizycznej. Jeszcze nie wiedziała jakiego, będzie myśleć na bieżąco...łamiąc Lilly kołem, ćwiartując, albo przypalając rozpalonym żelazem. Na razie jednak poprowadziła gościa na powrót do salonu, usadziła na kanapie i rzucając zdawkowe “poczekaj chwilę” ulotniła się do siebie. Ten wieczór nie należał do niej...znowu.
Była wolna wreszcie. Kilka chwil po zamknięciu drzwi usłyszała wesoły szczebiot blondyneczki przepraszającej, że ta długo musiał czekać, oraz jego odpowiedzi, że nic nie szkodzi, że warto było. Teraz mogła skupić się na swym zleceniu, na kosztorysach i na całej swej robocie. Tylko czy po tej całej rozmowie pełnej lekkiego napięcia była w stanie się na tym skupić?
W uszach wciąż słyszała głośny szum krwi, tętno rozsadzało żyły od środka...w takim stanie ciężko było się jej skupić na czymkolwiek, prócz wspomnień sunących po ciele dłoni.
-Zamorduję cię Lilly - obiecała czterem ścianom i z cichym westchnieniem zamknęła drzwi na klucz. Szybkim krokiem przemierzyła pokój i zasłoniwszy okno, ze złością ściągnęła z siebie sukienkę. Ciuch wylądował na podłodze smętną czernią jedwabiu szpecąc idealnie biały dywan. Kobieta położyła się na łóżku, sięgając dłonią między uda i pięć minut później byłą gotowa do pracy. Kosztorysy wymagały pełnej sprawności umysłowej.
Po tym zleceniu NAPRAWDĘ załatwię sobie życie osobiste - pomyślała po raz kolejny tego dnia....i nie ostatni.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-03-2015 o 20:01.
Zombianna jest offline