Greg jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie. Na szczęście nauszniki zagłuszały ją na tyle, by nie drażniły go aż tak bardzo:
- Widać jestem pierwszym gościem. Nie przychodzę na imprezę z pustymi rękoma. Częstuj się, są smaczne i słodkie– po czym Johann wziął jedną do ust i zaczął powoli podgryzać. Gestem oddalił kobietę
-Nieźle się tu urządziłeś.
Anthony skierował swoje spojrzenie na dwójkę Malkavianów, ten klan zawsze go fascynował. Szaleńcy, a jednak jedni z najlepiej znanych członków Camarilli.
- Witaj Johannie, wielce się cieszę, że zdecydowałeś się przyjąć moje zaproszenie i dziękuje, włożyłem w to miejsce wiele pracy - powiedział Anthony lekko skinąwszy głową na przywitanie starszemu. Potomka za to całkowicie zignorował, jako żółtodziób był zaledwie własnością swego ojca, więc witanie się z nim miało podobny sens jak witanie się z jego butem.
- Jak tam Anthony ? Co słychać w mrokach ? - w głosie Johanna nie było czuć czy mówi na poważnie czy dla jaj
- Planujesz w najbliższej przyszłości przyuczać kogoś w swojej cienistej sztuce ? Może jakiegoś nowego potomka ? Wziąłbyś mnie na ucznia ? - Wszystko jest w jak najlepszym porządku - odpowiedział spokojnie Anthony -
I tak mam w najbliższym czasie w planie przyuczyć kogoś do mej sztuki, ale raczej od czekam z tym do zakończenia tego małego kryzysu. Jak już mówiłem w Sądzie żółtodzioby bywają czasem bardzo nie rozsądne aczkolwiek z przyjemnością widzę, że twój jest całkiem spokojny . -
W trakcie gdy Anthony mówił do Johanna podeszła jedna z pokojówek która z tępym i wyprutym z emocji wyrazem twarzy zabrała pudełko z skoagulowaną krwią które odstawił na stół Malkavian i zabrała je do sąsiedniego pomieszczenia chwilę później powróciwszy z nimi ułożonymi na srebrnym półmisku, przyniosła także kilka małych kryształowych talerzyków i malutkie srebrne widelce. Następnie ułożyła wszystko na środku stołu. Wtedy jedna z kobiet Anthonego nałożyła po kulce na talerzyk i przyniosła wpierw Anthonemu i Johannowi, a na końcu Młodszemu z Malkavian po sztuce.
-Ten mały wywód przysunął mi też na myśl kolejne pytanie Johannie. Jak ty widzisz tą sytuację ? Jesteś ostatnim z żywych starszych, wszyscy twoi “kamraci” odeszli zgładzeni przez jednego z nich, nie pragniesz sięgnąć po władzę ? Zgładzić odpowiedzialnego własną ręką ?-rzekł Anthony
-Dyktatorzy rzadko kiedy giną śmiercią naturalną. Ten książę po prostu źle sobie dobrał mistrza szpiegów - uśmiechnął się krzywo - Uważam że jest to dobra sytuacja. Wampirze społeczeństwo mocno cierpi na braku rotacji, zastępowalności pokoleń. Książę może siedzieć na tronie nawet i tysiąc lat, jak ten palant Mithras w Londynie. Czasy się zmieniają, umysły większości wampirów już nie. Coś co sprawdzało się tysiąc lat temu, dzisiaj może być już kompletnie bezużyteczne, a sztuczne trzymanie się tego mocno szkodzi wszystkim. A ambitni i utalentowani młodzi praktycznie nigdy nie mają szansy się wybić. Tkwimy więc w maraźmie i nudzie. Władimir nie umiał zarządzać tym miastem. Jesteśmy w Ameryce, carski model władzy się tutaj nigdy nie sprawdzi. Wikiński również, dlatego ja rezygnuję z gry o tron.
Oczywiście że jestem za tym żeby ukarać winnego tej zbrodni. I mam tutaj pewną propozycję. Jeśli nie będziesz miał nic przeciwko temu bym sobie w ukryciu popatrzył jak uczysz swojego potomka waszej cienistej sztuki, mogę użyczyć mojej skromnej osoby jako przynęty. Wystawie wam waszego mordercę. Co ty na to? - spokojnie powiedział Johann
Anthony wsłuchiwał się uważnie w odpowiedz Malkaviana, starszy nie zaskoczył go jednak swoją odpowiedzią, no może z pominięciem ostatnich kilku zdań.
- Dlaczego ? - zapytał, a następnie zrobił przerwę na kęs deseru. -
Skąd ta nagła fascynacja moją sztuką Johannie ? -kontynuował.
- Ale jeszcze ku okazaniu dobrej woli. Tak nie widzę przeszkody byś mógł przeglądać się jak będę uczył me szczenie podstaw. Ale tylko podstaw.
- Dobrze. Zatem uknuj gdzie i kiedy chcesz mordercę księcia. Zbierz innych, zróbcie na niego zasadzkę. - odpowiedział Wiking
- Dlaczego? Otóż...
W tej chwili rudzielec zobaczył poruszenie wśród dziewcząt. W drzwiach stał inny wampir, chyba nazywał się Adam. Powiedział coś o spotkaniu z Warrenem Buffettem i zaprosił na nie Anthonego i Johanna. Stary Malkavian zerwał się na nogi i wręcz krzyknął:
- Nie idźcie tam! Ostrzegałem was! To zawsze się źle kończy. On jest taki sam jak Prometeusz, który wykradł bogom ogień! Jego serce płonie, w jego oczach mieszka słońce! Prędzej czy później my Kainici zajmiemy się ogniem, przebywając wśród takich jak on! Kain nas ostrzegał w swojej księdze: Cytat:
Matka Nocy, mroczna Lilith największą z nich,
ale są i inni, a więcej jeszcze przybędzie.
Ich krwi nie pij, bo cię usidli.
Bądź nieufny, bo są przebiegli.
Wiedze Adama posiedli i Ewy mądrość.
Ogniem są najjaśniejszym, ziemi zawiadowcami,
mężami zwierząt, dawcami pisma, Dziećmi są Słońca, Gwiazdami co Wstają.
Spróbują cię zaangażować w ich podróż! Opieraj się! Opieraj się!
Ich ścieżka nie zważa na głód, krew, oraz ciało.
Nie wierz nikomu o oczach światłych jak świt. Zawsze pamiętaj, to Świt śmierć ci przynosi. |
Wiking odczekał chwilę, i jakby się uspokoił
- Pewnie i tak nie posłuchacie. Młodzi nigdy nie słuchają starszych. Tak było kiedyś, tak jest i dziś. Ja też nie słuchałem. Jak już będziesz na miejscu Adamie, zajrzyj głęboko w jego duszę. Zobaczysz na własne oczy, może to cię przekona - powiedział już cichszym głosem.
Willy siedział w samochodzie niedaleko elizjum. Z tyłu siedział pan Buffett i jego nieodłączna towarzyszka Carmen. Warren trzymał w rękach radio, przez które jeszcze przed chwilą rozmawiał z Morganem.
- Niech to, że też Rainwater musiał się wtrącić akurat teraz. Ile czasu jeszcze zostało? - finansista był wyraźnie zirytowany
- Jeszcze 5 minut.
[i]- Poczekamy jeszcze 10 i odjeżdżamy.
W tym momencie podjechał samochód, przez szybę wychylił się wampir i się przedstawił. Eric Schmidt, wampir naukowiec. Warren otworzył szybę w samochodzie i powiedział:
- Witam panie Schmidt. Niestety znów nie sprzyjają nam okoliczności. Rozmawiałem przez radio z panem Morganem Fornsterem, niestety nie chciał spotkać się ze mną bezpośrednio. Nie mam mu tego za złe, wiem że Kainici są przesadnie ostrożni. Niestety pewna niesprzyjająca nam osoba nas podłuchiwała, a nawet wtrącała się do wypowiedzi. To Leo James Rainwater, fizyk który brał udział w Projekcie Manhattan. Był wtedy asystentem profesora Oppenheimera i razem są BEZPOŚREDNIO odpowiedzialni za stworzenie bomby atomowej. Nie byli w stanie poradzić sobie z taką odpowiedzialnością i teraz próbują zatrzymać postęp naukowy. Wzięli sobie za cel naszą firmę, ubzdurali sobie że chcemy zniszczyć środowisko naturalne. Rainwater sprzymierzył się z ekologami, których nazwałbym raczej ekoterrorystami. W tej grupie niestety są wilkołaki i obawiam się że za parę minut będzie tu ich całkiem sporo. Nie chcę was wplątywać w konflikty, więc powiem szybko: chcemy zawrzeć z wampirami pokój. W planach mamy dużą inwestycję w Omaha, chcemy by to miasto stało się spichlerzem Stanów Zjednoczonych. Wiemy o tym co przydarzyło się waszemu władcy i chcielibyśmy się dogadać z waszą nową władzą. W zamian za to że nie będziecie się wtrącać w nasze sprawy i oddacie nam kontrolę nad przemysłem żywieniowym i transportem rzecznym, my nie będziemy się wtrącać w wasze sprawy, będziemy was wspierać w zachowaniu Maskarady. Możemy też pomóc w przywróceniu porządku w waszym społeczeństwie - czyli wybiciu Sabatu. Dodatkowo, dla każdego wampira który odpuści sobie grę o wpływy mamy po milion dolarów, w gotówce lub złocie. Przekaż proszę tę ofertę innym Kainitom. Morgan obiecał że się ze mną skontaktuje. Wybacz, ale już czas, wilkołaki zaraz tutaj będą. Radzę ci uciekać i to szybko!