Wątek: Czas Honoru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2015, 15:57   #2
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Nocna akcja w lesie: post wspólny

Przez całą drogą sierżant milczał, wiedział że szkoleniem im nie dorównuje, więc nie ma sensu wybiegać przed szeregi. Zmieniło się to wtedy, kiedy ujrzeli małą grupę żołnierzy. Początkowo niepewnie, jednak po chwili przemówił szeptem.
- Panowie… Nie powinniśmy ich zabijać. Jest to szansa, na zdobycie pełnego wyposażenia oraz umundurowania Niemców. Taka okazja, nie nadarza się często.
Zakrzewski zignorował sierżanta. Ten chciałbym wszystko na raz, huzia na Juzia. Może i niemcy są podpici, ale jawne zlikwidowanie ich narobi hałasu.
- Proponuje wyeliminować ich po cichu. Ukręcić im łby jak kurze na rosół. - uśmiechnął się lekko na to porównanie. Minęły lata odkąd jadł prawdziwy rosół z kury, z zagniatanym makaronem.
Czekał na szybkie decyzje Janka i Józka.
Jan kiwnął nieznacznie głową.
-Trzeba ich załatwić, szybko i po cichu. Nie powinno być z tym problemu, są pijani. Proponuje zaczaić się po dwóch stronach drogi, gdy wejdą na naszą wysokość wyskoczyć, obezwładnić i okraść. Nie jestem pewny czy musimy ich zabijać, ostatecznie może to przynieść większe reperkusje na lokalną ludność, niż tylko kradzież. Ale nad tym zastanowimy się po akcji, nie ma czasu na dłuższe zastanawianie się.
Jan powoli ruszył w kierunku przydrożnego rowu, starając się poruszać jak najciszej, by w krzakach zaczaić się na Niemców. Wyciągnął nóż, w pogotowiu trzymał także swojego Visa.
Inżynier Kapica nie odezwał się ani słowem. Ostrożnie ruszył za Rdzawskim, w prawej ręce trzymając swojego Colta 1911. Na początku, zgodnie z tym co mówił “Matejko” miał plan obezwładnić jednego z Niemców, później będą się zastanawiać, co z nimi zrobić.

Rdzawski uklęknął za jednym z przydrożnych krzaków, zauważył że tuż za nim porusza się inżynier.
-Ja wezmę tego na rowerze, ty zajmij się tym najbliżej nas, z lewej- wyszeptał cicho.
Wyczekał, aż Niemcy niemal minęli ich pozycję i wystrzelił jak sprężyna, tygrysim skokiem rzucając się na jednego z nich. Powalił go na ziemię, rower przewrócił się z łoskotem.
“Matejko” wylądował na zaskoczonym przeciwniku i nie zamierzał dawać mu nawet chwili na reakcję. Podniósł pozycję, uderzył dwa razy łokciem i przystawił mu nóż do gardła. Okazało się to jednak niepotrzebne, Niemiec w wyniku ciosów stracił przytomność.
Rdzawski uspokoił oddech i rozejrzał się dookoła- jego koledzy poradzili sobie równie dobrze co on.
Trzeba ich szybko ściągnąć z drogi, nie możemy zostawać dłużej na widoku.
Jedną ręką złapał Niemca za kołnierz, w drugiej trzymał bowiem ramę roweru. Środek transportu który nie potrzebuje paliwa zawsze może się przydać. Następnie z trudem pociągnął nieprzytomnego Niemca i rower w głąb lasu.

Nie dogadali się, cała akcja ruszyła za szybko, nie wiedział co ma robić, ich słowa były niezwykle oszczędne. Kiedy wybiegł pierwszy z cichociemnych Tomaszewski chwycił odwrotnie broń, po czym pobiegł za towarzyszem. Miał największy zasięg ze wszystkich, tak więc ruszył na tego umiejscowionego najdalej. Kiedy natarł na niego, wykonał ostry zamach uderzając go z kolby. Uderzenie było mocne, dodatkowo jego stan nie pozwalał utrzymać mu się na nogach. Kiedy upadł, ten poprawił mu raz jeszcze, z całą pewnością łamiąc mu nos. Kiedy ten przestał się szarpać, klepnął go lekko w policzek, nie dawał żadnych oznak, wówczas za poleceniem towarzysza, pociągnął go przed siebie, wchodząc w głąb lasu.
W wyniku zamieszania jakie spowodowali, Zakrzewski cofnął się do tyłu o kilka kroków. Doskonale widział, jak jednego z nich powala Janek swoim brawurowym skokiem, drugi dostaje kolbą od Tomaszewskiego, a trzeci pada ofiarą ciosu Józka.
Do osatniego zakradł się, gdy ten zaskoczony sytuacją stał jak wryty. Podszedł bezszelestnie, przyłożył nóż wojskowy do pleców i warknął po niemiecku.
- Rusz się, a podrżnę Ci gardło.
Po czym zdzielił go w tył głowy pozbawiając przytomności, jednocześnie podtrzymując nieprzytomnego. Spogądał na miejsce akcji - zbyt brawurowe, amatorskie. Nie ujmował odwagi kolegom, ale..
- Dobra, zaciągamy ich do lasu, wiążemy i bierzemy łupy.
Kapica był zaskoczony szybkością działania Rdzawskiego. Nie zdążył nawet niczego powiedzieć, a tamten już leżał na jednym z Niemców. Inżynier nie mógł dłużej czekać, wypadł z zarośli i złapał jednego z Niemców za kołnierz płaszcza, wymierzając mu solidny cios prosto w szczękę. Szkop upadł, ale próbował jeszcze walczyć. Jego zapał ostudziło kolano w twarz. Trafiło prosto w oczodół, aż słychać było dźwięk pękającej skóry.
Złapał Niemca pod pachy i ruszył za kolegami.
Co to było ? - Zapytał Rdzawskiego. - Musimy być bardziej ostrożni, mieliśmy szczęście że oni wszyscy są pijani w trupa.
Nie był zły na kolege, chociaż ta sytuacja dała mu do myślenia. Doceniał odwagę, ale zbytnie parcie na bohaterstwo w przyszłości mogło ich zgubić…
To co z nimi teraz robimy ? - Rzucił do swoich towarzyszy. - Moim zdaniem powinniśmy ich zabić, a ciała ukryć. Nie będą za bardzo szukali zwykłych szeregowych, pomyślą że to dezerterzy.
Kiwnął głową na znak zrozumienia z Józkiem. Jego zdaniem powinni ich zlikwidować. Z resztą, trwa wojna. Na wojnie to szeregowi żołnierze giną hurtem. Prosta kalkulacja wynosiła: albo my, albo oni.
- Mundury zawsze możemy oddać partyzantom, dla przyszłych zasadzek. Broń bierzemy dla nich, to oczywiste.
Sierżant nie zamierzał w tym uczestniczyć, nie wiedząc dlaczego, ale spodziewał się znacznie więcej po cichociemnych. Pierwsze wrażenie było niestety negatywne. Podszedł do jednego z obezwładnionych Niemców, po czym sięgnął dokumenty. Robił tak z każdym kolejnym, po czym zaczął czytać.
Szeregowy… miejsce uro...ehm...wiek; lat 19. - Zamknął dokument, po czym otworzył kolejny - Lat 21, lat 20 oraz druga 19…- Schował je do kieszeni. - Wydaje mi się, że ich los nie zależy od nas. Powinniśmy dostarczyć ich do dowództwa. Poza tym… Wątpię, że Niemcy zostawią to bez odpowiedzi. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziliście poza krajem, jednak da im to pretekst do kolejnych pogromów. - powiedział “hrabia” wyraźnie zmieszany.
Rdzawski był zaskoczony reakcją inżyniera, ale nie powiedział nic. On uważał jego ruch za głupi, ale Rdzawski czuł że reszta jest niezdecydowana. Niemcy byli blisko, trzeba było więc decydować szybko. Zadziałał pod wpływem impulsu, ale nie uważał żeby było to złe… tak trzeba było zrobić. A może do głosu dochodziła jego brawura, za którą tak często karcił go ojciec ?
Nie było więcej czasu na rozmyślanie, w grupie trwałą dyskusja o tym co zrobić z Niemcami.
Sierżant ma racje. W Polsce jesteśmy pod rozkazami Lecha, to on zdecyduje. Daleko ten obóz ? Nie widzi mi się ich targać przez cały las- Rzucił “Matejko” na rozluźnienie mocno napiętej już atmosfery.
Dla Kapicy nie był to dobry pomysł. Uważał bowiem, że “Lech” i tak podejmie decyzję o zabiciu Niemców, którzy zobaczą twarze i obóz partyzantów. Ciągnięcie ich tam stanowiło tylko zbyteczne ryzyko. Mimo to nie protestował, uważał że nie ma co się kłócić, gdy jeszcze nie byli do końca bezpieczni, z dala od reszty oddziału.
Podniósł jednego z Niemców i z trudem zarzucił go na barki.
Ruszajmy. - Rzucił krótko.
Różyc powstrzymał się od komentarzy. Generalnie ta “akcja” była na poziomie harcerstwa, a nie elitarnych cichociemnych. Brawurowy wyskok na pijanego żołnierza Wehrmachtu był idiotycznym zagraniem, ale wolał zachować do dla siebie. Prawdopobodnie był najniższy stopniem z nich wszystkich, bo zaledwie chorążym.
Złapał “swojego” niemca na barki i ruszył za przewodnikiem.
 

Ostatnio edytowane przez Cao Cao : 12-04-2015 o 15:59.
Cao Cao jest offline