Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2015, 22:25   #1
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed]: Cień Stygii

Perłowobiała skóra z delikatnymi śladami piegów, nieskażona żadnymi znamionami chorób – rzadkość w Starym Świecie. I choć to niemożliwe, na palcu jeszcze bielsza – to ślad po niedawno zdjętym pierścionku. Skóra delikatna, jedwabista w dotyku, podobnie jak włosy, wciąż pachnące lekko szałwią, zadbane, brąz wpadający w rdzawą czerwień. Spokojne, patrzące w dal, jasnoszare oczy. Ciało rozwarte jak rozchylona koszula, ozdobiona haftem – wprawne cięcie otworzyło pierś, z której zabrano serce, a na obrzeżach rany cienkim ostrzem wyryto zagadkowe symbole.

Ernst mógłby się dziwić wielu rzeczom. Chociażby, czemu dziewczyna z plebsu jest zmartwieniem samego Lektora Kreutzhofen, głównego kapłana nowej światyni Sigmara, powstałej dzięki ofiarom dokerów z Nuln, którzy wyparli z miasta tileańskich syndykalistow. Albo, czemu w kostnicy tejże świątyni pracuje kapłan Morra i szorstko pogania akolitów Budowniczego Imperium. Czy też, czemu Lektor uwierzył jego historii o lodowym piekle na przełęczy i użył swoich wpływów, by wyciszyć poszukiwania, prowadzone przez rodzinę tragicznie zmarłego na niej kupca, zapewniając jednocześnie bezpieczne schronienie w murach świątyni prostemu wędrowcowi.

Najdziwniejsze jednak w tym momencie było, że ciało nieszczęsnej zmarłej potrafiło być jeszcze bielsze – tam, gdzie brakowało pierścionka, było czyste, jak obrus na głównym ołtarzu.

Brat Althius patrzył beznamiętnie na całą scenę. Wypalony mag Collegium Aureum, który odnalazł spokój udręczonej duszy w służbie Sigmarowi, pomimo utraty mocy zachował wiele ze złotego maga – beznamiętność, dystans i analityczne myślenie były jednymi z tych cech. Płomień pochodni rozświetlał delikatnie jego złotawoszarą skórę i zapalał złote błyski w jasnoburszytnowych oczach. Wypaloną magicznym ogniem do kości czaszkę krył pod prostą lnianą czapką.

-Znalazł ją znajomy brata Corvusa – wskazał na kapłana Morra. Wzmiankowany zbliżył się. Praca przy zmarłych nie zdołała zaszkodzić jego oliwkowej cerze, a niemal granatowe włosy i broda trzymały się dobrze pomimo szostego krzyżyka na karku.

-Śmieciarz Gerhardt – odezwał się krótko Morryta – w przeciwieństwie do większości plugawców jego profesji, nie robi ze znalezionych trupów talizmanów ani nie sprzedaje ich "uczonym" czy innym wykolejeńcom. - To chyba prostytutka, ale szanowała się. Rodziła dziecko, jedno, kilka lat temu – miednica jest lekko zdeformowana, miała wtedy może piętnaście lat. Ręce nie są szczególnie spracowane, mogła być służką, ale nie miała ciężkich obowiązków. Kazałem sprowadzić iluminatora i zrobić szkoc jej oblicza – podał Ernstowi kartkę z udatnie wykonanym obrazkiem.

-Ten skurwiel – akolici wyraźnie drgnęli, ale Morryta nie przejął się ich reakcją. Widać było, że może sobie na wiele pozwolić i nie ma cierpliwości do ludzi – to znaczy ten, co jej to zrobił, a nie ten gnojek od rysunków – jeden z akolitów, zapewne jakiś paniczyk, zrobił się purpurowy w bezsilnym gniewie – nakreślił wokół rany symbole, które mnie wielce niepokoją. Stygijskie symbole. Dawno takich nie widziałem.

-Nasz informator – przejął rozmowę brat Althius – wspominał, że podobne symbole widział na jakichś broszach, sprzedawanych parę tygodni temu w lombardzie LaVeca – To prosty człowiek, mógł się mylić, ale...

-Wczoraj zszywałem Gerhardta – przerwał mu bezceremonialnie Morryta – jakiś fircyk w lakierowanym skórzanym kabacie pchnął go sztyletem. Sztyletem z miedzi. Jakkolwiek świecki medyk mógłby do tego nie dojść, ta dziewczyna też została pchnięta miedzianym sztyletem. W Stygii za czasów Wiecznych Królów nie znano żelaza- posługiwano się miedzią, a potem brązem. W późniejszym czasie z miedzi wykonywano przybory sakralne. Gerhardt nie widział jego twarzy, bandyta miał na twarzy maskę. Kto chciałby zabić śmieciarza? I po co?

-Wyjaśnilibyśmy to swoimi sposobami, lecz Corvus nalegał, byś ty to zrobił. Nie chciał powiedzieć dlaczego, lecz ma...jakby to powiedzieć....bardzo duże poważanie

-Wypierdalać! - ryknął na akolitów Corvus. Paniczyk zrobił się fioletowy i chwycił stojak na świece, jego oczy błyszczały furią. Pozostali dwaj chwycili go i odciągnęli. W przeciwnieństwie do wypielęgnowanych dłoni wściekłego kolegi, mieli ciężkie łapy chłopskich synów, które od pokoleń radziły sobie z rozwydrzoną szlachtą. Corvus z widoczną satysfakcją patrzył na całą scenę. Chyba lubił poniżać ludzi.

Pozostali w kostnicy we trójkę, nie licząc ciała. Ciekawa to była grupa – nieludzko opanowany były mag i tak różny od typowego kapłana Morra choleryczny skurwiel o wyglądzie podstarzałego uwodziciela.

-Pozwolono nam dożyć swoich dni na prowincji – mówił Althius
-Tylko on umie ze mną wytrzymać – przerwał mu z satysfakcję Corvus, wyraźnie smakując jeszcze bezsilną furię upokorzonego szlacheckiego syna
-Po tym, jak w walce o ludzkie dusze odnieśliśmy rany, których nawet kapłańska magia nie jest w stanie uleczyć – kontynuował Althius, stanowczym ruchem ręki uciszając Morrytę, ktory miał ochotę soczyście rozwinąć wywód. Dobrze było wiedzieć, że kogoś się słuchał. - Rozumiem, że ty też chcesz wstąpić na tę trudną drogę. Odniosłeś już rany na swojej duszy, by inni mogli przechadzać się po ogrodach Morra, a nie jęczeć w wiecznej niewoli demonów, i nie zniechęciło cię to. Akurat my należymy do osób, które potrafią to docenić. - matowy ton zakonnika wcale tego nie potwierdzał. Być może Althius chciał czasami okazać emocje, ale ta droga została na zawsze przed nim zamknięta. - Oczywiście istnieje możliwość, iż nasze podejrzenie jest tylko przypadkowym współistnieniem zmiennych...

Starczył podniesiony w gorę palec Althiusa, by Corvus zamknął usta. Kolejna porcja okropieństw płynących z jego usta nie stałą się brzemieniem dla uszu Ernsta.

-Kapłan z zamku twojego pana w powierzonych ci listach opisał swoje czyny i udzielił poparcia twoim staraniom. Zajmij się tą sprawą, a my równeiż poprzemy cię na twojej drodze. Jeżeli jednak, patrząc na cenę, którą zapłaciliśmy, postanowisz wrócić do zwykłego życia, również postaramy się ci pomóc. Wiem, że ciążą ci zycia niewinnych ludzi, którzy zostali zabici przez upiora z powodu twojej błędnej decyzji. Tak samo, że ciązy ci dusza umęczonej przez wampira kobiety. Ale ona ci wybaczył i wspiera cię, bo wie, tak jak my, że lepiej, by zginęło tysiąc niewinnych aby zabić demona, niż pozwolić żyć tysiącu niewinnym i jednemu słudze Chaosu. Ponieważ lepiej, by ci niewinni przechadzali się po ogrodach Morra, niż cierpieli wiecznie w demonicznych domenach. Dlatego nie powinno ci być żal kobiet, dzieci, niemowląt, świętych czy samego siebie – bo celem są ogrody Morra i śmierć jako Res Sigmarii, Narzędzie Sigmara, a nie życie.

Althius skończył mówić.

-Dotrzyj do tego, kto skrzywdził tę dzieweczkę i nakarmił jej duszą stygijskie demony – rzekł Corvus – odeślij jej duszę do Morra.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 10-04-2015 o 22:30.
Reinhard jest offline