Kobieta słuchała go z czymś w rodzaju uprzejmego zainteresowania na twarzy; taką miną, jaką obdarza się młodszego kuzyna, kiedy z przejęciem zaczyna opowiadać o swoich osiągnięciach w jakiejś grze, czy czymś podobnym. Broń nie zrobiła na niej żadnego wrażenia; ignorowała ten fakt całkowicie, jakby wędrowiec wcale jej nie trzymał.
- Lubię tego typka. - powiedziała, znów unosząc kubek i spoglądając na obrazek - Szkoda, że to tylko serial. Przydałoby się skasować kilku badguyów też tutaj, prawda? - mrugnęła okiem i odstawiła naczynie z powrotem na parapet.
- Prawie go zabiłeś! - zaśmiała się na pytanie o poszkodowanego - No, może trochę przesadzam. Ale nieźle przestawiłeś mu tą piękną pedalską buźkę. Szybko nie będzie komuś znów wypominał grzechów. Wszyscy mamy niedoskonałości, nie? - spytała, kiwając głową - A już na pewno nie powinien tak mówić do kobiety. Chyba go po prostu zazdrość wzięła, że z nią byłeś. Zresztą, nie dziwię się. Przez takie piękności ludzie potrafią mordować... niegrzeczny chłopczyk! - pogroziła mu palcem w żartobliwym, matczynym geście.
Kiwnęła na mężczyznę głową i kopiąc nonszalancko jakiś metalowy element, który został z pordzewiałych resztek dystrybutorów, ruszyła za róg budynku. W pochylonych ramionach i włosach, które opadły na twarz jak kaptur, odsłaniając tylko ostry profil, było coś niepokojąco znajomego. Przebłysk, myśl, wrażenie: kobieta w czarnym czadorze, stojąca z boku grupy kamieniujących nierządnicę wieśniaków. Bez ruchu, bez gestu; soczysta czerń w pustynnym, monochromatycznym krajobrazie, w którym wszystko przypominało wyblakłą fotografię. I tylko oczy, oczy pożądliwie wpatrzone w katowaną ofiarę, jak wzrok głodnego kruka, gapiącego się na padlinę - niby żywe, a jednocześnie bezdennie puste, błyszczące guziki przyszyte do pluszowej zabawki, nieudolnie udającej coś rzeczywistego. Nie widział jej później w cisnącym się wokół tłumie, jakby zniknęła w momencie, kiedy egzekucja została przerwana.
Ale to było tylko dziwne czknięcie podświadomości, zapewne jeszcze zmaltretowanej kacem; kobieta potrząsnęła głową, wprawiając włosy w ruch i wspomnienie zniknęło.
Z boku stacji stał zaparkowany masywny cadillac z tyłem przerobionym na duży, toporny bagażnik. Maszyna, sądząc po charakterystycznym przodzie, musiała być wyprodukowana w połowie lat 80. Mimo to była w idealnym stanie: zadbana, z chromowanym wykończeniem i czarnym, błyszczącym lakierem. Tylko opony z białym lampasem i błotniki były pokryte kurzem drogi. Kobieta podeszła do bagażnika i otworzyła klapę; podłużne wnętrze był wypełnione metalowymi walizkami i podłużnymi, czarnymi torbami. Rozpięła jedną i wyciągnęła z niej butelkę wody, rzucając ją mężczyźnie. Przez rozpięty zamek torby widać było coś, co przypominało charakterystyczną lufę i szynę karabinka M4.
- Nie wiem, gdzie położyłeś swojego kumpla. - wzruszyła ramionami, siadając na tylnym zderzaku i macając się po kurtce. W końcu wydobyła z jednej kieszeni paczkę papierosów, wystukała jednego i zapaliła metalową zapalniczka. Kiwnęła fajkami w kierunku wędrowca, gestem poczęstunku.
- Jak już go sprałeś, kazałeś się zawieźć jak najdalej na wschód. Ta dziewczyna, o którą się pobiliście, protestowała, ale się uparłeś. Jesteś bardzo przekonujący, jak się wkurwisz, wiesz? Zdecydowany człowiek. Lubię takich. - zaciągnęła się i wypuściła z ust miękką chmurę. Papierosy musiały być cholernie mocne; dym aż szczypał w oczy i nos. - Zabrałeś ją i tego biedaka ze sobą. Wysadziłam was tutaj, bo mam interes w okolicy, a to miejsce kojarzę. - kontynuowała - Jak wracałam, to pomyślałam, że wpadnę zobaczyć, co się u was dzieje. Pomogłam ci wtedy. Nie muszę teraz brać udziału w rodzinnych dramach i ckliwych scenkach braterskiego pojednania. - skrzywiła usta, przygryzając papierosa - Bo chyba nie zamierzasz go dobić, nie? - wyszczerzyła zęby w kiepskiej parodii uśmiechu i puściła mężczyźnie oczko.