Jeśli chodzi o jumanko, to gdy jest uprawiane w zaciszu piwnicy, jest zjawiskiem pozytywnym, a nawet moim zdaniem pożądanym - nie tylko chodzi o kulturowy "common ground" grających, ale także o to, że odniesienia do innych dzieł (szczególnie literatury) wzbogacają rozgrywkę. Jak to w tym powiedzeniu o dobrych i genialnych kompozytorach. Kreatywny miszmasz jest zakorzeniony w naszym hobby od jego początku - nie tylko dlatego, że "w OD&D były androidy i enty", ale też z powodu ówczesnej literatury, która była zapalnikiem dla twórców RPG. Niedawno czytałem "Kryształowy Gryf" Andre Norton (nota bene autorka uczestniczyła w kampaniach Gygaxa) i się bardzo zdziwiłem, gdy w połowie osadzonej w średniowieczu opowieści kraina została najechana przez... Czołgi.
Taki zeitgeist, co poradzić.
Jednak zgadzam się z
Asmodianem - gdy ktoś próbuje na jumanku zbić kokosy, to "źle się dzieje w Kislevie", bo fani płacą za coś, co mogliby zrobić sami i często o wiele lepiej.
Według mnie coraz gorszy poziom fluffu ze strony GW wynika z tego, że świat Warhammera zaczął właśnie jako taka kreatywna pulpa, z której kolejne pokolenia redaktorów próbowały ukręcić "big deal" - poważny i głęboki świat. Efekt niestety patetyczny i komiczny.