Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2015, 15:19   #24
Affek
 
Affek's Avatar
 
Reputacja: 1 Affek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłość
Po obudzeniu się George nie do końca wiedział, co pocznie. Jakieś cholerstwo z nieba walnęło w miasto, i to było pewne. Powątpiewał jednak, czy ktokolwiek w bibliotece się tym przejmie. Weźmie więc komputer i zacznie tłumaczyć. Ma nadzieję, że to w jakikolwiek sposób skróci, a przynajmniej da takie złudzenie, jego męki w miejscu pracy. W tak optymistycznym nastawieniu wyruszył z mieszkania. Wyszedł, wsiadł na rower. Już był blisko swego celu, jednak to, co zobaczył, sprawiło, że aż zszedł z siodełka.
Demonstracja. Zapewne ci chuligani chcą zniszczyć miasto. Policja interweniowała, armatki wodne poszły w ruch. Zadziałało to jak płachta na byka i tylko sprowokowało demonstrantów. Idioci. Najgorszy jednak był fakt, iż Harris znalazł się w niemalże samym środku zamieszek.
Niech to szlag. - pomyślał George, po czym wsiadł na rower i jechał, nie zważając na miejsce, w które zmierza. Byle dalej od tej biegnącej hołoty.
Huk broni palnej i dymy podążały za Harrisem. Słyszał za sobą krzyki bólu i strachu. Czuł się jakby trafił w strefę wojny w jakimś kraju trzeciego świata. Ale to był przecież kraj wolności, Ameryka?
Widok brutalnie rozpędzanej demonstracji sprawiał, że przechodnie, a nawet kierowcy zawracali i próbowali się rozproszyć dodatkowo powiększając zamęt na ulicach i w zaułkach. Harris miał przewagę na swym rowerze i mógł się szybko oddalić, gdyby nie fakt że… słabo znał tą część miasta i trafił w ślepy zaułek wraz z kilkoma zagazowanymi działaczami gejowskimi w tęczowych koszulkach.
- To jakaś paranoja koleś.- gdy wszyscy łapali drugi oddech, odezwał się ni to do swych towarzyszy, ni to do Harrisa niski młodzik obcięty na jeża z kolorową apaszką na szyi.- Nie mogą nas tak traktować! Poskarżę się mojemu kongresmanowi!
- Chłopcze, spokojnie! To nie jest koniec świata. Widzisz, bezpieczeństwo jest ważniejsze niż wolność. Musisz przetrwać ten tydzień. Nie rzucaj się.
- Pieprzyć takie bezpieczeństwo… wiesz kim ja jestem? Projektantem mody… mam własny butik, kupują u mnie gwiazdy… a ci… faszyści… ci … gnoje.. potraktowali mnie jak czarnucha ze slumsów. Gaz łzawiący… serio?!- pieklił się młodzik, ale i jego kumple mieli dość jego krzyków. Bo jeden z nich odezwał się gniewnie.- Zamknij się Richie… Nikogo tu nie obchodzi twoja buda z ciuchami. Nie oberwałeś pałą przez grzbiet. Do diabła… chyba jednak odbiło. Przecież to miała być pokojowa demonstracja. Jak mogli powiedzieć… rozejdźcie się do domów. Tyle pracy włożyliśmy… szlag.
-Mnie tam coś tu się nie widzi że to normalne. Czemu tak ostro nas potraktowali i…- odezwał się kolejny aktywista.- … przesadzili ze środkami. I w ogóle, skąd ta nerwowość?
Harris prychnął.
-Mam gdzieś wasze wolnościowe idee. Dla mnie jesteście jedynie zgrają idiotów, którzy zapewne niedługo zdemolują to miasto. Przez takich jak wy normalni obywatele mają przesrane. Cholerni aktywiści! - George wsiadł na rower i czym prędzej by się oddalił. Niestety ten plan można było uznać za nieudany, gdy u wyjścia z ciasnej uliczki pojawili się zamaskowani policjanci.


- Na ziemię i ręce za głowę!- krzyczeli. A część aktywistów tak uczyniła. Reszta po prostu dała drapaka w kierunku drewnianej ścianki blokującej koniec uliczki i zamykającej możliwość ucieczki, przynajmniej na rowerze. Bowiem wysportowany mężczyzna mógł w teorii pokonać tą dwumetrową przegrodę.
Szlag. Właśnie to miałem na myśli. - pomyślał George i uczynił to, co kazał policjant.
-Panie władzo, doszło do… pewnego nieporozumienia.
- Powiesz to na posterunku.- padła odpowiedź, a Harris został bardzo szybko skuty i przez kilkanaście minut, siedział wraz z innymi aktywistami na zimnym bruku, czekając na transport. Nie wolno się im było odzywać i George mógł się z pierwszej ręki przekonać, że sytuacja wydawała się cięższa niżby to wynikało z ogłoszeń rozwieszonych po całym mieście. Skąd ta cała nerwowość? Policjanci praktycznie nie zdejmowali masek gazowych i nie odzywali się. Z braku sygnału nie używali w ogóle krótkofalówek, które nadal mieli przypięte na pasku. Potem zaś podjechała więźniarka i po zapakowaniu do niej Harris wraz z resztą trafił do aresztu.

------

Policjanci na posterunku nie bawili się w przeszukiwanie, tylko grupowo upchnęli bibliotekarza z resztą aktywistów do ciasnej celi.
- Czekać tu spokojnie na swoją kolej… zostaniecie spisani i puszczeni wolno, więc nie rozrabiać.- rzekł oschle policjant zamykający drzwi do celi za wchodzącym Harrisem.
George miał pecha i tym razem. Siedział zirytowany w kącie celi. Szukał kogoś, na kogo mógłby zrzucić winę. Widział paru aktywistów, ale zaczęcie na nich wrzeszczeć byłoby jak wbić kij w mrowisko. Harris siedział więc i czekał na swoją kolej.
-Hej… Nie zauważyłem cię podczas parady, a wydaje mi się że znam chyba wszystkich ważniejszych członków. Jesteś nowy w mieście?- jeden szczupły mężczyzna w okularach podszedł z ciepłym uśmiechem na twarzy do George’a.


Obcisła koszulka pozwalała się przyjrzeć jego muskulaturze i przypominał trochę jakiegoś modela męskiego. Tyle że słowa jakie wypowiedział… mimo, że przyjazne, zabrzmiały dość niepokojąco w uszach Harrisa.
- Nowy w mieście… ? Nie. Dlaczego? Dlatego, że nie uczestniczyłem w tej chorej demonstracji? A co, każdy obywatel miał obowiązek się tam stawić? Nie, ja po prostu chcę żyć spokojne życie bez większych problemów. A takie wydarzenia jak te mi to utrudniają. - odpowiedział drżącym głosem George. Nie był przyzwyczajony do takich wydarzeń
- Och… To znaczy… ja myślałem że jesteś jednym z nas. Bo przecież w innym przypadku, by cię nie zgarnęli. A tak w ogóle…- podał dłoń do przywitania.- Jestem David.
- Ja George, ale możesz mi mówić Harris. - George podał Davidowi rękę. - Trafiłem tutaj przez przypadek. Wasza demonstracja była dokładnie przede mną. I mnie również złapali.
- A więc… George… ładne imię. -zaczął David z uśmiechem.- Nie przepadasz za demonstracjami czy… nie jesteś otwarty na nowe doznania?
- Można raczej powiedzieć, że nie jestem społecznym typem człowieka. Wolę rozwiązywać problemy samemu, nie lubię wchodzić innym w drogę i gdy inni robią to wobec mnie. Irytuje mnie to. Nic w tym dziwnego. A co do demonstracji… zawsze mi się kojarzą i kojarzyć będą z bezsensownym niszczeniem miasta, wybacz. Przewodziłeś im, czy coś takiego? - zapytał z zaciekawieniem Harris.
-Uczestniczyłem… walczę o nasze… o prawa dla mniejszości.- wyjaśnił David pocierając podbródek.- Poza tym grywam w “Face’Sade”. To taki miły lokal, który odwiedza się po osiemnastej. Jak pewnie się domyślasz, obecne restrykcje trochę są mi na rękę. A to jak rozpędzili legalną demonstrację na którą było pozwolenie z ratusza to…- wzdrygnął się David.-... podłość.W każdym razie… wpadnij do klubu jak będziesz miał ochotę. Załatwię ci jednego darmowego drinka.
George się uśmiechnął.
- Dziękuję, bardzo miły gest z twojej strony. Kiedyś na pewno tam zajdę. Skoro demonstracja została przeprowadzona za pozwoleniem ratusza, zmienia to nieco sprawę. Jej dość, hm, agresywne zakończenie nie było wam na rękę. Rozumiem wasze pobudki i mimo, że całym sercem nie znoszę jakichkolwiek demonstracji, to wiem, o co walczyliście. Dość szczytny cel, nie powiem. Jestem ciekaw, jak ta sytuacja się potoczy - powiedział Harris, chodząc po celi.
Dalszą rozmowę przerwało wejście policjantów. Zaczęli wzywać kolejne osoby, najpierw padło na Davida Jeffersona, czyli przyjacielskiego Davida, a potem na Harrisa.
-Świetnie. Nie muszę udawać miłego gościa, którym nie jestem. - pomyślał George. W pewnym sensie rozumiał, o co im chodziło. Nie zmieniało to jednak faktu, że demonstracji nie znosił całym sercem i nic nie zapowiadało się, aby nadeszły jakieś zmiany. Był spóźniony. Znowu będą wyrzuty. Nikt nie uwierzy, że on, wzorowy obywatel, został przetrzymany na posterunku. Gdy wyszedł, zdał sobie sprawę z jeszcze jednego problemu. Nie miał najśmielszego pojęcia, gdzie jest. Postanowił pozwiedzać, jednak smog i ogólny chaos na drogach mu tego nie ułatwiały. Miał swój rower, więc mógł szybko czmychnąć w co cichszą uliczkę. Po dłuższej chwili, znalazł się w miejscu, które pamięta. Kiedyś tędy przejeżdżał. Mniej więcej znał drogę stąd do biblioteki.

------

Były wyrzuty, były kłótnie, tradycyjny dzień w jego miejscu pracy. Ale i przetłumaczył ponad 200 stron dokumentu, jaki powierzył mu Henry. Początek wydawał się zaskakująco prosty, jednak miał rację co do terminów technicznych. Wykorzystał jednak dobrodziejstwo inwentarza biblioteki i znalazł niejedną książkę, która mu odpowiadała. Bardzo mu to pomogło. Nie lubił tłumaczyć dokumentów, wolał coś dającego większy margines błędu. Jednak za takie pieniądze mógłby tłumaczyć nawet opakowania papieru toaletowego. Po pracy postanowił skoczyć na jakieś małe zakupy, kończy mu się herbata. Dość spore kolejki, chaos. Udało mu się jednak kupić jakieś napoje i herbatę. Ludzie byli przerażeni, George jednak odczuwał wewnętrzny spokój. To przez znużenie pracą. Miał przynajmniej taką nadzieję. Jak to się nazywało? Znieczulica społeczna? Po zakupach postanowił wrócić do domu i się zdrzemnąć, wczorajsze emocje źle wpłynęły na jego sen.
 
__________________
It all makes perfect sense. Explained in dollars, centes, funts and pense.
Affek jest offline