Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2015, 23:04   #26
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
***


JC zapewne była w domu swoim, więc tam się Tara udała po powrocie do domu i przygotowaniach. Dj-ka otwarła z uśmiechem na obliczu, widząc Lantanę.- Cześć. Lubisz risotto? I Monty Pythona?
Ubrana była na luzie. Znów w sweter i jeansy.

Tym razem miała na sobie wszystkie części garderoby i żadna z nich nie była gorsetem - fakt ten odrobinę ratował sytuacje. Gdyby Jenny powitała ją od progu w stroju podobnym do wczorajszego, Tara musiałaby użyć wyższej dyplomacji, a po przygodzie na parkingu najzwyczajniej w świecie nie miała do tego głowy. Wciąż czuła się roztrzęsiona, a resztki strachu czaiły się gdzieś na granicy świadomości, gotowe przypomnieć o sobie w najmniej spodziewanym momencie.
-Cześć - wydusiła, siląc się na uśmiech i cmoknęła brunetkę przelotnie w policzek -Jasne, uwielbiam Monty Pythona. Żywot Briana, Święty Graal i całą resztę widziałam już setki razy...o i skecz z papugą! -im więcej mówiła, tym bardziej jej humor wracał do normy - Risotto też uwielbiam, jest lepsze niż spaghetti. Wiesz...mam alergię na gluten.

-To dobrze trafiłam z posiłkiem.- uśmiechnęła się JC i wpuszczając Tarę do środka.-Pożyczyła antologię filmów, więc… obejrzymy sobie nasze ulubione. Jak tam interesy? Ja mam płatny urlop w rozgłośni.

-Mansonowie przełożyli ślub, ale to było oczywiste - z ogromną ulgą oparła się o ścianę i zdjęła z nóg buty -Na szczęście wciąż chcą mnie jako organizatora, więc przynajmniej ten problem odpada. Zostawiłam Alice całą stertę magazynów, broszur, folderów i dysk ze zdjęciami żeby w wolnym czasie popatrzyła czy jest tam coś, co jeszcze chciałaby dorzucić...a jak tobie minął dzień? Rozmawiałaś z wujkiem?

-Tak… Zajrzy wieczorem z paroma sąsiadami żeby było oficjalnie.- JC skinęła głową i westchnęła.-Miałam czas, więc zajrzałam na pobliski posterunek policji. Tam jest horror… W tej chwili nikt już nie prowadzi śledztw, wszyscy zostali przesunięci do prewencji, więc można tylko zgłosić przestępstwo.
Po czym zaprowadziła Tarę do znajomego jej pokoju. Niski stolik został uprzątnięty z płyt. Leżała na nim za to komórka Lantany.
-Zaraz przyniosę risotto.- po tych słowach Lantana ruszyła do kuchni.

-Dziękuję Jenny, umieram z głodu - Tara uśmiechnęła się szeroko sadzając tyłek na kanapie i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami. Sytuacja robiła się...nieciekawa - i to delikatnie rzecz ujmując -Pamiętasz Nowy Orlean i huragan Katrina? - spytała głośno.

-Tak… Pamiętam. Strasznie się tam działo. Aż skórę ciarki przechodzą. - JC wzdrygnęła się nerwowo układając talerze z posiłkiem na stoliku i dodała cicho.-Ale przecież chyba… u nas tak nie jest, prawda?

Tara zaśmiała się nerwowo, obracając głowę w stronę okna. Znów przypomniała sobie dziwne zajście na parkingu i im się zorientowała, zaczęła opowiadać. Pominęła jedynie rozmowę i epizod z Gregorym w zamkniętym pokoju.
-...gdyby ten kierowca go nie spłoszył, nie wiem jak by się to skończyło. To...wciąż mną trzęsie. Jaką mamy pewność, że ten zboczeniec nie znajdzie kolejnej ofiary i tym razem skutecznie się nią nie zajmie?! Sama powiedziałaś, że policja ma pełne ręce roboty: nie są w stanie upilnować wszystkich wariatów, a ludzie zaczną świrować, bo sytuacji daleko do normalności...ale nie ma co rozsiewać pesymizmu - zreflektowała się na koniec, wzruszając ramionami - Pewnie przesadzam, nie przejmuj się. Zjem i mi przejdzie.

JC przez chwilę rozmyślała, po czym przytuliła nagle Tarę i cmoknęła w policzek.Ale u mnie jesteś bezpieczna.
Po czym odsunęła się z lekkim rumieńcem na twarzy i dodała.-Przyniosę wino do obiadu. To jaki film chcesz oglądnąć najpierw?

- Święty Graal? - spytała z nadzieją - Wieki tego nie oglądałam. Pomóc ci w czymś, coś przygotować?

-Nie… nic… jesteś gościem.- rzekła wesoło JC znikając za drzwiami kuchni.-Wolisz białe czy czerwone?

-Może być białe, do risotto pasuje idealnie - Tara skrzyżowała nogi na kanapie, nie przejmując się za bardzo tym, że przez to spódnica podjechała do góry odsłaniając więcej niż powinna.

- Nie znam się na winach, butelki mam od pięciu lat. Ale wino się chyba tak nie psuje.- wchodząc do pokoju JC zatrzymała się nagle i spoglądała na Lantanę wędrując po niej spojrzeniem, co przypomniało Tarze jakie preferencje ma dj-ka. I że bezczelnie korzysta z okazji.-Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
Postawiła butelkę na stole i ruszyła ku telewizorowi i ukrytemu pod nim konsoli by puścić z niej odpowiedni krążek z filmem.

Na kolanach Tary wylądowała poduszka, ukrywając odsłonięte uda. Po chwili dołączył do niej talerz z obiadem. Wyglądał smakowicie.
-Mmmm..pyszne - wymruczała z pełnymi ustami [/i]- Naprawdę nie musiałaś. Głupio mi, że ci nie pomogłam, tylko przychodzę na gotowe.[/i]

-Po prawdzie… jedzenie zamówiłam i tylko odgrzałam bo w zasadzie nie gotuję. Mój wujek umie gotować, ale wątpię by smakowały ci pierogi czy bigos… do tego trzeba się przyzwyczaić.- po włączeniu filmu JC ponownie znikła w kuchni, by wrócić z kieliszkami do wina. Po czym ostrożnie nalała trunku i siadając blisko Tary zabrała się za jedzenie.
- Wiesz...nigdy nie jadłam pierogów - Lantana z uśmiechem przyjęła kieliszek i upiła niewielki łyczek wina. Zimne, półwytrawne - dokładnie takie jakie lubiła. Stres schodził z niej powoli, zastępowany przez błogi spokój i rozluźnienie. Obserwowała jednym okiem lecący film, parskając co jakiś czas i chichocząc pod nosem. Niektóre rzeczy bawiły za każdym razem, nieważne ile razy widziało się je wcześniej.

- Nie polecałabym też pierogów wujka Wade’a… są lepsi kucharze od niego. - mruknęła tylko JC i skupiła się na jedzeniu i filmie. Wino wręcz sączyła wyjątkowo drobnymi łyczkami. I chichotała przy zabawniejszych fragmentach filmu.

Nim seans dobiegł końca, talerze zalśniły czystością, butelka pokazała dno, a Tara wpółleżąc na kanapie klepała się lekko po pełnym brzuchu. Czuła spokój i rozluźnienie, problemy dręczące ją przez ostatni czas uleciały gdzieś daleko, nie pozostawiając po sobie nawet nikłego śladu. Dobrze było po prostu odpocząć.
-To co, jutro u mnie? - rzuciła ziewając, gdy na ekranie pojawiły się napisy.

- Zgoda… o której? Ja mam cały dzień … wolny.- mruknęła cicho JC i czerwieniąc się lekko, sięgnęła dłonią pod poduszkę. Przesunęła opuszkami palców po stopie, a potem łydce Tary. A następnie nie dając jej czasu na reakcję, wstała i zabrała się za sprzątanie talerzy.

- Osiemnasta? - ruda obserwowała z uwagą poczynania towarzyszki, powoli układając w głowie plan na przyszły wieczór - Możliwe, że będziemy miały w pakiecie chłopaka Lilly. Całkiem sympatyczny gość, polubisz go.

- Fajnie…- uśmiechnęła się wesoło JC i spytała idąc do kuchni.- A jakie atrakcje masz w planach?

-Mam zepsuć niespodziankę? - Tara powoli podniosła się z kanapy i splatając ręce za plecami, rozciągnęła zastałe mięśnie.- Torturami ze mnie tego nie wyciągniesz, ale spokojnie. Spodoba ci się...mam nadzieję.

- A jak nie… to…- zostawiwszy naczynia w zmywarce, wróciła po kieliszki. Swój miała pełny do połowy. Uniosła go przyglądając się trunkowi w nim falującemu.-Będziesz mi coś winna jak mi się nie spodoba?

-Niech tak będzie - Tara przeszłą przez pokój i zgarnęła pozostawione w kącie buty. Wade dbał o czystość w bloku, mogła bez przeszkód zaryzykować powrót do domu na bosaka - Będę jak złota rybka: spełnię jedno twoje życzenie.

- Naprawdę…?- zaczerwiona JC zamarła i… zaczerwieniła się niczym burak. Po czym szybko opróżniła trzymany kieliszek z trunku.

-Naprawdę- ruda przytaknęła i pocałowała ją na pożegnanie w policzek - ale teraz pozwolisz, że odpłynę do swojego akwarium. Pilnie potrzebuję snu.


***



Możliwość odpoczynku i złożenia głowy na poduszce - niestety kobieta ich nie uświadczyła. Lilly była wręcz pełna energii i radości. Wszędzie jej było pełno. I przy garnkach które nadzorowała i przy wyborze wina i przy odtwarzaczu DVD na którym co chwila zmieniała płyty zastanawiając się nad wyborem filmu. Gregory miał przyjść i miał zostać na noc. Dlatego Tara przez godzinę mogła podziwiać swoją kuzynkę w coraz to nowym komplecie seksownej bielizny, bowiem tak długo Lilly nie mogła się zdecydować w którym zamierza go zaciągnąć do łóżka. I jeszcze co chwila pytała Tarę czy obecność Gregory’ego jej nie przeszkadza.
Ubrała się na koniec w sukienkę która wywoływała Tarze dość.. ciekawe skojarzenia. Tą samą sukienką Lantana skusiła Gregory’ego do seksu w kuchni.


Kilkadziesiąt minut przytakiwania, doradzania i obserwacji wywołały u Tary ból głowy. Nie była zła, bardziej zmęczona i lekko podcięta, dzięki czemu zniosła nerwową krzątaninę w miarę spokojnie i bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym...ale przy sukience nie wytrzymała. Spojrzała krytycznie na kuzynkę, marszcząc brwi i każąc się jej obrócić parę razy dookoła własnej osi, podnieść ramiona i się pochylić.
- Zdejmij to, młoda. Nie wyglądasz korzystnie - pociągnęła ja za rękę i postawiła przed lustrem na korytarzu - Widzisz? Rozłazi się na biuście, odcina pod pachami. Trzeba ci znaleźć coś, co nie wygląda jak zdjęte z młodszej siostry.

-Skoro tak twierdzisz…- westchnęła Lilly i dodała z uśmiechem.- Potrzebuję czegoś seksownego… czegoś co by mówiło, że jest seksownym opakowaniem, bardzo seksownego produktu. Żeby ją ze mnie zerwał jak dzikus.

-I niby mam ci dać coś swojego po takiej deklaracji? - Lantana prychnęła i zaraz machnęła z rezygnacją ręką. Logiczne argumenty i tak nie dotarłyby do zaaferowanej blond głowy - Pamiętasz tą kieckę, którą dostałaś ode mnie na urodziny w tamtym roku? Tą niebieską, prześwitującą. Jeżeli chcesz, żeby zdarł z ciebie opakowanie, to lepszego nie znajdziesz - mruknęła, tłumiąc kolejne ziewnięcie. Co prawda wspomniany łach bardziej nadawał się pod latarnię, niż na kolację, ale Lilly chodziło właśnie o taki efekt.-Przebierz się, a ja poszukam czystych ręczników i przygotuję kilka drobiazgów. Skoro Gregory był tak miły i wyraził zgodę na zamieszkanie z nami przez jakiś czas...niech się tu czuje jak u siebie..

Lilly nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ledwo Tara zakończyła wypowiedź, a już pognała do pokoju w celu znalezienia wabika na Gregorego. Nie było to jednak trudne zadanie, prawda? Tara już się przekonała o jego dużym… wigorze.

Ruda w tym czasie wzięła prysznic i nie spiesząc się nigdzie przygotowała całą drobnicę, potrzebną do ugoszczenia w domu dodatkowej osoby. Wyciągnęła nawet z szafy dyżurną kołdrę, poduszkę i pasujące do nich poszwy z Hello Kitty, aby wszystko pasowało do wystroju pokoju młodej. Nie zamierzała stroić się na wizytę Gregorego, byłoby to co najmniej podejrzane. Ubrała krótkie szorty i zieloną tunikę dłuższą od dolnej części garderoby. Nakarmiła też Kwadrata, wrzucając mu do terrarium rozmrożone myszy i zwiększyła moc lampy grzewczej, żeby przyjemniej mu się trawiło. Dobre wychowanie nakazywało powitać gościa i podziękować mu za troskę i chęć opieki nad parą średnio rozgarniętych kuzynek, dlatego zamiast położyć się spać, Lantana dotrzymywała Lilly towarzystwa, racząc się kolejną butelką wina w tak zwanym międzyczasie.

Gregory zjawił się o czasie, wystrojony i przystrzyżony … z dwoma bukietami kwiatów. Po tym jak Lilly rzuciła się na niego całując namiętnie i jak już rozdał bukiety uśmiechnął się blado pytając.
-Czy to na pewno nie będzie dla was problem jak zostanę?- zapytał niepewnie. Wydawał się być rozkojarzony i roztrzęsiony. Ale czy na pewno to była wina małej zdrady jakiej dopuszczał się z Tarą?

Stojąc z boku Tara przyglądała sę uważnie gościowi. Coś nie grało...a po dzisiejszym epizodzie na parkingu jej myśli powędrowało w jednoznacznie pesymistyczne rejony. Postanowiła nie roztrząsać tego, nie od progu. Zamiast zasypać mężczyzn pytaniami, poczekała aż młoda skończy się łasić i odpowiedziała ciepło:
-To my powinnyśmy sie spytać, czy nadużywanie twojej dobroci i czasu nie stanowi problemu. Uwierz mi, obie z Lilly bardzo się cieszymy że tu jesteś i jesteśmy wdzięczne za pomoc i opiekę. To...zwariowany czas.

-Tylko szaleniec by się nie skusił.- rzekł przesadnie wesołym tonem Gregory, a jego spojrzenie przesunęło sie po ciele Tary. Niewątpliwie nawet w tym grzecznym stroju przyciągała jego uwagę.
- To co planujemy na ten wieczór?- zapytał w końcu.
- Na późny… coś ekstra.- mruknęła zmysłowo Lilly klejąc sie do Gregorero.- A na razie… dobry film, dobre żarcie i dobre towarzystwo. Co ty na to kowboju?
-Jak można odmówić takiej zabawie.- odparł z uśmiechem Gregory.
-Zapewniam cię że zabawa będzie później. Bardzo niegrzeczna zabawa. - wymruczała Lilly ciągnąc Gregory’ego do pokoju.

- Taka z ciebie pani domu? - spytała widząc co Lilly wyprawia. Chciała zamienić dwa słowa z Gregorym w miarę na osobności, bez towarzystwa wścibskiej, rozentuzjazmowanej kuzynki, dlatego pokręciła z politowaniem głową i wskazała brodą na kuchnię - Leć po te smakołyki które upichciłaś i daj chłopakowi złapać oddech. Widzisz, że zdyszany jakby go ktoś gonił.

Lilly niechętnie odlepiła się od swego chłopaka i przesadnie kręcąc pupą ruszyła do kuchni, zostawiając Gregorego na sam z Tarą.
-Ładnie ci w tych szortach. Masz nogi warte grzechu.- rzekł żartobliwym tonem Gregory.

-Wszystko w porządku? - spytała z wyraźną troską - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha…

-Nie. Wiesz… to sprawa.- splótł dłonie razem i uśmiechnął się blado.-Coś się wydarzyło w pracy, ale nie chcę cię niepokoić. A tym bardziej Lilly. Zapewne jak ten cały chaos komunikacyjny się zakończył, policja zajmie się sprawą.

- Coś na parkingu? - zadała kolejne pytanie i naraz zrobiła się blada. Czyżby zboczeniec dorwał kolejną ofiarę?

-Skąd wiesz?- Gregory wydawał się poważnie zaskoczony jej słowami i zaniepokojony nimi jednocześnie.

- Gdy wracałam ktoś mnie gonił po waszym parkingu. Nie wiem jakby się to skończyło, gdyby jakiś kierowca nie przepłoszył tego zboczeńca. Uciekłam nie oglądając się za siebie…bałam się to zrobić. Telefony nie działają, a wracać na górę...kiedy on tam gdzieś był...nie dałam rady. - przyznała, obejmując się ramionami.

- Znaleziono nogę Jeffa Andersona juniora, przy jego czerwonym pontiacu. Tak.. od stopy do połowy łydki.- wyjaśnił cicho Gregory wzdrygając się na samo wspomnienie.-Tylko tą odgryzioną nogę leżącą na tylnym siedzeniu jego kabrioletu.

Kobieta zrobiła krok do tyłu i zakryła usta nim zdążył z nich wylecieć przerażony krzyk. Czerwony Pontiac...to on uratował Tarze życie. Zboczeniec nie był zboczeńcem, tylko sadystycznym mordercą. Kobieta zaczęła się trząść, gdy doszło do niej jak blisko paskudnej, bolesnej śmierci się dziś znalazła. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i opadła na ziemię, niezdolna do wydobycia z siebie artykułowanego dźwięku. Mogła to zgłosić patrolowi policji, zrobić cokolwiek...może gdyby się przełamała, ten cały Jeff byłby wciąż w jednym kawałku.

-Tara… czy ty dobrze sie czujesz? Tara.. co się dzieje.- to zachowanie przeraziło Gregorego.- Lilly… Tara ma jakiś atak.Jest na coś chora?! Potrzebuje leków?!
Kuzynka w panice wybiegła z kuchni nie wiedząc co się stało.

-N..nic mi nie j..jest - wyjąkała, zagryzając wnętrze policzka. Ból otrzeźwił ją na tyle, by dała radę wydusić z siebie - To on...on mi pomógł. Jeff...a teraz...to moja wina…

- O czym ty mówisz? - spytała nieco przerażona Lilly, a potem spojrzała na Gregorego.-O czym ona mówi?
-Nie mam pojęcia. Potrzebujesz się napić wody, czy czegoś… mocniejszego?- zapytał Gregory nadal wyraźnie wystraszony reakcją Tary.

-Lilly, kochanie. Przyniesiesz mi whisky? - poprosiła kuzynkę i ułożyła usta w coś na kształt uśmiechu - Podwójną...bez lodu.

Lilly znikła tak szybko jak się pojawiła, by przygotować drinka kuzynce. A Gregory zmartwiony przyglądał się Tarze pytając.-Co się stało?

- Czerwony pontiac...to dzięki niemu uciekłam. Tylko dzięki niemu. Przestraszył napastnika… jezu...przeze mnie Jeff...on..- mamrotała, kiwając się i kręcąc głową jak przy chorobie sierocej.

-...-odpowiedź zamarła na ustach Gregorego. Po chwili dopiero potarł swoje czoło dłonią mówiąc.-Jeff junior był pompatycznym aroganckim dupkiem.. więc mogłaś być jego jedynym dobrym uczynkiem w życiu. Nie przejmuj się tym Tara… nie mogłaś wiedzieć, a nawet gdybyś wiedziała, to nie wiem czy mogłabyś coś zrobić. Zresztą, wiem że wyjdę na egoistę, ale cieszę się że uciekłaś.

Kobieta pokiwała głową mechanicznie, bez emocji. Wciąż patrząc tępo przed siebie, a poczucie winy darło jej serce pazurami, zostawiając rozedrgany, krwiąwiący ochłap.
- Nie mów Lilly… - poprosiła, w końcu skupiając się na twarzy Gregorego - Cieszę się że tu jesteś…

-Może jednak… wiesz… powinnaś ty spać z Lilly? Nie jestem pewien czy powinnaś na noc zostać sama.- stwierdził cicho Gregory, gdy Hopkins wkroczyła z drinkiem i podała go Tarze.

-Nie chcę wam psuć wieczoru...przepraszam - wymamrotała, chwytając szklankę i pozbywając się połowy zawartości jednym łykiem. Westchnęła głośno i wypuściwszy z sykiem powietrze, kontynuowała - Pójdę do siebie i nie będę przeszkadzać…nie nadaję się dziś na duszę towarzystwa.

Lilly powinna być zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Ale nie była. Wyraźnie zmartwiona spytała.- Na pewno wszystko w porządku Taro?

- Tak kochanie...nie przejmuj się. Nic mi nie będzie. - Lantana podniosła się powoli na trzęsące się nogi - Wybacz, ale nie dam rady nic teraz zjeść...muszę…-głos Tary załamał się, machnęła więc ręką i dopiła drinka, a pustą szklankę odstawiła na szafkę.

Oboje siedzieli w milczeniu spoglądając jak wychodzi. Nastrój przyjaznej zabawy… padł. Przynajmniej na jakiś czas. Lantana na miękkich nogach dotoczyła się do swojego pokoju. Od razu skierowała się w stronę łóżka, zgarniając z biurka Ipoda. Mechanicznie, niczym zaprogramowany robot, zdjęła z siebie spodnie, wsadziła w uszy słuchawki i zagrzebała się pod kocem w pozycji embrionalnej, nie mogąc pozbyć się z pamięci obrazu człowieka, który uratował jej życie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline