Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 15:16   #12
killinger
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Gdyby zadał jej pytanie, czy aby na pewno wersja o wieczornym podrzuceniu trzech osób do tego odludnego miejsca jest prawdą, pewnie by się obraziła. Gdyby otwarcie wyraził swą niewiarę, tym bardziej byłaby wkurzona. Nie miał siły, ani chęci szukać kogokolwiek, wisiało mu to co się dzieje z nieznajomymi. Owszem, gdyby miał okazję niesienia pomocy, skorzystałby z niej na pewno. Skoro tej okazji jak widać nie ma, bo jego niechciani współtowarzysze zniknęli, uznał że zniknął wraz z nimi obowiązek troszczenia się. Fakt trochę to przykre, że nie mógł nawet przeprosić faceta za bójkę, ale też nie odczuwał jakiejś głębokiej potrzeby ekspiacji.
Srał to pies.

Głowa bolała go paskudnie, najchętniej wypiłby coś na szybkiego. Mały klin, nic wielkiego, kilka grzechoczących sześcianików wycinanych z arktycznego lodowca, Aberlour na dwa palce, przyjemnie chłodne denko szklaneczki z grubego szkła. To na pewno pomogłoby jego parszywemu samopoczuciu.

Postanowił nie wracać myślami do współpasażerów, do śladów krwi na szkle i cuchnących wymiocin. Nie mniej niż one zaczynała mu śmierdzieć obecność kobiety. Jej ostre, ptasie rysy, które może kiedyś, w lepszych czasach miały w sobie jakąś magię, teraz budziły jego niechęć. Wbrew sobie niemalże, spojrzał w jej kierunku. Postać oparta o maskę auta, na zalanym światłem placu, zdawała się pożerać część blasku. Otaczała ją niemal niezauważalna, cienka czarna obwódka. Roger nie wysilał się nawet zbytnio, nazwał ją aurą zła. Babka pewnie była ćpunką, pijaczką i kurwą, naopowiadała mu bzdur i pewnie czegoś od niego oczekuje. On zaś nie miał żadnej ochoty na spełnianie oczekiwań innych ludzi.

Spojrzał za to na wijący się ciemnoszary pas asfaltobetonu. Promyki unoszącej się nad jezdnią Sol paliły go w lewy policzek mniej więcej, więc szosa prowadziła w pożądanym kierunku. Podszedł do kobiety.

- Posłuchaj, nie do końca umiem zrozumieć, co się wczoraj stało, ale tak naprawdę mało mnie to obchodzi. Powinienem ci podziękować za podwózkę i wodę, powinienem pewnie wiele różnych rzeczy. Sęk w tym, że ja już nic nie muszę i nic nie powinienem. Dlatego powiem tylko żegnaj, nieznajoma. Jakbyś spotkała jeszcze kiedyś mojego kompana, przeproś go ode mnie za lanie.

Bezceremonialnie odwrócił się od niej, wrócił do domu po swoje rzeczy, zdjął z grzbietu ciepłą bluzę i przytroczył ją do plecaka. Dopił resztkę wody, chowając przezornie pustą plastikową butelkę do jednej z licznych przegródek. Wyszedł przed ruderę, mając wrażenie, że wszystko stało się tak popieprzone, że niewarte żadnego zachodu. Mimo to nakazał swoim stopom wykonywanie rytmicznych ruchów, z każdym krokiem czując, że odnajduje w sobie spokój. Obojętnie przeszedł obok patrzącej na niego bez wyrazu ciemnowłosej, zanotował w myślach nazwę widniejącą na przerdzewiałych szyldach i dał się porwać bezkresnej, asfaltowej rzece, jakich tysiące przecinają wielkie amerykańskie przestrzenie.

Nie obrócił się, nie był nawet pewien, czy był wołany. Ona pachniała złem, mdłym jak zapach zbutwiałych książek. Najlepiej byłoby wypłukać ją z nosa i pamięci, czymś dobrze dezynfekującym. Z braku alkoholu, zadowoliłby się nawet papierosem. Z braku papierosa, zadowolił się więc rytmem.

Równo, jak skacowany metronom, uderzał stopami o powierzchnię pobocza. Pożerał przestrzeń, krok po kroku oddalając się od paskudnego miejsca, w którym wcale nie powinien przebywać. Powinien teraz siedzieć przed cadem, słuchać cichego burczenia 27-calowego Imaca, a nosem łowić apetyczne zapachy pieczeni dochodzące z kuchni. Powinien wtedy przeciągnąć się, wskoczyć pod prysznic i skorzystać z tego, że nowa pasja maluchów, twierdzących ze będą w przyszłości zawodowymi skaterami, zostawiła mu wolną chatę. Powinien...

Złożył usta jak do pocałunku, zaczął gwizdać Dixie Land. Przyspieszył, coraz mocniej łomocząc nogami o asfalt.

Spod zaciśniętych kurczowo powiek wypływały niepohamowaną kaskadą gorzkie, gorące łzy.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline