Sen był prawie ten sam.
Stale pokazywał te same trzy, promieniejące magią przedmioty, dzieło zapewne jednego, wspaniałego złotnika, prawdziwego mistrza w swym fachu.
Każdej nocy były trochę wyraźniejsze, niż poprzednio. Każdej nocy mógł dostrzec więcej szczegółów.
I każdej nocy ich wołanie było odrobinę głośniejsze.
A to, jak sądził, mogło znaczyć tylko jedno - źródło owego wołania było coraz bliżej.
***
A niech mnie... To TEN portal... I ONE też istnieją...
Te myśli przeszły przez głowę Thazara, gdy mag wpatrywał się w coś, co przez całe swe życia, od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszał o Karmazynowej Cytadeli, uważał tylko i wyłącznie za legendę, nijak się nie mającą do rzeczywistości.
Wysoki mężczyzna, w ubraniu, noszącym na sobie ślady długiej podróży, w tunice nałożonej na koszulkę kolczą, przez moment wpatrywał się w portal, a w jego niebieskich oczach malowało się i zaskoczenie, i ciekawość.
Po chwili przeniósł wzrok na pozostałych uczestników spotkania. Ci, co w tym momencie spoglądali na niego, mogli dostrzec bliznę przecinającą skroń.
- Czy was też coś tutaj... wezwało? - spytał.
Ponownie spojrzał na portal i, nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę pełnych magii drobiazgów, które - czego był pewien - przeznaczone były właśnie dla niego.