Łotr westchnął głęboko widząc dwa krótkie miecze, tak czarne że zdawały się wsysać światło w pobliżu. Ostatnią rzeczą którą pamiętał był długi korytarz, naszpikowany magicznymi alarmami obok których musiał się przekraść. Potem długo nic i nagle znalazł się tutaj. W normalnych warunkach starałby się zorientować gdzie jest, jak tu dotarł, ale te dwa ostrza śniły mu się od zawsze, czuł się niemal tak jakby posiadały one własną, i to wcale nie małą, grawitację. Ledwo zauważył obecność innych osób. Z rąk zdjął parę cienkich, aksamitnych rękawic i przeczasał swoje długie, niezbyt zadbane włosy, którym towarzyszyła równie zapuszczona broda o kolorze węgla. Ciemne owłosienie kontrastowało z jasną skórą, której jednakże nie było zbyt wiele widać. Nosił workowate, ciemne ubrania stosowne w złodziejskim fachu. - Czy was też coś tutaj... wezwało? - usłyszał, słowa te wyrwały go z transu, T'jantar obrzucił szybkim spojrzeniem wszystkich zgromadzonych, notując którzy z nich mają na sobie święte symbole, czy też księgi zaklęć, względnie przedmioty konieczne każdemu parającemu się magią. Odruchowo odsunął się od kobiety służącej Helmowi. Musiał unikać z nią kontaktu fizycznego, nawet najbardziej przelotnego. - Tak. - rzekł i ruszył prosto po broń z jego snów. |