Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2015, 00:15   #30
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karl Hoobs - zapracowany optymista


Poniedziałek rano - sklep AGD



Z samego poniedziałkowego poranka Karl postanowił zrealizować swój zamiar z nabyciem generatora. Obawiał się o dostawy prądu do głównie do swoich kas, lodówek i chłodni a przemysł spożywczy i pochodny był bardzo wrażliwy na tego typu awarie. Śrubkom czy telewizorom nic złego się nie stanie jak postoją parę godzin czy dni bez prądu, a nawet z taką mąką czy olejem. Ale mięso, jajka czy nabiał już tak odporne na takie rzeczy nie były. No i cała reszta tak samo. Cała ludzka znana mu cywilizacja bazowała na energii elektrycznej i zasilajacych ją cudach techniki. Bez niej zaczynał się chaos i barbarzyństwo. Czyli głód i zamieszki, rzeczy którym on jako spokojny człowiek do tego przedsiębiorca a z usposobienia domator jakoś z natury żywił niechęć i awersję.

Udał się do tego samego domu handlowego w którym wcześniej kupił i lodówkę do domu i do sklepu i który serwisował mu oba urządzenia a Karl jako stąły klient miał rabat i to całkiem przyzwoity.

Wewnątrz oglądał różne generatory od małych generatorków przypominajace silnik do motorówki, po wielkie jak jakaś prawie szafka. W zależności od potrzeb klienta i zasobności jego portfela. Karl był obyty technicznie jako domowa złota rączka więc orientował się calkiem nieźle w swoich potrzebach energetycznych lokalu z jednej strony i możliwościach urządzeń z drugiej.

Dosć szybo ograniczył więc pulę do kilku modeli a ostatecznie do dwóch które go interesowały. Własciwie nalezały do osobnych kategorii małych i dużych generatorów. Duży mógł więcej i oczywiście kosztował wiecej. Karl związany walką z tym Chińczykiem z przeciwka, wynajęciem detektywa i prawdopodobną sprawą sądową z Ortegą nie bardzo chcial się angazowac w jakieś specjalne koszta. Choć samczy testosteron by miec więcej, większego, o największej mocy, gabarytach no i cenie bardzo go kusił. Zwłąszcza, że jego zmysł techniczny również był zafascynowany mocą tego urządzenia.

Ostatecznie jednak wygral zmysł przedsiębiorcy, pragmatyzm no i ekonomia. Zdecydował się jednak na mniejszy Graham 2000. Ostatecznie był kilka stów tańszy do tego na jego lokal wystarczał w zupełności a bardzo korzystnie wychodziło mu spalanie paliwa na niskim poziomie. Zwłaszcza jakby miało potrwać dłużej jakies takie zaćmienie czy co. Wówczas koszty paliwa oraz jego oszczędność tego co się kupi mogła mieć kolosalne znaczenie. No i energetycznie akurat ten model był prawie tak sprawny jak przeciętny duży egzemplarz. A Karlowi po prawie godzinie w sklepie i gadce ze sprzedawcą udało się ejszcze wynegocjować rabat na 15%! Liczył, że na 10% byłoby nieźle wiec te dodatkowe 5% przesądziło sprawę. A jeszcze naprawy fwarancyjne i serwis... Któż by się na to nie skusił? No na pewno nie Karl i nie w takiej sytuacji jaką miał teraz.



Poniedziałek południe - Knajpka "Karl's Food"



Ten wielgachny Murzyn, który okazał się bardzo napastliwy, chałasliwy i po prostu agresywny a jakby było mało to jeszcze był gahem Tej - O - Której - Się - Nie - Mówi... by nie wkurzyć szefa... No i facet się awanturował tak samo jak znał to wcześniej od Ortegi tyle, że nie listownie i mailach tylko tak osobiście.

- Haroldzie. Może powiesz mi co się stało? Dlaczego przychodzisz do mnie? Nie widziałem Marii od miesięcy. - Karl był zaskoczony nagłym najściem Murzyna i jego awanturą. Akurat się te zniknięcie zbiegało z początkiem pracy detektywa którego wynajął. Ale o ile znał się na ludziach to raczej nie spodziewał się takich “znikań” po nim. Sprawiał wrażenie profesjonalisty. A do tego… Skoro sprawa rozchodziła się o Marię… To Hobbs z natury jakoś robił się nieufny i podejrzliwy. Jakiś numer ze znikaniem jaki obmyśliła ze swoim gahem jakoś specjalnie by go nie zdziwił. Poza tym czemu przylazł tutaj a nie na komisariat? Najpierw więc musiał się dowiedzieć czegoś więcej od tego wzburzonego mężczyzny.

- Bo widziałem,jak ten Larry kręcił się wokół naszego domu jakieś dwa dni temu. A przecież wiadomo, że to kryminalista z wyrokiem… który trzyma sztamę z tobą.- warknął wrogim tonem Harold.

- Larry jest moim pracownikiem. I prosiłbym byś zważał na słownictwo. Larry pewnie wracał do domu, mieszka niedaleko Marii. Nic mi nie wiadomo o żadnych kłopotach Marii i jej zniknięciu. Jeśli masz jakieś zażalenia proponuje byś zgłosił to na policję. Ja prowadzę lokal i nie wiem jak mógłbym ci pomóc w znalezieniu Marii. - ton i cała awantura nie podobały się Karlowi ale nie chciał jej eskalować. Miał nadzieję przemówić Haroldowi do rozsądku i przekonać go by zaczął szukać winnych gdzie indziej.

-Zgłosiłem glinom i wiesz co? Powiedzieli, że zajmą się po zakończeniu sytuacji kryzysowej. Przyjęli zgłoszenie i wypieli się dupą do mnie… cholera… pewnie dlatego że jestem czarny.- Harold był zbyt zdenerwowany na spokojną rozmowę.

- W policji pracują nie tylko biali Haroldzie… - zauważył cierpko przedsiębiorca. Właśnie tego typu gadek nasłuchał i naczytał się z jego partnerką więc jak widać dobrali się świetnie. - Przykro mi z powodu zaginięcia Marii ale nie wiem jak mógbym ci pomóc w tej sprawie. Zapewniam, że nic mi o tej sprawie nie wiadomo ani nie miałem z nią nic wspólnego. Jesteś pierwszą osobą która przychodzi do mnie i mówi mi o tej sprawie. Jeśli to cię uspokoi to mogę pojechać na komisariat i złożyć zgłoszenie o zaginięciu Marii, bo w końcu nadal jest moją pracownicą. Jeśli chciałbyś coś jeszcze to słucham. - właściwie jeszcze nie wiedział jak rozegrać sprawę z zaginiciem Larry’ego więc i tak liczył się z tym, że musiałby udać się na komisariat więc w razie czego mógł załatwić obie sprawy na raz. Poza tym jeśli faktycznie Ortega zaginęła to należało coś zrobić by ją odnaleźć. Szukać po tej wielkiej ogarniętej chaosem metropolii nie zamierzał, ale zgłosić mógł.

- Nie zgrywaj naiwniaka. Dobrze wiem, że robiłeś wszystko, by wciągnąć w kierat mojego pączuszka w ciąży. Nie udawaj świętoszka. Po prostu powiedz gdzie ona jest i co z nią zrobiłeś. Albo gdzie jest ta więzienna gnida, Larry!- wybuchł mężczyzna szturchając grubym paluchem klatkę piersiową Karla.

- Harold. Nie wiem gdzie jest Maria i co się z nią stało. Przyjmij to do wiadomości. A sposoby jakie sugerujesz nie są moimi sposobami. Jeśli chcesz coś jeszcze załatwić to albo zmień ton albo przyjdź z policją. Wówczas chętnie porozmawiam. - Karl już się trochę wnerwiał na tego pretensjonalnego problemotwórcę. Dało się zauważyć, że ton zdecydowanie ochłódł i brakowało w nim zwyczajowej przyjacielskości z jakiej Hobbs był najczęściej kojarzony.

- Zacznij mówić, bo skuję ci mordę staruchu.- warknął murzyn i… nagle zawył z bólu, bo ktoś znalazł się za jego plecami, podczas całej tej rozmowy. Ktoś niski i zwinny… ktoś kto błyskawicznie wykręcił mu rękę zmuszajać do klęknięcie. Ktoś kogo Hobbs znał dobrze… przeklęty właściciel konkurencyjnej knajpki.


Gui Meng trzymając w kleszczach Harolda stwierdził spokojnym głosem.- Psujesz dobrą atmosferę na tej ulicy. Zakłócasz Chi i Tao… Przeszkadza mi to. Opuść tą restaurację i ulicę w spokoju, albo… będę zmuszony zrobić ci krzywdę.
Odpowiedzią na to były krzyki bólu i steki przekleństw Harolda.

-Twoi goście są niewychowani panie Hobbs.- skomentował to Meng.
Karl musiał przyznać, że takie ultimatum, w dość rozsądnej i grzecznej formie jaką chyba zaserwował partnerowi Marii powinno dać mu do myślenia nad jego zachowaniem i skłonić do sensowniejszego zachowania. No ale nie. Harold wybrał tę bardziej agresywną bramkę. Gdy to zrobił Karl odruchowo spojrzał na wystający za ladą kij bejzbolowy trzymany na takie okazje. Nie chciał tego robić ale wolał “w razie czego” pomachać kijem, licząc na odpowiedni efekt niż dać się pobić. Bo Harold zdaje się do tego dążył i właściciel lokalu szczerze mówiąc był już tym znacznie zaniepokojony. Nie lubił tego typu sytuacji i na ogół udawało mu się ich unikać. Teraz jednak zdaje się niekoniecznie musiało to zadziałać jak zazwyczaj.

O dziwo, gdy Harold nagle stęknął i jęknął i się wyraźnie “zawiesił” w pierwszej chwili Karl nie wiedział co się stało. Jeszcze tego brakowało by tu odwalał jakiś atak serca czy co… Jak miałby teraz po karetkę zadzwonić?! Ale zdziwił się jeszcze bardziej gdy zza sporawego Murzyna wyłonił się niezbyt postawny Azjata. I to właśnie TEN Azjata.

- Moi goście mają odpowiednie maniery. I siedzą przy stolikach. - uśmiechnął się Karl wskazując na resztę swoich gości. - Haroldzie, będzie zdecydowanie lepiej i zdrowiej dla nas wszystkich jeśli posłuchasz pana Meng i opuścisz ten lokal. Takie zachowanie raczej nie pomoże ci w poszukiwaniach. I jest karalne. - rzekł Hobbs korzystając z niespodziewanego wsparcia ze strony konkurencji. Miał nadzieję, że Harold uzna wyższość argumentów obu przedsiębiorców i właścicieli lokali i da sobie wreszcie siana. Meng zdaje się przemówił językiem jaki Harold zdaje sie znał bardzo dobrze.
Odpowiedzią były kolejne przekleństwa, a potem jęk bólu z ust Harolda.

-Nie dosłyszałem. Panie Hobbs, czy słyszał pan żeby się zgodził?- odparł z kamienną Menga, a z ust Harolda wyrwał się krzyk.- Zgadzam się, zgadzam!
Gui Meng puścił jego rękę. Obolały murzyn spoglądał z wściekłością na obu sycząc pod nosem.- Pozwę was za to.

- Tak… możesz tego spróbować. A nie wątpię, że pan Hobbs również to uczyni.- stwierdził spokojnie Gui Meng.

- Dokładnie. - potwierdził słowa drugiego biznesmena właściciel “Hobbs Food”. - Proponuję ci Haroldzie byś skupił się na poszukiwaniach Marii. Tu jej nie ma i nie było już od dawna. A takimi metodami nic tu nie zdziałasz. - rzekł oschle do tego nietypowego gościa swojego lokalu.
Harold obrzucił wrogim spojrzeniem obu mężczyzn i pomrukując coś pod nosem wyszedł z lokalu niczym zbity pies.

- Cóż… Nie spodziewałem się takich awantur na tej ulicy. To ponoć spokojna dzielnica, ale z drugiej strony... w obecnej sytuacji każdemu mogą puścić nerwy.- podsumował sprawę Gui Meng.
Karl obserwował w napięciu całą scenę. I gdy mimo wszystko awanturnik opuścił jego lokal odczuł prawdziwą ulgę. - Przepraszam państwa za tą awanturę. Niestety obecny kryzys w mieście nie wszyscy ludzie znoszą tak dzielnie jak my tu w tym lokalu. - uśmiech powrócił na twarz przedsiębiorcy. Czuł, że musi coś powiedzieć dla uspokojenia sytuacji. Dał znak swoim pracownikom, że już wszystko jest w porządku i mogą wracać do swoich zajęć a sam wyszedł zza lady i podszedł do niespodziewanego sojusznika.

- Dziękuję za pomoc Gui. - wyciągnął do niego rękę i dla powitania i dla okazania wdzięczności za okazaną pomoc - No zazwyczaj jak wiesz, jest tu raczej spokojnie. Właśnie dlatego wybrałem tę miłą i spokojną okolicę na lokal. - westchnął Hobbs. Tak właśnie było. I dlatego tak mu odpowiadała ta okolica. Można było czuć się bezpiecznie. Mieszkali i przychodzili tu ludzie nie szukający i nie sprawiajacy na ogół problemów. Więc takie sytuacje jak teraz zdarzały się ale niezbyt często. Dało się przeżyć.

- Ale powiedz, cóż cię sprowadza do mojego skromnego przybytku? - zagaił bo zgadywał, że chyba raczej konkurent nie przybył tu tak całkiem przypadkowo.

- Twoja restauracyjka jest naprzeciwko mojej.- uśmiechnął kwaśno Meng.- Gdy więc duży murzyn w bojowym nastroju włazi do twojego pubu, to trudno to przegapić. Może i jesteś dla mnie niechcianym problemem na tej ulicy, ale należy przestrzegać pewnych zasad… jak to się mówi... fair play?
Spojrzał za idącym już ulicą Haroldem. - Pozwolenie na taką demolkę, jaką pewnie by on wywołał, byłoby niehonorowym posunięciem z mej strony.

- Fair play… Tak, to bardzo dobra zasada. Miło mi poznać dżentelmena który je stosuje w dzisiejszych czasach. Zwłaszcza w takiej sytuacji jaką mamy obecnie. - Karl słuchał zaskoczony, że osoba od której na samym końcu spodziewałby się jakiejś pozytywnej reakcji przyszła mu z pomocą i to tak szybką i skuteczną. - Jeszcze raz dziękuję za pomoc i w imieniu swoim, i moich pracowników, i moich gości. - dodał już ze swoim serdecznym uśmiechem skierowanym do Azjaty. - Tak, jeśli wszyscy będziemy się starali zachować jak należy to mamy szansę przetrwać ten kryzys i to przetrwać z twarzą. - dodał jeszcze na koniec tego wątku. - A jak sobie radzisz w tej interesującej sytuacji? - spytał robiąc dłonia nieokreślony gest dookoła mając na myśli te problemy z telefonami, siecią i w ogóle. Bo tym razem efekt tej “awarii” jaką spowodował ten meteoryt był odczuwalny w całym mieście chyba. Więc i w ich obu lokalach również.

- Średnio… składników do moich dań, nie uznano za artykuły pierwszej potrzeby.- wzruszyła ramionami Gui, wkładając dłonie w kieszenie spodnie.- Ale jakoś to idzie. A co obecnego kryzysu, to zakładam, że obustronne zawieszenie broni na jego czas jest najlepszym rozwiązaniem, prawda?

- Myślę, że w zaistniałej sytuacji nie ma co sobie pod sobą dołków kopać. Obawiam się, że najbliższe dni będą dla nas bardzo zajmujące. A kto wie ile to potrwa… - zgodził się z Gui jego sąsiadem z naprzeciwka. - Myślę, że to dobry czas na potrenowanie stosunków dobrosąsiedzkich. - dodał z uśmiechem.



Poniedziałek popołudnie - mieszkanie Larry'ego



Szczerze mówiac to był zaniepokojony zniknięciem Larry'ego. Jego kryminalna otoczka z natury rzeczy budziła zastanowienie i uwagę. No a jak coś było nie tak w okolicy to stawiało go w pierwszym rzedzie podejrzanych. Niemniej jednak dotąd był jednym z lepszych pracowników i ludzi z jakimi Karl się zetknął. Kto wie, może gdyby chłopak miał lepszego adwokata albo więcej szczęscia... W kazdym razie na pewno nie był niewinny bo do więzienia za drobnicę raczej się nie trafiało. Ale jakkąlwiek było kiedyś teraz odkąd zaczął pracowac w lokalu Karla ten nie miał powodów do narzekań na chłopaka. Może się zmienił, może naprawdę chciał zerwać ze swoja przeszłością i wizerunkiem, może akurat trafiało mu podejście jakim otaczał swoich pracowników Hobbs. Tego Karl nie był pewny. Ale pewny był, że jak dotąd Larry nie nawalał a na pewno nie znikał z pracy już drugi dzień bez wyjaśnienia. To mu groziło poważnymi konskwencjami nie tylko w pracy.

Normalnie Karl by zadzwonił do niego i na numer kontaktowy który miał każdy z jego pracowników w razie tego typu sytuacji właśnie. No ale telefony nie działały. Ani komórki ani stacjonarne. Po częsci to zrzucało z niego odpowiedzialność za powiadomienie władz, czego nie chciał zbyt prędko robić bo pewno chłopak by skońćzył za kratkami. A zdaniem Karla każdy, a zwłaszcza tacy ludzie jak Larry, zasługiwał na szansę.

No ale gadka tego Harolda wzbudziła do reszty jego czujność i niepokój o los i poczynania pracownika. Czyżby Larry okazał się w jakiś sposób nadgorliwy? Chciał jakoś się zasłużyć przed szefem i "coś zrobić" w sprawie tej Ortegi? Bo to zdaje się segerował a raczej wrzeszczał Harold. A właściwie, ze to Karl go wysłał z takim kryminalnym zadaniem. W to zaś Hobbs nie wierzył. Nie zatrudnił by kogokolwiek z napadami agresji czy problemotwórcy zwłaszcza po wyroku. Po co mu w pracy i w domu jakieś problemy z policją czy sądami? A Larry na jakiegoś fana latania z bejzbolem czy ciachania nożem ludzi jakoś mu nigdy nie wyglądał. No ale jak jego ranna zmiana miała się ku końćowi, przyszła druga, wieczorna i nikt z pracowników nie wiedział nic o jego losie Karl już się powaznie zaniepokoił. Postanowił więc odwiedzić swojego pracownika i wyjasnić sprawę. Jeśli zwiał to nie miał wyjścia i musiał powiadomić policję. Ale jeśli coś mu się stało i był chory czy miał wypadek a telefonów nie było to jeszcze mógł mu pójść na ręke i dać chorobowe czy coś pomyślec w tej materii. Z tym nastawieniem pojechał pod kojarzony z okolicą adres gdzie mieszkał czarnoskóry chłopak.

I dopiero jak wjechał w tą dzielnicę przypomniał sobie dlaczego tak rzadko tu bywał. To właściwie było getto. Nie, że włądze coś zmuszały kogoś czy selekcojowały ot, tak jakoś się ułożyły życiorysy tej części mieszkańców, że pokoleniowo mieszkali blisko siebie tworzac latynosko - czarnoskórą enklawę. Do tego wręcz klasycznie była to raczej uboższa część społeczeńśtwa. W efekcie więc nakładąły się na to wszystkie tego typu pochodne sprawy jak choćby rozboje, grupy przestępcze , gangi, ludzie z bronią maszynową strzleających z jadacych samochodów, gangerskie graffitti na ścianach i tego typu sprawy. Wszystko to sprawiało, że on, biały biznesmen wyglądający na klasycznego przedstawiciela klasy średniej dość rzucał się w oczy. I czuł się jak na jakiejś strzelnicy czy co...

Do tego teraz. Teraz było jeszcze gorzej. Jakoś tak cicho i pusto... Nawet policyjne pratole zdawały sie przemukac chyłkiem w radiwozach. A młodzi, wydziarani, wykolczykowani i obwieszeni biżuterią ludzie którzy na karlowe standardy jednoznacznie kojarzyli mu się z wizerunkiem gangów jakie znał z nwesów tez jakoś go nie zaczepiali i zdawali się być nerwowi i gdzieś pezemykać i czmychać... Choc na to akurat nie narzekał. Pytanie o to czy nie ponieść mu portfela czy telefony albo odkryć oderwaną wycieraczke czy lusterko w samochodzie wcale mu się nie było potrzebne do pełnego życiorysu.

Hobbs czuł niepokój co najmniej jak tak się zagłębiał w kolejne uliczki i kwartały tego getta. ~ W razie czego to nawet nie dam rady zadzwonić na policję... Albo pogotowie... ~ pomyślał całkiem trzeźwo. Zastanawiał się czy nie zawrócić. W sumie byłoby to rozsądne. Ale jednak nie chciał się przyznać, przed smym sobą, że ulega swoim lękom. Noo iii... Co by wówczas kiedyś dzieciom powiedział? Jak miał ich wychować i dawać przykład? Miał kiedyś przemilczeć, że jechał kiedyś po swojego pracownika i zawrócił boo... No bo co? Miał coś wymysleć? Że pożar, zamieszki, bandyci z bronią? Miał kłamać? Własne dzieci? Nieee.... To nie wchodziło wrachubę. Musiał to przetrwać i to spróbowac nadal być na tyle dobrym człowiekiem by sie potem nie wstydzić patrzeć w lustro przy goleniu. A golił sie codziennie...

W końcu niejako z ulgą zatrzymał samochód przed domem w którym mieszkał chłopak. Okazało się, że to kilkupiętrowa kamienica. Gdy wszedł na klatkę schodową i doeszdeł do drzwi poczuł już coś pomiędzy obawą a strachem. Drzwi które powinny wedle numeracji należeć do jego pracownika były wyłamane! I co dziwne od środka. ~ Co tu sie stało?! ~ przełknął nerwowo ślinę i rozejrzął się po klatce w górę i w dół. Nigdy nie widział czegoś takiego. Na pewno nie na włąsne oczy. Widział już trochę włamań u sąsiadó czy to w samochodach czy sklepach ale na ogół były to wyłamane kłodki czy zamki ale o ile sobie przypominał to było doś podobne. Ot wybita szybka czy rysy i slady po łomie czy podobnym narzedziu. Ale zawsze to było od zewnątrz. Bo po wyłamaniu zamku cyz kłódki nie było już problemu z przekraczaniem przejscia w którąkolwiek stronę. Ale... Pazury? Od środka mieszkania? Znaczy co? Ktoś... Coś... Było wewnątrz i chciał wydostac się? Nie za nic w świecie nie słyszał o czymś takim...

Zawołał Larry'ego po imeniu choć bez zbytniej nadziei widząc cisze i martotę widocznej z korytarza części mieszkania. Widział też burdel jak po solidnej dewastacji czy plądrowaniu mieszkania. Jakoś był prawie pewny, że Larry'eg tam nie ma. Nie ma żywego... Chciał wrócić do samochodu i odjechać stąd czym prędzej! Ale... Ale nie... Jak tam gdzieś był Larry? Jesli potrzebwał pomocy? Niee... Sumienie by go potem zeżarło... Więc pukajac we framugę i wołając imię chłopaka po raz ostatni wszedł w końću do środka. A tam...

No chaos. Przełykał nerwowo ślinę. I co chwila zaciskał pięści. I czuł jak się zaczyna pocić. Ze strachu. Bo tu się stało coś złego. To było widac na kazdym kroku. Ślady pladrowania nasilały się. Poprzewracane, połamane i poprute medle, rozchełstana i rozrzucona pościel, podarte żaluzje, zerwany żyrandol, brak rzeczy w stylu telewizora czy komputera które były wkazdym domy dość jasno świadczyły o o splądrowaniu tego miejsca.

No i krew. Widział ślady krwi. Nic, że ktoś się zaciął przy krojeniu warzyw czy puścił farbę z nosa o nie. To wyraźnie ktoś krwawił i to solidnie. Karl nie był lekarzem ani policjantem czy patologiem. Ale wiedział, ze ktoś tu oberwał i to solidnie. Nawet to było za dużo tych krwawych plam na kilka strzałów z pięści w twarz. Dużo za dużo... Co tu się stało!?

No a najgorsze to były te ślady pazurów. Bo nawet krew jeszcze jakoś był w stanie zrozumieć. Jakiś napad z pobiciem czy coś takiego. Ale te pazury?! Co zostawia takie slady?! Jakieś zwierze? I to ile... Musiało mieć sporo czasu... I wściekłosci... I po co? Koty ścierają pazury, króliki zęby co jest wkurzajace ale zrozumiałe. Ale tak jak tutaj? Nie, musiał zadzwonić na pol... A tak... Jak wziął telefon w rękę przypomniał sobie, że nigdzie nie zadzwoni... Trzeba było pojechac i zgłosić. Niech przyjadą ci spece od śladów i spojrzął na to. Może oni jakoś to rozgryzą.

No ale... Kto mu uwierzy? Że widział jakiś burdel i pocięcia w mieszkaniu zbiegłego kryminalisty na warunkowym? No nawet jak uwierzą to nie potraktują serio. Tylko jak Harolda. Teraz priorytety policji też się pewnie troche zmieniły. Ale...

Drżącą ręką wział telefon i obcykał ślady krwi. I kilka dobrych zdjęc na te szponiaste ślady. I wyłamane drzwi. Też z tymi śladami dziwnymi. O tak! Teraz miał co pokazać na komisariacie! Lepiej niż puste słowa rotrzęsionego przediębircy lokalu gastronomicznego.

Miał już wychodzić gdy po wahaniu się postanowił zapukać do drzwi naprzeciwko. W mieszkaniu Larry'egu musiał byc hałas na 102 choćby z wyłamaniem tych drzwi. No i to dosć rzuca się woczy tak rozwalone drzwi. Miał zamiar spytac czy wiedzą co i kiedy się stało. Może Larryego zabrała karetka to wiedzą do jakiego szpitala. Może cokolwiek wiedzą cy wyjasniłoby sytuację co się stało w jego mieszkaniu czy o jego losie.

W drodze poerotnej przejechał tak by sprawdzić jak to ma się lokalizacyjnie adres Larry'ego do adresu Marii. Bo wcześniej w barze sprzedał tą bajeczkę Haroldowi torchę z pamięci i na poczekaniu. Ale teraz okazało się, że naprawdę mieszkają niedaleko siebie. Ba! Przed domem Marii zauważył kręcącego sie Harolda. I to wściekłego. A teraz nie miał przy sobie pomocnej dłoni i umiejetności Gui Meng'a. Więc spokojnie przejchał dalej. Miał nadzieję, żę Harold nie zna jego samochodu więc nie zwróci na niego uwagi. Poza tym zdaje się, ze miał dość agresywną naturę a Karla pospołu ze swoja lubą uważał za dojną krowę winna posłuszeństwo i aportowanie na rządanie a nie jakiegoś partnera do dyskusji. No i za białego kapitalistę i wyzyskiwacza biednej, czarnej ludności. Jakby Ortega za darmo pracowała... Zresztą! Właśnie o to cały wic się rozbijał! No żeby własnie cholera jedna pracowała!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline