Wątek: [Kult] Kąty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2007, 00:14   #7
Kmil
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny
Matthew Winder

Kapitan Henry Watson, gdy pierwszy raz brał udział w gaszeniu pożaru, poznał swego przełożonego Boba Windera w samym centrum Inferna. Było to w 1975 i miał wtedy 25 lat.
Do dzisiaj dziękuje Bogu za to spotkanie, bo inaczej nie dożyłby 26 roku. Dzisiaj sam jest kapitanem i dowodzi grupą, w której oprócz dwóch innych młodych żyć musi jeszcze uważać na syna Boba. – Mam tylko nadzieje, że nie będę musiał dzisiaj spłacać długu życiowego. – Pomyślał i obleciał go strach, niepewność a może dziwne przeczucie. – Jego dziewczyna tak? Musze szczególnie go pilnować. Niepotrzebna nam tutaj nowych bohaterów, bo wszyscy poprzedni są albo w szpitalu, albo na cmentarzu. – Kontynuował rozmyślanie.

- Nie wiem, co mam Ci odpowiedzieć chłopcze. Mam nadzieję, że jest bezpieczna. Pamiętaj, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc tym ludziom, nie mniej i nie więcej.- Odparł.
- Nie mam informacji na temat ewakuacji cywili. Zgłoszenia napływały od przechodniów i mieszkańców pobliskich kamienic. Ale na pewno udało Jej się uciec. – Próbował pocieszać Matta.
Nie mogę mu powiedzieć tego jak źle to wszystko wygląda. Chyba nie bardzo się przysłuchiwał, gdy chwilę temu omawiałem szczegóły. Może lepiej, aby sam się przekonał.- Dodał w myślach.

Przez pierwszych pięć minut wozy strażackie pędziły przez miasto z wielką prędkością, lecz potem z trudem przepychały się przez tłok uliczny. Im bliżej pożaru tym gorzej. Po kolejnych dziesięciu, które zdawały się Mattowi wiecznością dotarli na miejsce. Przez ten czas chłopiec miał już gotowych 100 najgorszych scenariuszy odnośnie tego, co mogło się stać.
Z wozu pierwszy wyskoczył kapitan, spojrzał w stronę wroga i zamarł. Niewiadomo czy z szacunku czy z przerażenia. Roy wpakował się na niego z rozpędu.
- Matko boska.- Wyjęczał Henry.
- O k**wa jego mać…- Dodał swoje Roy.
Matthew także obrócił głowę w stronę łuny światła i żaru. Jego oczom ukazał się obraz, którego nigdy nie zapomni. Lewe skrzydło budynku stało w płomieniach całkowicie, gigantycznych rozmiarów ogień trawił wszystko z niesamowitą siłą, podniesiona temperatura była wyczuwalna nawet w miejscu, w którym stali strarzacy. Dym przesłaniał większą część nieba, drażnił nozdrza i kuł w oczy. Płomienie rozprzestrzeniały się przerzucając na centralną część budynku. Ryk pożaru był na tyle donośny, że od tej chwili musieli do siebie krzyczeć. Przywodził na myśl odgłosy wielkiej bestii wyzywającej swego przeciwnika. W jednej chwili młodzieniec zdał sobie sprawę z tego, że nigdy jeszcze się tak nie bał. Mimo wszystko ku swemu zaskoczeniu z zimną krwią zaczął oceniać sytuacje. Najpierw rozejrzał się za punktem ewakuacyjnym, gdzie powinni zebrać się wszyscy ludzie, którym udało się uciec z budynku. Odnalazł je po chwili, ale niestety było zupełnie puste, ani jednej osoby. Perspektywy gaszenia także wyglądały nie ciekawie. Uczelnia ogrodzona była murem i parkiem, wozy będą musiały się nieźle namanewrować zanim zbliżą się dostatecznie.
Z rozważań wyrwało go krzyknięcie kapitana:
- Ok.! Mamy rozkazy! W środku są prawdopodobnie jeszcze cywile! Musimy spróbować ich odnaleźć i walczyć z ogniem od środka! To dziwne, ale główne wejście jest zabarykadowane więc wejdziemy oknem! Roy! Ty prowadzisz, zlokalizuj węża i gaśnice! Matthew ty idziesz za nim, ja i Loyd będziemy tuż za wami! Ruszamy!!-
W głowie Matta wirowało, był zupełnie oszołomiony, czy to adrenalina?
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 05-04-2007 o 15:26.
Kmil jest offline