Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2015, 20:57   #1
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
[WARHAMMER] "Między wódkę a zakąskę"



4 Sigmarzeit, 2468 K.I., Bezahltag, ranek

Averland, trakt na północ od Grenzstadt

Piękną była wiosna tegoż roku, Anno Sigmari 2468. W perpektywie najbliższych tygodni zbliżało się lato, gorące i słoneczne. I dziś słońce ogrzewało grzbiety podróżujących, ogrzewało tak, że spoceni byli jak muły, a tobołki przylepiały się im do grzbietów. Ale nie narzekali.

No dobra, trochę narzekali. Skali w rozbrajającą szczerością wyjaśniał młodemu Jekilowi na czym ten świat stoi. Szczególnie dużo miejsca w swych wywodach poświęcał Imperium, wyjaśniając dobitnie gładkolicemu nagród łowcy, że tutaj to tylko syf, malaria, rozpusta i franca, wszędzie franca, że on świat zjechał cały, że on woźnica, że widział, że wie. A potem dodał jeszcze, że jak nie franca, to okradną i zapytywał, czy jakowegoś złodzieja ostatnimi czasy Hoffert uchwycił. Jekil, z rozbrajająco miłym i spokojnym uśmiechem, wyjaśnił, że niejedno już złapał, że tym się przecie zajmuje, ale to już czas jaki mija, od kiedy razem podróżują i - jak dobrze syn Narina wie - złodzieja ostatnio nie łapali.

Dodał też, żeby - miast szukać złodziei w dziupli tego, o tam, drzewa, niech rękę na sakiewce ułoży, bo Elgast jakoś tak koso na ten mieszek patrzy. Reuter tylko się uśmiechnął, również szczerze i nie mniej rozbrajająco. Skali coś tam sarknął, ale i jego oblicze rozjaśnił uśmieszek, ironiczny raczej. Tymczasem Lenz zerknął na bok, czy aby jakiejś jałówki zgrabnej nie ma, pasa się może jakaś. Nie pasała się, trudno bowiem by o to było w owej okolicy. Łatwiej znacznie było o drzewa, im bardziej na północ od Grenzstadt parli, tym bardziej lesiście się robiło. Kawałek jeszcze, przed południem wkroczą do Lasu Waldbach. A dalej pogórze Gór Krańca Świata. Durak tęsknie nieco zerknął ku plasującym się na horyzoncie szczytom. Niby nie Szare Góry, a jednak, prawie jak dom.

Bity trakt był wcale szeroki, jak na drogę na uboczu, acz nieco zaniedbany. Kmieć z wioski Graukuhdorf objaśnił im dobitnie, że tam dalej to tylko karczma "Kubek Taala", przydrożny zajazd znaczy się, rogatki, a na rogatkach mytnik, kurwa jego mać, a dalej to będą wioski dwie, wpierw Hühnerkot, potem zaś Knöpperdorf. I tyle. No, szlak potem w dół znów idzie, do Averu Błękitnego prowadzi, a tam panie, cywilizacja. Lenz za wskazówki grzecznie podziękował, Skali grzecznie pierdnął i ruszyli.

Tak więc, wkoło coraz więcej drzew było, pola uprawne ustąpiły miejsca dzikim łąkom. Wkoło parowy, pagórki. I tak, traktem na północ od Grenzstadt, podróżowała kompania.



Minęła godzina może drogi. Do traktu zbliżył się strumień, płynąc równolegle wobec szlaku i wcale ładnie wyglądając. Promyki słońca odbijały się od krystalicznie czystej wody, zmuszając patrzących, by zmrużyli powieki. Szum wody towarzyszył bohaterom cały czas, stając się jak gdyby muzyką dziczy, dzwoniącą podróżnym w uszach. Lenz wytężył wzrok. Coś spływało w dół rzeki, na północ. Machnął ręką i kompani zbliżyli się do ruczaju. Strumieniem spływały dziesiątki kwietnych wianków.

Wtem usłyszeli tętent kopyt. Odwrócili się napięcie, w sam raz by ujrzeć galopującego gońca konnego. Koń toczył pianę z pyska. Młody chłopak, w liberii czerwonej, odpiął od siodła róg, zadął weń, by bohaterowie ustąpili mu z drogi po czym przejechał obok i poszedł dalej w Averland, pozostawiając za sobą tylko tumany kurzu. Kompani zerknęli za nim. Przed nimi rysował się trakt, równo przecinający krajobraz, dalej zaś widać było już las. Znad drzew unosiła się smuga dyma, zapewne karczma. Na tę myśl Durakowi aż w brzuchu zaburczało. Tak się bowiem złożyło, że śniadania zjeść jeszcze okazji nie mieli. Gdzieś tam, coraz mniejszy, galopował goniec. Kuc Duraka zarżał i pokręcił grzbietem, na którym leżała część dobytku kompanii. Pachniało wiosną, gazami jelitowymi Skaliego i kupą nawozu, jaką spod ogona wyrzucił parskający koń posłańca.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 09-05-2015 o 13:51. Powód: czas potrzebny do dotarcia do lasu (do wieczora -> przed południem)
Fyrskar jest offline