Wiosna była bardziej letnia, niż wiosenna. Słońce przypiekało całkiem nieźle, ale Jekil nie narzekał. Ciepło w niczym mu nie przeszkadzało. Podobnie jak nie przeszkadzały mu wynurzenia Skali'ego, poddające pod wątpliwość zarówno jego wiedzę, jak i doświadczenie czy znajomość świata.
Bez wątpienia świata to Jekil za dużo nie zwiedził, ale parę setek mil przewędrował, nie tylko głównymi drogami, i nie stracił głowy ani sakiewki. Ba, nawet zdobył kilka głów i nagród za owe głowy. Wiedział też, że dumne Imperium to w znacznej mierze błoto i ścieki.
Od tygodnia niemal, gdy w zasadzie przypadkiem sformowana kompania rozpoczęła wędrówkę, Skali powtarzał tę samą mniej więcej śpiewkę, zmieniając tylko czasami melodię.
Odsunął się na bok, posłaniec uniósł róg do ust.
W gruncie rzeczy miał w dużym poważaniu przyodzianych w liberie fagasów, ale póki nie było potrzeby, wolał się nikomu nie narażać. Za duże ryzyko, za mało zysku.
- Posłaniec, herold - powiedział, gdy nieco opadł kurz - to może oznaczać jakieś ciekawe nowiny.
A ciekawe nowiny oznaczały niekiedy kłopoty. A niekiedy możliwość zrobienia interesów. |