11-05-2015, 23:44
|
#5 |
| - Musi być gdzieś w tym Huhnerkot, o którym kmieć gadał, Marenę topili - stwierdził Brahman patrząc na spływające z nurtem wianki, po czym westchnął głęboko - Biba pewnie była na całego… Szkoda, że się spóźniliśmy.
Lenz dał się już poznać kompanom jako człek raczej skory do nawiązywania kontaktów z pospólstwem, bo i o drogę nie miał nijakich oporów zapytać nawet gdy znaną była i pogwarzyć na trakcie nie omieszkiwał, o plotki wypytać, pozdrowić nieznajomego, przekazać pozdrowienia rodzinie, czy choćby prowadzoną na łańcuchy krasulę pochwalić, że dorodna i niechybnie mleczna. Gorzej się miała sprawa gdy trzeba było coś pracą rąk zrobić, jak choćby nieść jakieś ciężkie dobro wspólne, czy chrustu nazbierać. Tu na ogół przepadał na siku, rozejrzeć się, zabezpieczyć perdymetr, czy jakoś tak i wracał na gotowe. Co nie znaczyło, że wkładu swojego w dobro kompanii nie wprowadzał. We wsi zawsze z jakim podpłomykiem, garnkiem smalcu, czy antałkiem napitku wracał i dzielić się zdobyczami nie zapominał. Ani swoimi, ani cudzymi jak na przykład wczoraj gdy Elgastowi dobrym sercem kierowany nie pozwolił by stary chłopina tak sam do siebie pił. Zresztą lenistwo i zamiłowanie do trunków i jadła miał poniekąd na sylwetce wymalowane, która choć szczupłą kiedyś była i młodą nadal pozostawała, teraz dochowała się takiego brzucha, że w kompanii ino Durak go mógł zawstydzić.
Nim jednak na dobre pogrążył się myślami w ludowej zabawie z dziewuchami, drogą przejechał… - Posłaniec, herold - powiedział Jekil.
Iście tak to wyglądało. I takie jak orzekł łowca nagród, widoki za sobą niosło. Wieści. A wieści to zawsze rzecz ważna i ciekawa.
Przeciągnął się, odszedł na skraj traktu by odlać się, bo szum strumienia już zbyt długo mu w uszach pobrzmiewał, po czym ustawiwszy od nawietrznej strony Skaliego, spojrzał na kompanów. - No? To w drogę!
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |
| |