12-05-2015, 19:50
|
#7 |
| 4 Sigmarzeit, 2468 K.I., Bezahltag, ranek Averland, karczma "Kubek Taala" Twardo ubitą ziemię traktu zastąpiły kocie łby, na których krzesały iskry stalowe podkowy koni prowadzonych przez stajennych. Z pyska konia, na którym jechał goniec, toczyła piana, podczas gdy wlókł nogę za nogą, prowadzony do stojącej na boku stajni. Sam goniec zniknął w drzwiach przybytku. Prócz stajennych i kompanii na dziedzińcu nie było nikogo. Bosy wyrostek podbiegł do Duraka, proponując mu, że zajmie się jego kucem.
W uchwytach umocowanych bo bokach podwoi oberży tkwiły pochodnie, zgaszone teraz; przed wejściem był próg, płaski kamień, pozwalający przybyszom wkroczyć do przybytku nie wpadając po kostki w kałuże pomyj i resztek trunków. Obsługa karczmy raczej nie trudziła się z wylewaniem tego wszystkiego kawałek dalej. Na drewnianej ścianie i kamiennym fundamencie widać było plamę - zapewne ktoś się na ową karczmę wyrzygał.
Weszli do środka. Tłumów we wnętrzu nie było, ot, dwóch parobków sączyło cienkie piwo, pod ścianą zasiadł brodaty waligóra - czyżby drwal? - z żoną i dwojgiem dzieci. Goniec zasiadł przy barze i wcinał śniadanie, aż mu się uszy trzęsły. Chłopak miał odstające uszy i rumiane policzki, był szczupły, jakby od miesiąca był w trasie i nic nie jadł. Siedział tak, jakby na zydelku leżały żarzące się węgle - znak, że dupa od siodła bolała. Sprawiał raczej sympatyczne wrażenie.
Karczmarz był krępym, starszym mężczyzną. Nie miał lewej ręki, została odcięta w łokciu, pozostawiając po sobie kikut. Rękaw miał przypięty do ramienia, by nie zwisał luźno. Na widok Bractwa Pierdnięcia uniósł posiwiałą głowę.
- Śniadanie? - właściciel przybytku nie był raczej człowiekiem lubującym się w długich przemowach. - Piwo? Hę?
Posłaniec uniósł płową łepetynę i uśmiechnął się, ukazując przerwę między jedynkami i niepołknięte jeszcze jedzenie. Skali przyjaźnie pierdnął. Oberżysta udał, że nie dosłyszał. I że wraz z ręką zatracił też zmysł węchu.
Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 12-05-2015 o 19:52.
|
| |