Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2015, 17:34   #5
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Tony rozejrzał się po melinie, którą Berith nazywał swoim biurem. Prawie niezauważalnie skrzywił się, ale szybko jego oblicze nabrało martwego wyrazu, kompletnie wyzute z emocji.
- Rozumiem, że nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli zapalę- powiedział mafioso, nie czekając jednak na odpowiedź. Wyciągnął papierosa i odpalił go. Wpatrywał się w Beritha.
Coś ty za jeden i czego chcesz? - zapytał chłopak spoglądając w stronę Tony’ego.
Pierwsza zasada - ja zadaje pytania.
Pojebało cię ziomuś. - Berith wstał i zrobił krok w stronę detektywa - Na glinę mi nie wyglądasz. Gadaj coś za jeden, albo zawołam Romula. Znaczy się ochronę.
Tony wpartywał się w chłopaka swoim wzrokiem. Lekko przymrużył oczy i zaciągnął się papierosem.
Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem gliną, nie jestem detektywem, a ty możesz mieć przejebane, rozumiesz mnie? - mówiąc to uchylił połę marynarki ukazując zdobioną Berette. - ale jeśli porozmawiamy jak cywilizowani ludzie to zniknę stąd szybciej niż się tu pojawiłem. Rozumiesz?
Berith cofnął się, niemal potykając o własne nogi. Podniósł ręce do góry i wyjęczał.
Spoko, spoko. Czego chcesz? Pieniędzy? Źle trafiłeś. Jestem pusty. Prochów? Nie wyglądasz na takiego, ale pozory mylą. Mam trochę koki, jak chcesz i mefedronu. Mogę ci odpalić działkę. Tylko wiesz…. albo nie ważne. Bierz dragi i się zmywaj.
Berith podszedł do biurka i zaczął szukać czegoś w szufladzie.
- Gówno mnie obchodzą twoje prochy - przerwał mu Tony. - Siadaj. - powiedział stanowczo, a gdy ten usiał mafioso stanął przed biurkiem. - Gdzie jest Pamela? - zapytał
- Kto? - zapytał Berith.
- Zła odpowiedź. Dam ci jeszcze jedną szansę. Gdzie jest Pamela… albo Lamia. I nie drażnij mnie, proszę cię.
- Pamela? Lamia? Ziomek, ja nie mam pojęcia o czym ty mówisz. To jest klub muzyczny, a nie burdel. Chcesz dziewczynki, to ci mogę coś skołować, ale nie tak od razu.
- Dobrze. Dobrze. - powiedział bardzo spokojnie Tony. - Prawe czy lewe? - zapytał
- Co kurwa? O czym tym bredzisz? Romul! - krzyknął chłopak na cały głos.
- Zamknij się. - powiedział, wyciągając broń z kabury. Wiedział, że w każdej chwili ten cały “Romul” mógł wejść na zaplecze, dlatego też stanął z boku, tak aby mieć na oku i drzwi i Beritha.
- Nie wiem gościu kim jesteś i czego chcesz, ale to twoja ostatnia szansa, aby się stąd zmyć. Zaraz wpadnie to Romul i cię rozkurwi psycholu.
- Nie zrobi tego. Mówi ci coś nazwisko Punchinello? Cóż.. powiedzmy, że to mój… ojciec chrzestny. Także proszę cię, jak człowiek człowieka. Porozmawiaj ze mną, powiedz mi co chcę wiedzieć, a ja może zapomne o tym, że chciałeś nasłać na mnie swojego goryla.

W tym momencie drzwi otworzyly się z głośnym hukiem. Do pokoju wpadł Romul, który okazał się być potężnie zbudowanym łysym typem, który agresje miał wypisaną na twarzy. Zaalarmowany krzykiem Beritha wiedział, że szykuje się rozróba. Nie był jednak przygotowany na to, że ktoś będzie do niego strzelał.
Tony bez wahania pociągnął za spust. Na szczęście dla Romula, nie strzelał by zabić. Jednak po trafieniu w kolano, było bardziej niż pewne, że gość karierę w branży ochroniarskiej ma już za sobą.
Mężczyzna krzyknął przeraźliwie i zwalił się z głośnym hukiem na ziemie. Berith krzykał niczym kastrowany wieprz. Jego piskliwy głos znany bywalcom klubu z ostrych i agresywnych numerów metalowych, dopiero teraz budził prawdziwy lęk.
Chłopak był przerażony. Był pewny, że umrze. Zasłonił twarz dłońmi i czekał na śmierć.

Tony spojrzał na byka zwalonego na podłogę za pomocą wystrzału z jego Berettty. Wzruszył ramionami i przekroczył jego cielsko, podchodząc do drzwi. Zamknął je na klucz i szybkim krokiem podszedł do Beritha.
-Widzisz. Mówiłem, że nie żartuje. Teraz będziesz ze mną rozmawiał?-
Słowa Tony’ego najwyraźniej nie docierały do Beritha. Chłopak nadal zakrywał twarz i cicho jęczał pod nosem.
Tony pochylił się, potrząsnął chłopakiem, ale na niewiele się to zdało. Nawet kilka mocny “liści” nie pomogło. Berith, właściciel muzycznego klubu i wokalista metalowego bandu, pogrążył się w kompletnej katatonii. Tony był bezradny.
Tymczasem ktoś zaczął szarpać za drzwi.
Berith! Jesteś tam!
Tony widząc, że nic nie będzie z przesłuchania postanowił się ulotnić. Jak gdyby nigdy nic otworzył drzwi i pewnym krokiem wyszedł z biura. W dłoni nadal trzymał Berretę. Ochroniarze spojrzeli na niego, ale nie powiedzieli ani słowa i szybko ruszyli do środka sprawdzić, co z ich szefem.
Tony tymczasem wyszedł przez tylne drzwi na wąską uliczkę na klubem.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline