Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2015, 18:43   #2
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Skankexowi aż żal było odwracać się plecami do drzwi, za którymi czekało upragnione złoto. Goblina zżerała ciekawość. Monety? Klejnoty szlachetne? Łup po zrabowanej świątyni? Wręcz drżał z niecierpliwości, a czuł już, że jego magiczny zmysł powoli zanika i nie zdąży wywęszyć kolejnej okazji poza tą, którą w tej chwili porzucał, i tą po drugiej stronie korytarza.

Śmiałkowie oświetlili odnogę tunelu płynnie przechodzącą w niewielki nieumeblowane pomieszczenie, którego ściany musiały być niegdyś obwieszone licznymi trofeami. Blask latarni, mimo że nie rozjaśnił całej izby, wskazał dwa duże głazy, pod którymi znajdowały się kałuże zakrzepłej krwi.

Dopiero gdy awanturnicy zobaczyli błyszczące na tych skałach kolczugi i topory, zdali sobie sprawę, że kamienie jeszcze do niedawna były umięśnionymi ciałami krasnoludów, prężnymi i twardymi jak żelazne druty. Twarze nieszczęśników nie zdradzały spokoju, tylko dręczące wątpliwości. Musieli wyzionąć ducha z okropnym okrzykiem.

Sami bohaterowie nie wiedzieli, jak długo stali nieruchomo niczym posągi, sycąc oczy widokiem dziwaczną przemianą, jaka czekała każdego z krasnoludów po śmierci.

- No to już wiadomo, dokąd nie warto iść - powiedział Clymm. - Nie bardzo wierzę w to, by istniały tutaj tylko dwie pułapki. Pewnie kolejne czekają na ochotników, chcących się zginąć nieprzyjemną śmiercią.

Spojrzał na podłogę, ale nie znalazł żadnych śladów, które by sugerowały, że krasnoludy przyszły tym korytarzem. Może weszły z tamtej strony?

- A w ogóle to złoto jest tam, prawda? - spytał Skankexa, wskazując przy okazji drzwi znajdujące się na końcu korytarza.

- Skankex czuć złoto na wprost… ale złota mniej niż za nami… - zaskrzeczał goblin podirytowanym tonem. Porażka przy starciu z zamkniętymi drzwiami wprowadziła go w stan frustracji. Z niezwykłym żalem oddalał się od skarbu, którego obecność wywoływała u niego tak niebiańskie uczucie. Miał nadzieje, że Ludziki zajmą się drzwiami, kiedy będą wracać z powrotem.

Widok skamieniałych krasnali jeszcze bardziej pogorszył jego nastrój, jednak ciekawość zwyciężyła. W końcu wolał wiedzieć, czy nie czai się tam jakaś bestia, która w każdej chwili mogła zajść ich od tyłu. Przywarł łapczywie do ściany, starając się zachować jak najciszej, po czym ruszył powoli korytarzem. Zatrzymał się wraz z końcem ściany, a następnie, przezornie przysłaniając jedno oko dłonią i mrużąc drugie, zaczął z wolna wychylać głowę zza rogu. Był gotów w każdej chwili rzucić się do ucieczki.

Drżąc na myśl o szponach i kłach wyskakujących z cienia, dzielny goblin ruszył na zwiad. Skankex musiał przyznać, że uczucie ciekawości i targające wnętrznościami obrzydzenie dzieliła zaledwie cienka granica. Całe szczęście jedyną bestią, jaką do tej pory śmiałkowie napotkali, była ta wyrzeźbiona na monstrualnej masce Clymma.

- Kolejny korytarz prowadzący nie wiadomo gdzie - poinformował towarzyszy alchemik. - Lepiej otwórzmy te drzwi.

Płomień rzucił koszmarną poświatę na czarny, kamienny ołtarz - masywny, ponury, bez rzeźb ani ornamentów, przywodzący na myśl ukryte świątynie z opowieści, w których gęsty dym unosił się bezustannie, a uprowadzeni ludzie byli składani w ofierze przed wielkim demonem, którego straszliwa głowa kołysała się po kres czasów w nawiedzonych cieniach.

- Pssst! Tam! Za tą ciemną bryłą! Skankex czuje skarb!

O sześć marmurowych kolumn kaplicy oparte były rzeźby thuliańskich legionistów w pełnym rynsztunku. Zaraz... To nie były zwykłe pomniki! Ciężkie włócznie przytrzymywały kościste dłonie. Całe szkielety były szarej barwy i odbijały światło latarni niczym stal.

Śmiałkowie oblizali spierzchnięte wargi, pełni obawy, że wariują. Oczodoły czaszek zdawały się rozpalać, najpierw na różowo, potem przez bladą czerwień aż do szkarłatu, a gdy rozbłysły niczym ogień piekielny, legioniści zeszli z podestów i sformowali szyk, kierując żądne krwi groty w stronę bohaterów. Wszystko to trwało nie dłużej niż kilka bić serca - zanim herosi zdążyli cokolwiek zrobić, szkielety skoczyły ku nim jak uwolnione sprężyny. Draug i Marduk, wojownicy, którzy wiedzieli, jak używać stali, zatrzymali legionistów w drzwiach, parując i blokując niosące śmierć pchnięcia z zimnym wyrachowaniem, podczas gdy El'jash, Skankex i Clymm stali dosłownie za ich plecami, napinając i zwalniając cięciwy w nerwowym pośpiechu.

Legioniści walczyli w straszliwy sposób - nie czynili żadnych wysiłków, by unikać pchnięć, cięć i strzał, stali wyprostowani i w zwartym szyku, pragnąc jedynie zabijać. Straszliwe czerwone ślepia przepalały śmiertelników wzrokiem. Okropny, cuchnący odór starości nasycił powietrze. Długie cięcia, pchnięcia i groty strzał były mało skuteczne, gdyż nie był to wróg, z którego tryskała krew i wnętrzności. Bohaterów ogarnęła szarpiąca nerwy upiorność. Dysząc w gniewie i przerażeniu grupka poszarpanych, splamionych krwią postaci gromadziła u swych stóp rozsypane szkielety. Skankex trajkotał i wrzeszczał przeraźliwie, gdy fontanna jego krwi trysnęła na posadzkę. Draug miał kilka głębokich ran, ale żadna z nich nie była śmiertelna. Krwawiący Clymm kiwał się jak pijany.

W końcu śpiew stali umilkł. Skołowani bohaterowie otrząsnęli się z napierającego oszołomienia. Goblin chwycił za flakonik, który według niego był uzdrowicielską miksturą. Napił się, po czym poczęstował rannych towarzyszy. Mimo że odświeżyło to ich fizycznie, nie byli pewni, czy są dalej gotowi rzucić wyzwanie mocom nieznanych umarłych i mocom żywych.

Z pomocą Clymma i El'Jasha Skankex odsunął ołtarz, za którym była dziura prowadząca do ukrytego skarbca. Śliniący się ze szczęścia goblin przeczesał pomieszczenie, znajdując setki srebrnych monet, klejnoty takie jak obsydian, cyrkon, onyks czy turmalin, marmurową głowę kobiety, którą Mężowie zidentyfikowali jako wizerunk bogini Tyche i tajemniczą, pokrytą starożytnymi thuliańskimi runami broszkę w kształcie skarabeusza, wykonaną z księżycowego srebra, używanego przez alchemików do tworzenia magicznych przedmiotów mających za zadanie chronić ich właściciela.

Broszkę do plecaka wrzucił Clymm. Niespodziewanie, gdy drużyna wracała korytarzem, Mąż zacharczał i zachwiał się, łapiąc się za gardło. Poszukiwacze przygód rzucili się ku niemu z pomocą, lecz było za późno. Z każdym drgającym oddechem z jego ust toczyła się krwawa piana. Nagle nieszczęśnikiem wstrząsnął mocny dreszcz i upadł ciężko twarzą w dół. Po chwili z jego szyi wypełzł żywy skarabeusz i znieruchomiał. Łomot serc niemal ich udusił. Bladzi jak morska piana przed sztormem, nie dowierzali w śmierć towarzysza i czarne sztuczki, których byli świadkami. Ich niewiarygodność graniczyła z groteską.

Powietrze wypełniło się posępną trwogą.

- Bogowie... Walczymy przeciw czemuś więcej niż miecze. - powiedział dotąd milczący Uwe, zajęty do tej pory otwieraniem drzwi, z którymi Skankex nie potrafił sobie poradzić. Mąż wykonał pobożny gest, co u rzezimieszka było rzadkością. - Pochowamy go?

- Tak. Przynajmniej tyle możemy dla niego zrobić. Dzielnie walczył. Czy ktoś wie, czy miał jakąś rodzinę…? - spytał paladyn, podnosząc się z kolan, skoro tylko się przekonał, że w żaden sposób nie zdoła już pomóc Clymmowi, a jedynie zaopiekować się jego doczesnymi szczątkami. Przeczuwał, że odpowie mu co najwyżej głucha cisza, więc pozwolił jej zabrzmieć, by tym wyraźniej usłyszane zostały kolejne jego słowa:

- Śmierć kresem cierpień. To było napisane na broszy. Musimy być bardziej uważni, nie działać bez zastanowienia. Efekty pośpiechu… - wskazał na ciało przeżarte przez skarabeusza, po czym celnym uderzeniem pałki posłał broszę w krótki ślizg po kamiennej posadzce, tak by mogli bezpiecznie wynieśc zwłoki.

- Na razie chyba najrozsądniej będzie zostawić tamto paskudztwo tutaj. Prawdopodobnie nigdzie sobie nie pójdzie, a już na pewno niezbyt daleko - powiedział Marduk ponuro, przemilczawszy możliwość zniszczenia przedmiotu, która z jednej strony zostałaby zapewne oprotestowana, a z drugiej wydawało mu sie wątpliwym, by skarabeusz rozpadł się od byle uderzenia.

- Skoro zaś komnata ze skarbem została otwarta, warto by do niej choć zerknąć, nim zdecydujemy się wycofać z podziemi. - mówiąc to, obwiązywał liną zdobyczną głowę posągu, tak by mógł ją wygodnie nieść i z łatwością położyć w razie potrzeby - Najwyraźniej nie my jedni zdecydowaliśmy się zbadać ten loch, nieroztropnie byłoby cofnąć się teraz i zastać później komnatę pustą, a skarb rozkradziony. -

- Jeśli w komnacie będzie strażnik, zawsze możemy uciec - dodał, podchodząc do drauga iprzykładając dłoń do rany na boku wojownika, by po chwili odjąć ją wraz z bólem i skrzepami krwi, pozostawiając zdrowe ciało - Ale też nie sądzę, żebysmy mieli być bardziej gotowi, na to co nas tam spotka.

Dał reszcie chwilę na zastanowienie, zdmuchnął świecę, przywdział tarczę - był gotów. Podszedł do drzwi i przygotował się by naprzeć na wzmacniane żelazem skrzydło. Przybycie nowego śmiałka uznał tylko za dobry omen.

- Witaj, nieznajomy. Jeśli przyszedłeś tu próbować szczęścia, to jest właśnie to, co zamierzamy teraz uczynić. masz dośc odwagi, by do nas dołączyć? - w tej chwili ta drobina męstwa i zaufania była wszystkim, czego był skłonny wymagać od przybysza, jak na początek.

- Wynn Grael - przedstawił się mężczyzna, trzymający w dłoniach miecze... opuszczone ostrzami w dół. - Widzieliśmy się wczoraj w karczmie - powiedział. - Ale - obrzucił bacznym spojrzeniem stojących - chyba było was więcej.

- Tak było. Góra jednak szybko zabija nieostrożnych. W istocie, jest to prawdopodobnie ostatnia komnata, jaką zamierzamy sprawdzić w tej pierwszej wyprawie, a i to tylko dlatego, że magiczny nos goblina wskazywał w niej wielkie skarby, które mogłyby wspomóc późniejsze nasze wysiłki… Trzeba nam będzie wrócić, pochować tragicznie zmarłego Clymma i wiele rzeczy przemyśleć. -

- Dobry nos jest wart góry złota - powiedział Wynn,

- Być może w tym przypadku cenniejsze okażą się szybkie nogi. Póki jednak drzwi pozostają zamknięte, nijak się o tym przekonać. Pchnijmy więc… -

Za progiem drzwi były zgromadzone pokryte pajęczynami i kurzem łupy wojenne z thuliańskich podbojów. Zdobione srebrnymi inkrustacjami i macicą perłową sprzęty były pozrzucane na bezładne stosy. Posadzka niemal całkowicie przysłonięta była szerokimi, złotymi monetami ze starożytnych mennic. W blasku latarni ożywały Ciężkie, drogocenne łańcuchy, które nie wisiały na szyi żadnego śmiertelnika od wieków. Dawne stroje gęsto przetykane klejnotami oślepiały swym lśnieniem oczy. Błyszczący niebieską poświatą miecz leżał w kącie.

A pod ścianą stał inkrustowany złotem sekretarzyk. Na postawionym przy nim krześle o wysokim oparciu siedział w bezruchu mężczyzna o długich, mlecznobiałych włosach, utrzymanych w nieładzie. Odwrócony był plecami do drzwi. Nie zareagował nawet najmniejszym drgnięciem, gdy awanturnicy zakłócili jego spokój. Sądząc po sztywności ciała nie spał ani nie był nieprzytomny. Najwyraźniej czekał na ruch śmiałków.

- Eeeee… - zaskrzeczał zaskoczony Goblin, wychylając głowę zza pleców stojących na czele ludzi. – Skankex przeprasza, że przeszkadza. To twoje skarby?

- Cicho... - syknął na niego Wynn, mając nadzieję, że te słowa nie dotarły do siedzącego za biurkiem jegomościa.

- Witaj, szlachetny panie - powiedział. - Poszukujemy kogoś, kto zechciałby nas oprowadzić po wspaniałościach Góry. Albo chociaż opowiedział nam coś o Górze Dwimmer. Czy zechciałbyś nam służyć pomocą w tej materii?

Żadnej reakcji. Zapanowała cisza tak dziwaczna i głęboka, że aż zagrażająca zdrowym zmysłom. Nagle na twarzach bohaterów odmalowało się niedowierzanie. Głowa tajemniczego nieznajomego obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, ukazując zwyrodniałe, trupie oblicze, niewiarygodnie szaleńcze i frenetycznie odpychające.

- Tak... Oczywiście, że tak... - Rysy wykrzywił ohydny grymas triumfu. - Po śmierci wasze dusze zwiedzą ze mną bezkresne, niezgłębione pozaziemskie światy!

Cham i prostak, pomyślał Wynn, mocniej ściskając miecze. Tymczasem Uwe ukradkowo wycofał się za towarzyszy, a następnie w ciemniejszy kąt. Liczył na okrążenie przeciwnika i uderzenie go od tyłu.

***

- Gdyby nie Skankex, zgnilibyście w lochach! - wytykał towarzyszom podekscytowany goblin. Alchemik, po wypiciu mikstury niewidzialności, zakradł się do skarbca, chwycił magiczny miecz i w samotnej walce pokonał nim upiora. Niestet nie obyło się bez ofiar - dzielny Draug poległ, gdy zjawa wyssała z niego życie. Przerażony Marduk zrezygnował z dalszych wypraw.

Pozostali - Wynn Grael, Uwe Welmer, El'Jash i Skankex, schodzili z Góry Dwimmer z workami i plecakami pełnymi złota.

 
Lord Cluttermonkey jest offline