Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2015, 12:16   #1
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
[Das Schwarze Auge] Łuskowate zagrożenie

rok 31 Hal, lub dla mniej światowych 1024 po upadku Bosparanu
13 września
wtorek


Kiedy brakuje gotówki, wypada czasem podjąć się pracy, która nie wydaje się najbardziej intratna. Tak było tym razem. Słyszeliście o problemach z achazami i rozbójnikami. Wszyscy słyszeli. Stąd, wtedy jeszcze się nie znając, najęliście się przy ochronie karawany z Winneb do Chaleby. Po minięciu Loch Haradhol okazało się, że droga ze względu na panujące deszcze jest nieprzejezdna. To doprowadziło do zmiany lokacji docelowej - wasz pracodawca, Nasul Aniba, wybrał Guaio. Dla was było to bez różnicy, wszak miasto jak miasto. Nie mogliście podejrzewać, że po drodze jeden z wozów utonie w bagnie, przez które jakiś idiota was poprowadził. Dodatkowo wierzchowce zachorowały na paskudną biegunkę i wszystkie, co do jednego - zdechły. To nie byłoby najgorsze - zawsze mogliście pobrać zapłatę od Nasula i udać się we własną drogę. Lecz zanim musieliście wybrać pomiędzy sumieniem a rzeczywistością, problem rozwiązał się sam. Musieliście uciekać przed grupą morfu, ohydnych, śluzowych istot, które wyłoniły się z bagnistego obszaru. Tak, wraz z nieszczęsnym kupcem, skończyliście w Guaio. Co jasne - nie zapłacił wam, bo samemu nie miał nic.

Do tej sytuacji by nie doszło, gdyby nie losy, które pchnęły was na południe. Otto szukał zarobku i wrażeń. Na południu, w Al’Anfie podobno można było się nieźle dorobić. Jednak nie spodziewał się, że kraj sam w sobie jest na tyle niebezpieczny, że lepiej samemu tam nie podróżować. Wrodzona ostrożność kazała mu zawrócić, gdy tylko poznał, jak tam wygląda naprawdę. Wrociwoj w wyniku życiowych perypetii i niezwykłego pecha wylądował w Guaio. Kiedy pacjentów brakło, udał się do Winneb, gdzie potrzebowano doświadczonego lekarza. Nieco tam nawet zarobił, jednak jeden z możnych mieszczan postanowił Wrociwoja pozbawić zarobku. Uznał, że cyrulik nie zrobił wszystkiego co mógł, oszpecił go (jakby ospa nie zostawiała po sobie śladów…) i na dodatek zniesławił, cokolwiek miałoby to oznaczać. Sąd uznał, że Placuch musi zapłacić spore odszkodowanie. I tak zarobki zniknęły. Hasso, podobnie jak Otto, poszukiwał zarobku i przede wszystkim wrażeń. Dotarł nawet do samej Al’Anfy. Postanowił jednak szybko wyjechać - atmosfera niewolnictwa mu nie pasowała. Ostatecznie z pustą sakiewką dotarł do Winneb.

W trakcie niefortunnej wyprawy z Winneb do Chaleby Hasso, Wrociwoj i Otto całkem dobrze się poznali. Kiedy udało im się dotrzeć do Guaio zdecydowali znaleźć wspólnie jakąś robotę - wiadomo, że łatwiej będzie zarobić w kilka osób. Szczególnie, że okolica była ostatnio mocno niespokojna.

I tak oto trafiliście na rynek, przed tablicę z ogłoszeniami. Oprócz spraw, na których za bardzo się nie znaliście czy nie byliście zainteresowani (“poszukiwany mag”, “wynajmę posługaczkę”), znaleźliście trzy oferty, które nie były złe.

Potrzebni ochroniarze do przeprowadzanie transakcji handlowej. Za wykonanie pracy zapłacę dwanaście talarów. Fider Agricola. Zakład szklarski przy Ślicznej.


Poszukiwani ochotnicy do patrolowania obszarów podległych Guaio. Ochotnicy zostaną przydzieleni do wyborowych oddziałów straży miejskiej i kuszników. Za dzień pracy wyżywienie i dwa talary na głowę.
Podpisano
Joruk Ehrwald


Vigo Melior, alchemik z zakładem przy ulicy Terdiliony, poszukuje chętnych do zbioru ziół. Potrzebne: biały mak (dwa talary), czterolistna jednojagoda (dwa grajcary) i estragon purpurowy (jeden grajcar). Zakupię w każdej ilości.


Kiedy przyglądaliście się ogłoszeniom, poranny wiatr przybrał na sile. Arkusze pergaminu zaczęły mocno łopotać, na niebo przywiało kilka pierzastych, cudownie białych chmur. Wiatr jednak robił się coraz mocniejszy i chłodniejszy. Ratusz, przed którym staliście, był piękną budowlą. Bielone ściany utrzymywały swoją czystość, loggia od frontu była wykonana z istnym kunsztem - śliczne, rzeźbione w motywy kwiatowe łuki, skryte w cieniu drzwi wejściowe, otwarte na oścież i pilnowane przez dwójkę zbrojnych ze szpadami przypasanymi do boków. Cały rynek był śliczny i żywy. Pomimo problemów z pożywieniem, targowisko było zatłoczone, pełne przeróżnych produktów, kupców, chętnych i kieszonkowców. Dostrzegliście, jak przez tłum przemieszcza się niczym cień, kapłan Borona. Ludzie rozstępywali się przed czarną szatą z szacunkiem, jak trawa ugina się na wietrze. Budynki wkoło placu charakteryzowały się żłóbkowaną rustyką, na piętrze często znajdowały się loggie. Parter często zdobiły także kamienne, nierówne płyty.
 

Ostatnio edytowane przez Ardel : 20-05-2015 o 06:47.
Ardel jest offline