Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2015, 12:14   #7
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Po wizycie domowej

Śledzenie samej klientki było raczej łatwe, gorzej gdy przesiadła się do taksówki. Dobry kierowca nieustannie kontroluje sytuację na drodze za sobą, nawet jeśli jest pusto i jedzie wolno. Ten którego śledził może i tego nie robił, ale z pewnością nie jechał w sposób, który ułatwiał skryte śledzenie. Mimo wszystko Jeremy wyrabiał się i nie rzucał we znaki. Na jakość swojego samochodu nie mógł narzekać, a taksówkarz dysponował takim samym, żółtym śmieciem jak oni wszyscy.


Zostawił Tony'ego i Maxime by rozejrzeli się po okolicy, w której klientka się na chwilę zatrzymała, a sam ruszył dalej za nią, tylko po to by odkryć, że skierowała się już w drogę powrotną do domu. Postał chwilę pod jej willą sfrustrowany marnowaniem czasu i zostawieniem dwójki współpracowników samych w dość nieprzyjaznym otoczeniu, ale było już po fakcie. By nie marnować więcej czasu postanowił udać się do Beritha.

Klub Hinnom

Jeremy poprawił krawat i upewnił się, że wygląda przyzwoicie. Chociaż na standardy tego miejsca, odstroił się jak na spotkanie z prezydentem.
- Witam - powiedział spokojnym tonem zbliżając się do ochroniarza. - Szukam właściciela tego miejsca, Thomas Newfield? Mógłby mnie pan skierować w odpowiednim kierunku? - spytał uśmiechając się lekko.
- Tam stoi - odparł odruchowo ochroniarz, aby po chwili się skonstatować i zapytał - A kim pan właściwie jest?
- Menadżerem zespołu… właściwie zespołów - poprawił się wywracając oczami. - Ale teraz reprezentuje interesy jednego, dużego, szukamy dobrego miejsca na koncert w Nowym Jorku, czegoś z klimatem, a… - zatrzymał się na chwilę i spojrzał na ochroniarza pytającym wzrokiem, podszedł krok bliżej, zmieniając ton głosu na konspiracyjny. - Nie będę pochopnie rzucał nazwy, ale to duży zespół i wywołuje pewne kontrowersyjne emocje. Jak rozumiem ochrona na najwyższym poziomie, co nie? - spytał puszczając mu oczko.
Ochroniarz pokiwał głową i mruknął:
- Niech pan chwilę zaczeka - po czym udał się w kierunku sceny, gdzie stał Berith i kierował dźwiękowcami.
Muzyk wysłuchał słów ochroniarza i zszedł ze sceny zbliżając się do Jeremy’ego.
- Berith - powiedział mężczyzna wyciągając dłoń na powitanie - Właściciel klubu. Ponoć jest pan menadżerem jakiegoś bandu, coby chciał u nas zagrać. Co to za kapela? Może znam? Interesuje mnie każdy rodzaj współpracy, a ponoć pana pupile robią rozpierdol na scenie. To fajnie, ludzie lubią takie rzeczy i wtedy walą drzwiami i oknami. Może przejdziemy do biura, napijemy się czegoś i omówimy temat.
Rozszerzone źrenice, szybkie dynamiczne ruchy i niemal nieustający słowotok były wystarczającymi sygnałami, aby Jeremy wiedział, że Berith sobie coś przyćpał. Była to zapewne amfetamina. Z jednej strony Berith w takim stanie mógł powiedzieć wiele ciekawych rzeczy, z drugiej jednak strony detektyw mógł nie mieć szczęścia i najbliższy czas będzie musiał spędzić wysłuchując jałowej mowy nagrzanego ćpuna.

***


- Siadaj stary - powiedział Berith wskazując starą, pociętą i pozszywaną kanapę, która wyglądała niczym meblowa wersja Frankesteina - Napijesz się czegoś? Z alko w sumie nie mam nic ciekawego. Tylko jakąś resztkę Johnny’ego Walkera. Jednak jak chcesz to mam też troszkę koko, jak lubisz. Mów, opowiadaj, co to za band. Ponoć to jakaś moc, znaczy się rozkurw, nie?
Jeremy wiedział, że musi wkroczyć jeśli nie chce, aby Berith zapętlił się i zaczął tak trajkotać bez końca.
- Chłopaki są z drugiego końca kraju i do tej pory tylko tam koncertowali, dlatego teraz próbuję ich tutaj wkręcić w okolice. Mamy póki co jeden w stolicy koncert, tutaj chciałem zrobić następny przystanek… Alchemist Acid się nazywają, może i słyszałeś - powiedział rzucając pierwsza lepszą nazwę. - Ze starym menadżerem wybrali się nawet do Europy i w sumie głównie tam, ale chcieli też trochę wschodnie wybrzeże rozkurwić więc teraz mają mnie - wyjaśnił uśmiechając się cwaniacko. - Tylko no… sami też pamiętają jak to jest być pod sceną więc wiedzą jakoś jak na publikę działać, nie wiem co to jest. Dlatego przyszedłem tutaj, nie? Widać, że to miejsce z odpowiednim klimatem, odpowiednimi ludźmi.
- To super stary. Takich ludzi właśnie szukam. Masz ich jakieś demo. Chętnie bym posłuchał.
- Hehe w sumie powinienem coś wziąć, zapomniałem, że w tych stronach są mniej znani, ale później sobie możesz spokojnie w necie znaleźć, nie? - powiedział rozkładając ręce przepraszająco. - Tak w ogóle… nie macie tu może dodatkowych atrakcji? Nie żebym miał coś przeciwko kokainie czy alko, ale chłopaki bardzo lubią dziewczyny i różne, różne inne rzeczy, za które oczywiście są skłonni dobrze płacić. A i jeszcze jedno! - przypomniał sobie przekręcając się na krześle i unosząc na chwilę palec do góry. - Masz jakąś salę prób w okolicy? Mam parę mniejszych zespołów, które chciałbym sprawdzić, a że w mieście jestem stosunkowo nowy to nie bardzo mam gdzie to robić. Też za odpowiednią wpłatą ma się rozumieć - dodał uśmiechając się.
- Widzę stary, że swój chłop jesteś, he, he, he - zaśmiał się Berith i klepnął detektywa w ramię - Znajdzie się i sala prób i panienki też będą. Wiesz powiem ci w sekrecie, że mam małe grono zaufanych dziewczyn, które wiedzą bardzo dobrze, co faceci lubią. Niech twój band przyjeżdża, to się na pewno dogadamy. U nas afterparty, to naprawdę ostra orgia, więc na pewno im się spodoba. A i dla ciebie się coś znajdzie, ale czuję, że i ty siedzisz w klimacie, więc się nie zawiedziesz.
Berith ponownie klepnął Jeremy’ego w ramię i przytulił po kumpelsku.
- Nie mów o tym nikomu, ale ja naprawdę potrafię zorganizować spoko towar. Od proszku, po panienki. Mój klub może nie robi furory na mieście, ale wiesz pewne klimaty nie są dla wszystkich. Rozumiesz o czym mówię. Pewne zainteresowania lepiej zatrzymać dla siebie.
Evans ostrożnie odwzajemnił uścisk, odrywając się od chłopaka puścił mu oko, w konspiracyjnym porozumienia.
- Myślę, że rozumiem. Przyznam, że nie spodziewałem się po szefie klubu takiego porządnego gościa… zawsze są to jakieś jebane sztywniaki albo pseudo mafiozi. Stąd też sam muszę się wciskać w garniaki - powiedział rozkładając ręce.
- Dokładnie stary, nie musisz mi o tym mówić. Ja sam jestem muzykiem. Czasami koncertujemy z chłopakami, choć ostatnio rzadziej bo się nam wokalistka wykruszyła. Dobra suka tak na marginesie. To w sumie ona wpadła na pomysł organizowania tych zajebistych afterparty. Ludzie płacą spore sumy, aby się na to załapać. Kapele oczywiście nie płacą - he, he, he - zaśmiał się znowu Berith i opadł na oparcie kanapy. Widać było, że faza mu powoli mija i za parę minut będzie miał zejście.
- Powiedz mi jeszcze kiedy chłopaki do mnie zawitają, co?
- Pewnie jakoś za tydzień - powiedział szybko, usiadł znów, splatając ręce. Uniósł brew pytająco chcąc powrócić do tego o czym wspomniał ćpun. - Czemu się wam wykruszyła? Nie gracie już bez niej?
- Skomplikowana sytuacja - mruknął Berith - Ona była można powiedzieć, moją dziewczyną, choć to może zabrzmi dziwnie. Wiesz, ja to zbyt wierny i stały nie jestem, nie. Ile można w sumie jedną dupę ruchać. I wcale nie o to poszło. Bo Lamia nie miała nic przeciwko. Sama też miała skoki w bok. Poszło bardziej o ideologię. Ona naprawdę mocno wkręciła się w te wszystkie rytuały i tak dalej. Troszkę panna pojechała po bandzie. A wiesz nie wszystkim się to podoba. Klimacik musi być, ale bez przesady. To zniechęca klientów, rozumiesz. A przecież z czegoś trzeba żyć. Ideologia i wiara hajsu ci nie da, co nie?
- Księża mogliby z tym polemizować - odparł Jeremy z uśmiechem. - Szkoda laski w takim razie - Evans westchnął w duchu. Tak jak mógł się spodziewać Berith był pozerem w stosunku do hardkorowej Lamii, która wpadła w towarzystwo gorsze niż ten śmieć. Wolał nie marnować tu więcej czasu by nie wydać swojej tożsamości. Wstał otrzepując spodnie. - Dobra wiesz co, dam ci się na razie wyluzować, jak ci faza przejdzie to se sprawdź w necie nas. W ogóle - zaśmiał się krótko wyciągając rękę - Tony Blair jestem. Odezwę się jeszcze na dniach, nie? Może warto byłoby coś razem się zabawić zanim na serio byśmy z interesami polecieli. Tę salę prób też bym chętnie zobaczył.
- Jasne stary. Zostaw jakiś numer do siebie. A i może wpadniesz jutro na koncert wieczorem. Szykuje się ostra impra. Będziesz mógł obczaić klimat i kumplom z bandu opowiedzieć. Co ty na to?
- Zobaczę jak z czasem, ale postaram się ogarnąć - powiedział zapisując mu na jakimś skrawku papieru swój numer, bo i czemu nie? Nie czuł się zagrożony przez takiego śmiecia, a jeszcze kiedyś mógł być przydatny.

Dwie godziny później

Jeremy usiadł najedzony w swoim fotelu, w swoim biurze. Na szybkim obiedzie przetrawił skąpe informacje, które otrzymał od Beritha. Niestety większość śledztw sprowadzała się do wielu przesłuchań które nie dają nic, paru, które dają skrawek i jednego przełomowego. Trzeba było odbębnić te gówniane, ale póki co sprawa nie wydawała się zmierzać w dobrym kierunku. Jeśli Lamia wpakowała się w sekty i tym podobne gówna, to mogła się szybko z nich wykręcić w bardzo nieprzyjemny sposób. Berith wspominał o rytuałach, a rytuały bardzo lubią ofiary.

Na razie postanowił poczekać na resztę ekipy, by w końcu móc się jakoś skonsultować i ustalić większy plan działania, skoro już wszyscy uzbierali jakieś skrawki informacji.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline