Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2015, 12:44   #8
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Veronica wsiadła do swojego sportowego Jaguara i wyjechała z willi w stronę centrum miasta. Po kilkunastu minutach była już na Manhatanie. Poranne szczyty już się skończyły i miasto było w miarę przejezdne.
Veronica prowadziła pewnie i była żywym zaprzeczeniem opinii, że kobiety to źli kierowcy.
W pewnej chwili pani Bertolli zwolniła i zatrzymała się obok postoju dla taksówek. Podeszła do ostatniej zaparkowanej taksówki i wsiadła do niej.
Kierowca, gdy tylko zatrzasnęła drzwi ruszył gwałtownie.

Śledzenie taksówkarza nie było już tak prostym zadaniem. Mężczyzna jechał szybko i często łamał lub naginał przepisy. Jeremy musiał ostro się napocić, aby mu dorównać, a z drugiej strony nie zdradzić się, że za nim podąża.
Taksówka kierowała się wyraźnie w stronę Bronxu, dzielnicy zamieszkanej głównie przez murzynów i latynosów. Nie była to przyjemna okolica i wyprawa pani Bertolli w te rejony była nader podejrzana.
Gdy taksówka znalazła się już w obrębie Bronxu, kierowca przez kilka minut lawirował pomiędzy uliczkami. Jeremy kilkakrotnie musiał zwalniać, aby nie wzbudzić podejrzeń. W końcu taksówkarz odpuścił sobie sprawdzanie i ruszył w kierunku docelowego miejsca.

Miejscem tym okazała się stara, opuszczona kamienica na rogu ulicy. W jej pobliżu wyburzono już większość budynków i teren zawalony był masą gruzu i śmieci. Jedynie ten budynek ostał się jakimś cudem. Okna na parterze i piętrze były zabite deskami, a w kilku miejscach na ścianach przybito tabliczkę ostrzegającą, że budynek może się w każdej chwili zawalić.
Pani Bertolli wysiadła z taksówki i poszła na tył budynku. Jeremy zatrzymał samochód kilkadziesiąt metrów od budynku i z resztą ekipy obserwował swoją klientkę. Taksówkarz nie odjechał i z zapalonym silnikiem czekał najwyraźniej na powrót Veronici.
Jeremy zakrył usta dłonią opartą o boczną szybę. Po chwili zastanowienia zdjął drugą dłoń z klamki, nie chcąc wysiadać.
- Olać… poczekamy aż odjedzie i ktoś z nas zostanie, rozezna się co tu jest i po co, do kogo tam poszła. Ja potem znów za nią pojadę - powiedział mając nadzieję, że kobieta długo tam nie zabawi. Takie okolice za bardzo przypominały Jeremy dawne, nieprzyjemne czasy.

Minął kwadrans dłużącego się niemal w nieskończoność czekania. Zarówno stojącą pod budynkiem taksówka, jak i samochód Jeremy’ego zwrócił już uwagę miejscowych. Na razie jednak obserwowali oni tylko oba samochody i czekali. Tony zauważył trzy grypy, które zebraly się w pobliżu.
W końcu po piętnastu minutach Veronica ponownie pojawiła się na ulicy. Po jej ruchach i pośpiechu widać było, że jest bardzo zdenerwowana. Szybkim krokiem podeszła do taksówki i wsiadła do niej. Po chwili taksówkarz ruszył w powrotną drogę.
Teraz wasz ruch.

-Ja się tu rozejrzę. - powiedział Tony. - Może... pójdziesz ze mną? - dodał do Maxine po chwili namysłu - Jeremy w tym czasie sprawdzi czy Bertolli wraca do domu, czy jedzie gdzieś indziej. - gangster zaproponował kobiecie aby poszła z nim z prostej przyczyny. Liczył, że jej obecność pozwoli na trzymanie jego mrocznej natury na uwięzi. Poza tym, co dwie pary oczu to nie jedna. Gdy jego towarzysze zgodzili się na ten plan, Tony płynnym ruchem wysiadł z samochodu, otworzył drzwi Maxine i skinął detektywowi. Następnie ruszył w kierunku budynku, w którym Bertolli spędziła ostatni kwadrans.
Przytaknęła w milczeniu. Wystarczyło, że Jeremy podąży śladem taksówki. I tak chciała rozejrzeć się właśnie w takiej dzielnicy jak ta. Miała swoje powody... A Tony na pewno miał ze sobą jakąś klamkę. Nie żeby czuła się całkiem bezbronna, ale żelazo bywało czasem dobrym argumentem w nieprzyjemnych rozmowach.
- Dobra Tony, prowadź. - powiedziała

W zdewastowanym bloku

Tony i Maxine wysiedli z samochodu i ruszyli do budynku. Mafiozo kątem oka obserwował okolicę i z przykrością zauważył, że wszystkie trzy grupy które ich obserwowały rozpłynęły się w powietrzu. Było niemal pewne, że udali się dokładnie tam, gdzie zmierzała dwójka detektywów.

Gdy Tony i Maxine znaleźli się na tyłach budynku dostrzegli chyba jedyne wejście prowadzące do środka. Była to niewielka wyrwa w zamurowanych na głucho drzwiach. Oświetlając sobie drogę latarkami z telefonów ruszyli pewnie do środka.

Wnętrze budynku prezentowało się jeszcze gorzej niż jego elewacja. Niegdyś zapewne piękna kamienica, obecnie wyglądała fatalnie. Obdrapane tynki, połamane meble walające się na podłodze i ogólny panujący wszędzie rozkład i dewastacja.
W wielu miejscach widniały ślady graffiti. W większości były to symbole lokalnych gangów i proste sentencje wypisane przez domorosłych poetów w stylu “God Hates Us All” Wokół panowała niezmącona cisza. Można by rzec, że słuchać najdelikatniejsze uderzenie serca.
Tony i Maxine dostrzegli w zalegającym na podłodze pyle świeże ślady. Należały one niewątpliwie do Veronici Bertolli i prowadziły do piwnicy budynku.
Detektywi już zmierzali w tamtym kierunku, gdy z góry doszły do ich uszu, jakieś dziwne szmery.

Spojrzała pytająco na towarzysza wskazując oczami na sufit i potem ręką na niego i siebie. Ktoś kręcił się na górze i głupio by było, żeby z zaskoczenia odcięto im drogę powrotu albo przygotowano niespodziankę.
Tony skinął głową, dając znać, że zrozumiał przekaz Maxine. Odruchowo sięgnął do kabury, która znajdowała się pod marynarką, ale gdy położył dłoń na kolbie swojej Beretty spojrzał na dziewczynę. Adrenalina, która w nim wzbierała znalazła swoje ujście, tym razem nie przez brutalność. Gangster odpiął jedynie skórzany pasek, który zabezpieczał broń, aby w razie potrzeby mógł szybko jej dobyć, po czym ruszył powolnym krokiem ku górze, starając się zachowywać jak najciszej, aby zaskoczyć osobnika, który szukał czego lub kogoś w tym opuszczonym budynku.
Max pozostawała lekko z tyłu, po drugiej stronie schodów, tak aby ubezpieczać towarzysza.

Gdy tylko Tony wszedł na schody, stało się coś co zachwiało zmysłami pary detektywów. W powietrzu rozległ się dziwny dźwięk przypominający zwolnienie starej, analogowej migawki w aparacie. Jedno uderzenie serca później świat zakołysał się, jakby stabilną, betonową podłogę zastąpił okrętowy pokład. Tynk ze ścian począł odłazić niczym łuszcząca się skóra. Każda kolejna sekunda powodowała coraz większą dezintegrację rzeczywistości. Wszystko wokół zaczęło w oka mgnieniu ulegać dewastacji, i postępującej entropii. Stabilne i jakże namacalne jeszcze przed chwilą rzeczy nagle zaczęły przypominać przedmioty z obrazów Salvadora Dali. Schody na których stał Tony zaczęły się wyginać i falować.
Oboje detektywów stało, jak sparaliżowani. Ich umysły nie były gotowe na coś takiego. Strach dławił ich i nie pozwalał się ruszyć, choćby o krok.
Mijały sekundy, a opuszczony budynek stojący niemal w środku Nowego Jorku przestał istnieć. Roztopił się i wyparował niczym lody upuszczone na chodnik.
Tony i Maxine nadal stali w tym samym miejscu, ale rzeczywistość wokół nich uległa zmianie.

Teraz para detektywów stała pośrodku, rozległej pustyni, która przywodziłą na myśl opuszczone pole bitwy. Na ziemi, która miała rdzawą barwę walały się poszczerbione miecze, topory i włócznie. Gdzieś dalej można było dostrzec broń bardziej współczesną, ale i ona nosiły ślady postępującego rozkładu.
Co kilkanaście metrów, tkwił wbity w ziemię łopoczący na wietrze, poszarpany sztandar. Cała okolica niemal ziała grobową atmosferą.
Gdzieś na horyzoncie majaczyły ruiny potężnego miasta. Wśród masy budynków mniejszych i większych wyróżniały się dwie, sięgające niemal nieba ogromne wieże.

Z odrętwienia Tony’ego i Maxine wyrwał odgłos zbliżających się kroków. Z oddali szedł wolno w ich stronę, jakiś mężczyzna. Emanowała od niego moc, wielka charyzma i jakiś nieokreślony patos. Umysły detektywów pozostały stabilne i z niezwykłą precyzją obserwowały otaczający ich świat.

***
c.d. w poście Felidae
***

Tony usiadł i rozejrzał się dookoła. To co zobaczył zszokowało go - zmasakrowane ciała Latynosów, którzy jeszcze, zdawać by się mogło, przed chwilą grozili im śmiercią, leżały teraz na ziemi, a puste oczy wpatrywały się ślepo w sufit. Gangster poniósł się z ziemi przy akompaniamencie gruzu trzeszczącego pod jego butami, następnie pomógł wstać Maxine. Gdy jednak wyciągnął do niej swoją rękę, zobaczył, że cała jest we krwi, tak samo jak reszta jego ubrania. Gdy kobieta stała już na nogach Tony rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Nie wiedział ile tu leżeli, ale przyjechali za dnia, a był już wieczór, wnioskując po ulicznych latarniach.

-Kosmos jest labiryntem zbudowanym z labiryntów.- powtórzył za tajemniczą postacią z... wizji? - Też to widziałaś? Wszystko to samo co ja, prawda? To nie było tylko w mojej głowie? Byłaś tam razem ze mną!
Co tu się kurwa dzieje?!
- krzyknął mafioso. Czuł się bezradny, tak samo jak w swoim domu dwadzieścia lat temu. Tak jak wtedy, tak teraz siedział na podłodze, zdezorientowany i dziurą w pamięci.
-W twojej głowie też namieszał, co? Rozumiesz coś z tego? To... to nie pierwszy raz, przynajmniej dla mnie, ale nie potrafię nic z tego wywnioskować- kontynuował Tony.

-Musimy się stąd zabrać, zadzwonię do chłopaków, żeby nam pomogli - gangster wyciągnął komórkę i wykręcił dobrze znany sobie numer. Zadzwonił do swoich podwładnych, którzy specjalizowali się w brudnej robocie i czyszczenie miejsc zbrodni nie było dla nich niczym niezwykłym. Poprosił ich również o komplet czystych ubrań dla siebie i Maxine.

-Musimy powiedzieć o tym reszcie. Myślę... czuję, że to ma jakiś związek z całą sprawą. A może nie? Może tracę rozum? Ale ty też to widziałaś, prawda?- Tony nie był pewny czy to co widział było prawdą czy wytworem jego zniszczonego latami "pracy" w mafii mózgu.

Jedno było pewne, gdy tylko zjawili się jego pomocnicy, przebrał się w czyste ubrania i ruszył do biura Jeremy'ego, aby przedstawić mu to czego się dowiedzieli.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline