Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2015, 14:57   #9
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
późnym wieczorem... w biurze detektywa

Veronica Bertolli coś przed nimi ukrywała, a Maxine bardzo nie lubiła kiedy ktoś wodził ją za nos.
Ale to co wydarzyło się na Bronxie, w opuszczonym budynku w ogóle nie powinno się było wydarzyć...

pustynia w nieokreślonym wymiarze... w chwilę potem jak na horyzoncie pojawiła się dziwna postać

- Czy ja zwariowałam? - powiedziała cicho Maxine. W pierwszej chwili chciała uciekać, ale po pierwsze dokąd.. po drugie jej wrodzona ciekawość zaczynała wygrywać. Jeśli ten człowiek, czy raczej postać to ta sama zjawa, która pojawiała się w czasie jej ‘incydentów” to może wreszcie dowie się o co w tym wszystkim chodzi… Wszystko było lepsze niż dalsze życie z tym….darem? przekleństwem?

Mężczyzna zbliżał się wolno, ale nie ubłaganie. Szum wiatru przybierał na sile, podnosząc z ziemi coraz większe tumany kurzu. Para detektywów spoglądala co i rusz na siebie i czekała.

Im mężczyzna był bliżej, tym można było dostrzec coraz więcej szczegółów jego anatomii. A ta…. ta była tylko z pozoru ludzka.
Mężczyzna ów wyglądał tak, jakby został obdarty ze skóry. Było widać wszystkie jego mięśnie, które poruszały się zwinnie i pewnie. Przy każdym ruchu jego ciało spływało krwią. Ubrany był w skórzany, czarny płaszcz z odprutymi rękawami. Poły płaszcza powiewały na wietrze odsłaniając odrażające ciało pozbawione skóry. Twarz mężczyzny przedstawiała jeszcze gorszy widok. Trupioblada skóra wyglądała niemal groteskowo. Oblicze przybysza zdobiły dziwne skaryfikacje, które układały się w jakiś chory wzór. Rany cały czas krwawiły, jakby zostały zadane dosłownie kilka chwil temu.
Mężczyzna spojrzał na detektywów, białymi, pozbawionymi źrenic oczami.

- Kto was tu przysłał? - zapytał mężczyzna. Choć detektywów dzieliło od niego jakieś dwadzieścia, może trzydzieści metrów to jego słowa brzmiały czysty i wyraźnie.

-Co do kurwy… - zaklął pod nosem Tony. Spojrzał na Maxine. Ona też tu była, widział ją i mógł dotknąć. Coś mu to przypominało, sytuację z dzieciństwa. Strzępy obrazów powoli napływały do jego mózgu. Poczuł, że jego serce przyspiesza, a w płucach zaczynało mu brakować tchu. Oddychał szybko i płytko, podczas gdy świat wokół zmieniał się i wirował. Gdy jego wzrok spoczął na postaci w oddali Tony zwrócił się do Maxine
-Też TO widzisz?- rzucił, nie spuszczając wzroku ze zbliżającego się osobnika.

Kobieta skinęła tylko twierdząco głową. Postać mężczyzny przerażała ją i jednocześnie fascynowała.

Gdy padło pytanie Tony przechylił głowę, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi. Tym razem postawił na racjonalne podejście do nieracjonalnej sytuacji
- Nikt. Była tu kobieta, której córka zaginęła, śledziliśmy ją i chcieliśmy sprawdzić czego tu szukała. Gdzie jest to *tu* i kim jesteś? - powiedział gangster do nienaturalnie bladej postaci. Oczekując na rozwój wydarzeń przebierał palcami u prawej dłoni, jakby chcąc odpędzić jej swędzenie, a w rzeczywistości walczył z pokusą, aby wyciągnąć swoją broń i wymierzyć ja w mężczyznę.

Maxine przełykała nerwowo ślinę. To nie był czarnoskóry z jej ...wizji

- Gdzie my jesteśmy? Co tu się dzieje? - spytała prawie równocześnie z Tonym.
Jej całe ciało aż rwało się do ucieczki, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie mogła. Stała więc tylko, cała w napięciu oczekując rozwoju wydarzeń.
Słowa Tony’ego brzmiały dziwnie w tym miejscu, jakby zakłócały panujący tutaj mimo wszystko spokój.
Mężczyzna praktycznie nie zareagował na wyjaśnienia, jakie otrzymał. Trudno było orzec, jakie wywołały one na nim wrażenie. Tony walczył ze sobą, aby sprawę rozwiązać sposobami do jakich nawykł przez lata. Na razie się jednak powstrzymał i czekał na rozwój wydarzeń.
Cisza przedłużała się, aż mężczyzna w końcu skłonił głowę i na oczach zdumionych detektywów rozpłynął się.
To samo stało się z kamienistą ziemią, jaką para detektywów miała pod stopami.
Ziemia osuwała się, jakby pod nią znajdował się ogromny lej, który wszystko wciągał.
Maxine i Tony stracili równowagę i zaczęli spadać w bezdenną przepaść.
Ich krzyki i jęki nosiły się głośnym echem i raniły bębenki.


- Coście, kurwa za jedni? - wrzeszczał młody Latynos pochylając się nad Tonym i Maxine i mierząc do nich z pistoletu.
- Mówię ci Hesus, że to jakieś ćpun.
- Ta ćpuny? W takich łachach. Jasne
Maxine i Tony leżeli przy schodach. Byli zdezorientowani i lekko przestraszeni, jednak ich zmysły nadal pozostały świadome. Nie wiedzieli tylko, czy wielkie pobojowisko i obdarty ze skóry mężczyzna byli zbiorową halucyjnacją, czy czymś zupełnie innym.
- No! - ponaglił Latynos wymachując Tony’emu spluwą przed nosem - Gadaj, coście za jedni.
Tony leżał na plecach, a za jego głową stał młody latynos, przez co gangster widział go do góry nogami. Mężczyzna mrugnął kilkukrotnie oczami, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się przed chwilą stało. Powoli usiadł, ignroując zupełnie dwójkę chłopaków, po czym podniósł się na nogi i pomógł wstać Maxine. Gdy stali już na nogach, otrzepał swoje ubranie.
-Spokojnie. - powiedział powoli, a jego głos brzmiał harmonijnie. Tony używał swoich zdolności do manipulacji ludźmi, która pomogła mu wspiąć się na szczyt drabiny kariery w Rodzinie. - Jesteśmy znajomymi, kobiety, która była tu przed chwilą. Martwimy się o nią, więc pojechaliśmy za nią, aby sprawdzić, gdzie pojechała i czy nic jej się nie stanie. Ostatnio ma problemy emocjonalne…- mówił mafioso.
Powrót do realnego świata oszołomił odrobinę Maxine i była zadowolona, że to Tony rozpoczął dialog z latynosami. Pozwoliła mu się podnieść, otrzepała spodnie, a potem zrobiła przerażoną minę udając na tyle na ile umiała przestraszoną blondynkę. Pochyliła lekko głowę, jej usta wykrzywiły się układając do płaczu, a z gardła wydobył się drżący głos:
- Kochanie - powiedziała do Tony’ego - czego chcą ci panowie?
To brzmiało tak jakby za chwilę miała się rozbeczeć.
Jednocześnie spod przymkniętych powiek obserwowała gangsterów gotowa na szybkie uderzenie, tak jak szkolono ją w MI-6.
Ledwo Tony wstał, Latynos kopnął go gwałtownie w klatkę piersiową, posyłając ponownie na ziemię. Ferriello uderzył w ścianę z głośnym hukiem. Słyszał i czuł trzask łamanych żeber. Maxine czujnie obserwowała domorosłych gangsterów gotowa w każdej chwili na reakcję. Gdy jeden z Latynosów zaatakował, rzuciła się na drugiego.
Ten jednak wykonał ekwilibrystyczny unik i ciosem z półobrotu, posłał Maxine na ziemię. W tej chwili kobieta wiedziała, że coś jest nie tak. Dwójka uliczników zachowywała się niczym wyszkoleni funkcjonarusze SWAT-u. Maxine siedziała na ziemi i z ledwością łapała oddech po ciosie jaki otrzymała szyję.
Spojrzała w górę na sufit i dostrzegła coś zupełnie nierealnego. Ze stropu leciał śnieg. Białe, drobne płatki spadały na ziemię.
Nie! To nie były płatki! To były małe, drobne, biale robaczki. Miliony robaków spadających z sufitu. Maxine złapała się za głowę i zaczęła zrzucać je z siebie, krzycząc przy tym wniebogłosy.
Tony nie spodziewał się takiego refleksu po zwykłym uliczniku. Cios Latynosa zaskoczył go zupełnie. Mimo bólu sięgnął za pazuchę i wyciągnął swój pistolet zamierzając wypalić prosto w twarz chłopaka.
Latynos jednak ponownie był szybszy.
Wymierzył w Tony’ego i oddał strzał prosto w głowę.
Krew trysnęła na ścianę, a roztrzaskana czaszka rozbryzła się po całym pomieszczeniu.
Maxine przestała krzyczeć i spojrzała na konającego partnera. Nie mogła z siebie wyydobyć słowa. Z otwartymi ustami wpatrywała się tylko w rozgrywającą się na jej oczach scenę.

Nagle Latynos się odwrócił i spojrzał w oczy Maxine. Jednak teraz nie był to już młody gangster. Zamiast pogodbnej twarzy nastolatka w twarz Maxine spoglądał wyskaryfikowany mężczyzna o oczach pozbawionych źrenic.

- Kosmos jest labiryntem zbudowanym z labiryntów. - powiedział spokojnym, wręcz monotonnym tonem
Po czym pstryknął palcami i zapanowała kompletna ciemność.


Kiedy się ocknęli było już ciemno. Przez brudne okna do środka wpadało nikłe światło latarni.
- Co....? - Maxine złapała się za głowę. Bolała jak diabli, jak na najgorszym kacu. Nie to jednak było najgorsze. Najpierw zauważyła krew na rękach i na ubraniu. Była ranna?
Potem jednak dostrzegła strzępy, tak strzępy dwóch młodych latynosów.

Zrobiło jej się niedobrze. - Tony?- zawołała cicho. Widziała jak jego głowa pękała jak dojrzały arbuz, ale mimo tego zawołała. Był. Stanął przed nią równie mocno zakrwawiony i przestraszony. Ale żywy.
Chyba dopiero teraz zrealizował co się stało.

Chciała się odezwać, uspokoić, ale jej towarzysz był w dużym szoku. Zadawał pytania, szukał potwierdzenia. a przecież ona niczego nie mogła wytłumaczyć. Czy byli ofiarą zbiorowej halucynacji? Ale skąd wtedy dwa trupy?

Trupy... O boże, to było ich dzieło? Czy może ten potwór z pustyni ponownie pogrywa sobie z ich wyobraźnią? Ale poza nimi nie było nikogo w bydynku. Panowała głucha, przejmująca cisza.
Jakby wcześniej nic się nie wydarzyło.
-Tony....daj spokój. Widziałam i słyszałam wszystko co ty. Teraz trzeba stąd jakoś wyjść, posprzątać, zawiadomić resztę. - nie mogli wezwać policji. Jak wytłumaczyliby dwa rozerwane na strzępy ciała? Co z odciskami palców?

Zadziałało. Tony okazał się być prawdziwym profesjonalistą. Wezwał chłopaków, którzy najprawdopodobniej nie raz znaleźli się w podobnej sytuacji.
Nie przyglądała się, szybko wykonała kilka telefonów do reszty zespołu umawiając pilne zebranie w biurze detektywa.
Było wiele do omówienia i do zaplanowania.

Miała ochotę przycisnąć panią Bertolli. Może kobieta wiedziała z czym przyszło im się... spotkać.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline