Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2015, 14:52   #8
Egzio
 
Egzio's Avatar
 
Reputacja: 1 Egzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie coś
Godzinę wcześniej

Arcykapłan był prowadzony do swego pokoju przez młodego służącego w wieku dwudziestu lat, kandydował on na stanowisko kapłana, ale przedtem musiał służyć kościołowi i udowodnić ze będzie godnym sługą bożym, nazywał się Ethan, jego rodzina, podobnie jak on, była głęboko wierząca, toteż Ethan większość swego życia poświęcił na modlitwy i przyjmowaniu bożych nauk.
- Jeszcze tylko kilka kroków panie... - odparł chłopiec w stronę arcykapłana który powoli tracił równowagę, szli po krętych schodach, fakt ze siedziba arcykapłanów od wieków znajdowała się na samym szczycie świątyni był w tym przypadku wyjątkowo nieprzyjemny.
***

Zarówno chłopiec jak i arcykapłan dotarli do komnaty, pośrodku stało ogromne łoże, po lewej stronie od strony drzwi znajdował się stół na którym leżała woda i chleb z kawałkiem mięsa na glinianym talerzyku. Chłopiec posadził arcykapłana tuż przed stołem.
- Musisz jeść panie, paladyn Daric prosił bym pomógł cię nakarmić. - odparł chłopiec i podniósł kubek z wodą po czym przyłożył do ust arcykapłana, ten zrobił dziubek i pociągnął delikatnie z kubka.

***

Godzinę później wszyscy w świątyni usłyszeli przeraźliwy krzyk
- Arcykapłan nie żyje! Arcykapłan nie żyje!


Accelius

- Cieszę się ze się dogadaliśmy. - mężczyzna w czarnym płaszczu poklepał swoją lewą dłonią Acceliusa po ramieniu, po chwili chwycił go za nie z całej siły, zabrzmiały dzwony, ale mężczyźni zachowywali się jakby nawet ich nie usłyszeli. - Moi przyjaciele wyniosą twój towar do powozu który czeka na zewnątrz, a ja sobie w międzyczasie tu z tobą postoje, co by nie przyszło ci do głowy coś głupiego, gdyby przyszło bardzo byśmy się pogniewali...
Accelius wyrabiał broń dla wojska i paladynów, był najbardziej szanowanym kowalem w mieście, toteż utrata takiej ilości towaru negatywnie odbije się na jego finansach i możliwe ze przez kilka miesięcy mężczyzna będzie głodował, sama utrata licznego towaru to nic w porównaniu do tego jak wpłynie to na opinię Acceliusa w mieście, prawdopodobnie popyt na jego broń spadnie.
Pozostali mężczyźni w kapturach wynosili uzbrojenie z magazynu w dużych drewnianych pudłach, ważyło to naprawdę wiele, a mimo to ci ludzie nie okazywali nawet cienia zmęczenia.
- Albo wiesz co..... Steve! - mężczyzna który trzymał Acceliusa zwrócił się w stronę kolesia który właśnie wychodził z magazynu - Może zabierzemy tego kowala ze sobą? Zawsze nam się przyda ktoś kto potrafi wyrabiać porządną broń.
- W charakterze niewolnika, czy zamierzasz kolesiowi proponować pracę? W tym drugim przypadku.... - zapytał Steve, mężczyzna trzymający Acceliusa pokiwał przecząco głową.
- Przez lata łykał religijną propagandę, po dobroci nic dla nas nie zrobi. - mężczyzna spojrzał na Acceliusa i uśmiechnął się paskudnie - Udanego dnia to ty dzisiaj nie masz, nie, młody?


Cassandre

Kobieta spojrzała na flakonik z trucizną wyraźnie przerażona, ale wyszła z założenia ze lepsze to niż nic, kiwnęła głową twierdząco, nie zdążyła nic odpowiedzieć, zabrzmiały dzwony, pożegnała się jedynie skinieniem głowy i krótkim, ale niepewnym ,,Dziękuje'' z Cassandre i obydwie ruszyły w stronę świątyni.
Na ulicy panował chaos, ludzie przepychali się nawzajem byleby tylko zdążyć do świątyni i zdążyć zająć najwygodniejsze miejsca.
W końcu wszyscy stanęli przed olbrzymią świątynią która była najwyższym budynkiem w mieście, wręcz monumentalnych rozmiarów świątynia zbudowana w gotyckim stylu z ogromną wieżą i dzwonem na samej górze, drzwi były zamknięte, toteż wszyscy natychmiastowo ruszyli na tyły budynku gdzie znajdował się ogromny dziedziniec, było to ogromne, porośnięte trawą podwórze gdzie na samym końcu znajdował się inkwizycyjny plac egzekucyjny będący jednocześnie miejscem w którym dochodziło do najważniejszych przemów największych głów kościoła. W okół placu stało dwudziestu ciężko uzbrojonych paladynów, na samym placu stał burmistrz, kat z czarnym workiem na głowie i kapłan z księgą pod pachą. Pierwszy naprzód wysunął się burmistrz.
- Drodzy obywatele! Smutny to dla nas dzień! - krzyknął burmistrz unosząc dłonie - Swego żywota dokonał arcykapłan, głowa kościoła, jedna z najważniejszych osobowości w naszym kraju.
Rozległa się wrzawa, tłum zaczął krzyczeć, modlić się, dyskutować.
- Jak dobrze wiemy, arcykapłana zżerała choroba, jednak z przykrością muszę oznajmić iż w tym przypadku dopuszczono się do morderstwa w wyniku którego zginął zarówno arcykapłan i trzech innych kapłanów, zatruto bowiem dzban z wodą który.... zrobił to jeden z służących którego udało nam się przyłapać na gorącym uczynku w trakcie gdy podawał arcykapłanowi wodę i dziś czeka zasłużona kara!
Tym razem tłum zaczął wiwatować z wściekłością.
- Zabić go! Zabić go! - krzyczeli, po chwili na plac egzekucyjny weszło dwóch paladynów ciągnących za sobą młodego służącego w białej koszuli, jego stopy szorowały po ziemi, położono go tuż przed pniem, mężczyzna płakał, ale miał zakneblowane usta, toteż nie mógł nic powiedzieć ani wykrzyczeć.




W międzyczasie, we wsi Uiop


Eliar, Nora, Leon
Wieś Uiop była cichym i spokojnym miejscem, życie toczyło się tam swoim własnym rytmem który nigdy nie był zakłócany przez żadne niebezpieczeństwa. Można by powiedzieć ze był to raj dla ludzi poszukujących świętego spokoju i chcących żyć w zgodzie z naturą bez cywilizacyjnego chaosu.
Problemy zaczęły się wtedy gdy król Jack i Henry wszczęli wojnę, wioska leżała na granicy obu państw i była najbardziej narażona na przejazd wrogich wojsk, w tym przypadku wojsk króla Henrego. Wiele osób chciało wyprowadzić się do mniej narażonych na niebezpieczeństwo wsi, ale budżet na to nie pozwalał, większość tutejszych nie miało prawie żadnych pieniędzy, wszyscy żyli z hodowli zwierząt, upraw, rąbaniu drewna, polowań, i wspólnie wymieniali się tymi surowcami.
I właśnie na ten temat debatowali wszyscy obecni w gospodzie ,,Pod Szczęśliwym Pijakiem'', była to typowa wioskowa gospoda, gospodarzem był chudy, łysy mężczyzna z niebieską kozią bródką i sygnetami w kształcie czaszek na dłoniach, wyglądał dosyć nietypowo i był uważany za największego dziwaka w wiosce - ale za to miał najlepsze piwo pod słońcem, toteż nikt nie narzekał.
Siedzieliście razem przy jednym stoliku, nie z własnej woli, w całej gospodzie były tylko trzy stoły, przy jednym siedziało trzech farmerów prowadzących głośną debatę na temat ,,idiotyzmu króla Henrego'' i ,,debilizmu króla Jacka'' i widma wiszących nad wioską Uiop, przy drugim siedziały cztery, niezbyt urodziwe kobiety plotkujące na różne tematy, wszystkie dotyczyły życia prywatnego innych osób.
- Ja to się boję ze nas zajebią, jak chuj, to możliwe, Henry będzie chciał pogrozić naszemu królowi, my będziemy najbliżej, i jebut kurwa! - krzyknął jeden z farmerów i gruchnął pięścią w stół
- Panie, co pan pierdolisz, Henry jest religijny, religia zabrania mordować niewinne osoby. - odparł stanowczo drugi wieśniak.
- Polityka ma w dupie religie, jak chcą se zajebać, to zajebią, czy bóg pozwoli, czy nie. - odpowiedział pierwszy, trzeci kiwał pierwszemu głową na znak ze się z nim zgadza.
 
Egzio jest offline